niedziela, 31 sierpnia 2014

Na werandzie i w lesie oraz o tym, co łączy mnie z Donaldem Tuskiem...

Na początek chciałam wszem i wobec obwieścić, że jestem absolwentką tego samego ogólniaka, co nowy szef szefów Europy - Donald Tusk! Tra - ta - tam! Tak jest! Ukończyliśmy Liceum Ogólnokształcące im. Mikołaja Kopernika nr 1 w Gdańsku, co prawda jesteśmy różnymi rocznikami, nie zdawalismy matury w tym samym czasie, ale i on i ja chodziliśmy tymi samymi korytarzami, siedzielismy w tym samych salach lekcyjnych, tańczyliśmy poloneza w tej samej auli, a nawet mielismy niektorych tych samych nauczycieli. A jaki wniosek? Ano taki, że absolwenci tej szkoly mieszkają lub będą mieszkać za granicą. No i widzicie - ja mieszkam w Szwecji, a Donald już wkrótce zamieszka w Brukseli. Ogólnie to byla bardzo dobra i taka prezstiżowa szkola w Gdańsku. Mysląc o sobie powiem więcej - elitarna. W szkole tej uczył się również Skiba, ten z Big Cyca. Jaki status ma dzisiaj "Kopernik", to po prostu nie wiem, ale po wczorajszym wyborze naszego premiera na szefa Europy, na pewno wysoko podskoczy w rankingu przyzwoitych szkół. W każdym razie swoim awansem Tusk zafundowal szkole niezły lifting. Teraz wszyscy będa chcieli się w niej uczyć.
A ja lajtowo spędziłam weekend. Wczoraj mieliśmy gości na śledziu, było śmierdząco i smacznie. Paulina zrobiła tartę z czarnymi jagodami, ja upieklam bułki drożdżowe z cynamonem, a do śledzi podalam moje wlasne ziemniaki. Śledziowaliśmy na mojej wspaniałej werandzie. Piszę o niej, że wspaniala, bo ja po prostu kocham moją werandę. Samo słowo "weranda" jest przyjemne dla ucha i pewnie każdy ma jakies werandowe, przyjemne wspomnienia. Nie ma nic przyjemniejszego jak siedzenie na werandzie podczas ulewnego deszczu. Kocham to! Z miłości do werandy zarządziłam dzisiaj późne śniadanie na niej. Późne, bo nikt w tym domu nie zrywa się o wczesnym poranku. Trzeba przecież wykorzystać ciepłe słoneczne dni.
Niedziela upłynęła mi pod znakiem borowika i czarnych jagód. Słońce radośnie świeciło, było bardzo ciepło, strumyk płynął z wolna i szemrzał, a w lesie ani jednego komara, no czyż to nie wymarzona aura, by chodzić po lesie i napawać się zmierzchem lata? Dzień był boski!
król borowik prawdziwy


takiego koloru są moje ziemniaki Asterix

śniadanie na werandzie

trzy siostry śniadaniują
na jagodach

Tilda pilnuje zbiorów

a tu prawdziwe borowiki zebrane ot tak sobie, w ciągu pół godziny

piątek, 29 sierpnia 2014

O psim pazurze, jabłkowym deserze i o gangu emerytów

Lato ze swoimi deszczowymi chmurami przechodzi w jesień. Chociaż słońce od dobrych kilku dni nie zagladało tu do nas, to zimno jednak na szczęście nie jest. Jest już piątek i tak mija kolejny tydzień. Nie jest źle. Oczywiście jestem zapracowana po czubek głowy i nie mam przez to czasu, by pozbierać borowki i trochę jagód. A w moich lasach pojawiła się konkurencja. Tajowie krążą tu po lasach i zbierają. Wlaściwie nie zbierają, tylko odkurzają, bo ani jedna jagoda czy borowka nie zostaje na krzaczkach.  Moje koleżanki na facebooku publikują zdjęcia koszy pelnych borowików, bo teraz jak pisza, jest wysyp grzybów. Ja za bardzo na grzybach się nie znam, więc nie zbieram. Kurki i maślaki to jedyne grzyby, ktorych jestem pewna, z borowikami już gorzej.
Niedawno nasza Tilda zlamala sobie pazur, krew leciała i pies nie mógł stąpać na tę łapę. Przejęte dziewczyny najpierw zadzwoniły do weterynarza po poradę - mialyśmy obciąć ten zlamany pazurek. Tilda jednak nie dala się dotknąć w obolale miejsce. W końcu zapakowaly się z Tildą do samochodu i pojechały hen za miasto do jedynego dyżurnego weterynarza, bo oczywiście ta historia z pazurem musiala się zdarzyć w sobotni późny wieczór. Tilda zostala przyjęta, uśpiona i pozbawiona całkowicie pazura. Dzisiaj przyszedł rachunek za tę skomplikowaną operację - 4000 koron, co tłumacząc na polskie pieniądze wynosi 1833 zł i 18 groszy! Co jak co, ale ceny u weterynarza są tu po prostu chore. Powiem wprost złodziejskie! I dlatego moj pies jest ubezpieczony. Od początku istnienia Tildy w naszej rodzinie czyli od ponad sześciu lat płacę ubezpieczenie raz na rok w wysokości 4000 kr. Oczywiście jest coś takiego jak ryzyko własne przy ubezpieczeniu w wysokości 1700 koron. Czyli ubezpieczenie pokryje 2300 koron. I w tym momencie czuję się oszukana, zwłaszcza gdy przemnożylam te sześć lat ubezpieczenia przez 4000 i z przerażeniem uzmysłowiłam sobie, że w te ubezpieczenie władowałam niebagatelną sumę 24 tysięcy, a ci oszukańcy wyłożą teraz na mojego psa tylko 2300!
W sobote nie będę mogła zbierać runa leśnego - borówek i jagód, bo znowu będziemy jedli tego śmierdzącego śledzia, tym razem w innym towarzystwie, ale u nas w domu. Zatem będę pełnić rolę gospodyni. Muszę upiec jakieś ciasto i muszę wyrwać kilka ziemniaczanych krzakow, by sprawdzić jakie skarby znajdują się pod nimi, w jakiej ilości i jakiej jakości. Do śledzia podaje się ugotowane ziemniaki, więc wolałabym, by to były moje własne, ekologiczne. Z przyczyn wszystkim znanych panuje moda na jabłka. Może na deser zrobię coś z jabłkami? Nie wiem jeszcze, ale w dzisiejszej gazecie natknęłam się na przepis na jabłkowy deser. Proszę bardzo oto on ze zdjęciem:



  1. Obrać, wydłubać pestki i pokroić na cząstki 4 jabłka
  2. Usmażyć cząstki jabłka na maśle (ja zawsze smażę na margarynie), doadać trochę kardamonu i cukru, może być cukier brązowy i ewentuaknie trochę soku z cytryny
  3. Wyłożyć posmazone jablka na wysmarowaną formę.
  4. w garnuszku rozpuścić 100 gram masła (ja zawsze rozpuszczam margarynę) i dodać 100 gram cukru oraz 100 gram mąki migdałowej (lub zmielić migdały) i dolać odrobinę śmietany
  5. zagotować punkt 4 mieszając
  6. Rozprowadzić tę ciepłą masę po jabłkach, posypać platkami migdałów
  7. Wsadzić do pieca, 200 stopni na 10 - 15 minut.
  8. Zjeść!
Nigdy tego nie jadłam, ani tym bardziej nie robiłam. Nie mam pojęcia czy jest to smaczne, na pewno słodkie. Może zrobię to teraz w weekend. Chyba, że ktoś z Was ma ochotę to wypróbować, to prosze podzielić się tu ze mna wrażeniami smakowymi.
W związku z tym, że ciągle teraz jeżdżę, to zaopatrzylam się w audiopowieść. Tym razem slucham drugiej części powieści o emerytach, ktorzy teraz sa w Las Vegas i rabują casino. Polubiłam na fejsie autorkę powieści o szalonych emerytach i zapytalam ją, kiedy będą te powieści  - pierwsza i druga - przetłumaczone na polski, odpowiedziała mi, że będą, tylko w tej chwili nie wie kiedy. Teraz ta jej pierwsza powieść o gangu emerytów jest na topie w Anglii. Gdy tylko się ukażą po polsku, to od razu Was powiadomię, bo śmiech to zdrowie, a te powieści zapewniają niekontrolowane erupcje śmiechu. Także wesolo mam teraz w samochodzie podczas moich codziennych peregrynacji do roboty.
 U góry znajduje się pierwsza część powieści, a na dole ta nowa nosząca tytuł: "Pożyczanie jest srebrem, rabowanie - złotem".
 
Można sobie wyobrazić, że tak wygląda jedna z bohaterek obu powieści.
Ja też taka będę na starość!
Ten krotki filmik zakończony jest ciekawą puentą:
"samochody są twarde...
ale baby też!"

sobota, 23 sierpnia 2014

Moje córki

Ta tablica przy wjeździe do miasta codziennie od kilku tygodni przypominała o "Elektrze" i aż żal ściska, że w tej chwili trwa ostatnie przedstawienie tej gigantycznej opery. Oczywiście Renee wroci do domu nad ranem, bo cała ekipa będzie miała pożegnalną imprezę. Od premiery do dzisiaj w prasie  pisano o tej operze, a miasto żyło nią.  Ja powycinałam z naszych lokalnych gazet wszystkie artykuły dotyczące "Elektry", by zachować dla Renee, bo ona oczywiście jakoś na te detale nie zwraca żadnej uwagi. Faktem jest, że dopiero po premierze dotarło do niej, że brala udział w największym projekcie operowym w historii miasta. Dopiero teraz powiadomiła na fejsie szerokie grono swoich znajomych o swoim udziale w operze. Nie mam pojęcia, dlaczego trzymała to w tajemnicy. Ja nie mialam takich problemow jak ona, chodziłam i na lewo i prawo wszystkim napotkanym chwalilam się, że moja corka bierze udział w tym historycznym wydarzeniu. Natknęłam się nawet na jej nauczycieli zarówno ze szkoły podstawowej jak i obecnej i poinformowałam ich, ze mogą być dumni, że ich uczennica zostala wybrana spośród wielu do tego przedstawienia. Podczas wtorkowego spektaklu opera była filmowana przez telewizję niemiecką. Także kto wie, może TVP Kultura wykupi prawa i będzie ją można kiedyś obejrzeć w polskiej telewizji. Szwedzka tv też ją sfilmowała, no i wiem, że wkrotce będę mogła przezyć to jeszcze raz w październiku.
Paulina też mi powiadomiła mnie o swoim sukcesie. Otóż wyobraźcie sobie, że w piśmie naukowym Marine Ecology Progress Series  będzie opublikowany jej artykuł. 
No i teraz już tylko czekam na nadzwyczajne dokonania  mojej kolejnej  córki Nathalie. Ona pewnie wpadnie na doskonały pomysł rozwiązania konfliktu izraelsko - palestyńskiego, chociaż nie jestem pewna na ile jest ona zaangażowana w polityczne konflikty, więc może wymysli coś mniejszego, na przykład jak sprzatnąć dom nie ruszając się z sofy. Ja w każdym razie bylabym jej wdzięczna za taki wynalazek.   

wtorek, 19 sierpnia 2014

Jakoś ten czas leci



to są kwiaty, ktore Renee otrzymala po premierze od Norrlands Opera za udział w tworzeniu Elektry
Czas pędzi na zlamianie karku i jesli utrzyma swoje tempo, to całkiem niedługo znowu będą wakacje. Goście z Göteborga byli i odjechali. Zaliczylismy na mojej werandzie wspólne plawienie sie w smrodzie, czyli skonsumowaliśmy kiszonego śledzia - surströmming. Śledzia uwielbiam, odór z otwieranej puszki nie jest śmiercionośny, więc się da wytrzymać. Smrodek jest wlaściwie jednym ze składników tego śledzia i bez tego skladnika śledź nie byłby sobą. Oprócz delikatesowego odoru na werandzie pachniało poszatkowaną cebulą i koprem, ktorym obficie obłozyłam ugotowane ziemniaki. Szwagierka wyciągając z gara gałązkę kopru powiedziała "O! Musztarda!". Sami widzicie jak nowocześni miastowi ludzie myśla - myślą, że musztarda to roślina. Szwagierki corka  uwierzyc nie mogła, ze mamy jajka od naszych kur. Zrobiła wielkie oczy i wykrzyknęła: "seriooooo?" Paulina zapytala ją jak ona wyobraża sobie skąd się biorą jajka. Córka szwgierki zaśmiała się i po krótkim pomyślunku odpowiedziała: "No, fakt". Ciekawa jestem czy dziewczyna wie, skąd się bierze mleko. Kolacja ze śledziem podlewana była polską wódką, która pobudziła rodzeństwo - mojego męża, jego siostry i jego brata do wspomnień z dzieciństwa polegających na wymienianiu małych świństewek, które sobie robili. Na przyklad Kia strzelała wodą z pistoletu prosto w ucho śpiącego Ronnego. A takim znowu małym dzieckiem nie była, bo miała wtedy 16 lat. Wściekły Ronny wstawał i wstawiał ją pod prysznic odkręcając przy tym zimną wodę.
Od dwoch dni leje u nas deszcz. Psy nie chca wychodzic na spacery, kury też nie maja chęci na grzebanie robaków, siedzą pod dachem a ja zrobilam kilka słoikow dżemu z czarnych jagód. Dzisaj to już tak lal deszcz, ze i ja i Renee myslalyśmy, ze wieczorny występ Elektry będzie odwołany. Niebo jednak ulitowało się i jakos od 21 -wszej nie pada. Za jakąs godzinę moja gwiazda wroci do domu, a jutro pojedzie do szkoły. Dzisiaj zaczęły swój rok szkolny podstawówki, a jutro zaczynają szkoły średnie.
Kampania wyborcza rozkręca się. Każda partia ma taki sam program. Folkpartiet, ktora jest w koalicji z obecnie rządzacą partią - Moderaterna obiecuje tu nam w Umea, ze gdy wygra wybory samorządowe to wszystkich zatrudnionych w budżetowce wyśle na HBTQ (homo-bi-trans-queer) - szkolenie. Czyli w razie ich wygranej, to ja zalapię się na taki kurs. Juz w tej chwili ciekawa jestem na czym będzie takie szkolenie polegać - czy ktos będzie usilowal zmienić moją orientację seksualną, a może dowiem sie, że homoseksualiści i inne mniejszości seksualne to też ludzie. Tylko, że ja o tym wiem i dziwię się, że w tak tolerancyjnym państwie jakim jest Szwecja, trzeba przeprowadzać tego typu szkolenia. Feministisk Initiativ, w skrócie Fi, to partia radykalnych feministek. One z kolei chcą wysłać na szkolenie wszystkich białych mężczyzn, ktorzy wedlug nich do gatunku ludzkiego nie należą. Na kursie zostaną uczłowieczeni. Poza tym panie z tej partii wydały poradnik jak zostać lesbijką. Według poradnika nie jest to aż takie trudne. Mężczyzn nazywają ciemiężcami, parytet raczej u nich nie działa, bo chcialyby zgarnąć całą wladze, a nie tylko połowę. Twierdzą przy tym, że kobiety w Szwecji są przez mężczyzn prześladowane gorzej niż w Afganistanie (przynajmniej takie odnosi się wrażenie sluchając ich). Gdy Ronny ma jakies uwagi, ktore mi nie pasują, to straszę go, że zadzwonię do Fi i dopiero dostanie wycisk, więc niech lepiej uważa co mowi i do kogo! O! Jak na razie jednak Fi nie twierdzi jeszcze, że Kopernik była kobietą. Do parlamentu europejskiego jednak się dostały.
A dzisiaj odkrylam takie oto zjawisko:
borowki sa już czerwone!

moje ziemniaki, kwiaty mają fioletowe

czwartek, 14 sierpnia 2014

Obowiązki i inne przyjemności

Wakacje się skończyły, przynajmniej dla mnie. Od poniedziałku dzielnie posuwam do roboty. Pierwszy dzień pracy nie byl taki straszny, jak go sobie wyobrażałam podczas mojego ostatniego urlopowego tygodnia. Mialam wręcz koszmary senne i stracilam apetyt. Na parkingu przed pracą natknęłam się na koleżankę, ktora pochodzi z Libanu. Nastapiło między nami serdeczne powitanie, a ona oznajmiła, że przed kilkunastoma godzinami wrociła z Libanu, ale przede wszystkim chciala mi powiedzieć, że była w Polsce! W naszym kraju bawila ponad tydzień. Pojechala z Libanu na organizowną wycieczkę do Polski do...miejsc Jana Pawła II. Byla w Zakopanem, w Wadowicach, w Krakowie i Częstochowie. Imponujące bylo to, że te wszystkie nazwy wymieniala po polsku jak rodowita Polka. Oznajmila, że wszystko jej sie podobało, w wadowicach jadla kremówki. Zakopane ze swoimi góralskimi chałupami zrobiło na niej ogromne wrażenie, Kraków cudowny, przepyszne jedzenie, a wodka i piwo absolutnie doskonałe. Jadla, pila i codziennie zwiedzała. Domyslacie się, ze kolezanka jest katoliczką, nie muzułmanką stąd to zainteresowanie Janem Pawłem. A zainteresowania smakowe to dodatkowy bonus tej podróży. Nakupowala mnostwo roznego alkoholu i pokazala mi na swoim iPhonie zdjęcie polskiej soplicy orzechowej i spytala czy tę wlasnie moglabym jej przywieźć z Polski albo czy kogoś znam, kto właśnie jedzie do mojego pięknego i smacznego kraju, bo ona kupi każdą ilość. Do orzechowej soplicy zapałała wielką miłością. Z koleżankami Rosjankami wyściskalysmy się mimo embarga Putina. I tak minął pierwszy dzień w pracy. Wczoraj też dzień pracy byl soft chociaż automat z kawą się zepsuł, ale za to wieczór spędziłam w operze. Paulina i ja należałyśmy do zaproszonych gości. A zaproszenie dostalysmy od Renee. Oczywiście obejrzałysmy Elektrę Straussa, w ktorej statystuje moja Renee. To bylo spektakularne widowisko! Premiera opery odbędzie się jutro, a wlasciwie dzisiaj, bo widzę, że pólnoc minęła - 14-stego sierpnia. My obejrzałysmy próbę generalną. Opera rozgrywa się na świeżym powietrzu - scena ma 200 metrów długości i 40 metrow szerokości. Płonie las, z sześciu kontenerów leje się krew tworząc wokól grobu Agamemnona jezioro, a dźwigi unoszą gigantyczne stalowe lalki, na ktorych stoją głowni bohaterowie opery - Elektra, jej siostra i ciągle coś z wielkim hukiem eksploduje. Niesamowite! I w tym wszystkim bierze udział moja córka! Prosze bardzo, oto kilka zdjęć:



jedna z tych identycznych postaci to Renee
to zdjęcie jest z gazety Dagens Nyheter z 11 sierpnia podczas próby.
Moja córka nurza się we krwi z wieloma innymi tak samo wyglądającymi postaciami.

 Dzisiaj, (a wlaściwie wczoraj - środa) w pracy wysluchaliśmy dwoch wykładów i też jakoś czas minął. A clou dnia było spotkanie z siostrą Ronnego i jej rodziną, którzy w końcu zawitali u nas czy raczej u siebie na wsi. Razem z nimi przyjechał brat Ronnego. Brat mieszka w Stanach, ale najpierw pojechal do siostry do Göteborga. Tu przyjechał, by doglądnąć swojego domu. Ale dajmy sobie spokoj z bratem czy innymi członkami rodziny, bo prawdziwą sensacją była Kia. Kia wprawila mnie w osłupienie swoją spuchniętą twarzą i chińskimi oczami oraz napompowanymi ustami. Kia, ktora jest w moim wieku, zrobiła sobie operację plastyczną! Na razie nie wygląda ani piękniej, ani młodziej, no ale za jakieś dwa tygodnie, gdy jej twarz dojdzie do siebie, to pewnie ja będę wyglądać przy niej o dziesięć lat starsza. Shit!
Paulina wyciągnęła maszynę do szycia i skrociła mi te nowe zaslony kuchenne. Nastepnie przywołała mnie do siebie i zaczęła uczyć mnie jak działa ta maszyna, jak nawleka się nitke i takie tam. W łazience wiszą dwie wiekowe zasłonki, w tym jedna jest rozerwana przez Ronnego, ktory przytrzasnął ją zamykając okno i wyciągnął ją bez otwierania okna. Kupilam materiał, bardzo ladny i czekam aż ktoras z moich corek uszyje te zaslonki, bo ja sama nie umiem. Siadlam do tej maszyny i od razu diabli mnie wzięli! Poszlam do garażu po tekstylą tasmę klejącą i skleiłam porwaną zasłonę, ktora teraz wygląda jak nowa. Szycie może poczekać!
 

piątek, 8 sierpnia 2014

Wiejski spleen

Mam za sobą kolejny upalny dzień. Żar leje się z nieba od rana do wieczora nieprzerwanie. Nawet komary gdzieś się pochowały. Za to wieczorem można w końcu złapać oddech i trochę odsapnąć. Upał jednak wyczerpuje. W ciągu dnia snuję się po polach i lasach. Przesiaduję w cieniu na tarasie, troche czytam i urządzam sobie sjestę i ze strachem mysle o tym, że to ostatnie dni mojego urlopu. W domu role sie odwrociły. Ronny i ja mamy wolne, a dziewczyny pracują. Paulina siedzi gdzieś za tym kolem polarnym i morduje sie w rozżarzonym do czerwoności dusznym lesie, Renee codziennie ma próby do opery "Elektra", Natta też posuwa do roboty, a my z Ronnym jak emeryci siedzimy w chałupie albo przed nią, pijemy kawki, czytami poranną prasę i bardzo odpowiada nam takie życie. Dzisiaj pojechalam do miasta, bo dostalam od Renee rozkaz zakupienia nowych zasłon do kuchni, które wypatrzyła w tych durnych gazetkach reklamowych. Kupiłam je, a przy okazji weszlam do innych sklepów. Nie wiem, czy to jakas choroba, depresja, znudzenie czy jak to tam zwał opanowało mnie, ale krążylam po tych sklepach i stwierdzalam, że wszystko, a przynajmniej 98% zawartości tych sklepow, to tandeta. Kto kupuje to barachło, pierdoły, plastiki, świeczniczki, koszyczki, jakieś figurki, zajączki, motylki, wycieraczki przed drzwi, "barokowe" zwierciadła? Te wszystkie przedmioty są jakieś ohydne. Już na odpuście można znaleźć ciekawsze rzeczy, bo przynajmniej ludowe i w jakis sposób naturalne. Ludową prymitywną  sztukę - drewniane rzeźby, szopki, oryginalne hafty, a nie smierdząca chemikaliami masówkę z Chin. Chociaż może się mylę, bo na odpuście ostatni raz bylam, gdy mialam kilka lat. Może 8? Pamietam, że zafascynowaly mnie wtedy gliniane ptaszki, do ktorych wlewało się wodę i można było na nich ćwierkać. Odwiedzam jednak jarmarki. Zdecydowanie wolę folklor niż dziadostwo w tych wszystkich Jyskach, Rustach i tym podobnych magazynach śmierdzących Chinami. Folklor pachnie miodem, świeżym chlebem i drewnem i watą cukrową na patyku.
Słońce jednak jak prażyło tak i praży, natura jest leniwa i u mnie jest jak w piosence Maanam
 " Poranek przechodzi w południe, bezwladnie mijają godziny
czasem zabrzęczy mucha w sidłach pajęczyny
A słońce wysoko, wysoko świeci pilotom w oczy (...)
Przez okno patrzę znuzona, z tęsknotą myślę o burzy"
A tej burzy ani widu, ani słychu. Własciwie nie tyle tęsknię za burzą, ile za deszczem. Na tablicach ogłoszeniowych wywieszono zarządzenie, by nic nie podlewać, nie myć samochodow, bo poziom wody w studni we wsi jest tak niski, że może jej zabraknąć. No i jak tu uprawiać ogród? Może ogród to dużo powiedziane, ale te kilka naszych grządek? Paulina włozyła swoje serce w te grządki, nasadziła różnej zieleniny, a teraz jak jest w końcu prawdziwe i porządne lato jak się patrzy i szansa na bogate zbiory, to nie wolno tego podlewać! Wczorajszej nocy złamałam zakaz i po kryjomu podlałam te cukinie, buraki, bób, sałatę, bo po prostu mi tych roślin szkoda. Najwyżej nie będę sie myła, ale nie pozwolę zmarnieć i umrzeć naszym warzywom. W końcu nie są to gigantyczne uprawy objęte rosyjskim embargiem, z ktorymi teraz nie wiadomo co zrobić. A upały są tak szalone, że w centralnej Szwecji już 6 dzień płoną lasy. Ściągnięto nawet pomoc z zagranicy. Ludzie zwiewają ze swoich domow, nawet nie mają czasu, by cokolwiek wziąć z sobą, bo ewakuacja nastepuje natychmiastowo. A pożar w dalszym ciągu jest poza kontrolą.Specjalne samoloty z Włoch i z Francji latają nad pożarem wylewając olbrzymie ilości wody, ktorą pobierają w trakcie lotu z jeziora. Takie rzeczy dzieją się teraz w tym znanym z imna kraju. A przedwczoraj pioruny walnęły w maszty w Sztokholmie i cała Szwecja straciła nagle zasięg. Nigdzie nie bylo sygnału. Wczoraj był dzień bez telefonu. Internet jednak działał. A muszę dodać, że w Szwecji nie istnieją już tradycyjne telefony. Dzisiaj rano, gdy siedzielismy sobie z Ronnym na tarasie nadjechal potęzny traktor. Przejechał pod naszym domem i pojechał dalej w głąb naszych włości. Ronny pognal za nim, by dowiedzieć sie, co to za akcja się szykuje. Okazało się, że dwoch panów demontowało centralki telefoniczne - jedna usytuowana była niedaleko naszego domu, a druga w pobliżu domu mojej teściowej i wyrwali też stare kable telefoniczne. Bo dzisiaj już jest nowoczesnie i wszyscy gadają przez satelity, a nie przez kable. A wystarczy jeden piorun i nigdzie juz nie mozna zadzwonić, nawet na 112 czy policję. Dobrze, że Szwecja jest neutralna i żaden wrog jej niegroźny, bo w innym wpadku nieprzyjaciel pierwsze, co by zrobił, to by rozwalił ten główny maszt obsługujący całą nowoczesną Szwecję. No, ale od corki dowiedzialam się, że można zadzwonić przez facebook. To była absolutna nowość dla mnie.
A przede mną jeszcze tylko trzy dni leniuchowania. Pochwalę się, że w leniuchowaniu jestem bardzo dobra. Powiem więcej - jestem profesjonalistką w tej dziedzinie.          


   

wtorek, 5 sierpnia 2014

Świeże wspomnienia

Siedzę na mojej zacienionej werandzie, by odetchnąć chociaż trochę od tego niemożliwego upału. Chociaż wiem, że mój upał jest bardziej znośny od tego jaki jest w tej chwili w Gdańsku. U mnie jest 28 stopni, a w Gdańsku 33 / 34 stopnie! Wiem, bo dzisiaj rozmawiałam z rodzicami i przy okazji dowiedziałam się, że wszystkie parasole w mieście są wykupione. Dosyc przyjemnie mi się tu siedzi, czytam, wspominam moje gdańskie wakacje, patrzę na zdjęcia, ktore za chwilę tu wstawię, by zilustrowały mój przedostatni wpis dotyczacy mojego ostatniego tygodnia spędzonego razem z moim mężem w Gdańsku. Upalnie jest każdego dnia, nawet muchy nie mają siły latać. Nie mówiąc o psach ktorych jest zawsze wszędzie pełno, a teraz śpią w chłodnych kątach. Prawie każdy wieczór kończy się rzęsistymi ulewami i apokaliptycznym, gwaltownymi i krótkotrwałymi burząmi, po których zawsze następuje taki oto widok:

    Wedlug internetowej prognozy dzisiaj wieczorem też ma 40% ma padać. Napisalam to powyżej dzisiaj przed południem. A w tej chwili jest już noc i nie pada. Dlaczego? Dzisiaj po południu malowałam nasz dom, nie robiłam tego sama tylko z Ronnym. Pomalowaliśmy pólnocną część domu, gdyż w tym czasie jest tam cień. A w cieniu o 17.00 było tylko:
30 stopni. Niezły wynik jak na prawie północną Szwecję. Jutro znowu będziemy malować. Z powodu upałów nie mam siły robić obiadów, zatem żywimy się czym popadnie. Dzisiaj była pizza

 W konsumpcji pomogła nam Natta. Jak się okazało nawet na pizzę było za gorąco. Co się dzieje w szerokim świecie, czyli w Umeå, to nie bardzo się orientuję, bo od mojego powrotu do domu jeszcze ani razu nie bylam w mieście. Po prostu miasto mnie nie obchodzi. Nie obchodzą mnie sezonowe obniżki, nie obchodzą mnie kawiarnie czy jakieś jadłodajnie. Nie obchodzi mnie, co dzieje sie w tym mieście kultury. W ciągu moich trzech tygodni w Gdańsku byłam 4 razy w teatrze, inspektowałam twierdze Wisłoujście razem z przewodnikiem, kulturą jestem nasycona. Ja tam tęsknię za Gdańskiem i nic tego nie zmieni.Podczas pobytu zweryfikowałam trochę swoją wiedzę na temat historii Gdańska.  Od brata dowiedziałam się, że Gdańsk to raczej do Polski stosunkowo krotko należał. Dlużej czasowo należał do Niemiec, ale generalnie to Gdańsk głownie był niezależnym Wolnym Miastem i to nie tylko w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Gdańsk znajdowal się czasowo pod panowaniem takich krajów jak Polska czy Niemiecy. Od przewodniczki po twierdzy dowiedzialam się, że zawsze, ale to zawsze wszystkie statki towarowe wplywające do Gdańska zatrzymywaly się przy twierdzy, gdzie oplacano cło za towar i mówimy tu o statkach plynących Wisłą z Polski nie tylko tych z innych państw. Gdańsk byl właściwie miastem - państwem, na ktore miało chrapkę wiele państw. W Jałcie Stalin definitywnie rozwiązał "problem" Gdańska przyłączając go do Polski. I jest to jedyna pozytywna decyzja z konferencji w Jałcie. Ja w każdym razie uzmysłowiłam sobie, że mam aż trzy obywatelstwa - polskie, gdańskie i szwedzkie. Teraz uświadomiłam sobie, że bycie gdańszczaninem czy gdańszczanką wcale nie było takie jednoznaczne z byciem Polką czy Polakiem. Mieszkańcy Gdańska byli Gdańszczanami z obywatelstwa, a nie Polakami, Niemcami czy Holendrami - takie bylo ich pochodzenie.  A jeden młody gdańszczanin, mój bratanek pokazał mi swoje świadectwo szkolne:
   Na odwrocie oczywiście świadectwo przyozdobione jest biało-czerwonym paskiem. Jestem dumną Gdańszczanką (celowo napisałam wielką literą) i pękam z dumy, że Gdańsk ma takiego mądrego ucznia, a ja chrześniaka. Otrzymał również dyplom najlepszego ucznia w szkole gimnazjalnej, w której się uczy. Zdjęcia świadectwa i dyplomu wyslalam od razu do Pauliny z życzeniem / rozkazem, by moje przyszle wnuki miały takie same. Paulina odpisała mi wtedy, że w rodzinie jest tylko jeden geniusz - Kamil.
A teraz nadszedł moment na wspomnienia:
Sopot

Sopot

przy molo w Sopocie


relacja dziennikarza - dotyczy nocnego rajdu wariata po Monciaku i molo

zainteresowanie mediów 

selfie w lustrze z mojego dzieciństwa

plaża

kawiarnia na Zaspie przy plaży

moja mama

Elbląskie kamienice

Elbląg

placek po zbójnicku w Elblągu - moje danie

a Ronny zjadł w Elblągu makaron

Widok z Twierdzy Wisłoujście

twierdza

Gdańsk z twierdzy

pociąg wywożący Polakow na Syberię w Szymbarku

a w wagonach wystawa - m.in. wiersz dziecka z 1939 roku

przyjacielski uścisk

zmartiwony Pan Jezus

moje ciacho czyli Ronny w kawiarni i na tle Krzywego Domu w Sopocie, tak wygląda współczesny wiking

moje ciacho lubi ciacha. Tutaj zamowil sobie sernik

mój deser Crème brûlée  

deser mojego taty

moja mama ze swoim deserem - jakies lody z czymś tam

sexy rybak w Sopocie

Sopot

Sopot

Sopot

a tu już Gdańsk

jarmark św. Dominika stoisko z chlebem

oczywiście, że to Gdańsk

diabelski młyn w Gdańsku





ul. Mariacka

też Mariacka

bursztynowa arena - widok z promu

na promie, w tle Westerplatte

ciemne chmury nad Zatoką i mnostwo statkow na redzie

szwedzki brzeg i mnostwo alg w morzu