wtorek, 29 marca 2016

Świąteczna idylla

Moja Wielkanoc minęła bezpiecznie i spokojnie,  mimo że Wielki Tydzień był krwawy. Najpierw zamachy terrorystyczne islamistów w Brukseli (22 marca) - 35 zabitych i 340 rannych, w wielkanocną niedzielę zamach na chrześcijańskie rodziny w Pakistanie - 72 osoby zabite, ponad 300 rannych i trwający w najlepsze terror na polskich nowoczesnych drogach - 28 zabitych, 315 rannych - bilans z trzech świątecznych dni. U nas bylo leniwie spokojnie, żadnych sztormów ani tych doslownych, ani tych w przenośni. Jesli mialabym opisać moje święta w trzech słowach to wybiorę takie: sielankowe, smaczne, radosne. W niedzielę obiad spozywaliśmy u mnie,a w poniedziałek u Pauliny. Niestety nie bylismy w komplecie, bo Natta pracowała i w sobotę i w niedzielę. Z radością piekłam i gotowałam, czulam autentyczną radość kręcąc się przy garnkach. Im gorzej jest w świecie, tym bardziej ja staram się stworzyć idylliczną atmosferę w domu. Te cztery ściany mają nam dawać bezpieczeństwo i schronienie. Rodzinna biesiada przy stole spowitym aromatami kuszących potraw, dźwięk sztućców dotykających porcelany, żółte tulipany, gałązki pokryte drobnymi listkami, pisanki i żonkile, nasze śmiechy, zadowolony mały Holger w swoim bujanym foteliku, psy czekające przy naszych nogach na swój posiłek, kot skulony na fotelu. Za oknem topniejący śnieg i słońce zaglądające przez okno do domu. To jest szczęście w czystej postaci. Chwilami mam wrażenie, że mieszkam na innej planecie. A dzisiaj w kurniku Paulina znalazla jajko! Pierwsze w tym roku. Tak proszę państwa, oto wiosna wkroczyła do mojego lasu. Prawie cale moje kurzęce towarzystwo wymarło, nawet Picasso - kogut zmarł ze starości na drugi dzień po zamachach w Brukseli. Zostały mi tylko dwie kury - jedna stara, a druga młoda. No i to jajko dzisiaj. Sama radość!
Kilka dni temu zakończylam lekturę Turnieju cieni Cherezińskiej. Wspaniala powieść! Gorąco polecam. Polacy w niej wystepujący - wypisz wymaluj bardzo wspólcześni - skłóceni. Nie szkodzi, że akcja rozgrywa się w czasach po powstaniu listopadowym - kłótnie były takie same jak dzisiaj. Widać tak już natura Polaków, ktorych największymi wrogami są sami Polacy. I nie ma tu być z czego dumnym. Ohydna cecha. Teraz czytam Szczygła Donny Tartt. Kolejna potężna powieść. Tym razem czytam szwedzkie wydanie, z tej prostej przyczyny, że nie mam jej w wersji polskiej.

wielkanocny stół Pauliny

obiad u Pauliny (mięsko z łosia)

fragment mojego stołu wielknocnego
na razie zimny "bufet" - łosoś, sałatka polska warzywna i śledzie w śmietanie.
Goście zaraz zasiądą do stołu

niedziela, 20 marca 2016

Polonijne spotkanie wielkanocne

W związku z tym, że ten blog i ten poprzedni też prowadzę dla moich potomków muszę zatem napisać, że wlasnie w tej chwili wylądowal na Kubie prezydent USA Barack Obama. Jest to bardzo ważna wiadomość ze świata, bo to jest pierwsza od 88 lat wizyta prezydenta USA w tym kraju. A dlaczego jest taka ważna i transmitowana w tv? To moi potomkowie niech już sami znajdą sobie odpowiedź na to pytanie.
Kolejna bardzo ważna wiadomość to WIOSNA się zaczęła!!! Co prawda u mnie przed południem jakis czas poświeciło słońce, ale w południe zrobiło sie szaro i zaczął padać śnieg. I tak wyglądało powitanie wiosny.
A teraz kolej na wiadomości lokalne. Otóż niedziele spędzilam w gronie naszej Polonii i to nie w byle jakim miejscu, tylko w uroczej wiejskiej restauracyjce połączonej ze sklepikiem sprzedającym same delikatesowe wyroby. Restauracyjka i sklepik jest prowadzoiny przez Polkę, ktora ma również własne gospodarstwo z krowami i byki i potrafi z nich zrobić przepyszne kiełbasy i mięso, ktore można zjeść na miejscu lub kupić w sklepiku i samemu sobie gotować, a kielbasy wcinać na kanapkach. Tym razem jednak menu przygotowane zostało przez nas. To znaczy kto chcial mógł prznieść z sobą coś do zjedzenia - był wachlarz różnych salatek z wielowarzywną z majonezem na czele, chleb pieczony przez właścicielkę i żurek przez nią ugotowany. Na wielkanocne spotkanie Polonii wybrałam się z Pauliną i Holgerem. Na tę okazję wczoraj upiekłam ciasto, ktore wstawilam dzisiaj do samochodu na tylne siedzenie i przykrylam ściereczką. Gdy otworzylam drzwi przednie, to odpadło mi lusterko. Wkurzylam się, bo to lusterko było przyklejane w warsztacie samochodowym, bo na jesieni też mialo odpaść, ale je przyklejalam taśmią. Lusterko spadło, nie pękło, ale w jednym rogu ma odprysk. Zawołałam Ronnego i gdy on stał i przyklejał je taśmą, ja stałam obok i złożeczylam warsztatowi. Podjechalam pod dom Pauliny, ktora czekala z zapakowanym w foteliku dzieckiem, ktore usadowila obok ciasta po prawej stronie na tylnym siedzeniu.  Powiedzialam jednak, że najpierw musimy zatankować. Zajechalyśmy na pobliską stację, ja zaczęlam tankować, a Paulina wysiadła z samochodu, otworzyła tylne lewe drzwi, weszła kolanami na siedzenie, by coś tam poprawić przy Holgerze. Gdy siadla za kierownicą, a ja skończyłam tankowac, to spytałam ją, czy uważala na ciasto. Ona zrobiła wielkie oczy i - jakie ciasto? - zapytała - to tam stoi jakieś ciasto? - No, myslalam, że szlag i pioruny trafią mnie na miejscu! Z mojej strony padło nawet słowo na k... i zapytalam ją czy ona uważa, że ja sobie ścierkę kuchenną rozkladam na tylnym siedzeniu w samochodzie do ozdoby? Paulina chwycila za ścierkę i zdjęła ją z blachy z ciastem. Ciasto wyglądało makabrycznie. Jedynie jego środek ocalał, a po dwoch stronach środka odbiły się w cieście dwa kolana! Przez pół godziny jechałyśmy w gęstej ciszy. Nawet radia nie włączyłyśmy. Potem atmosfera się przerzedziła i z uśmiechami na twarzach weszłyśmy do świata importowanego prosto z Dzieci z Bullerbyn.















znajdujący się w sąsiedztwie garaż z trofeami myśliwskimi 


sklepik ze wszystkim, co smaczne i starodawną kasą




żurek

filiżanki z Chodzieży





moje rozdeptane ciasto

    

niedziela, 13 marca 2016

Ostatnie minuty urlopu

No i koniec mini urlopu! Jutro, tak jak większa część świata zresztą, idę do pracy. Przyznam, że wypoczęłam, chociaz zdarzalo mi się siedziec do trzeciej nad ranem z książką przed nosem. Razem z  córkami odwiedziłam ponownie Ikeę, kupilam ten przedstawiony wczesniej chodnik. Kolejka do kawy i ciastek byla tak dluga, że dalysmy sobie spokój z deserem, zwłaszcza, że bylysmy razem z Holgerem, ktory nie mialby tyle cierpliwości, a usiąść też nie było gdzie w tej restauracji, bo wszystkie miejsca byly zajęte!!! Mimo, że pojechalysmy do sklepu w poludnie. Nie mam pojęcia, ale wygląda na to, że nagle wszyscy wzięli sobie urlop w tym samym czasie, co ja. Holger nagle zaczął donośnym i rozpaczliwym głosem dopominać się o swój posiłek, cóż bylo robić?  W zaaranżowanym pokoju przy dziale meblowym siadłyśmy na wygodnych fotelach, a Paulina rozłozyła się na sofie na i zaczęła karmić małego. Fotele byly tak wygodne, że aż nie chciało nam się wstawać, a ja zaczęłam nawet, czy takiego fotela sobie nie sprawić. Musiałam wejść do działu meblowego, by go odnaleźć razem z ceną.
to jest ten fotel, odszukalam go wśród mebli, bo ten na ktorym siedzialam nie mial metki z ceną

moją uwagę przykuł również ten oto szezląg. Czyż nie jest piękny?
 Fotel i szezląg stały na samym początku działu meblowego. Po obejrzeniu cen i sfotografowaniu zrobiłysmy w tył zwrot i poszłyśmy do samochodu. Także dział meblowy w dalszym ciągu czeka na botanizację z mojej strony. Była to moja jedyna wizyta w mieście w ciągu urlopu. Mój świat zmniejszył się do rozmiaru domu i jego najbliższej okolicy. I tak mi było najlepiej. Zmarwiła mnie trochę książka Cherezińskiej Turniej cieni, bo przed urlopem połowe tej ksiązki przeczytałam. prosze sobie nie myśleć, ale ta książka do najcieńszych nie należy. Tylko 813 stron. No i nareszcie moglam czytać do utraty tchu. Moje wydanie tej powieści jest eleganckie, szyte i w twardych okladkach, gdy ksiązka do mnie przyszla, to nawet była opakowana w folię taki dziewiczy egzemplarz dostałam. No i tragedia nastąpila. Zaczęłam czytać część V i...stwierdziłam brak pierwszych 17-stu stron!!! Myslalam, że szlag mnie trafi. Bo ja tu obgryzam paznokcie podczas lektury przejęta losami bohaterów, przezywam razem z nimi ich nieprawdopodobne ptzygody, z rumieńcami na twarzy przewracam kartki powieści, a tu taki cios. Było już grubo po północy, przelecialam przez nieprzeczytaną część książki, by sprawdzić czy te brakujące strony nie znalazly sie przypadkiem w innym miejscu, a potem chwycilam za komorke, wyszukalam na facebooku profil wydawnictwa i napisałam do nich o problemie i pytaniem jakie widzą rozwiązanie tego problemu oraz z prośbą, by mi nie radzili udać się do księgarni, w celu wymiany tego wybrakowanego egzamplarza, bo nie mieszkam w Polsce. Wściekła poszłam spać. Rano obudzil mnie dźwięk messengera. Wydawnictwo odpowiedziało mi i poradziło, bym w księgarni wymienila egzemplarz i nic więcej nie mogą na to poradzić (?!) No, to ja im napisalam, by mi przemejlowali lub sfotografowali brakujące strony i wyslali na messenger. Poprosili o mój e-mail i powiadomili, że moje dane przesłali do kogoś i wkrotce "ktoś" skontaktuje się ze mną i prześlą mi e-booka.
-Super! - odpowiedzialam zadowolona i przeslalam im nawet kciuka do góry! Do tej pory, czyli cały tydzień, ten tajemniczy "ktoś" nie skontaktował się ze mną. Nie dostalam żadnego e-booka, czy zdjęć brakujących stron. Aż nagle pewnego dnia na facebooku była mowa o tej powieści Cherezińskiej. Opisalam mój problem i poprosilam forumowiczów o to samo, o co prosilam wydawnictwo Zysk i S-ka. Spytalam czy jest ktoś chętny, by sfotografować te brakujące strony i mi je przesłać. Zgłosila się jedna dziewczyna i w ciągu kilku minut przesłała mi brakujące strony w formie fotografii. Że też ja, taka durna nie wpadłam od razu na ten pomysł zamiast bawić sie w bezsensowną korespondencję z wydawnictwem, które liczy jedynie na zysk (jak jego nazwa wskazuje), a nie na zadowolonych czytelników. Mają we mnie wroga! I niech się pocałują w dupę!!!
Oglądałam konkurs piosenki polskiej i jestem nieslychanie zadowolona, że wygrał ten fajny chłopak Michał Szpak. On mnie po prostu oczarował swoją piosenką. Uważam, że ma ogromne szanse, by znaleźć się w czołowce najlepszych przebojów na konkursie Eurowizji. A gdyby ktos nie wiedział o jakiej piosence piszę, to tu ją załączam:


A gdy już klikacie na youtube, to możecie również kliknąć na video, ktore dzisiaj wstawił kolega - Pauliny, ktory fotografował jej ślub. Ach! Co to był za ślub!

 I jakie piękne lato!
A co mnie rozbawiło w mijającym tygodniu, a właśnie to:

Tak Kaczyński świętował dzień kobiet. Nie mialam pojęcia, że on ma aż taki status w naszym kochanym kraju. Patrzyłam w te zdjęcie jak sroka w gnat i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Że też on pozwala na to, by kobieta aż tak się poniżała.

Innym rozweselajacym wydarzeniem był wstępny dokument Macierewicza, naszego ministra od wojny i pokoju dotyczący celow i zadań Wojsk Obrony Terytorialnej. Najciekawszy fragment tego dokumentu opisuje zadania WOT - "celem WOT powinno być wzmocnienie patriotycznych i chrześcijańskich fundamentów naszego systemu obronnego oraz sił zbrojnych - tak, aby patriotyzm oraz wiara polskich żołnierzy były najlepszym gwarantem naszego bezpieczeństwa". Kochani, to nie Jan Sobieski tak napisał, tylko jak najbardziej nam wspólczesny minister Macierewicz. Przypuszczam, że głownym uzbrojeniem takiego wojska będą ryngrafy, ktore niczym kamizelki kuloodporne będą ochraniać ciała żołnierzy, a ich gorące modlitwy zastąpią inne uzbrojenie. Przynajmniej państwo zaoszczędzi na wydatkach dla armii. A do zwycięstwa poniesie ich wiara niczym skrzydła husarskie.
A dzisiaj czy wczoraj tenże minister pogrozil Ameryce, by ta nie uczyła nas demokracji, ktorą oni mają zaledwie od wieku XVIII, a w Polsce początki tradycji demokratycznych, częsciowej demokracji siegają XVI wieku albo jeszcze wczesniej. No i jaki z tego wniosek? Że Polacy to ciężko myślący naród skoro niczego nie nauczyli się. Ta szlachecka demokracja pogrążyła Polskę, dzięki tej chorej szlacheckiej demokracji Polska przestała istnieć na całe 123 lata! Amerykanie nie potrzebowali tak dużo czasu, by demokrację uznać jako wspaniały wynalazek ludzkości. A Polacy? Swoją demokrację ciągle trwonili i jakoś źle pojmowali. A Wy jak sądzicie?

wtorek, 8 marca 2016

Przyjaciółki

Holger spał w swoim wózku na tarasie, a my - Paulina i ja siedziałysmy w kuchni i piłyśmy kawę. Od czasu do czasu z jej komorki dochodził dźwięk - pling, ktory informowal ją, że dostala wiadomość na messenger. Było to potwierdzenie wspólnego spotkania na basenie. Carolinę Paulina poznała w szkole rodzenia. Ta jej nowa kolezanka urodziła dziewczynkę tydzień po Paulinie. Dołączy do nich również trzecia koleżanka, ktora rownież ma małe dziecko. Dziewczyny pójda na basen razem ze swoimi maluszkami. Dzieki dziecku Paulina poszerzyla krąg swoich znajomych.
- A co z twoimi przyjaciólkami? - zapytalam - z Leną i Kristiną? Od dawna nic o nich nie slyszalam. Kontaktujecie się, spotykacie?
Paulina westchnęła i odpowiedziala, że gdy urodzila Holgera, to przyjaciólki pogratulowały jej na facebooku i na tym koniec. Ostatni raz widziała się z nimi przed narodzinami dziecka. Jeszcze nie odwiedziły Pauliny, mimo jej zaproszeń, a Holgera zobaczyły jedynie na zdjęciu na fejsie. Paulina, Lena i Kristina poznaly się na studiach. Razem bawily się na imprezach, spotykaly u siebie na nocnych rozmowach, chodzily po pubach, jadly razem lunche czy obiady w restauracjach, zwierzaly się sobie. Z Leną Paulina pojechała do Paryża. Obie byly na jej ślubie i nagle ciach i cisza. Holger je wystraszył. Obydwie są singelkami z bardzo skomplikowanym życiem uczuciowym. Lena spotyka się z pijakiem, grajkiem ulicznym, ktory ma troje dzieci. Jest Anglikiem i tylko te dzieci go trzymają w Szwecji, bo niestety nie Lena. Kristina ostatnio opędzała się się od jakiegoś absztyfikanta, ktory bombardowal ją smsami i prosił o spotkanie. Dalszych ciągów tych perypetii nie znam, bo przyjaciólki nie utrzymują już kontaktu z Pauliną. Ostatni raz Paulina widziała się z Leną w grudniu. Spotkały się w kawiarni. Lena mieszała łyżeczką kawę, analizowała i rozkladała  na czynniki pierwsze swoją miłość do angielskiego luzaka, ktory odchodził i wracał i ona to rozumiala, bo on miał jakieś nieciekawe dzieciństwo. Na koniec dodała, że gdyby tak się złozyło, że ona nie będzie miała wlasnego dziecka, to zaopiekuje się samotnym maloletnim uchodźcą, co Paulina skwitowała  - Który w rzeczywistości będzie miał 24 lata. - Kolezankę zatkało. Nie jest tajemnicą, że afgańscy młodzieńcy przy staraniu się o azyl podaja, że nie ukończyli 18 - stu lat. Sporo z nich, jak się potem okazuje, ma nie tylko dużo więcej lat na karku, ale rownież żony, tam w Afganistanie.
Ostatnio, bo ponad tydzień temu Paulina gościła  u siebie przyjaciółkę z Polski. Jej ukochaną Basię. Basia przyjechała ze swoją 9 - letnią córką. Basia i Zuzia zakochały się w Holgerze. Zuzia całowała go namiętnie, ubierała i siedziała przy nim. Basia nosiła na rękach, gdy mały był niepocieszony. Jeździły do miasta, do parku wodnego i do mnie. Pusto zrobiło sie w domu po ich wyjeździe.
No cóż, wyglada na to, że tu do Pauliny jest bliżej z Gdańska niż z Umeå. A może te przyjaciółki Kristina i Lena nie były tak naprawdę prawdziwymi przyjaciółkami Pauliny?
Gdy Holger opuścił swoją torbę - materac, to Nemo od razu położył się w niej i zasnął.


moje sople



lodowe markizy przyozdobione soplowymi frędzlami


a to ja

niedziela, 6 marca 2016

Powtórka z historii

Pisałam niedawno, że ostatnio czytam namiętnie książki historyczne. Oczywiście w kręgu moich zainteresowań znajduje się historia Polski. Czytam powieści Cherezińskiej, a potem sprawdzam - wydarzenia, nazwiska  w różnych źrodłach i książkach ściśle historycznych, by rozdzielić fikcję literacką od faktów historycznych. Bardzo mi się podoba taka zabawa. Cherezińska czy Tokarczuk rozbudzają swoją literaturą chęć, by pogrzebać dalej, postawić kilka pytań i samemu spróbować znaleźć na nie odpowiedź. Ostatnio na facebooku trafila do mnie świetna wypowiedź Normana Daviesa o Polsce. Ta jego niedługa wypowiedź znajduje się rownież na youtube i tu ją załączam. Gorąco polecam!


sobota, 5 marca 2016

Odfajkowanie wizyty.

Wczoraj o godzinie 16-stej rozpoczęłam ferie zimowe, ktore będa trwały do 14 marca do godziny 7 - mej rano. Do tego czasu postanawiam przeprowadzić detox mózgu polegający na eskapizmie. Ucieknę w świat książek. Dzisja jednak wczesnym popołudniem mąż porwał mnie do IKEI. Zachęcil mnie stwierdzeniem - Pojedźmy do tej IKEI, by już tę wizytę odfajkować. Ja w zasadzie mam konkretną potrzebę związaną z IKEĄ, bo muszę kupić kolejny regał na książki, leżące w tej chwili w kartonach, w ktorych do mnie przybyły, bo nie ma dla nich już miejsca na półkach. Pojechaliśmy. Na parkingu było trochę pustych miejsc, ale tych odleglych od głównego wejścia. Wtopiliśmy się w tłum i zaczęliśmy oględziny od parteru - gospodarstwo domowe ze swoimi patelniami, sztućcami, sitkami, termosami i mnostwem innych utensyliów, następnie przelcielismy przez ramki do obrazow, sztuczne kwiecie, ręczniki i dywaniki lazienkowe, firanki, materiały, dywany, a potem latalismy w tę i z powrotem, by znaleźć schody na pietro, by zjeść obiad. W kolejce przypominającej róg Wojskiego - dlugiej, cętkowanej i krętej jak wąż boa staliśmy chyba pół godziny. Ja zażyczyłam sobie łososia, Ronny  - köttbullar (kuleczki z mięsa mielonego), chwilę polowalismy na wolny stolik, zjedliśmy i pojechalismy do domu. To łażenie po dolnej części sklepu po prostu wykończyło nas. Stwierdzilismy, że IKEA już jest, stoi, nie zniknie, więc na piętro poświęcimy inny dzień.



mój obiad - IKEA standard




a ten podlużny dywan podoba mi się, ale barwy na zdjęciu nie odpowiadają rzeczywistości


Ten na dole to oryginal z katalogu IKEA





 Zatem ten powyższy chcę kupić, bo jest bardzo ładny, a ja muszę coś świeżego położyć na podłodze w holu. Obawiam się jedynie, że jest za krótki. Nie kupilam dzisiaj z prostej przyczyny - skończyly się! Były tylko te, które wisiały jako pokazowe.
Do domu wrocilam tak zmeczona, jakbym wrocila z pracy, a nie ze sklepu. Siedzialam w samochodzie i marzylam, by jak najszybciej połozyc się w moim łóżku i poczytać. Gdy jechalismy do IKEI, to Ronny wydawal mi polecenia typu  - zadzwon do Pauliny, może oni tez chcą pojechac z nami. - Zadzwonilam, Paulina akurat byla w mieście, ale na IKEĘ nie miala chęci, no to Ronny za chwilę - Zadzwoń do Natty - zadzwonilam, a ta wcale nie odbrała. W końcu zapytałam Ronnego czy on nie może wytrzymać bez dzieci? Chyba w końcu fajnie jest, że możemy ten czas spędzić sami. Tylko my. Stwierdził, że fajnie, ale też fajnie z całą ferajną. Renee nie chciala jechac z nami, bo z Jensem, jego ojcem i jakimiś kumplami urządzili sobie kulig na skuterach, z grillowaniem włącznie.
 
P.S. W szwedzkich mediach poinformowano słuchaczy o Radiu Maryja i całym toruńskim imperium medialnym, ale ani słowa nie powiedzieli o pękniętej gumie w opancerzonym BMW prezydenta Dudy.  


  

wtorek, 1 marca 2016

Klątwa narodowa

Postanowilam coś tu napisać, bo ta data - 29 lutego pojawi sie ponownie za cztery lata. Drzewiej w Szwecji, zgodnie z jakąś starą tradycją, byl to dzień, chyba ostatniej szansy, by panie mogły oświadczyć się mężczyznom. W związku z równością płci wspólczesne kobiety mogą oświadczać się przez caly rok na okrągło. No ale warto może przypomnieć, że kiedyś mialy tę mozliwość raz na cztery lata.
Przed chwilą odczytalam również korespondencję służbową i się dowiedziałam o zebraniu, na ktorym mam się stawić, a które ma się odbyć w Wielki Piątek. W Polsce może jest możliwe zebranie w Wielki Piątek, ale raczej nie w Szwecji, ponieważ jest to dzień wolny od pracy, zaznaczony w kalendarzu na czerwono.
Weekend minął mi błogo i smacznie. W sobotę pojechalam z Pauliną, Holgerem i Renée do kawiarni Victoria. Ot po prostu zachciało nam się zjeść coś smacznego poza domem. Holger spał, a my dogadzałyśmy sobie.


do kawiarni przytulony jest butik typu vintage,
więc zajrzałyśmy rownież tam. Renee najchętniej kupiłaby cały ten sklep.



 A potem wróciłyśmy do domu. Powyżej na zdjęciach tak wyglada ta nasza mleczna droga prowadząca do domu. Nawet nam do glowy nie przyszło, by odwiedzić IKEĘ. Z wizytą zwlekamy, bo nie chcemy ryzykować sterczenia w kolejce do głównego wejścia. Wczoraj wpadla do mnie z zyczeniami urodzinowymi moja kolezanka. Przyjechała ze swoim mężem. Przy stole zasiedli - jeden Niemiec, jeden Szwed i dwie Polki. Po wypiciu kawy i zjedzeniu ciastka Szwed i Niemic poszli ogladać coś poza domem, a dwie polki zaczęły gadać o polityce - najpierw tej szwedzkiej, a nastepnie polskiej. W polityce szwedzkiej mamy podobne poglądy, osiągnełysmy konsensus, ale w tematach dotyczących polskiej polityki już nam się to nie udaje. Totalnie różnimy się. W ferowrze dyskusji nawet nie zauwazylysmy, kiedy panowie wrocili. Panowie usiedli i patrzyli na nas, a my przerzucałyśmy się argumentami. Ona oznajmila, że nareszcie może oglądać wiadomości w TVP1, bo sa niezalezne, więc zapytalam skad ta pewność, że są niezalezne, skoro w tej tv pracują sami swoi - ludzie wybrani przez wladze pisowe. To dowodzi, tego że własnie nie są niezależne. Niezalezność jest wtedy, gdy mogą pracować ludzie o różnych poglądach, a już na pewno tacy, ktorzy nie są wybierani przez partyjnych kacyków. Inaczej nie ma żadnej mowy o niezalezności, tylko o realizowaniu jednej linii ideologicznej. Nagle uzmyslowilam sobie i powiedzialam to na głos, że w Polsce nigdy ludzie się nie dogadają. Każdy broni swojej prawdy jak niepodległości. Nikt nie chce i nie umie tej drugiej strony wysluchać. Nie istnieje coś takiego jak dobra wola. Własciwie zareagowalam tak, gdy moja przyjaciółka nie za bardzo dawała mi dojść do głosu i powtarzala - ja mam swoją prawdę, a ty swoją. Tylko, że ja nie posiadam żadnej prawdy.
O, cholera! Własnie wybiła pólnoc! A ja niestety nie zdążylam opublikować mojego wpisu 29 lutego!
No, trudno, gdzie to ja bylam? Tak, ja nie posiadam żadnej prawdy, w przeciwieństwie do mojej przyjaciółki, ale w przeciwieństwie do niej ja czytam i oglądam różne wydania wiadomości i czytam różne gazety - od prawa do lewa. I usiłuję coś z tych puzzli sama ułożyć. Gdy po raz kolejny powtorzyla, że ona ma swoją prawdę, to wtedy stwierdziłam, że ona i ja symbolizujemy polskie spoleczeństwo. Nawet mowy nie ma o żadnym ustępstwie,  o jakimś, nawet minimalnym, porozumieniu. Widać tak już musi być i tak będzie zawsze. A, że ja ostatnio rozczytuję sie w historii Polski, to stwierdzam, że niezgoda i maniackie obstawanie przy swoim oraz chęć zemsty ( na przyklad Kazimierz Wielki, Piłsudski) były i są cechą narodową Polaków. To chyba jest jakaś klątwa rzucona na Polaków. Także powiadam Wam - spokoju, harmonii i przyjemnej atmosfery w Polsce nie będzie. Głoszę to jak Kasandra lub Wernyhora, ale niestety robię to z wielkim smutkiem. Nie pokłocilysmy się. jestesmy w dalszym ciągu przyjaciółkami. A może to mozna uznać za jakiś przełom? Może jednak ta klątwa narodowa kiedyś zostanie z nas zdjęta?