piątek, 29 czerwca 2012

Upadek

No i koniec EURO, przynajmniej w Polsce. Żal mi Niemców, którxzy teraz są w szoku, ale w końcu znalazł się ktoś, kto przełamał tę niemiecką maszynę. Merkel siedzi w Brukseli i gra pierwsze skrzypce w dzieleniu pieniędzy, a tu jej drużyna dostaje łomot. Jutro pewnie giełdy będą w kolorze czerwonym, nasz stary kontynent pogrąży się w głębszym kryzysie, a żelazna kanclerz zaciśnie Europie pasa ze złości za przegraną. Niemcom wiedzie się dobrze tak już od końca II wojny światowej. Samo pasmo sukcesów, we wszystkich dziedzinach - wszystko solidne, nowoczesne, poukładane, czyste i do tego są jeszcze bogaci. Nie za dużo jak na jeden kraj? Może wystarczy tego szczęścia! Podczas meczu Niemcy - Włochy byliśmy świadkami upadku potęgi niemieckiej. Warszawa nie dała szczęścia ani Niemcom, ani Rosjanom, jedni i drudzy polegli akurat właśnie w Warszawie.
Po głębszym namyśle stwierdziłam również, że los niesprawiedliwie i okrutnie obszedł się z Portugalią. To oni powinni wygrać. Hiszpania wygrała już wystarczająco dużo razy, powinni zatem z honorem przegrać ten mecz.
A co do lata, to u nas jest normalnie zimno. Noc jest biala, ale temperatura tylko 7 stopni. I tak jest ciągle. A od trzech dni i szaro i buro, a slońca ani widu, ani słychu. Co to się wyprawia na tym świecie!

środa, 27 czerwca 2012

Pojedynek gigantów

Mecz w Doniecku trwa. Kibicuję i Portugalii i Hiszpanii. Niech wygra najlepsza drużyna. Bez względu na rezultat będę i tak zadowolona.

sobota, 23 czerwca 2012

Midsommar 2012

Ostatnia noc, chociaż to okreslenie "noc" jest zupelnie nie na miejscu, bo jest jasna jak dzień, co widać na tym obrazku:
oto noc z mojego ganku, gdy robiłam to zdjęcie była godzina 1.30 w ...nocy.

Wczorajsze popołudnie i ostatnią "noc" spędzilismy w gronie rodzinnym na świętowaniu Midsommar. Midsommar jest jednym z najważniejszych świąt w Szwecji. Może dlatego, że dużą jego część świętuje się na na łonie natury. Lato upaja i upija. Pod wieczór jednak impreza przeniosła się pod dach, ale to tylko dlatego, że miriady komarów przeprowadzają zmasowany atak i już żadne offy, czy inne smarowidła i spryskiwacze niewiele mogą zdziałać. Nasza impreza odbyła się tradycyjnie za płotem u siostry Ronnego. Pisałam już o tym świętowaniu na stronach mojego poprzedniego bloga - Midsommar 2009, 2010, 2011. Proszę kliknąć w jakiś kolor i dowiecie się jak bawimy się w "Noc Kupały". Czasami zmienia się tylko miejsce imprezy, albo u teściowej, albo u mojej szwagerki. Roger i Monica posiadają olbrzymi garaż, no i to w tym garażu - bankieciarni odbywają się wielkie imprezy. Ich rodzina jest dosyć pokaźna. Moja też nareszcie była w komplecie. Przybyła Paulina z Mickem. W tym roku nie rzucaliśmy kaloszem, ale piłki i wiaderka pojawiły się w menu zabawowym, poza tym skakaliśmy w workach i biegaliśmy z łyżką w zębach, na której leżało jajko. Ronny tak mocno skakal w worku, że wyskakal dziurę, ktorej nawet nie zuważył. Śmiesznie wyglądał podciągając worek prawie pod pachy, a jego biale skarpety wystające spod worka skakały po trawie. Oprócz tego zrobiliśmy przechadzkę, bo tym razem Daniel (syn Moniki) porozwieszał pytania na drzewach. Najedliśmy się pysznie - grillowana polędwica, pycha. Zresztą sama klepałam ją i marynowałam w oleju z przyprawami.Męska część, oprócz Daniela, ktory ze swoją rodziną wracal na "noc" do swojego domu zdrowo sobie popiła.  Ronny ledwo przytoczył sie do domu. W kuchni poprzestawiał meble, bo usiłował usiąść na jednym z krzeseł, ale mu to nie wychodziło. Trzymał się stołu, ale ten przesuwał się tylko. W końcu jakoś dotarł do sypialni trzymając się ścian i padl na łóżko. Dzisiaj cały dzień się kurował. Szwagier Roger, o dziwo jakiś taki świeży, wkroczył dziś w poludnie do nas do domu i zaczął Ronnego ściągać z łóżka. Wedlug niego nie wolno tylko leżeć i spać, bo to tylko pogarsza stan pacjenta. Mikael za to mogł poznać całą rodzinę zebraną w jednym miejscu. Przesiadal się do każdego członka rodziny i z każdym rozmawiał na tematy, ktore interesują rozmowcę. Z chłopami - Roger i Ronny rozmawial o blacharce, spawaniu wszystkich możliwych metali i rodzajach piwa. Bo Mikael jest koneserem piwa i zamawia specjalne piwo w Systemie, ktore sprowadzane jest na zamowienie aż z Belgii, a robione jest przez mnichów. Pogadal z moją teściową i teściową Moniki, z Johanną (partnerka Daniela), która jest psychologiem rozmawiał o podświadomości, a z Aliną (żona Andreasa, pół Polka, pół Rumunka), ktora z zawodu jest kosmetyczką o domowej produkcji kremów. Bo Mikael ma tysiąc pasji - jedną z nich jest robienie kremów do twarzy, ciała i rąk. Alina aż z uznaniem przyznała, że on wie więcej na temat kremów niż ona sama. Dzisiaj miałam leniwy dzień. Samochodu nawet nie dotknęłam. Upał lał się z bezchmurnego pięknie niebieściutkiego nieba. Cudowny dzień, w ciągu którego kompletnie nic się nie działo. I to właśnie było piękne uczucie. 

piwo od belgijskich mnichów "Tripel Karmeliet" w firmowym kryształowym pucharze


wiadra i piłki

deser

bankieciarnia, na pierwszym planie Mikael

 
Co to jest Midsommar i jak się go obchodzi najlepiej widać na tym krotkim filmie reklamowym ICA, który załączyłam w poprzednim poście, ale który tu powielę jeszcze raz, bo to jest taka błyskawiczna
szkoła "Midsommar". I my dokladnie tak samo świętujemy. Może z jednym wyjątkiem - śpimy w swoich własnych łóżkach.
   

czwartek, 21 czerwca 2012

Renée i jej polska natura

Ja już chyba żadnej druzynie nie będę kibicować. Powód? wszyscy za których trzymam kciuki przegrywają.  Teraz odpadli Wojaki Szwejki. A może w takim razie powinnam kibicować przez odwrócenie. Jesli jutro będę chyba kibicować Niemcom, wtedy przegrają i tym samym wygrają Grecy, ktorym życzę awansu! Że tez ja nie wpadłam na ten pomysł wcześniej, gdy grali nasi. A tak w ogole to dzisiaj jest to mój drugi dzień urlopu. Co robię? Przede wszystkim jestem szoferem/szoferką(?). Wczoraj (pierwszy dzień urlopu) byłam trzy razy w mieście! Rano pojechalam sama, by zalatwić sprawy bankowe. Po południu zawiozlam Renee na spotkanie z koleżankami, a kilka godzin później, by ją odtransportować do domu. Dzisiaj byłam w mieście tylko dwa razy. W przerwach między jazdami wstawiałam pranie, rozwieszałam je, sluchałam wiadomości, gotowałam, sprzątałam, jednym słowem urlop marzeń! Faktem jest, że razem z Renee obejrzałam "Przeminęło z wiatrem". Przeraźliwie długi jest ten film przez co poszłyśmy spać o trzeciej nad ranem. Scarlett denerwowała ją, Wkrzykiwala nawet czasem: "ale ona głupia" czy "co za wredna baba", a Clark Gable nie zrobił na niej żadnego wrażenia. Chodzi o jego aparycję. Gdy jej powiedzialam, że Gable był bożyszcze kobiet, to popatrzyła na mnie zdziwiona i stwierdziła, że ówczesne kobiety w ogóle nie miały dobrego smaku, żeby takiego "dziadka" ubóstwiać. Zresztą żaden z obecnych w filmie mężczyzn nie podobal się jej, spytala, czy w tamtych czas nie było młodych męskich aktorów.  Film jednak bardzo jej sie podobał i przede wszystkim dowiedziała się więcej o tej wojnie secesyjnej, o której w szkole "padła tylko wzmianka", że taka wojna była. Stwierdziła nawet, że ostatnio, to jej przyjaciółka Maria denerwuje ją. "Dlaczego"-zapytałam. "A bo nagle ni z tego, ni z owego palnęła, że raczej nigdy nie pojedzie do Polski, bo tam jest rasizm". W Renee wzburzyła się polska krew w jej żyłach  i zapytała Marię za kim cytuje takie bzdury, a ta jej odpowiedziala, że widziała jakiś dokument w TV na ten temat. Na to Renee hunęła, że "Polska należy do tych nielicznych, tolerancyjnych krajów jakie jeszcze istnieją na ziemi. A to, że Polacy są rasistami, to jest ostatnie, co mozna o nich powiedzieć!!!". Zaleciła też Marii poczytanie historii Polski, a potem zabieranie głosu na tematy, o ktorych w tej chwili nie ma zielonego pojęcia, a jedynie buduje je na jakimś dokumencie specjanie spreparowanym, by oczernić Polaków. W samochodzie, podczas jazdy do domu, Renee nie mogla ochłonąć z szoku i dziwila się, że jej przyjaciółka jest po prostu bezczelna i nietaktowna (sic!), że gada takie rzeczy, wiedząc, że Renee jest w połowie Polką. Poza tym przypomniała Marii, że jak na razie to w Szwecji w parlamencie siedzi ekstremalna prawica pod nazwą Sveriges Demokraterna (nie chcą cudzoziemców u siebie w kraju), bo Szwedzi tak sobie wybrali, a w Polsce to jeszcze taka partia nie istnieje, więc kto tu jest rasistą? No, no taka Renee była mi zupełnie nieznana. EURO, z którym jest na bieżąco gilgocze jej dumę i gdy mecz odbywa się w Gdańsku, to oznajmia to swoim znajomym, że "mecz odbywa się w jej rodzinnym (bo jej mama się tam urodzila) mieście, w ktorym jest co roku i oczywiście ten stadion już wczesniej widziała, o!". No, właśnie.
Muszę Wam powiedzieć, że sieć sklepów spożywczych ICA pokazuje reklamę swoich produktów po polsku!? Zresztą przekonajcie się sami klikając tu . Ta impreza - Midsommar - czeka mnie już jutro. W Polsce za to jest noc świętojańska.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Dzień na słodko

Z całym szacunkiem dla Włochów, ale mogli się trochę inaczej ubrać na dzisiejszy mecz z Irlandią. Mimo, że Włosi prowadzą, to wyglądają śmiesznie - jak Smurfy, brakuje im tylko białych czapek z oklapniętym czubkiem. Tyle w temacie futbolowym.
A dzisiaj w pracy szefostwo postawiło nam podwładnym to:

pricesstårta Trevlig sommar!


Oczywiście tych tortów było kilka, bo jest nas dosyć dużo. To zielone to masa marcepanowa. Napisać na torcie "Trevlig sommar" znaczy tyle, co "przyjemnego lata", po polsku może lepiej zabrzmiałoby "przyjemnych wakacji". Wyraz "sommar" już ktoś oderżnął. Torty wjechały na stół po południu. Oprócz tortów, kawy i herbaty były bukiety kwiatów, pożegnania, łapiące za serce przemówienia, drobne prezenty. Prezenty dla trzech 50 - siątek (z powodu ich urodzin) i dla jednej szczęsciary, która odchodzi na emeryturę. Jolanda pochodzi z Colombii, jest pelna temperamentu, wiecznie wesoła, tryskająca wyśmienitym humorem, tańczy po mistrzowsku salsę, jest super zgrabna, szczupła i niesamowicie gościnna, a w czasie karnawału tańczy poprzebierana w stroje prosto z Rio de Janeiro - pióra, do tego uwielbia podróże. Będzie jej strasznie barkowało, gdy już wszyscy wrócimy z urlopów. A przed południem siedzieliśmy na tzw. miniseminariach. Mini, bo nie były rozciągnięte w czasie.  Za to było ich cztery. Jeden prowadzący seminarium nie mógl sobie odmowić przyjemności, by kazać nam podyskutować na zadany temat w grupach i spisaniu naszych punktow widzenia na kartce. W naszej grupie nikt nie mial siły na zadne dyskusje, mimo że nawet coś tam ktos bąknął. Wszyscy juz myslami byliśmy na wakacjach i ten wysiłek intelektualny był po prostu za ciężki. Nasz Anglik miał notować te nasze poglądy. Christopher, pod koniec dyskusji o EURO 2012, coś zapisal na tej kartce i podał mi ją. A na niej widniał tylko jeden punkt widzenia: "Vi tycker synd om det polska landslaget!" - co znaczy: "Żal nam polskiej drużyny narodowej!". Niestety, kartki tej nie dostarczyliśmy szefowej. Ronny też się dzisiaj popisał. Rano o siódmej szarpal Renee usiłując zwlec ją z łóżka, krzycząc, że spóźni się do szkoły. A ta jak na niego nie ryknęła: "co z ciebie za ojciec, który nawet nie wie, że ja mam już wakacje!!!". Ojciec podkulił ogon, cicho odpowiedział: "Jaha" i szybko ulotnił się z jej pokoju.
A jednak wrócę na chwilę do tematyki futbolowej. Dobrze się dzieje, że nasi fajni chłopacy z drużyny zaczynają głośno mowić o tym jak PZPN działa. Mam nadzieję, że lawina ruszy. Nietykalne dotąd PZPN dzięki chłopakom nagle zachwieje się w posadach. To ta drużyna może nareszcie zlikwidować te ciepłe i kumoterskie posady. A Lato, uważam, jest ordynarnym typem.   

niedziela, 17 czerwca 2012

Grupa B

Już wiemy, kto z grupy B przechodzi dalej - Niemcy i Portugalia. Z którą z tych dwóch drużyn mogliby wygrać Polacy, gdyby awansowali? Wydaje mi się jednak, że przed naszą drużyną jest świetlana przyszłość. Poza tym mam dwa pytania:
1. Co się stało z piosenką Koko - spoko, bo jakoś nigdy jej nie usłyszałam przed meczami, czy po meczach czy nawet w trakcie?
2. Czy Gerwazy i Protazy to koguty, kury czy kurczaki? Bo już nie wiem, a ten prowadzący - wróżący ciągle zamiennie stosuje te trzy określenia.

sobota, 16 czerwca 2012

Koniec świata!

Koniec zabawy. Jeszcze nie może to całkiem dojść do mnie. Jako gospodarze przygotowalismy przepyszny obiad dla Europy, ale w deserze już nie będziemy brać udziału. Teraz już tylko pozostaje nam serwowanie, sprzątanie i przyglądanie się z boku jak obcy bawią się na naszym podwórku. UEFA powinna zmienić reguły. Gospodarze mistrzostw powinni grać do samego końca za to właśnie, że przygotowują całą tę imprezę. No i co się teraz stanie z tą ogromną flagą? Zaskoczona jestem, że Rosjanie odpadli i jeszcze bardziej, że Grecy awansowali. Jesli Smuda skończy swoją trenerską działalność, to selekcjonerem powinien zostać były trener Barcelony. Nie pamiętam jak się on nazywa. Faktem jest, że polska drużyna jest mistrzem tylko jednej połowy każdego rozegranego meczu. Także jesteśmy tylko w połowie drogi do calkowitego szczęścia. Paulina przyslała mi smsa o treści: "Nie dziwię się, że są wojny na tym świecie" i zakończyła przekleństwem. A mój brat, ktory zawsze utrzymuje łączność ze mną, teraz zaniemówił i nie przysłał jeszcze żadnego smsa. Te koguty z TVN24 Gerwazy i Protazy miały jednak rację że Czesi wygrają. Świat się jednak nie skończył, tylkko na chwile zamarł. Jutro odpadną Portugalczycy i Holendrzy, czyli w całkiem dobrym towarzystwie znaleźliśmy się. Cena portugalskiej drużyny spadnie o połowę ceny.Teraz będę kibicować Czechom, bo to w końcu nasi bracia i język mają podobny do naszego i są przemili.

Super mecz i super impreza

Odnośnie Szwecji wszystko jest już jasne. Może nawet wygrają z Francją, ale co z tego? Własciwie, to ja przed chwilą wróciłam do domu. Kawalek meczu (do prowadzenia 1:0 dla Anglii) zobaczyłam w TV. Bramkę wyrównującą zobaczyłam u Pauliny, a resztę wysłuchalam w radiu. Byłam na pożegnalnej, przed urlopami, imprezie firmowej. Wynajęta knajpa, wystawny obiad i prawie same panie. Mężczyźni zawiedli, bo mecz przecież ważniejszy niż obiad za darmo. Garstka chłopów, którzy jednak zameldowali się na obiedzie zniknęło z pierwszym gwizdkiem do osobnego pokoju z fotelami i dużym telewizorem. Zaopatrzyli się w piwo, drinki i utworzyli swoją strefę kibica. My kobiety zostałyśmy same, a tu na scenę wkroczyła damska kapela rockowa, która zaczęła grać muzykę punkowo - rockową. Tańczyć się nie za bardzo dało. Zresztą z kim? Niektore dziewczyny zajęły parkiet i w końcu wyglądało to jak impreza dla porzuconych kobiet bądź zamknięta impreza dla lesbijek. Weszłam do strefy kibica, panowie spojrzeli w moim kierunku i jeden powiedział, że "tu są sami mężczyźni", oczywiście zażartował. Ja też zażartowalam i odpowiedziałam, że w takim razie jutro zgłoszę się na operację zmiany płci skoro wolą przebywać tylko w męskim towarzystwie, poza ty ja dzięki zmienie będę w końcu więcej zarabiać (mężczyźni w Szwecji więcej zarabiają od kobiet) . Ostro zaprotestowali, oznajmiając, że wolą mnie jako kobietę, przekonali mnie, więc pozostanę w swojej starej skórze. Mecz się zaczął i życzyłam jedynemu Anglikowi, ktory pracuje z nami przyjemności w oglądaniu i dużo goli ze strony jego drużyny. W sali taneczo - żywieniowej wisiał telewizor nad barem. Oczywiście włączony i gdy tylko usiadłam za stołem, to Anglicy wlepili Szwedom 1:0. Pogadać się nie dało, bo muzyka zagłuszała wszystko, nawet moje myśli. Koleżanki Rosjanki obiecały jednak kibicowanie  polskiej drużynie jutro. Mam nadzieję, że dotrzymają słowa. Po tej pierwszej bramce Anglików zwinęłam się do Pauliny do domu, by odebrać pieska. Wkroczyłam do nich, a na podłodze stał grubaśny telewizor. Zdziwiłam się, bo przecież Paulina i Mikael nie posiadają telewizora. A Paulina widząc moje zdziwienie powiedziała - "Mikael przyniósl ze smietnika". Już dosyć dawno temu pozbyli się swojego telewizora, bo nie chcieli płacić licencji za tą sieczkę podawaną w komercyjnych kanałach. Poza tym państwowa jedynka i dwójka transmitują swoje programy na SVTPlay i to za darmo, więc i tak oglądają to, co chcą obejrzeć. A tu niespodzianka. Niektóre mecze są transmitowane przez program czwarty, ktory nie jest państwowy. Mikael poszedł do śmietnika i stamtąd przytaszczył do domu ten telewizor, ktory własnie stal na ich podłodze, bo mecz Szwecja - Anglia był transmitowany wlasnie na czwórce i tego już za darmo na internecie nie można było obejrzeć. Po tym przegranym meczu Mikael zaniesie z powrotem na śmietnik ten telewizor, chyba że zdążył już go wywalić przez okno.

te dwa smakowite torty przyniosła dzisiaj do pracy taka jedna szczęścia, która idzie na emeryturę. Chciała nam chyba osłodzić nasz pracowity żywot 


 koleżanki Rosjanki, ktore obiecały kibicowanie Polakom, a w głębi scena


mój obiad, na talerz nałożyłam wszystkiego po trochu - jest łosoś, polędwica, coś na kszalt bigosu, no i sałatki

strefa kibica tuż przed meczem, a ten z wyciągniętym palcem to prawdziwy Anglik

rockowe laski

tańce i hulanki
ratusz w Umeå

PS. W szwedzkiej prasie nie zostawiają już suchej nitki na drużynie narodowej nazywając ich przeciętniakami, krytykowana jest nawet fryzura Zlatana, na ktorym sprawozdawcy bardzo się zawiedli. Oczywście najwięcej dostaje po czapie trener. Jeden z nagłówków brzmi: "Hamren obudził nadzieję, ktora zgasła po 180 minutach", inny artykuł ma taki oto tytuł: "Fredrik Reinfeldt (premier) nie chce gratulować Cameronowi" dopóki nie ochłonie z szoku. A w Kijowie tuż przed rozpoczęciem meczu doszło do bójki między kibicami szwedzkimi i angielskimi. 300 policjatów wkroczyło do akcji rozdzielania i przywracania porządku.

czwartek, 14 czerwca 2012

Męskie igraszki podczas treningu

Jak wiadomo Szwecja przegrała z Ukrainą swój pierwszy mecz. Szwedzcy komentatorzy sportowi pluli żółcią z wściekłości. A szwedzka drużyna narodowa wybiegła na trening, otwarty zresztą dla publiczności. Chcieli pokazać, że jednak zaciekle trenują i przygotowują się do starcia z Anglikami (jutro!) No i pokazali goły tyłek. Szwedzka drużyna trenuje na sposób zabawowy, takie tam gry i zabawy albo igraszki. Bramkarz Johan Wiland przegrał zabawę, no i zostal "ukarany". Musiał ściągnąć gacie, wypiąć swoją gołą d..., a reszta drużyny strzelała w nią piłką jak do tarczy . Popatrzcie sami tutaj . Polska strona dzisiaj to opublikowała.
Stało to się wczoraj i wrzawa podniosła się  w szwedzkiej prasie. Przez ten bal Renee goła dupa Wilanda jakoś mi umknęła. Dzisiejsza prasa szwedzka krytykuje ostro takie "zabawy". Do krytyki dołączyła się nawet organizacja antymobingowa Friends pisząc, że piłkarze są idolami młodzieży i teraz ci idole propagują  poniżające zabawy, które wśród młodych ludzi mogą się zakorzenić. Sam premier Reinfeldt ostro skrytykował te zabawy. Najlepiej zareagowali Anglicy, którzy szydząc z golego tyłka Wilanda  powiedzieli, że "Szwedzi nawet w dupę nie potrafią trafić". Także jutrzejszy mecz Anglia - Szwecja będzie meczem o coś więcej niż tylko o być albo nie być. Będzie to walka o honor i o to by zmazać ten pogardliwy śmiech z twarzy Anglików. Zobaczymy. A my dzisiaj w pracy  też mieliśmy "zabawy" na łonie natury. Nikt nam jednak nie kazał się rozbierać, co widać na załączonym obrazku. Umeå oprócz rzeki posiada również jezioro, nad ktorym spędziliśmy w pocie czoła (było dosyć gorąco) nasz roboczy dzień.

ta maleńka plaża to "zakątek zakochanych"


PS. Właśnie skończył się mecz Hiszpania - Irlandia (4 : 0) rozgrywany w Gdańsku. Czy Hiszpanie będą w dalszym ciągu narzekać na murawę?

Bal i zadyma

Między meczami codzienne życie jakoś się toczy. Ja zasuwan do roboty, jak zwykle. Powoli dobiegamy do finiszu i dlatego pracuję w pocie czoła. Sprawozdania, raporty, konferencje, szkolenia, ale w przyszlym tygodniu, w środę zaczynam urlop. Ufff. Jutro Renee ma zakończenie roku szkolnego, no i tym samym zakończenie szkoły podstawowej. Jutro kończy dziewiątą klasę, no i po wakacjach zacznie chodzić do liceum. Po szwedzku liceum nazywa się gimnazjum. Prosze nie mylić z polskim gimnazjum. Za to dzisiaj wieczorem ostatnie klasy jadły wspólny obiad z nauczycielami w restauracji, a po obiedzie wszyscy wybrali się na bal w innym miejscu. Nie bardzo nawet wiem gdzie. Do obiadu i balu przygotowywała się cały dzień. A na zdjęciach widać efekty tych przygotowań.


Renée przed restauracją
Renée ze swoją przyjaciółką z klasy
Renée i Jasmin
Nie podoba mi się, że Putin udziela reprymendy naszemu premierowi. A durne gazety polskie nakręcały bojową atmosferę przed meczem Rosja - Polska idiotycznymi nagłówkami typu "wojna warszawska", czy coś tam o moskalach, a Smuda na okładce w mundurze wojskowym, taki z prawdziwej wojny warszawskiej. A z tymi kibolami, to trzeba koniecznie zrobić porządek! Przede wszystkim powinno być zabronione zakrywanie twarzy. Tak jest w Szwecji. W Szwecji też jest zabronione chodzenie po mieście z nożem, a o czymś takim jak maczeta, to już nie wspomnę. Denerwują mnie angielskie media, ktore po prostu szukają w Polsce za wszelką cenę rasizmu. Dwóch idiotów pierze się po pyskach, a oni już to nazywają rasizmem. Zapomnieli, że hooligan łącznie z nazwą to ich wynalazek. Hooligan to chuligan, a po szwedzku huligan. Nikt nawet nie zadal sobie trudu, by hooligan'a, nazwać jakoś inaczej czy to w języku polskim, czy szwedzkim. Nie wiem, czy powinnam tak pisać, ale mam cichą nadzieję, że podczas olimpiady w Anglii nie będzie za spokojnie na londyńskich ulicach. Zobaczymy, jak wtedy angielskie media będą śpiewać. Mam też wielką nadzieję, że z kolei polskie media nazwą to rasizmem. Jakby jednak się nie działo, tam w tej Anglii, to nie życzę sobie więcej zadym w Polsce. Policja powinna zatrzymywać wszystkich chłopów z zakrytymi mordami i wywozić za miasto. A, i jeszcze powinni takiego sfotografować, oczywiście bez tych szmat na czerepie i obciąć kaptur z kurtki. Wierzę, że już więcej takich rozrób nie będzie podczas EURO. I z taką wiarą idę spać. Dobranoc.   

wtorek, 12 czerwca 2012

Remis - powód do radości czy smutku?

Polska - Rosja 1:1. Znowu remis! No i nie wiem, czy mam się cieszyć, czy mam być zawiedziona. Jedna część mnie raduje się, że nie przegraliśmy, ale ta druga część jest jak przekluty balon. Teraz wszystko wisi na jednym włosku. Jeśli chodzi o Czechów, którzy są jakąś zagadką. Czy oni są w końcu mocni czy słabi? Po prostu czeski film z Czechami w roli głównej. Chyba jednak już lepiej, jakby co, przegrać z Czechami niż z Rosjanami. Może Czesi wygrywają co drugi mecz, jeśli tak, to wygraną mamy w kieszeni. Oczywiście w TV przeżywają ten remis, a na żółtym pasku jest napisane "Powinniśmy się cieszyć". Rozkaz, to rozkaz - "powinniśmy". Siedzę zatem na kanapie i usiłuję się cieszyć.  

poniedziałek, 11 czerwca 2012

SWE vs UKR

No i co? 2 : 1 dla Ukraińców. Kibicuję Polakom i Szwedom. Jedni i drudzy jakoś nie spełniają moich oczekiwań. Nie chcę nawet myśleć, co będzie jutro z tą Rosją. Jeśli  Polacy mają przegrać, to niech chociaż przegrają jedną bramką, a nie tak jak Czesi. A ja muszę się chyba powoli zacząć rozglądać za jakąś trzecią drużyną do kibicowania. Chociaż to może za wcześnie na takie plany. Zdziwiłam się, że niebo nad Kijowem jest czarno-granatowe. Najpierw pomyslalam, że to dach areny, nawet stwierdzilam, że ladny, bo jakoś nie dotarło do mnie, że tam w Europie jest ciemno,  bo u nas za oknem jest jasno, jak w dzień. Przed chwilą weszlam szwedzką stronę sportową i tam odbywa się głosowanie - czy Szwecja już może zapomnieć o wyjściu z grupy, no i druga alternatywa czy jednak da radę wyjść. 86% kliknęło na tę pierwszą alternatywę. Rozumiem, że Szwedzi są w tej chwili wkurzeni i pod wpływem impulsu ze złości glosują na ten pesymistyczny wariant. A ja kliknęłam, że dadzą radę. Chociaż uważam, że Szewczenko jest najprzystojniejszy i skromny. Ibrahimovic za to chodzi mi po nerwach. Nie lubię boiskowych bogów. Ot i tyle. Okoliczności pierwszego gola wykonanego przez Zlatana Ibrahimovica były nam...nieznane. Na chwilę zniknęliśmy z pokoju do garażu. W garażu siedzi Dennis naprawia swój samochód, bo nagle coś w nim wysiadło, a on musi jeszcze tej nocy pojechać do pracy i desperacko grzebie przy nim. Zawolal Ronnego, bo potrzebował jakichś kluczy, a ja pobiegłam za Ronnym do garażu, by spytać tego umorusanego Dennisa, czy chce coś do picia, bo u nas w garażu jest tak gorąco jak na narodowym pod zaciągniętym dachem. Dennis mógłby otworzyć okna, ale na dworzu jest taka chmara żarłocznych komarów, które tylko czekają, by jakimś sposobem dostać się do wnętrza, że chłopak woli siedzieć w saunie, niż opędzać się od nich. Poza tym jest on uczulony na komary. No i gdy tak zgromadzilismy się w garażu, to zadzwonił telefon. Szybko pobiegłam, by odebrać, a tu mój tata zadzwonił, by gratulować rezultatu 1:0 dla Szwecji. Fajnie, co? Zlatan strzelił gola akurat w momencie naszej chwilowej nieobecności. Ledwo usiadłam na kanapie, a tu Ukraińcy zrewanżowali się pięknym za nadobne. Resztę już znamy. A teraz idę pomalować paznokcie.

PS. Na szwedzkich stronach można znaleźć takie oto komentarze i kibiców i sprawozdawców: "Jag kokar när jag ser det här!" - gotuję się, gdy to widzę! "Vad hände, älskade Sverige?" - co się stało kochana Szwecjo?, jakis kibic napisał, że "taki piękny wieczór diabli wzięli"
No, cóż teraz trzeba wzmocnić się piosenką szwedzką na EURO 2012, zatytułowaną "Walczcie żółto - niebiescy" (różni się trochę od tego naszego Koko). No i żółto - niebiescy zawalczyli, tylko akurat nie ci, którzy powinni.

Za chwilę...

Kochani, za chwilę zaczyna się mecz w Kijowie: Szwecja - Ukraina. Nie mam teraz czasu na pisanie, bo idę kibicować, oczywiście Szwecji i Was też o to proszę. Kibicujcie Szwecji!!!

niedziela, 10 czerwca 2012

Doniesienia z prasy szwedzkiej

Tylko spokojnie. Wygląda na to, że ten dach kryjący narodową arenę, to tylko ładnie wygląda, bo korzyści z niego nie ma żadnej. Nawet szwedzcy sprawozdawcy sportowi obecni na meczu napisali w gazetach, że arena zamieniła się w szklarnię. Nie było czym oddychać. Ten dach to jedno wielkie nieszczęście. No i teraz wiadomo, dlaczego Polakom nie udało się to 2:1, które wczesniej typowałam. Dobrze, że nikt z drużyny naszej, czy tej greckiej nie umarł na tej kosztownej trawie. Poza tym z doniesień szwedzkiej prasy dowiedziałam się o wielu interesujących faktach. Nie mialam wcześniej pojęcia o tragicznym dzieciństwie naszej gwiazdy i kapitana drużyny Błaszczykowskiego. Otóż, gdy Kuba mial 11 lat, to był świadkiem, gdy jego ojciec Zygmunt zabił matkę Annę przez pchnięcie nożem. Ojciec trafił do więzienia na 15 lat. W 2011 ojciec Blaszczykowskiego został wypuszczony na wolność. Ojciec i syn nigdy po zabojstwie mamy nie rozmawiali z sobą. W zeszłym miesiącu zmarł ojciec i Kuba Blaszczykowski był na jego pogrzebie. On i jego brat byli wychowywani przez babcię (matkę tego ojca mordercy). W gazecie napisano, że Kuba jest głęboko wierzącym  katolikiem i każdy gol dedykuje swojej zamordowanej mamie. A mecz z Grekami grał dla swojej babci. Ta historia dramatu rodzinnego wstrząsnęła mną. Poza tym, również z prasy, dowiedziałam się, że jacyś idioci naśladowali odgłosy małp podczas treningu Holendrów, bo wśrod nich jest czarnoskóry piłkarz. No i ten  "rasistowski incydent" rozniósł się po świecie. Mam nadzieję, że Polacy nie podłączą się do przemarszu Rosjan przez Warszawę, bez wzgęldu na to, jak ci ostatni będą się zachowywać. Najwyżej Rosjanie zdemolują trochę Pałac Kultury symbol potęgi komunizmu stalinowskiego. Poza tym przjrzałam kilka kronik sprawozdawców szwedzkich przebywających na Ukrainie, bo przecież Szwedzi i grają i stacjonują tam. Biedny sprawozdawca chciał wraz z kolegami po fachu poznać okolicę za pomocą taksowki. Taksowka się pojawiła, ale taksiarz od razu zapytal, czy mają dolary. Odpowiedzieli, że nie. Ale za kurs zaplacili dwa razy tyle, o czym dowiedzieli się po powrocie do swojej bazy. Ha, ha, naiwniacy. Najbardziej rozśmieszyła mnie relacja pierwszych kibiców ze Szwecji, ktorzy potoczyli się autobusem z Nynäshamn, przez Gdańsk i całą Polskę do Kijowa. Gdy dojechali, to camping zastali jeszcze w budowie, ale nie narzekali. Wkrótce ze Szwecji nadciągnie 5000 kibiców i ci pierwsi wiedzą, że camping będzie gotowy, poza tym jakoś przeżyją, bo jak jeden z nich przyznał się, to wzięli z sobą jedzenie w proszku, na przykład ciasto nalesnikowe. I tu sie rozesmialam na cały głos. Łysiak ma rację mówiąc, że "podróże kształcą, ale wykształconych". Rozsmieszyła mnie ta zapobiegliwość kulinarna. Po pierwsze Szwedom jakoś nie zagląda bieda do garnków, więc powinni miec kasę na jedzenie na Ukrainie, ktore jest o wiele tańsze od szwedzkiego. A po drugie, to dziwi mnie, że wolą wcinać jakieś naleśniki z proszku zamiast odkrywać cudowny świat smaków ukraińskich. A ukraińska kuchnia jest bardzo smaczna.
Sobota minęła. Biała niedzielna noc trwa w najlepsze, za to w biały niedzielny wieczór wracam na kanapę, by oglądać zmagania Hiszpanów i Włochów na najpiękniejszej arenie EURO, czyli w bursztynowej komnacie w Gdańsku. Będę kibicować Hiszpanom, bo w końcu całkiem niedawno byłam w Barcelonie i przywiozłam stamtąd jak najlepsze i najpiękniejsze wspomnienia. Poza tym oliwa z oliwek hiszpańskich, którą dostałam od naszej barcelońskiej gospodyni jest przesmacznym afrodyzjakiem. Zatem niech żyje hiszpańska oliwa z oliwek, a razem z nią Hiszpania! A Paulina nie może wyjść ze zdziwienia, że ja jestem kibicką. Też coś! Zna mnie 20 parę lat i jakoś do tej pory nie zauważyła, że ja kibicuję. Emocje jednak okazuję, gdy grają Polacy na międzynarodowych imprezach. Mecze ligowe nie interesują mnie. Emocje poderwały szwedzkich korespondentów podczas meczu otwarcia. Przed meczem mowili, że grupa A będzie jak tabletka usypiająca. A tu okazalo się, że mieli super widowisko - gole, obroniony karniak i kartki i te żółte i te czerwone. Dramat rozgrywał się na ich oczach. A EURO w Polsce to wydarzenie milenijne porównywalne według mnie ze zjazdem gnieźnieńskim z poprzedniego milenium. Ten zjazd wprawił w zdumienie samego cesarza Ottona: "Bolesław przyjął go tak zaszczytnie i okazale, jak wypadało przyjąć króla, cesarza rzymskiego i dostojnego gościa. Albowiem na przybycie cesarza przygotował przedziwne wprost cuda; najpierw hufce, przeróżne rycerstwa, następnie dostojników rozstawił jak chóry, na obszernej równinie, a poszczególne, z osobna stojące hufce wyróżniała odmienna barwa strojów. A nie była to tania pstrokacizna, byle jakich ozdób, lecz najkosztowniejsze rzeczy, jakie można znaleźć gdziekolwiek na świecie [...]. Zważywszy jego chwałę, potęgę i bogactwo cesarz rzymski zawołał w podziwie: Na koronę mego cesarstwa, to co widzę większe jest niż wieść głosiła [...]. A zdjąwszy z głowy swej diadem cesarski, włożył go na głowę Bolesława na zadatek przemierza i przyjaźni" to fragment  opisu zjazdu z Kroniki Galla. Mam nadzieję, że wszyscy, ktorzy zjechali do Polski na EURO, będą mówić i pisać o naszym kraju podobnie - "to co zobaczyliśmy większe jest niż wieść głosiła". A ja Wam mówię: kochajcie TYTOŃ!

piątek, 8 czerwca 2012

Horror czyli rosyjski festiwal goli

Chyba zwariuję! Jak ci Rosjanie młócą biednych Czechów. Mam nadzieję, że opadną trochę z sił we wtorek 12 czerwca. Niech Rosjanie się opamiętają!!! To ile my mamy z nimi wygrać? 5:0? Zastanawiam się od czego zależy ten tragiczny (4:1) wynik, czy Rosjanie są tacy świetni, czy to raczej Czesi są beznadziejni? Może ktoś wie?

Przed meczem

Trochę nerwowo chodzę po domu, usiłuję zrobić obiad, który ma spełniać dwa warunki - szybki i smaczny. Musi być też skosumowany przed godziną 17 - stą, by nie latać między kuchnią a pokojem. Za dwie godziny i piętnaście minut pierwszy gwizdek. Długo wyczekiwane EURO nareszcie się zacznie! Szkoda jedynie, że ten pierwszy dzień, WIELKI DZIEŃ obywa się, jak na razie, w strugach deszczu. Oglądam wlaśnie w TVN24 relację z Warszawy. Ulewa nie z tej ziemi, do tego jeszcze może zagrzmi Zeus. Polacy i tak wygrają. Typuję wynik:
POLSKA - GRECJA
2 : 1

A teraz lecę zrobić ten obiad. 


środa, 6 czerwca 2012

6 czerwca

"Jestem przekonany, że skuteczne wykorzystanie istniejącego potencjału współdziałania i produktywna koordynacja w sprawach międzynarodowych odpowiada interesom naszych krajów, a także stanowi czynnik utrwalania ogólnoeuropejskiej stabilności i bezpieczeństwa" - oto fragment życzeń urodzinowych zlożonych przez Putina naszemu Komorowskiemu. Te życzenia tak mnie i zdziwiły i rozśmieszyły, bo nigdy przedtem nie słyszałam/czytałam czegoś bardziej dziwacznego. Żadne tam plebejskie "sto lat", czy "wszystkiego najlepszego" albo takie "zdrowia, szczęścia, pomyślności itd." Te putinowskie życzenia są tak wyrafinowane, że postanowiłam je wykorzystać i to już za chwilę, bo Paulina ma akurat urodziny i z tego powodu w całej Szwecji powiewają flagi, powiem więcej - wszyscy mają wolne! (Bo tak z okazji tych urodzin Szwecja ma swoje święto narodowe). Już sobie wyobrażam minę Pauliny, kiedy odczyta, bo będą na piśmie, ustnie nie zapamiętam, takie oto życzenia: Kochana Paulinko jestem przekonana, że skuteczne wykorzystanie istniejącego potencjału współdziałania i produktywna koordynacja w sprawach codziennych odpowiada interesom naszych domów, a także stanowi czynnik utrwalania ogólnorodzinnej stabilności i bezpieczeństwa" - no lepszych życzeń chyba nie można złożyć, a przede wszystkim wymyśleć! Jakie one mają brzmienie i potencjał! IMPONUJĄCE. Putin zainspirował mnie na całego. U nas w rodzinie nastąpił teraz urodzaj na urodziny. W sobotę córka mojej szwagierki Moniki świętowała swoją pierwszą trzydziestkę. W Szwecji panuje zwyczaj, by takiego jubilata, który obchodzi "okrągłą" rocznicę swojego istnienia na ziemi uczcić z rozmachem i koniecznie czymś zaskoczyć. Najczęściej rodzina i znajomi wymyślają jakieś atrakcje. Monika wymyśliła, że pojedziemy cichaczem do jej córki, zapakujemy do samochodu i zawieziemy do Megazone. Megazone to takie miejsce gier. Można tam do siebie strzelać, no i bawić się w Fort. Jest pełno pomieszczeń z różnymi zadaniami do wykonania - a to trzeba się wspinać po sznurkach, a to czołgać, wskakiwać, podciągać się. I te wszystkie zadania trzeba wykonać w określonym czasie, czerwona lampa zaczyna migać, kiedy czas już się kończy i trzeba szybko opuścić pokój, bo inaczej zapadają ciemności egipskie i drzwi blokują się. Dwie godziny trwa ta bieganina od celi do celi. Na drzwiach wisiała jedynie tabliczka z nazwą na przykład "małpi dom", "kloaka", "ptasie gniazdo", "złoto pustyni" itd. Przy drzwiach wisi rownież metalowa płytka zaopatrzona w dwie żarówki. Gdy pali się czerwona, to oznacza, że ktoś tam już w środku walczy, a gdy zielona, to znaczy, że cela jest wolna. Paulina jako szefowa naszej grupy miała klucz - elektroniczny zresztą, zawieszony na sznurku na szyi. Ten klucz również rejestrował nasze wykonane zadania. Gdy wchodziłyśmy do celi, to trochę czasu zabierało nam, by się rozejrzeć i domyśleć się o co chodzi, czego mamy szukać lub jakie przeszkody pokonywać. Monika miała swoją drużynę, no i zaczęła się rywalizacja między naszymi grupami. Walczyłyśmy tak intensywnie, że Paulinie wypadła ręka ze stawu łokciowego. Tak, tak dobrze napisałam, a Wy poprawnie odczytaliście. Mojej córce czasami tak się robi, zwłaszcza gdy wygina ręką na wszystkie strony. Pobiegłam natychmiast do kasy, by dali mi jakąś siatkę wypełnioną czymś ciężkim. Kobieta w kasie latała po pomieszczeniu  z pustą plastikową siatką i rozglądała się gorączkowo co do niej może włożyć cięzkiego . Włozyła twardy dysk komputerowy. Paulina chwyciła w tę poszkodowaną rękę siatkę, która swoim ciężarem pociągnęła rękę w dół i przedramię wróciło z powrotem na swoje miejsce czyli wskoczylo do stawu. Dawno temu Paulina spadła z konia i wtedy wybiła sobie rękę ze stawu plus zlamała ją. W szpitalu musieli dać jej narkozę, by nastawić i zagipsować rękę. Niestety, pamiątka jednak została. Gdy jej ręka wróciła na swoje miejsce, to podjęła dalszą walkę o punkty. Głupio to trochę pisać, ale nasza grupa przegrała, ale niewielką ilością punktów. Kiedyś powtórzymy ten wyczyn, ale wtedy zataszczymy tam Ronnego. W tej zabawie brały udział tylko kobiety. Tak zażyczyła sobie Monika. Chłopy miały siedzieć w domu i potulnie na nas czekać. Spocone i totalnie zmachane, to znaczy ja zmachana pojechałyśmy do domu na dalszy ciąg imprezy urodzinowej. Impra odbywała się  w megagarażu męża Moniki. Na szczęście ten garaż znajduje się w pobliżu naszego domu. Pogoda byla katastrofalna. Szalał orkan i lał potężny deszcz. Weszliśmy do garażu, cała rodzina najbliższa jubilatki stała i czekała w pogotowiu. Ja rozglądalam się za jedzeniem, bo juz mi w brzuchu burczało. Sztywno było jakoś i poczułam się, jakbym była na jakiejś kościelnej uroczystości, podczas której mówi się tylko szeptem. Przy stole myślalam, że zasnę. W tych fizycznych dyrdymałach w Forcie brałam niewielki udział, udzielałam się głównie werbalnie podając wskazówki, ale w tym garażu zmęczenie dało mi się we znaki. Gdy zaczęło się jedzenie, to prąd wysiadł. Małe okienka w wielkim garażu przepuszczały trochę światła w kolorze ołowiu. W końcu siedzieliśmy przy świecach i zrobiło się nawet bardzo przytulnie. Oczywiście były różne zgaduj - zgadule. Było smacznie, ale mimo atrakcji typu rozwiązywanie quizów i łażenie podczas ulewy od drzewa do drzewa, na których moja teściowa porozwieszała kartki z różnymi pytaniami z alternatywnymi odpowiedziami, taki test wyboru między odpowedziami a, b i c tematycznie związanym z życiem jubilatki. Zbyt wielką znajmością detali z jej życia nie popisalam się. Ja jednak to pół biedy, gorzej że jej bracia mieli luki w pamięci. To było w zasadzie nudno. Gdy prąd zniknął, to wszyscy sięgnęli do swoim smartphonów, iPhonów i sprawdzali, czy internet działa. W internecie odszukali informacje na temat awarii prądu, wyczytali że "szukanie usterki trwa i około 22 - giej prawdopodobnie prąd wróci". Gdy prąd wrócił, to ja i Paulina wróciłyśmy do nas do domu. Paulina prosiła mnie, żebym tylko ja nie wymyślała jej przypadkiem jakichś tego typu zabaw. Pewnie, że nie wymyślę, bo przeciez moje dziecko nie kończy jeszcze trzydziestu lat. No i tyle w temacie.
A co robicie w piątek wieczorem?  Bo ja już widzę siebie - kanapa, kawa, ciasteczka i MECZ!  Już nie mogę się doczekać. Ale będą emocje! Nie chcę nawet myśleć, o tym co to będzie, gdy Polacy przegrają.
garażowa wyżerka urodzinowa, a wlaściwie, to co zostało z uczty

czekamy na torta i kawę, o którą trudno bez prądu

piątek, 1 czerwca 2012

Przyjemnie znośna lekkość bytu

Zakończyłam pewien etap studiów. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie czułam żadnej presji, którą w tej chwili mogę porównać do PMSu. Mogę stwierdzić, że ostatni kwartał w moim życiu, to taki konstant trwający PMS. Oczywiście ujawniający się w domu, bo w pracy przecież muszę być profesjonalna i muszę umieć trzymać na wodzy wszystkie emocje. Chociaż wczoraj te emocje dały jednak znać o sobie na uczelni, a nie w domu, to chyba tak dla odmiany. Ostatnio napisałam o takim jednym nudziarzu i mądrali i ponuraku z mojej klasy. Ten dziad ma na imię Per. No i ten Per przyszpilił się jakoś do mnie. Po wakacjach będziemy wszyscy zajmowali się pracą, hmmm, naukową. Nasz nauczyciel zadał nam na wakacje pracę domową - wymyśleć i zaplanować sobie obszar tematyczny tych prac naukowych. Zapytał nawet, czy ktoś z nas wie może, czym chciałby się zająć. Oczywiście ja zgłosiłam się i powiedziałam, że chciałabym zrobić studia porównawcze dotyczące zagadnienia zrównoważonego rozwoju, a porównywać chcę metody stosowane w Polsce i w Szwecji. Och, nauczyciel aż zatarł ręce z uciechy i pochwalił, że temat jest wyśmienity. Na przerwie podszedł do mnie Per i zaczął pytać o ten rozwój zrównoważony w Polsce, dziwiąc się, że takie pojęcie w Polsce istnieje jako "państwie bloku wschodniego", spojrzałam na niego i powiedziałam: "Gratuluję wiedzy z historii Polski, ale chyba musisz tę wiedzę sobie uaktualnić, bo wiesz, blok wschodni nie isnieje już od ponad dwudziestu lat, zatem ja nie widzę żadnego sensu twojej gadaniny, co ma rozwój zrównoważony do bloku wschodniego?" Pojechałam trochę ostro, bo chciałam go spławić. I poszłam do bufetu kupić sobie kawę. Poszybowałam w stronę stolika, gdzie siedzieli inni, tacy z poczuciem humoru z mojej grupy. Za kilkanaście sekund ten cholerny Per przysiadł się obok mnie ze swoją kawą. Janne - kolega, ale z jajem, że tak powiem, zapytał mnie nagle, czy oddałam raport A (ja oddałam tylko raport B i C - pisemnie), otworzyłam oczy ze zdziwienia, tak szeroko, że aż chyba wyszły poza oprawki moich okularów i z opanowanym przerażeniem zapytałam - "przecież A nie mieliśmy oddawać na piśmie, a może ja coś przegapiłam?". Janne zaśmiał się i powiedział, a że tak tylko sobie zażartował. Durny Per natomiast bez cienia jakiegokolwiek uczucia na facjacie, czy to radości, czy złości, czy wszystko jedno czego, wyjaśnił Janne, że ja jestem z Polski i "być może Polacy nie posiadają takiej zdolności do ironii i sarkazmu jak Szwedzi". W tym momencie Janne zareagował - "to ty nie znasz chyba Joanny, bo ona już dobrze wie, co to jest ironia i sarkazm", a ja zwróciłam się do Pera takimi oto słowami: "Słuchaj chłopie, ty masz chyba jakiś problem ze mną. No to wal prosto o co ci leci, bo ja nie wiem, czy ty mnie pouczasz, czy chcesz nawiązać jakąś rozmowę, czy może chcesz mnie poinformować o sprawach, o których wydaje ci się, że nie mam bladego pojęcia, jak na przyklad o istnieniu bloku wschodniego". Per zaniemówił, a ja dopiłam kawę i dorzuciłam: "nie przejmuj się, to był tylko drobny przykład polskiego sarkazmu" - i poszłam sobie. Odchodząc słyszałam śmiech Janne. Tym samym chciałam jedynie powiedzieć, że zrzuciłam z siebie jarzmo studiów i poczułam się wyzwolona! Byłam spokojna i taka jakaś lekka i bez tego PMSa, że aż zdziwiłam się, że taki stan lekkości w ogóle istnieje. Czegoś jakby brakowało i nie wiadomo co z tym zrobić. Dziwne.