niedziela, 26 czerwca 2016

Niedziela nad Zatoką Botnicką

Wczorajszy mecz Polska - Szwajcaria dostarczył nam takich emocji, że mnie aż glowa rozbolała, a roztrzęsiona Paulina patrząca na karniaki oznajmiła, że czuje się tak, jakby miała wygłosić mowę do miliona ludzi. Wkrzykiwała, stała na sofie, podskakiwała, zakrywała dłońmi oczy. Jednym slowem temperatura emocji podczas meczu dochodzila do ryzykownego progu zawału serca lub utraty przytomności. Na fb zaczęły plynąć gratulacje od szwedzkich znajomych, tak jakby to byla nasza osobista zasługa, że Polacy wygrali. Oczywiście i tym razem fantastyczny Błaszczykowski wbił celnego gola. Czego, niestety, nie mozna powiedzieć o strzałach Lewandowskiego czy przystojniachy Milika. Czy to normalne, by z odległości 20 metrów zawodowy piłkarz nie potrafił trafić piłką do pustej bramki? Niech sobie sam zrobi rachunek sumienia i niech nie robi więcej takich numerów, zwłaszcza w czwartek o godzinie 21 - szej. Najważniesze, że Szwajcaria przegrała. Mnie jest zawsze szkoda przegrywających, ale Paulina zdecydowanym  glosem oznajmiła, że jej wcale, a wcale nie jest ich żal. Ani odrobinę, bo to oni pomagają oszustom podatkowym, więc niech się wypchają swoją kasą i spadają. Właściwie ta przegrana, to słodka zemsta za franka! W meczu z Portugalią za co będziemy się mścić? Za Biedronkę?
Słońce dzisiaj dało czadu, więc w końcu ruszyliśmy się z domu i pojechaliśmy do teściów Pauliny, ktorzy mieszkają nad samą Zatoką Botnicką. Tam już tak gorąco nie było jak u nas. Mało tego, gdy wjeżdżaliśmy w ich okolicę, to nad lasem unosił się gęsty, szybko przemieszczający się dym! Otorzylam okno w samochodzie, by na węch sprawdzić, czy to nie jest przypadkiem pożar lasu lub jakiejś chalupy, a to, jak sie okazało, była mgła znad morza! Coś niesamowitego!
Kicki - teściowa Pauliny ma wspaniały ogród, w ktorym mgły nie było, słońce powoli nabierało rozpędu, by uderzyć z mocną siłą. Aromaty wilgotnego ogrodu i morza przeniosly mnie w szczęśliwy świat dzieciństwa. Och, żeby tak można było utrwalić na zawsze zapach, tak jak można utrwalić obraz na fotografii!

Zatoka Botnicka i Paulina
A tu uroczy ogród Kicki
Paulina w pomidorach

a ku-ku! Tu jestem


tajemnicze przejście

spasiony kocur




sobota, 25 czerwca 2016

ME, Brexit i Midsommar!!!

Jak wynika z doniesień moich facebookowych znajomych w Polsce szaleją upały. U mnie temperatura jest w tej chwili umiarkowana - całe 13 stopni i szaleje deszcz, to zapewne na zasadzie równowagi w naturze, bo wczoraj było dosyć gorąco i słonecznie.
Pierwszy tydzień wakacji mam juz za sobą. Wiele się działo:
wyjście polskiej drużyny z grupy - odfajkowane
wyjście szwedzkiej grupy z ME - odfajkowane
wyjście Wielkiej Brytanii z Unii - odfajkowane
Midsommar party - odfajkowane
Pierwsze trzy wydarzenia może nie mają bezpośrednego wypływu na moje życie, ale na pewno na moje samopoczucie, za to ostatnie - Midsommar to smaczna biesiada i wesoła zabawa na mojej weradzie.
Po pierwszej połowie meczu Polska - Ukraina zastanawiałam się nawet, czy aby mozliwości naszych polskich piłkarzy nie były wychwalane na wyrost. Powiem więcej, czułam się nieco zirytowana tym opornym 0:0. No, ale po przerwie wpadł na boisko Błaszczykowski (rownie zirytowany jak ja) i od razu zrobił porządek. Brawo Błaszczykowski! Paulina patrzyła na niego w niemym zachwycie, bo to jej idol. Powiedziała tylko "No! Wiadomo!"
Dzisiaj zobaczymy jak potoczą sie dalsze losy polskiej piłki. Szwadron polskiej husarii i ułańska fantazja w jednym zmierzy się ze szwajcarska precyzją. Miejmy nadzieję, że ich obrona będzie tak dziurawa jak szwajcarski ser i Lewemu uda się w końcu trafić do szwajcarskiej brami, a nie obok. Ja tak specjalnie piszę o husarii i ułanach, bo to takie modne jest teraz w Polsce - co krok to patriotyzm.
To, że Szwecja odpadnie z mistrzostw po meczach grupowych, to Jens wiedział od samego początku, od pierwszego gwizdka. zatem bylam przygotowana mentalnie na porażkę, ktora nie wstrząsneła mną i bynajmniej mnie nie zdziwiła. A Zlatana i tak nie lubię. Arogancki, zarozumialy typ. Dobrze mu tak! Nie wiem, czy ten jego gol w pojedynku z Belgią był spalony, czy też nie był (Szwedzi twierdzą, że nie był), ale super Zlatan jakoś mało się starał. To byl jego ostatni mecz z reprezentacją narodową i kto wie, może juz mu się nie chciało pokazywać jaki to on jest wspaniały?
Wczorajsze wyniki referendum dotyczące  Brexit były pierwszą wiadomością o poranku, ktorą dostalam na facebooku. Zaraz po tym Paulina przysłała mi smsa z potwierdzeniem tej niewesołej wiadomości. Funt nagle odnotował na gieldach 10 % spadku w stosunku do dolara na co Paulina zareagowała "Jedziemy do Londynu na zakupy!!! Harrods here we come!"
Wczoraj bylam zmartwiona tą wiadomością, ale dzisiaj już mi przeszło. Anglicy są tak pewni swojej wielkości, że z wielka uwaga i zainteresowaniem pobserwuję jak sobie radzą w roli singla. Gorzej dla nich, że ta kula sniegowa puszczona w ruch zrobi jeszcze z Wielkiej Brytanii Małą Anglię, gdy Szkocja i Irlandia Północna porzucą Brytanię. Anglicy zawsze byli najwiekszymi narzekaczami na Unię, co tylko potwierdza ich zadufanie w sobie. Baba z wozu, konim lżej. Niech siedza sobie w swojej piaskownicy i bawią się z sobą. Krzyż i półksięzyc im na drogę! Mam jedynie nadzieję, że Morderstwa w Midsomer będą nadal emitowane w Europie, a konkretnie w Szwecji i Polsce. Zdziwiła mnie jedynie smutna mina pani premier Szydło, gdy nagle z otrzepanymi z kurzu flagami europejskimi i świeżutkimi polskimi w tle, ubolewała nad wyjściem Brytanii z Unii. Juz nic nie rozumiem! Przecież PIS niczym Nigel Farage krytykuje Unię, obrażaja się na Junckera, na Komisję Wenecką, na Tuska, Timmermansa. Prezes Kaczyński budzi się i zasypia ze słowem suwerenność na ustach. Kempa wykrzykuje: "nie na taką Unię się umawialiśmy!" Wielka Brytania zrealizowala wielkie marzenie PISu, więc skąd ten lament i niepokój? Niedlugo rząd polski zmieni slowa w hymnie - "Dali nam przykład Albionczycy, jak zwyciężać mamy"! Anglicy zawsze hamowali integrację Unii, a teraz okazali brak lojalności i obrzydliwy egoizm. Niech spadaja i to jak najszybciej!
Midsommar to impreza numer jeden w Szwecji, wazniejsza niż Sylwester. W kraju ustawia się krzyże ozdobine dużymi wiankami i tańczy się w wokół nich. My w tym roku świętowaliśmy bez krzyża, bo chłopakom nie chcialo się robić, a Ronny i ja stwierdziliśmy, że nasze lekcje z krzyża odrobiliśmy, i teraz przyszla kolej na kolejną generację, by uczyla swoje dzieci tradycji. Na stole biesiadnym pojawiły sie śledzie w smietanie made by me jako przekąska, no a głownym daniem był pieczony indyk Pauliny. Mikael pozbawił go życia , Paulina oskubała i upiekła. Siedzielismy na werandzie w naszym wlasnym rodzinnym sosie plus teściowie Pauliny i wcinaliśmy bez opamiętania. Tematem konwersacji była piłka nożna i Brexit, a poza tym rozmowy o dziaciach, łowienu ryb i o wszystkim między niebem i ziemią. Po uczcie poszliśmy na zgaduj - zgadula spacer. Paulina wymyslila pytania, Mikael je porozwieszał po okolicy, a my całą ferajną zaopatrzeni w kartki i ołówki chodziliśmy i odpowiadaliśmy na nie walcząc z inwazją komarów. Na pytania odpowiadalismy parami. Ronny odczytując je ciągle wolał: "Joanna", co oznaczało, żebym szybciej dotarła i pomogła wskazać właściwą odpowiedź. Jedno z pytań dotyczyło "Snu nocy letniej" Shakespeare, a brzmiało jak miala na imię królowa elfów. Odpowiedzi były następujące: a) Diana, b) Tytania, c) Dzwoneczek (z Piotrusia Pana)  -Tingeling po szwedzku. Ronny odpowiedział, że te Tingeling brzmi znajomo i chcial zaznaczyć tę odpowiedź. Teraz rozumiecie dlaczego bylam mu potrzebna. No chyba każdy wie, że chodzilo o Tytanię!
Potem graliśmy w grę - kubb, którą podobno wymyślili wikingowie. Tu jest więcej danych o tej grze. Utworzylismy dwie drużyny - żeńską i męską, no i cholera jasna, ta męska wygrała i to dwa razy.
A teraz kochani moi sofa czeka, telewizor się rozgrzewa, bo za chwilę jest mecz Polska - Szwajcaria! Trochę dziwna ta godzina, taka telerankowa. Mam nadzieję, że jednak dostarczy więcej emocji niż program dla dzieci. Heja Polska!!!

Holger

w oczekiwaniu na obiad

przekąska

zgaduj - zgadula

przygotowania do gry zespołowej

drużyna panów

Crisse - chłopak Natty prawie szorował przednią częścią samochodu na naszym podjeździe 
a nasza mała Thea smacznie sobie spała



 

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Początek wakacji, mecze i migrena

Urlop rozpoczęłam w piątek tuż przed rozpczęciem meczu Szwecja - Włochy czyli przed godzina piętnastą. Od rana padał deszcz, który w ciągu dnia przeobraził się w ulewę. W strugach deszczu jechałam do domu, by jak najszybciej rozłozyc się na kanapie przed telewizorem i cieszyć się urlopem i meczem. Po drodze zatrzymalam się w naszym sklepie, kupilam chipsy, colę. W sklepie natknęłam się na Jensa, ktory robil podobne zakupy i też spieszyl sie na mecz, ale ze zmartwieniem w głosie wyznał, że Szwecja przegra przynajmniej 3:0. Przegrała tylko 1:0. W środe musi wygrać z Belgią, by wyjść z grupy. osobiście wątpię w tę wygraną. Za to polska drużyna i jej granie bardzo mne satysfakcjonuje i zadowala. W ostatni dzień pracy, w piątek zbieralam gratulacje za świetny mecz Polakow z Niemcami. Tak mi gratulowano, jakby ten remis z Niemcami byl moją zasługą. Pierwszy raz od wygrania wyborów przez PiS uslyszałam wreszcie coś pozytywnego na temat Polski. Oczywiście pochwały dotyczyły polskiej drużyny piłkarskiej, ale to w końcu ta drużyna reprezentuje Polskę. Padaly takie słowa jak: świetni Polacy, doskonała gra, widowiskowy mecz, mocna drużyna i tym podobne. My sami tu w domu w komplecie, poza Ronnym, ktory niestety pracował, siedzieliśmy przed telewizorem. Renee, Paulina, Jens, Mikael i ja kibicowaliśmy Polakom. Nawet mój brat zadzwonił, by upewnić się czy jesteśmy przygotowani do kibicowania i obiecał postawić dobrą wódkę, gdy Polacy wygrają. Natychmiast po meczu zadzwonił do mnie Ronny, by z radością oznajmić mi wynik. relację z meczu wysłuchał w radiu i opowiedział jak to komentatorzy rozplywali sie z zachwytu nad grą Polaków.
Ale wracając do piątku, to po zakupach wpadłam do domu, włączyłam telewizor, mecz akurat sie zaczął, ja szybko zrobilam sobie kawę, otworzylam torebke chpsów, pożegnalam w locie Ronnego i siadlam na wtęskoninej kanapie. Minęło jakieś 15 minut meczu i stwierdziłam, że obraz zaczął mi znikać. No, szlag by to trafił, ale stalo się! Migrena! Zlazłam z sofy i poczłapałam do sypialni. No i tak zakończyło się moje pierwsze wakacyjne popołudnie. A deszcz spokojnie sobie lał i nie miał najmniejszego zamiaru przestać.  

środa, 15 czerwca 2016

Tortowy miesiąc

Jeszcze tylko trzy robocze dni i zaczynam URLOP!!! Tymczasem oglądam mistrzostwa Europy w piłkę nożną. Wynik pierwszego meczu naszej drużyny z Irlandią Północną bardzo mnie ustatysfakcjonował. Kto oglądał, to wie, że w pierwszej połowie nic się na tym boisku nie działo, poza tym, że iluś dobrze umięśnionych facetów biegało po boisku, zatem gdy zaczęła się część druga spotkania zaczęłam robić sobie jakąś przekąskę, no i wtedy Milik strzelił gola!
Wczoraj zjedliśmy trzeciego w tym mięsiącu torta kanapkowego/chlebowego z okazji urodzin Mikaela. Dwa dni wczesniej jedliśmy na urodzinach Jensa.  Na midsommar będzie czwarty. Czerwiec możemy spokojnie nazwać tortowym miesiącem.

torty dla Pauliny

tort dla Jensa

tort dla Mikaela
 Gdy my jemy, to dzieci zaznajamiają się z sobą:
 
nasza śliczna Théa

Smoothie - to nasz nowy trend domowy. Dziewczyny codziennie miksują owoce - truskawki, jagody, maliny i banany z mlekiem i jogurtem naturalnym, no i wychodzi z tego witaminowe, kolorowe cudo do picia. Takie smoothie zastepuje mi ostatnio śniadania. Czuję się super odmłodzona, przynajmniej od wewnątrz, żołądek się cieszy, moja cera zmartwychwstała, zapewniam, że wcale nie wyglądam jak babcia. Paulina znalazła nawet na fb mój wizerunek:
  Poniżej to Renée

No i swój własny: -  patrząc na instruktażowy film na Youtube uczy się robić perefekcyjny makijaż, ale coś jednak wyszło nie tak. 

czwartek, 9 czerwca 2016

9.06.2016 - mała księżniczka wchodzi na scenę!

Spieszę z nowiną. Otóż dzisiaj rano o godzinie 05.14 na świat przyszła księżniczka Théa Joanna. Dziecię ważyło 3700 gram, a jej płacz był głośniejszy od huku i wycia huraganu, który szalał w mieście. Drugie imię księżniczka Théa otrzymała na cześć swojej babci Joanny - czyli mnie.
Théa ma fajnych rodziców - Renée i Jensa, którzy z wielką niecierpliwością i miłością czekali na swoją dziewczynkę.


Théa na tym zdjęciu ma już 5 godzin życia za sobą.
W mojej rodzinie nastąpił baby-boom. No i dobrze. Wszyscy bardzo cieszymy się, bo ile w końcu można przebywać ciągle w tym samym, czyli rodzinnym sosie?  Do naszego grona weszły i wzbogaciły je dwie śliczne i kochane istoty - Holger i Théa. Życie zmieniło punkt ciężkości i bardziej koncentruje się na naszych najmłodszych. Czerwiec teraz będzie miesiącem  świętowania. Paulina ma urodziny w święto narodowe Szwecji - 6 czerwca, Théa - 9 czerwca, Jens 11 czerwca, a Mikael - 13. Potem jest midsommar i kolejna okazja do imprezowania. Renée wyjdzie ze szpitala jutro albo pojutrze - w urodziny Jensa. Teraz Jens mieszka z Renee i córeczką na oddziale położniczym. A ja muszę jutro ugotować zupę ogorkową, bo takową zażyczyła sobie Renee na obiad po wyjściu ze szpitala. Rodzina przyjdzie z kwiatkami i czekoladkami, a ja z zupą.  
Między tymi wszystkimi urodzinami i obżarstwem będe musiała posadzić ziemniaki. Ostatnio panowaly u nas prawdziwe upały. Taras stał się głównym centrum zarządzania domem, przedwczoraj jednak pojawiły się meszki. Komary były pierwsze, ale nie są jednak takie wredne jak te meszki. Ostatnio pisałam, że Paulina i Mikael kupili sobie...indyki. Mikael chadza sobie z nimi na spacery! Niedługo jeden z jego podopiecznych znajdzie sie na naszym stole. Zatem Mikael rozczytuje się w przepisach jak smacznie przyrządzić indyka na obiad. Na razie jednak zadowolił się jajecznicą z indyczych jaj.

 

środa, 1 czerwca 2016

Dzień Dziecka

Dzisiaj z okazji Dnia Dziecka taki oto obiad czekał na mnie po powrocie z roboty. Obiad zrobiony przez moje dzieci, a konkretnie przez Renee i jej ukochanego Jensa.

Zajechałam do domu jak do restauracji. Nad grillem stał Jens (bo u nas grillowaniem zajmują się mężczyźni), soczysty aromat przypiekanego mięska roznosił sie po całej okolicy, do tego upał, do tego tzatziki domowej roboty i wiejska sielanka. Gdy zasiedliśmy do uczty lunął rzęsisty ciepły i krótkotrwały deszcz. Od kilku dni trwa u mnie wspaniała pogoda. Życiowy zapał powrócił do mnie.Kury w końcu zaczęły znosić jajka. Paulina dokupiła kilka, bo po zimie zostały nam tylko dwie. Nawet Picasso zmarł śmiercią naturalną. Teraz mamy nowego koguta - Matisse. Wczoraj z kolei Paulina i Mikael kupili sobie kilka indyków. Po pracy uciekam z miasta, by jak najszybciej znaleźć sie w domu, bo tylko tu u mnie w lesie doznaję ukojenia, ptaszki spiewają jak oszalałe, koguty (mój i sąsiada) pieją, Holger na caly głos rozmawia po swojemu wydając różne dźwięki, desery po obiedzie zjadamy na tarasie, czasami gramy w karty, raczymy się winkiem, tłuczemy komary, chlopaki wieczorami wędkują, życie zmienia tempo na slow. Jest bosko!
Za trzy tygodnie zaczynam urlop i mój las opuszczę tylko wtedy, gdy wyjadę do Gdańska, a tak to sie z domu nie ruszę. Chcę nacieszyć się domem, werandą, lasem, bo właściwie nigdy nie mam czasu na tę radość. Jadę rano, do pracy, wracam pod wieczór (ok.18 - stej), no i kiedy można nacieszyć się domem? Jestem też zbyt zmęczona, by się tak całą sobą cieszyć.
Holger to najśliczniejszy pulpet na świecie. Rośnie i szczodrze rozdaje nam uśmiechy. Jest ukochany. Psy często leżą przy nim, a Nemo asystuje podczas kąpieli Holgera. Krąży koło wanienki trochę niespokojnie, nawet załka chwilami, zapewne mysli, że może dziecko jest w niebezpieczeństwie(?) Renee ciągle wpada do mnie i sprząta. A to wstawi pranie, albo macha po podłodze mopem i ubolewa nad tym, że ja nie mam takiego zamiłowania do sprzatania jakie ma ona. Nie zawsze może poada jabłko blisko jabłoni.Ja zdecydowanie wolę gotować niż sprzątać.