środa, 6 czerwca 2012

6 czerwca

"Jestem przekonany, że skuteczne wykorzystanie istniejącego potencjału współdziałania i produktywna koordynacja w sprawach międzynarodowych odpowiada interesom naszych krajów, a także stanowi czynnik utrwalania ogólnoeuropejskiej stabilności i bezpieczeństwa" - oto fragment życzeń urodzinowych zlożonych przez Putina naszemu Komorowskiemu. Te życzenia tak mnie i zdziwiły i rozśmieszyły, bo nigdy przedtem nie słyszałam/czytałam czegoś bardziej dziwacznego. Żadne tam plebejskie "sto lat", czy "wszystkiego najlepszego" albo takie "zdrowia, szczęścia, pomyślności itd." Te putinowskie życzenia są tak wyrafinowane, że postanowiłam je wykorzystać i to już za chwilę, bo Paulina ma akurat urodziny i z tego powodu w całej Szwecji powiewają flagi, powiem więcej - wszyscy mają wolne! (Bo tak z okazji tych urodzin Szwecja ma swoje święto narodowe). Już sobie wyobrażam minę Pauliny, kiedy odczyta, bo będą na piśmie, ustnie nie zapamiętam, takie oto życzenia: Kochana Paulinko jestem przekonana, że skuteczne wykorzystanie istniejącego potencjału współdziałania i produktywna koordynacja w sprawach codziennych odpowiada interesom naszych domów, a także stanowi czynnik utrwalania ogólnorodzinnej stabilności i bezpieczeństwa" - no lepszych życzeń chyba nie można złożyć, a przede wszystkim wymyśleć! Jakie one mają brzmienie i potencjał! IMPONUJĄCE. Putin zainspirował mnie na całego. U nas w rodzinie nastąpił teraz urodzaj na urodziny. W sobotę córka mojej szwagierki Moniki świętowała swoją pierwszą trzydziestkę. W Szwecji panuje zwyczaj, by takiego jubilata, który obchodzi "okrągłą" rocznicę swojego istnienia na ziemi uczcić z rozmachem i koniecznie czymś zaskoczyć. Najczęściej rodzina i znajomi wymyślają jakieś atrakcje. Monika wymyśliła, że pojedziemy cichaczem do jej córki, zapakujemy do samochodu i zawieziemy do Megazone. Megazone to takie miejsce gier. Można tam do siebie strzelać, no i bawić się w Fort. Jest pełno pomieszczeń z różnymi zadaniami do wykonania - a to trzeba się wspinać po sznurkach, a to czołgać, wskakiwać, podciągać się. I te wszystkie zadania trzeba wykonać w określonym czasie, czerwona lampa zaczyna migać, kiedy czas już się kończy i trzeba szybko opuścić pokój, bo inaczej zapadają ciemności egipskie i drzwi blokują się. Dwie godziny trwa ta bieganina od celi do celi. Na drzwiach wisiała jedynie tabliczka z nazwą na przykład "małpi dom", "kloaka", "ptasie gniazdo", "złoto pustyni" itd. Przy drzwiach wisi rownież metalowa płytka zaopatrzona w dwie żarówki. Gdy pali się czerwona, to oznacza, że ktoś tam już w środku walczy, a gdy zielona, to znaczy, że cela jest wolna. Paulina jako szefowa naszej grupy miała klucz - elektroniczny zresztą, zawieszony na sznurku na szyi. Ten klucz również rejestrował nasze wykonane zadania. Gdy wchodziłyśmy do celi, to trochę czasu zabierało nam, by się rozejrzeć i domyśleć się o co chodzi, czego mamy szukać lub jakie przeszkody pokonywać. Monika miała swoją drużynę, no i zaczęła się rywalizacja między naszymi grupami. Walczyłyśmy tak intensywnie, że Paulinie wypadła ręka ze stawu łokciowego. Tak, tak dobrze napisałam, a Wy poprawnie odczytaliście. Mojej córce czasami tak się robi, zwłaszcza gdy wygina ręką na wszystkie strony. Pobiegłam natychmiast do kasy, by dali mi jakąś siatkę wypełnioną czymś ciężkim. Kobieta w kasie latała po pomieszczeniu  z pustą plastikową siatką i rozglądała się gorączkowo co do niej może włożyć cięzkiego . Włozyła twardy dysk komputerowy. Paulina chwyciła w tę poszkodowaną rękę siatkę, która swoim ciężarem pociągnęła rękę w dół i przedramię wróciło z powrotem na swoje miejsce czyli wskoczylo do stawu. Dawno temu Paulina spadła z konia i wtedy wybiła sobie rękę ze stawu plus zlamała ją. W szpitalu musieli dać jej narkozę, by nastawić i zagipsować rękę. Niestety, pamiątka jednak została. Gdy jej ręka wróciła na swoje miejsce, to podjęła dalszą walkę o punkty. Głupio to trochę pisać, ale nasza grupa przegrała, ale niewielką ilością punktów. Kiedyś powtórzymy ten wyczyn, ale wtedy zataszczymy tam Ronnego. W tej zabawie brały udział tylko kobiety. Tak zażyczyła sobie Monika. Chłopy miały siedzieć w domu i potulnie na nas czekać. Spocone i totalnie zmachane, to znaczy ja zmachana pojechałyśmy do domu na dalszy ciąg imprezy urodzinowej. Impra odbywała się  w megagarażu męża Moniki. Na szczęście ten garaż znajduje się w pobliżu naszego domu. Pogoda byla katastrofalna. Szalał orkan i lał potężny deszcz. Weszliśmy do garażu, cała rodzina najbliższa jubilatki stała i czekała w pogotowiu. Ja rozglądalam się za jedzeniem, bo juz mi w brzuchu burczało. Sztywno było jakoś i poczułam się, jakbym była na jakiejś kościelnej uroczystości, podczas której mówi się tylko szeptem. Przy stole myślalam, że zasnę. W tych fizycznych dyrdymałach w Forcie brałam niewielki udział, udzielałam się głównie werbalnie podając wskazówki, ale w tym garażu zmęczenie dało mi się we znaki. Gdy zaczęło się jedzenie, to prąd wysiadł. Małe okienka w wielkim garażu przepuszczały trochę światła w kolorze ołowiu. W końcu siedzieliśmy przy świecach i zrobiło się nawet bardzo przytulnie. Oczywiście były różne zgaduj - zgadule. Było smacznie, ale mimo atrakcji typu rozwiązywanie quizów i łażenie podczas ulewy od drzewa do drzewa, na których moja teściowa porozwieszała kartki z różnymi pytaniami z alternatywnymi odpowiedziami, taki test wyboru między odpowedziami a, b i c tematycznie związanym z życiem jubilatki. Zbyt wielką znajmością detali z jej życia nie popisalam się. Ja jednak to pół biedy, gorzej że jej bracia mieli luki w pamięci. To było w zasadzie nudno. Gdy prąd zniknął, to wszyscy sięgnęli do swoim smartphonów, iPhonów i sprawdzali, czy internet działa. W internecie odszukali informacje na temat awarii prądu, wyczytali że "szukanie usterki trwa i około 22 - giej prawdopodobnie prąd wróci". Gdy prąd wrócił, to ja i Paulina wróciłyśmy do nas do domu. Paulina prosiła mnie, żebym tylko ja nie wymyślała jej przypadkiem jakichś tego typu zabaw. Pewnie, że nie wymyślę, bo przeciez moje dziecko nie kończy jeszcze trzydziestu lat. No i tyle w temacie.
A co robicie w piątek wieczorem?  Bo ja już widzę siebie - kanapa, kawa, ciasteczka i MECZ!  Już nie mogę się doczekać. Ale będą emocje! Nie chcę nawet myśleć, o tym co to będzie, gdy Polacy przegrają.
garażowa wyżerka urodzinowa, a wlaściwie, to co zostało z uczty

czekamy na torta i kawę, o którą trudno bez prądu

2 komentarze:

  1. Bardzo chętnie pobawiłabym się w takim Megazone ;).

    I też nie chcę myśleć o własnej przykrości jak Polacy przegrają... Niech wygrają choć co-nieco, bo inaczej będzie do bani!

    A zamiast kawy może jakieś piwo kibica, Joanno ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla Pauliny życzenia wszelkich spełnień z serdecznymi pozdrowieniami:)

    OdpowiedzUsuń