sobota, 28 marca 2015

Krótko o przedwiośniu

W tym tygodniu dominujące miejsce zajęła przerażajaca i porażająca wiadomość o katastrofie samolotu pasażerskiego w Alpach. A po kolejnych doniesieniach z mediów dotyczących przyczyn tej katastrofy robiło i w dalszym ciągu robi mi się wręcz slabo. 149 osob powierzyło swoje życie w ręce zdawaloby się odpowiedzialnego człowieka. A ten odpowiedzialny człowiek postanowił odebrac wszystkim życie. Nie ogarniam tego, przeraża mnie to. Samobójca - morderca splugawił zawód pilota, zawód, który jest społecznie nobilitowany. Nie mieści mi się to głowie. Czy leci z nami normalny pilot? Chyba już tylko tak można strawestować tytuł amerykańskiego filmu.
I tak od czwartku pobolewa mnie glowa. Sama nie wiem, czy to z powodu tej katastrofy czy z powodu tego zimowego przedwiośnia. Jak mówi stare polskie porzekadło "W marcu jak w zupie, chlupie i wyziewy trupie". Tu naprawdę zalatuje takimi zatęchłymi wyziewami. Gdy śnieg topnieje i ziemia powoli i z mozołem rozmraża się, to wydaje takie odory. Wiosna śmierdzi, a nasz sasiad w dodatku ma uszkodzone szambo, a konkretnie ma pęknięty cementowy zbiornik, obok ktorego trzeba przechodzić na bezdechu. Ten smród przy jego domu tylko kumuluje się, że chwilami obawiam się czy nie eksploduje.
Święta się zbliżaja, zatem w związku z tym bylam wczoraj u fryzjera, by dokonac jakiejs wiosennej odnowy w swoim wyglądzie. Obciełam wlosy na boba i rodzina tym razem zauwazyła, a Ronny wręcz popadl w zachwyt. Chyba taki trochę przesadzony, bo tym razem nie chciał mi sie narazić. Poza tym nic nowego i wesołego w moim życiu się nie zdarzyło. Pospolitość skrzeczy i wyziera z każdego kąta. W dalszym ciągu chodze jak w półśnie. Nie mam siły z nikim się spotykać. Nie mam sily być miła i usmiechnięta. Bycie miłym dla całego świata bywa naprawde męczące, zwłaszcza, że sama wkroczyłam w fazę zamyślenia i tęsknego smutku. Jeszcze tylko kilka dni i będziemy świętować. Kocham święta. Dzięki nim na pewno wskoczę w moją normalną skórę. Zjedzie się rodzina Ronnego - jego brat przyleci z Ameryki i jego siostra przyjedzie z miasta niespodziewanej i gwałtownej śmierci czyli z Göteborga.
Dzisiaj odbył się wernisaż w Muzeum Historii Kobiet w Umeå. Z premedytacją odpuściłam sobie tę przyjemność, bo tematem wystawy była transperspektywa w historii kobiet. Chodzi o transpłciowość.
W naszej wczorajszej piątkowej gazecie znalazł się opis tego, co na wystawie będzie można obejrzeć. Na tej zielonej tablicy ogloszeń jest napisane, "Det finns fler än två könsidentiteter" - "Istnieje więcej niż dwie tożsamości płciowych" i na dowod tego za tablicą znajduje się wystawka zdjęć "Brunetki i blondynki" przedstawiająca portrety kobiet, ktore mialy to nieszczęście urodzić się w męskim ciele. Są to po prostu zdjęcia transwestytów. Napisałam do tego muzeum kobiet, by zmienili nazwe na Gender Trybunę, bo obecna nazwa Muzeum Historii Kobiet nie jest relewantna do treści wystaw. Odpisali mi nawet, że chętnie ze mna porozmawiają o moich oczekiwaniach odnośnie następnych wystaw. Pomyślę nad tym, czy warto z nimi w ogóle dyskutować, bo z sektą trudno się gada. A teraz dobranoc, bo noc i tak będzie krotsza o jedna godzinę.

wtorek, 24 marca 2015

Sentymentalia

Właśnie przed chwilą skończył się spektakl "Broniewski" transmitowany na TVP Kultura prosto z Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Wspaniała, mocna sztuka. A Broniewski - genialny i tragiczny, rewolucyjny, pijany - Polak, katolik, alkoholik, a przy tym czlowiek pełen liryzmu. Nieprzecietna jednostka z  pocharatanym życiem. Doskonale zagrany przez Roberta Ninkiewicza (którego znam osobiście na stopie koleżeńskiej, ha!). Dzisiejsza transmisja była też dla mnie podróżą sentymentalną do Gdańska. Wtedy, latem ubrana byłam zwiewnie, był gorący pachnący morzem i miodnymi lipami wieczór, teatr wypełniony do ostatniego miejsca. Kobiety w pięknych letnich sukienkach i ta obezwladniajaca, przyjemna, wręcz wyrafinowana atmosfera relaksu, spokoju, po prostu wymarzona przerwa na życie. I tę przerwę na życie zawdzięczam...Broniewskiemu. Mózg zamarza mi już na tej północy. Staję się odrętwiała i wściekam się, że w głowie znajduję pustkę. Ten wieczorny "Broniewski" odtajał na chwilę moje synapsy i od razu poczułam się lepiej. Od razu też zaczęłam grzebać w poezji Broniewskiego. I znalazłam, znalazłam to na co w tej chwili cierpię. (Czy wiecie, ze cierpienie jest dowodem na istnienie duszy?)
 Broniewski, Wieczorem

Tęsknota, psiakrew, tęsknota
tak czasem duszę omota,
że nie pomoże westchnienie
ani przyjaciół grono,
ani czyste spojrzenie
na tę ziemię zieloną, ani spojrzenie jasne
za siebie, w życie własne,
ani to, że nad drogą
ujrzę gwiazdy okrutne -
gwiazdy też nie pomogą
i - gorejące - smutne -
spadna na dno kielicha.
Kielich wypiję do dna,
noc będzie gwiezdno - chłodna
i ktoś zawola z cicha,
tak że ledwo uslyszę,
głos przypomni ojczyznę,
i - cichy wejdę w ciszę,
i w ciemność się prześlizgnę,
i w kamień się zamienię...

Pomoże mi milczenie,
pomogą mi kamienie
grobowe...
              O czym ja piszę?!



poniedziałek, 23 marca 2015

I o tym i o owym

Ta powłócząca nogami wiosna, a może mój wiek albo juz nie wiem co powoduje, że jestem po prostu umierająca. Umierająca duchowo i fizycznie. Gonię jakimiś resztkami lub z przyzwyczajenia jak zaprogramowany robot. Taki typu wścisnij guzik z hasłem "idź przed siebie". Niedługo są na szczęście święta. Wtedy mam zamiar odpocząć wśrod pisanek, bazi i może wiosennego świergotania ptaków. Dzisiaj kropił deszcz i dzięki niemu wilgotne powietrze zapachniało wiośnianie. Odnotowałam podrożenie benzyny. Przeczytalam dzisiaj w Dagens Nyheter świetny artykuł odnośnie ogłupiania ludzi, uczniów, młodych generacji dotyczący posmodernistycznego relatywizmu, ktory prowadzi nas, wedlug autora, do antyintelektualnej przepaści. Aż jestem zdziwiona, że taki artykuł opublikowano. Artykuł jest własciwie odpowiedzią na inny artykuł dotyczący nauczyciela historii, który za swoją "propagandę" otrzymał naganę od szefa i zostal ustawiony do pionu. Otóż pewien uczeń (dorosly) pochodzący z Afganistanu powiedział na lekcji historii, że Żydzi sami wymyślili obozy koncentracyjne i zaprzeczyl istnieniu holokaust. A tak na marginesie, to musicie wiedziec, że w Afganistanie Hitlera powszechnie uważa się za bohatera. Otóż jak się okazuje historii można nauczać różnie i różne wnioski z niej wyciągać. Gdy nauczyciel słowom ucznia zdecydowanie zaprzeczył, to ten poczuł się obrażony, urażony i opuścił klasę. Sprawa nie tylko jak widać doszła do szefa, ale też i do mediów. Najgorsze bylo to, że to nauczyciel dostal ochrzan i musiał przeprosić ucznia, bo szef powiedział: ”Du får också ha i bakhuvudet att det vi betraktar som historia är den historia som vi har tagit del av. När vi har andra elever som har tagit del av andra historieböcker är det ingen idé att vi diskuterar fakta mot fakta” - "Musisz pamiętać (dosł.ciągle mieć w głowie), że to co my uznajemy za historię, to jest historia, którą my otrzymaliśmy. Gdy mamy innych uczniów, którzy otrzymali historię z innych podręczników, to nie jest to dobry pomysł, aby dyskutować fakty przeciwko faktom". Według mnie to jest skandal, bo gdy imigranci uciekają do Europy i tu szukają schronienia, to musza te swoje "fakty" zweryfikowac, skonfrontować z tymi, które są obligatoryjne w Europie i zaakceptować je. Jeszcze tego brakuje, żeby przywozili z sobą herezje i propagowali je.
Szef dopuścił sie relatywizowania faktów historycznych i zażądał tego samego od swojego podwładnego. To, co jest prawdą dla ciebie, nie musi być prawdą dla mnie - esencja relatywizmu. W artykule autor pisze, że takie relatywizowanie wiedzy i prawdy w ogóle doprowadza do tego, że żadna wiedza nie będzie prawdą i kiedy o faktach będzie decydować każdy z osobna, to po prostu nie mozna miec żadnych żądań i oczekiwań podczas egzaminowania. Każda odpowiedź będzie wtedy dobra. Na koniec autor zaproponował zaaplikowanie postmodernistycznego myslenia do prawa grawitacji. Poradził wyjść z domu z piątego piętra, a nie z parteru, wtedy zwolennicy relatywizowania od razu zostaną poprawieni i usadzeni na swoim miejscu. Relatywizować można dzieło sztuki, film, literaturę, modę, jedzenie, ale nie fakty.
W ramach równouprawnienia wariatki feministki przeprowadzają akcję równouprawnienia na studiach technicznych. Nie dlatego, że są źle traktowane, tylko dlatego, że tego typu studia są zdominowane przez mężczyzn. Rząd sypnął groszem na propagowanie tego typu studiów wśród płci pięknej, bagatela ponad 40 milionow koron, które wywędrowały prosto z kieszeni podatników. Projekt zakończył się fiaskiem. Ale równość ma być i już, zatem akcja trwa. Jakoś nikomu do głowy nie wpadło, że może dziewczyny wolą inne studia, niech feministki idą masowo studiować te techniczne dyrdymały, to może jakiś pozytek z tego będzie.


Paulina z kolei napisała artykuł o mężczyznach w jej życiu i o tym, co im zawdzięcza - nawet mój tata i brat znaleźli się na tej liście. Artykuł został opublikowany na stronie, która jest stworzona w celu ochrony mężczyzn - A Voice for Men. Tak, tak, doszło już do tego, że mężczyźni tracą powoli swoją tożsamość, są opluwani, znienawidzeni, podeptani i przerażeni. Paulina dostala wiele odpowiedzi, w których mężczyźni dziękowali jej, że dzięki takiej jak ona wraca im wiara w kobiety.Niektórzy przyznawali się do wzruszenia podczas lektury. Mogłabym zalinkować, ale tekst jest po szwedzku i dosyć długi, a ja nie mam siły go tłumaczyć. Tu w każdym razie wkleję ilustrację do jej artykułu:
Paulina w sercu.
Tak redakcja zilustrowala ten artykuł!
   
    

piątek, 20 marca 2015

O przewodnikach czyli witajcie w Szwecji

Jestem spod znaku ryb. Od jutra baran wejdzie w swoją fazę. Ten ostatni tydzień, w którym księżyc stał w znaku  ryb był obfity we wszelkie cuda natury - zorze rozświetlały nie tylko Szwecje, ale również i Polskę, a dzisiaj obserwowaliśmy częściowie zaćmienie słońca i to w pierwszy dzień wiosny astronomicznej. Kilka godzin po zaćmieniu zaczął sypać śnieg. Równonoc wiosenna z kolei zaprasza na księżyc w nowu. Wszystkie znaki na ziemi i niebie na coś wskazują i na pewno dotyczą mnie - przedstawicielki ryb. Zatem siadam i czekam na to, co ma się ważnego wydarzyć w moim najbliższym życiu. Przesądna nie jestem, w różnorakie wróżby nie wierzę, ale tyle tych znaków jednocześnie musi coś znaczyć. Pytanie co?

Ostatnio odwiedziłam księgarnię, by powąchać intelektualnego powietrza, którego tak ostatnio mi brakuje. Obeszłam prawie wszystkie działy, przekartkowałam wiele książek, zabłąkałam się nawet do przewodników po świecie. Przewodniki ustawiono w porządku alfabetycznym - najpierw kontynenty, a potem według nazw krajów. W dziale Europa zauważyłam, że Włochy, Francja, Gracja mają chyba największą liczbę przewodników wydanych przez wszelakie wydawnictwa. Na tym europejskim regale znalazłam między książkami cieniutką szparkę, w którą wciśnięty był malutki i cienki przewodnik Berlitza pod tytulem Polen, czyli Polska. Oprócz kilku fotek ilustrujących kilka największych miast i opisanych zabytkach wartych zwiedzenia, na końcu książeczki znalazly swoje miejsce dobre rady. Wyczytalam, że w calej Polsce grasują kieszonkowcy, a dodatkowo w TRÓJMIEŚCIE można zostać napadnieniętym w środku miasta w ciągu dnia! Spojrzałam na rok wydania tego gównianego przewodnika i zobaczyłam, że było to anno domini 2011 lub 2012. Zawołałam Paulinę i moją kolezankę, ktore towarzyszyły mi w przechadzce po księgarni i przeczytalam im, co w przewodniku wydanym po szwedzku można wyczytać o naszym Trójmieście. Obydwie zareagowaly pytaniem i wykrzyknikiem - COOO?!?! 
Gdy pojawię sie w Polsce, to przejrzę przewodniki dotyczące Szwecji i poczytam jakich to tam dobrych rad udzielają polskim turystom. Mam nadzieję, że znajdę opis wspaniałego Göteborga, ale taki dokładny. Nie będę jednak czekać do wakacji. Napiszę Wam teraz. Göteborg jest wspaniały, piękny, stara architektura, stare miasto, urocze uliczki, romantyczne kafeterie i takie tam i teraz uwaga! W tym mieście można zostać zastrzelonym przez snajpera. Jest to chyba największa atrakcja. Tylko w roku 2014 w mieście strzelano do przypadkowych ludzi 50 razy. Poniżej doczepiam link na dowód, że nie zmyślam.
   
Link jest po szwedzku, ale wjaśniam po polsku, że zdjęcia pokazują plan miasta z miejscami, w ktorych można bylo zarobić kulkę w łeb. Jedynym miesiącem, kiedy nie strzelano byl listopad. Zatem Drodzy Turyści to wspaniałe miasto polecam w listopadzie. Faktem jest, że wtedy pogoda jest do dupy, robi się szybko ciemno, ale za to będziecie zwiedzać bary i inne knajpy, czym przyczynicie się do ekonomicznego wzrostu gospodarki szwedzkiej. Bilans 2014 jest taki:
-  strzelano 50 razy w róznych miejscach
-  24 osoby raniono
-  4 osoby zabito
Chociaz nie wiem czy dobrze robię polecając Wam restauracje, bo nie dalej jak przedwczoraj, w środę o godzinie 22.23 do jednej knajpy wtargnęli zamaskowani mężczyźni uzbrojeni w kałasznikowy i zaczęli strzelać na oślep do wszystkich. No, może zainspirował ich zamach terrorystyczny w Tunezji? Mnóstwo rannych, kilkoro zabitych. Przyjechalo chyba 10 ambulansów. Więc jak widzicie, nie zawsze da się zjeść swój obiad w całkowitym spokoju. A czasami mozna nawet nie dokończyć jedzenia. Ale tak w ogóle Göteborg jest fantastycznym miastem, bardzo gościnnie nastawionym do turystów. Przyjeżdżajcie! Uprzedzam jednak, że policja ma problemy z wyłapniem snajperów czy innych miłosników broni automatycznej, bo ewentualni świadkowie w ogóle nie chca zeznawać.  

sobota, 14 marca 2015

Genderowski poker

Najszczęśliwsza jestem, gdy wstawiam sernik do pieca. Najpierw cały dzień myślę o nim, w końcu z ociąganiem zabieram się za robotę, ktora nagle szybko idzie i ciasto w końcu ląduje w piecu. Zacieram ręce z zadowolenia, a potem czekam godzinę na mój ulubiony deser. Napełnia mnie poczucie dobrze spełnionego słodkiego obowiązku. Po kuchni, a za chwilę po całym domu rozchodzi się zapach pieczonego ciasta. Pachnie wanilią, rodzynkami i po prostu sernikiem. nawet taki wygląd  kuchni

  nie przeraża mnie, bo wonność sernika rekompensuje wizualne niedoskonałości. Poza tym, uważam że taki wygląd kuchni jest tylko świadectwem, że u mnie w domu się jada, a przede wszystkim świadczy o tym, że dom jest zamieszkały. Tu dzieją się rzeczy. Jeśli ktoś chce mieć wszystko na wysoki połysk, to...powinnien zamieszkać w muzeum, chyba. Poza tym nigdy nie twierdziłam, że jestem doskonałą panią domu. Poczekam aż ktoś to posprząta, najlepiej jakiś domowy mężczyzna.
A teraz podsumuję miniony tydzień:
poniedzialek - praca od rana do wieczora
wtorek - patrz powyżej
środa - patrz powyżej
czwartek - patrz powyżej plus konferencja
Za to wczoraj dzień roznil sie od pozostalych czterech tym, że Paulina, Joanna i ja poszlyśmy na obiad do restauracji w mieście. Restauracją udaje włoską i nazywa się Invito, ja nazywam ją czasami Invitro, chyba przez to, że w tv jest tyle debat dotyczących invitro i chyba stąd mi się to bierze.
Wczesniej, przed obiadem miałyśmy zamiar iść na wykład w ramach trwającego w mieście festiwalu literatury, ktory odbywa się raz do roku zresztą. Oczywiście wstęp kosztuje, a potem z bogatej oferty można sobie wybierać,  kogo chce się zobaczyć, a nawet posłuchać. Przyjeżdżają i prezentują swoje mysli i refleksje ludzie na co dzień zajmujący się literaturą - nawet pisarze. W programie zatem wyczytałyśmy, że będzie odczyt o polskiej literaturze od roku 1989. Temat marzenie! Jeszcze w czwartek, późnym wieczorem usiłowałyśmy zarezerwować bilety na piątkowy festiwal, a tu wielka niespodzianka. Wszystkie bilety były wyprzedane. Szok, szok, szok. Nawet załamałam się na chwilę. Miałam za to czas, by sprawdzić w Internecie, co stracę. Prelegentka nazywa się Renata Ingbrant. Pochodzi z uniwersytetu w Sztokholmie, napisala pracę "Kobiecość i męskość w Polsce: dwa studia o gender, kulturze i polityce. No i wszystko stalo sie jasne, dlaczego zostala zaproszona jako gość. GENDER jest tym magicznym slowem, wytrychem, na ktorym dzisiaj mozna zbić niezły kapitał. Nie wiem, czy sama nie pożegluję w tym kierunku. Z Internetu dowiedziałam się, że w w 2010 roku zostalo jej przyznane 1485000 (jeden milion osiemdziesiąt pięć tysięcy) koron (w polskiej walucie będzie tego około połowa) na pracę naukową nad Bilder av manlighet och manlighetens förvandling i polsk prosa under perioden 1884 - 1939. Co w naszym języku oznacza - Wizerunek męskości i przeobrażenia męskości w okresie 1884 - 1939. Aż żałuję, że sama na to nie wpadłam! Ale właściwie pozostaje mi przedział czasowy od 1939 do dzisiaj (?). W tym roku pani Renata otrzymała stypendium Elsy Swenson - 25 000 koron przyznawane przez bibliotekę w Umeå. Poza tym w kręgu jej badań naukowych znajdują sie polskie poetki, między innymi Anna Świrszczyńska z prespektywy feministycznej.  Na zdjęciach wygląda ona bardzo sympatycznie - Renata, nie Elsa. Większość wykładów czy seminariów dotyczyła gender. Jest to w tej chwili najlepsza karta przetargowa na poziomie krajowym,wojewodzkim i lokalnym. Może warto nią zagrać? Przez ten gender już sama nie wiem, czy mam ugotowac jutro obiad, czy nie? Może jutro nie ugotuję, ale w poniedzialek, wtorek i przez resztę życia? kto to będzie za mnie robił? Może ten mój maczo mężczyzna? Juz kiedys pisalam czym ten facet by mnie karmił, ziemniakami z proszku, usmażoną na czarno kiełabasą i goframi! A co ja mam zrobic z moja kobiecościa? Chociaż Ronny i tak twierdzi, że jestem jak facet. Więc może ja wcale nie jestem kobieca i nic nie muszą zmieniać(?). Powiada się na mieście, że kobiety za mało zarabiaja, bo one nie potrafią postawić na swoim, tylko od razu dziekują za te kilka groszy podwyżki. A jak ja mam rozmawiac o podwyżce z szefem - kobietą? Nie moge jej nawet zarzucić, że jest mężczyzną i dlatego z góry traktuje mnie jako ofiare i kogoś na kim można zarobić i wykorzystać.
Nowicka jako kandydatka na prezydentkę glosila na swoim wiecu, że więcej kobiet w polityce, to lepsza opieka socjalna. Własnie ta opieka dowodzi, że nią zajmują sie kobiety, a nie mężczyźni, bo gdy rządzą mężczyźni, to i opieka jest do dupy. Ona powinna przeobrazac tych mężczyzn, by posiedli wrażliwość kobiet i odpowiedzialnie zaopiekowali się tymi slabymi w spoleczeństwie, a nie od razu udowadniać, że to tylko kobiety maja jakies pojęcie o opiece i dobre serce. To była właśnie próbka analizy z perspektywy gender. Kazać mężczyznom być jak kobiety. Przeczytałam również, że na filmy tez nalezy patrzeć z perspektywy feministycznej, a feminizm jest synonimiczny dla gender,a gender to rownież zagadnienie seksizmu. A więc ogladając jakikolwiek film należy zadać sobie 3 pytania z seksistowskiej perspektywy:

  1. Czy w filmie wystepują przynajmniej dwie kobiety mające imiona?
  2. Czy one z soba rozmawiają?
  3. Czy one rozmawiaja o czymś innym, czy tylko o mężczyznach?

I tymi pytaniami/ kryteriami rozstaję się z Wami.



Takie role odgrywają kobiety w amerykańskich filmach (z Polityki), a Polityka wzięła dane z Opus Data.
    PS. Paulina doniosła mi właśnie, że zorza pojawila się na niebie. Idę się pogapić na nią.

niedziela, 8 marca 2015

Dzień Kobiet

Rano otworzylam oczy i zdziwilam sie panującą ciszą w domu. Nie doszedł mnie dźwięk fanfar, ani zapach świeżo zaparzonej kawy, ani mąż stojący przy łóżku z wykwintnym śniadankiem na tacy i różą w zębach. Spojrzalam na tę stronę łóżka należącą do męża, a tam pusto. Wygramoliłam się z łóżka, poczlapalam do kuchni i tam ujrzalam Ronnego wcinającego kanapkę i studiującego wczorajsza gazetę. Wstawiłam wodę na kawę i poszłam do łazienki. Po porannych ablucjach zapytałam go, ciągle pogrążonego w lekturze, czy slyszał, wie o tym, że dzisiaj jest Dzień Kobiet. "Chyba w Polsce", tak mi odpowiedział. "W Polsce też, ale to jest MIĘDZYNARODOWY Dzień Kobiet, więc Szwecję również dotyczy". "Ktory dzisiaj jest?", zapytał rezolutnie. Wzniosłam oczy do nieba i oznajmiłam, że ósmy. "Niemożliwe. Dzisiaj jest przecież dziesiąty!", wstał od stołu i podszedł do kalendarza wiszącego na ścianie w kuchni. Popatrzył, podumał i oznajmił "Ty masz rację cholera, dzisiaj jest ósmy i napis, że to Dzień Kobiet. To dopiero niespodzianka!" No i tak wyglądał ten Dzień Kobiet. Od innych panów zadomowionych w mojej rodzinie też zyczenia nie popłynęły szerokim strumieniem. Strajk jaki, czy co? Bunt? Myślą może, że to jest dzień nierównego traktowania mężczyzn. Nie wiem i wisi mi to. Ale, że mój brat zapomniał, że jego siostra jest kobietą, to tego już nie mogę zrozumieć. Będzie musiał mi się z tego wytłumaczyć. Pogapiłam się nieco w Internet, polubiłam to i owo na fejsie, poczytałam kilka artykułów, obejrzałam Halę Odlotów na Kulturze, w którym zgromadzone (znane) kobiety  mówiły o feminizmie w Polsce. Wśród nich znajdowała się Mauela Gretkowska, która zainteresowała mnie swoją bardzo gładką, bez ani jednej zmarszczki twarzą! Jak ona to robi? Ona może powinna zająć się poradnictwem dotyczącym urody zamiast feminizmem. Boże, że jej się jeszcze chce! Poza tym byłam bardzo zawiedziona całą tą feministyczną dyskusją nad tym czy Polki są feministkami, czy nie. Jedna mowila, że są, druga, że nie. A wedlug mnie Polki wcale nimi być nie musza, bo Polki, przynajmniej te ktore znam zarowno mieszkające tutaj, jak i w Polsce odznaczają się siłą charakteru, są konsekwentne, twarde jak stal i delikatne jak miśnieńska porcelana. Gdyby wszyscy faceci nagle zniknęli z planety Ziemia, one zupełnie same poradziłyby sobie. I to jest moja definicja feminizmu. Nasze poprzedniczki wywalczyły nam prawa - do głosowania, do dzielenia obowiązków, do wykształcenia, do pracy, do kariery, do politykowania, do wolności wyboru czegokolwiek itd. i tak uzbrojone powinnyśmy iść śmiało w życie  z podniesioną głową. A pensje? Kochane Siostry - te szwedzkie babki wrzeszczą, miotają się, wyzywają facetów, ich ekstremalne odłamy latają na golasa po kościolach czy taplają się na basenie w topless tu w Umeå przynajmniej, biorą śluby z innymi kobietami, i to kościelne śluby (sic!), ale równych pensji nie są w stanie wywalczyć. Ciągle podobno kobiety w Szwecji zarabiaja mniej od mężczyzn. Mnie osobiście ślub z kobietą, ganianie goło, pływanie bez kostiumu w ogóle nie interesuje. To nie są moje postulaty jako kobiety. Mnie interesuje zmniejszony wymiar pracy - zamiast 8 godzin pracy - 6 godzin, ale z pensją za cały etat. To w końcu my rodzimy dzieci - przyszłych podatników i siłę roboczą. Musimy miec czas na oddech, na skontrolowanie i pomoc dziecku, zakupy, ugotowanie obiadu, chyba że facet tak bardzo się rwie do tego, to niech gotuje. Kobieta potrzebuje czasu na ogarnięcie sie, wypoczynek i komfort psychiczny. Na swoje hobby, pasje itd. to są moje postulaty. Oczywiście nie powinnien to być przymus, tylko przywilej, bo wśrod nas sa też takie (znam je), ktore nie mogą zyc bez pracy, nazwijmy je pracoholiczki, więc niech pracują, ile tylko wlezie. Nie zabroniłabym im. W Szwecji feminizm jest seksistowski (każdy facet to potencjalny oprawca i świnia) i równoznaczny z genderyzmem. Wszystko po równo (takie komunistyczne myślenie według mnie), zacieranie granic płci. I kto sie ma z tym dobrze czuć? Wkrótce zaczną pojawiać się indywida, które w wieku 30 lat nie będą pewne swojej tożsamości płciowej.  No, ja nie chcę udawać faceta mięczaka, wolę być prawdziwą wiedzącą czego chce kobietą. I na tym kończę, tak bez zadnego zakończenia i puenty. temat pozostawiam otwarty, bo jak znam siebie, pewnie wkrótce do niego powrócę. Za to chętnie poczytam jak Wy definiujecie feminizm i co dokucza i doskwiera współczesnym Polkom, czyli Wam :) Dobranoc. Koniec urlopu, jutro do roboty!
Pamietacie? (ze strony Bar Mleczny)
       

sobota, 7 marca 2015

Dzień Kobiet przed Dniem Kobiet

Dzisiaj miałam swój Dzień Kobiet. Poza chodzeniem z kąta w kąt, spaniem w środku dnia, popatrywaniem jednym okiem w tv, nie zrobiłam właściwie nic. Pogoda była koszmarna - strasznie wiało i siekło śniegodeszczem. Teraz zrobilam krotką przerwę od błąkania się po Paryżu, by zrobić sobie coś do picia. Przede mna stoi butelka z winem, więc nie musze nawet robić nic do picia, tylko nalać sobie tego świętego napoju, by podnieść poziom nastroju. I jak tu nie wierzyć w magię? Paryż to powieść, ktora do mnie ostatnio  przyszła z Merlina. Jest grubsza od Ksiąg Jakubowych. Księgi mają 907 stron, a Paryż 943. Jednak językowo są słabsze od Ksiąg Jakubowych. Różnica jest taka, jaka jest między kryształem a szkłem. Literacki język Tokarczuk, to wirtuozeria. Paryż napisał Anglik Edward Rutherfurd. Ciekawe, dlaczego tak dużo Anglików pisze o Paryżu, bądź Francji w ogóle. Akcja Paryża zaczyna się w 1875 i jest spotkaniem postaci historycznych z fikcyjnymi. Momentami wydaje się nieco podręcznikowa. Co do języka, to w końcu czytam ją po polsku, ale powieść została przetłumaczona z angielskiego. Zatem może niższy kaliber Paryża wynika z tłumaczenia? Chociaż nie sadzę i nie wierzę w to. Ten Anglik gorzej pisze od naszej rodzimej , kochanej Tokarczuk. Autorem i kompozytorem dzisiejszego obiadu był Jens. Pokusił się na grillowanie. Dodatkowe brawa za to, że chciało mu się stać na dworzu podczas takiej beznadziejnej, ołowianej pogody. Wczoraj wieczorem pokroil mięso i zamoczyl w marynacie, dzisiaj, upiekl w piekarniku ziemniaki z ziołami. Nadzwyczajne i pyszne jedzenie wyszło z grilla i z piekarnika.
Jens z polędwicą wołową.

ziemniaki z dodatkami

gotowe do spożycia

pyszne, pieczone ziemniaki
   Jutro, natomiast zobaczymy, kto poda mi obiad. Może mój mąż? No, bo kto inny? Tylko on mi pozostaje, wolę nie liczyć na cudzych mężów. Kto jak kto, ale pogoda ma mnie tu nie zwieść, widziałam prognoze na jutro i będzie słońce i plus 10 stopni!!! Czy Wy to sobie wyobrażacie? Tu na pólnocy, o tej porze roku! To jest po prostu niewarygodne. A jednak to prawda z tym globalnym ociepleniem. Chociaż muszę uczciwie przyznać, że segregowanie śmieci zupełnie i po prostu mnie znudziło. Segreguję, ale robię to bez przekonania. Nie zadaje sobie juz jednak trudu, by opakowania po szamponach płukać czy jakieś inne opakowania rozkladac na czynniki pierwsze, bo korek trzeba wrzucić w e dziure, a resztę kartonu w inną. Koniec, uważam, że tym powinny się zająć fabryki, ktore produkuja takie opakowania. Niech wymyślą jednolite, a nie łączą kartonu z plastikiem. Kupując jakiś produkt w opakowaniu,  spada mi od razu na głowę rozbicie tego opakowania na atomy. Mam tego dosyć.  

piątek, 6 marca 2015

Czekając na obiad, czyli o butach, humorach i mężczyznach w kuchni

Łapię resztki pieknego, słonecznego i ciepłego piątku. Jeszcze tylko dwa dni i koniec urlopu. Żyło mi sie podczas tego tygodnia jak u pana Boga za piecem. Miałam przytulnie, smacznie, spokojnie, o ile Renee nie wpadała w szał. Bo gdy Renee wstanie nie tą noga, co trzeba, to chowajcie się narody. Potrafi swoim humorem zepsuć skutecznie humor innym. Teraz też do mnie w tej chwili wydzwania, bo siedzi w samochodzie w mieście na parkingu, a reszta towarzystwa, czyli Paulina, Mikael i Jens poszli do MedMera - molocha na zakupy (typ Real albo coś w tym stylu). A ona chce do domu! I nie ma siły na nich czekać! Ja też bylam dzisiaj w mieście, by sobie kupić buty. Tak i kupilam. Bo te ktore aktualnie nosze, porozklejaly się. Skleilam je jakimś superklejem, ale nic z tego, znowu się rozkleiły. Chcialam kupić sobie podobne do tych porozklejanych do tzw. codziennego chodzenia. Żadna tam elegancja Francja. Teraz w mieście obnizki weszły w ostateczną fazę i można zrobić rzeczywiście tanie zakupy. No i dostalam takie, jakie chciałam ze skóry, marki Clarks. Kosztowały ponad 1000 koron, a teraz kupiłam je za 400 koron. Z takich zakupów, to ja jestem zadowolona. Przy okazji poprzymierzałam sobie sandały na lato i już wiem, które chcę. W przyszlym miesiącu kupię je sobie.
Ledwo wtoczylam sie z zakupami do kuchni, to wściekła Renee zadzwoniła z zapytaniem czy jestem jeszcze w mieście, bo chciałby jechać ze mną do domu. Już po jej głosie słyszałam, że coś nie gra. "Przecież Jens pojechał do miasta po Ciebie" - ospowiedziałam. "Tak, ale ma z soba Paulinę i Mikaela i ONI WSZYSCY ROBIĄ WIELKIE ZAKUPY!!!" - krzyczała do telefonu - "a ja teraz siedze w samochodzie i czekam na nich. W moim samochodzie!!! A tu jest w tej chwili milion ludzi!!!" Krzyczała samymi majuskułami. Poradziłam jej posłuchać radia, bo w świecie i to całkiem niedaleko od nas nastapił zamach bombowy w Charkowie, a całkiem blisko nas w Szwecji zastanawiają sie czy czy wolno od imigrantów żądać znajomości szwedzkiego, jesli będa chcieli otrzymać szwedzkie obywatelstwo. Dużo analfabetów tu przyjeżdża i może nie wypada zmuszać ich, by zasiedli w szkolnych ławkach. A Wy co o tym sadzicie? W każdym razie Renee ma taką huśtawkę humoru i nastroju, że już sama nie wiem - psychopatka, PMS czy jakie inne hormony. Najgorsza jest, gdy zaczyna sprzątać. To znaczy nie zawsze. Czasem śpiewa opery, gdy sprząta, ale czasami idzie z odkurzaczem i różnymi szmatami przez dom jak buldożer, psy chowaja sie pod łożka, a nas rozstawia wszystkich po kątach wyzywając od brudasów i niewdzieczników, bo tylko dzieki niej nie obrastamy brudem! O, Matko! Własnie przyjechali. Renee przywitała się z psami. A na mnie spojrzala z ukosa i poszła do łazienki wziąć prysznic. Zapytałam Jensa jak on z nią wytrzymuje? On oznajmił, że każdy ma swoje jakies mniej fajne strony, on tez czasami nie nalezy do przyjemnych, ale on i tak ją kocha. Okej, jak ją kocha to dobrze, tylko niech z nią broń Boże nie zrywa, bo ona wtedy będzie siedziała na górze w swoim pokoju i wyła jak wilk do księżyca całymi dniami i nocami. I ja tego nie wytrzymam.
Teraz mężczyźni - Mikael jako główny kucharz, a Jens jako asystent, z wyjątkiem mojego własnego, ktory pracuje tej nocy, robią obiad. Zresztą, gdyby nawet mój mąż był obecny, to byłby tylko zbędnym elementem w kuchni i zawlidrogą, bo facet ledwo kapustę od sałaty odróżnia, a jego smażenie, to rzut na rozpaloną patelnię kiełbasy, która momentalnie robi się z wierzchu czarna, a wśrodku w dalszym ciągu jest zimna.

przyjemnie popatrzec jak panowie się uwijają

Dzisiaj sniadanie zrobił Mikael. Jedliśmy kanapki - zgrzewki, o takie:
  a pod talerzem znajduje się poranna prasa. A za oknem wspaniale i wesołe słońce.

A tu moje nowe buty:
   i teraz moge z takimi butami wybrać się na wędrownkę po Rzymie , Paryżu lub Barcelonie jesienną lub wiosenną porą. Paulina na ich widok wykrzyknęła - Przecież ty już masz takie! - Rzeczywiście, mam. W zeszlym roku chodzilam w nich przecież po Rzymie, powitalam jesień i przechodzilam w nich pól naszej dziwnej zimy, ale są prozklejane. Czy mam nosić z sobą klej w torebce?
A teraz, przepraszam Was, ale podano jedzenie:
hamburgery z mięsa renifera zrobione przez Mikaela, tra - ta- ta-tam!

czwartek, 5 marca 2015

Wywczasy

Tak oto wygląda nicnierobienie:
Paulina

mój słodki kaprys

Nemo też ma chrapkę na sernik


Paulina w otoczeniu najbliższych przyjaciół

Nemo

Tilda

ja na szczycie przed domem

O życiu w świecie fikcji, wizycie i rozwiązaniu pewnej zagadki

Środek tygodnia! Urlop powoli mi się kurczy. Piszę teraz do Was o pólnocy. Księżyc podgląda mnie i patrzy, co ja takiego wypisuję. Naprawdę! Świeci prosto w okno, przy którym w tej chwili siedzę.
W poniedziałek i wtorek zapomniałam o całym świecie, bo siedzialam czy leżalam  pogrążona w lekturze. Dzięki książkom w ogóle nie  odczuwam żadnej potrzeby podróżowania czy spotykania się z ludźmi. Paulina zrobiła zakupy, bo ja nawet nosa za drzwi nie wychiliłam. Jednak takie długodystansowe czytanie doprowadziło mnie do lekkiego zawrotu glowy i wczorajszym wieczorem wyszłam na spacer z psem do skrzynki pocztowej i z powrotem. Nie chodzi się fajnie, bo jest ślisko - błotnisto, a ja nawet nie mam kaloszy. Te baranie buty mają gladkie podeszwy, więc nie chodzę, tylko drepczę jak starowinka. Moglabym kupić kolce na podeszwy, ktore zaklada się na buty, ale według mnie jest to element postarzający, bo tylko babcie chodzące po mieście mają takie najeżone buty. Te kolce pod butami w jednych warunkach mogą okazać się blogoslawieństwem, ale w innych, na przyklad muzealnych, przekleństwem. W naszym nowym miejskim muzeum personel zaczął narzekć, że nowe podłogi z pięknego drewna mają dziury od tych kolców. Zatem muzeum uprasza o zdejmowanie kolców, albo w ogóle butów. Nie wiem, czy filcowe kapcie rozwiążą problem. No, ale to nie jest moje zmartwienie.
Od niedzieli do wczoraj znajdowałam się w powieściowym świecie. Nie wiem nawet, czy w realu zaczęła się nowa wojna lub skończyla jakaś stara. Dzisiaj jednak zajechala do mnie w drodze z miasta do swojego domu moja przyjaciółka. Zjadlysmy obiad, a ja już takiej wprawy nabrałam w pieczeniu sernika, że  dzisiaj rano upiekłam znowu, zatem na deser po obiedzie raczyłysmy się świeżutkim serniczkiem z rodzynkami. W naszch rozmowach powrocił temat polityki, ale ku mojemu zdziweniu ona do tego stopnia nie śledzi tej polskiej polityki, że nie wiedziała, że obie nasze przesliczne panie - Ogórek i Grodzka startują w biegu do fotela prezydenckiego. A już zupelnie zdębiałam, gdy moja przyjaciólka nie miala pojęcia o tym, że pani Grodzka we wczesniejszym życiu była mężczyzną. Myślałam, że cały świat o tym wie. Czas upłynął nam mile i przeraźliwie szybko. Tuż przed jej wyjazdem do domu wkroczyła cała moja ferajna - Paulina, Mikael i Jens. Zaczęło się ponowne gotowanie i wcinanie. Ja jednak dałam sobie z tym spokój i poszłam do moich kur. Zapomnialam napisac, że zanim przyjechala moja koleżanka, to ja wybralam się do sklepu. Wjechalam do pustej i szarej gminy, po drodze minęłam się z radiowozem policyjnym. Za chwilę w lusterku zobaczylam, że policja zawrociła i dogoniła mnie. Jakis czas jechali za mną, ale ja już wiedzialam, że za chwilę zostanę zatrzymana. Włączyli syreny, światła, czulam się jak terrorystka. Zjechalam na pobocze i zatrzymalam samochod. Zgasilam nawet motor, bo w tym terenie stoi znak, że motor w samochodzie może być na chodzie tylko minutę. Policjantka i policjant wyglądali jak z filmu o Pippi. On byl strasznie dlugi i chudy, a ona strasznie krotka i troche okrągła. Kazali mi dmuchać, a potem studiowali moje prawo jazdy. Spytalam o co wlaściwie chodzi, bo to już kolejny raz coś takiego mi się przydarza. Czy im sie mój samochod nie podoba? W mieście to nawet cywilny, policyjny samochód jeździł za mną, a potem kazał mi się zatrzymywać. Zagadka rozwiązała się w końcu. Oni jadą za kimś wklepują numer rejestracyjny do swojego komputera i wychodza im wszystkie dane dotyczące auta i jego wlaściciela. Gdy upewnili się, że ja to ja, czyli wlaścicielka mojego auta, to ich komputer oznajmił im, że ja nie mam prawa jazdy! A to tylko dlatego, bo nie jestem odnotowana w szwedzkiej bazie! To dopiero dziurawy system! Taka idealna jest ta Szwecja, szczególnie w tych wszystkich sprawach komputerowych, a tu okazuje się, że właścicielka volvo v 70 nie ma prawa jazdy. No i tu ich zaskoczylam, bo ja mam prawo jazdy, ale polskie! I wtedy oni powiedzieli, że to wlasnie dlatego jestem tak ni stąd, ni zowąd zatrzymywana. Oświadczyłam im, że może kiedyś zmienię na szwedzkie, ale na razie nie mam na to czasu. Wracając ze sklepu znowu ich spotkalam, ale tylko pomachaliśmy do siebie.

niedziela, 1 marca 2015

O błahostkach, wolności i równości

Niedziela - zima w opłakanym stanie. Nudne, porywiste wiatry w żałosnym krajobrazie smutnego lasu. Patrzę w okno i od razu ziewam i marzę o ciepłym łóżku. A tu trzeba kury nakarmić. W końcu to one dostarczają nam wyśmienitego produktu na niedzielne śniadanie -  jajka.
Wczorajszy wieczór spędziłam w Norrlands Opera. Na urodziny dostałam od rodziny bilety na "Wesele Figara". Doskonała muzyka Mozarta, lekka, komediowa treść przeniosła mnie i Paulinę w odrealniny świat błahostki. Jedynym problemem bohaterow opery są miłość, zazdrość, zdrada i misterne tkanie intryg. Oczywiście słowa - zazdrość czy zdrada kojarzą się bardzo pejoratywnie i są ciężkimi oskarżeniami, no ale w Weselu Figara są po prostu krotochwilne. Akcja opery została osadzona w roku 2068, w czasach, w których woda jest cenniejsza od złota czy pieniędzy i rozgrywa się w futurystycznej willi i futrystycznym ogrodzie należącymi do książęcej pary Amaviva. Interesujące, zwłaszcza że byłam przygotowana na barokowe bądź rokokowe rozwiązania. Było to bardzo miłe zaskoczenie, gdyż przed pójściem na przedstawienie nie czytałam o nim w internecie.
 
A tak wygladała księżna Rossina Amaviva
zdjęcie ze strony Norrlands Opery
 zatroskana zdradami swojego męża. Piękny sopran zresztą.

Cena jednego biletu kosztowała nieźle, bo ponad 400 koron czyli ponad 200 złotych polskich. Takie jedno wyjście do opery dla dwóch osób to wydatek rzędu ok. 500 zł. W przewie wypiłyśmy kawę z mufinkiem. Jeden zestaw mufinkowo - kawowy kosztował 60 koron czyli ok.30 zł. Szkoda gadać jak ta kultura kosztuje. Za to w naszej miejskiej "przędzalni" czy "tkalni", czyli w nowopowstałym budynku Väven w Umeå, można zupełnie za darmo wejść do muzeum kobiet. Gdzie zupełnie za darmo można zostać ogłupionym przez gender. Pisałam o tym wcześniej. Na tej wystawie propagowane zdanie, że biologia nie jest nauką obiektywną zupełnie mnie rozbroiło i  ustawiło w opozycji do mądrości gender. No, cóż - każda epoka czy nawet generacja musi koniecznie wymyślić coś nowego. Popisać się jakimś swoim wkładem w kulturę i rozwój człowieka, zostawić po sobie jakiś ślad, który przejdzie do historii ludzkości. Teraz jest czas gender, ktory może i ma szlachetne podstawy wychodząc z założenia, że płeć ta społeczna, nie biologiczna, jest wykreowana przez społeczne normy, więc wystarczy te normy odrzucić i wtedy zapanuje rowność. Jest to kłamstwo, bo równość w pełnym  tego słowa znaczeniu raczej nie zapanuje. Ja na przykład chciałabym korzystając z tej równości zamieszkać na zamku Drottningholm, a króla ubrać w różową sukienkę prosząc go o to, by dla mnie zatańczyl i zaśpiewał. Każdy zdaje sobie sprawę, że nigdy to się nie stanie, więc o jakiej my tu równości mówimy? Czy król Gustav i jego małżonka Sylvia zostaną może moimi sasiadami i będziemy w soboty razem popijać winko i grillować? Raczej nie.
Bo to, że faceci tu w Szwecji ładują się do drzwi jako pierwsi, a niejednokrotnie kobiety ich przepuszczaja, to nie potrzeba do takiej równości gender, bo takie zachowania panowaly w tym kraju ponad 20 lat temu, czyli zanim nastapił gender. Jedno wiem, że gender na pewno nie scala rodziny. Nie może tego robić, ponieważ rodzina kieruje się jakimiś zasadami czy regułami. A to wlasnie reguły odbierają wolność to raz, a po drugie, kto te reguly kreuje i ustanawia? A popatrzmy na jakikolwiek zakład pracy. Czy ktoś zna taki, w którym wspólnie na zasadzie równości ustanowiono zasady gry/pracy i płacy? Ja takiego nie znam. Chyba, że jest to jednosobowa firma, ale jej byt jest z kolei uzależniony od tajemniczych i niewidzialnych sił rynku. A teraz muszę przerwać moje rozważania na temat wolności i równości a zająć się trochę gospodarstwem, bo to przecież kobieta mości gniazdo, prawda?
Idę do pralni.
Vida Lahey (Australia), 1912, Poniedzialek rano
u mnie to jest niedzielne wczesne popołudnie.