środa, 30 maja 2012

Okupanci, rasiści i mordercy

Co za dzień! Cały dzień na uniwerku. Żadnych wykładów, tylko egzamin ustny w grupach. Zostałam przydzielona do grupy, w której rej wodził meganudziarz, który zjadł wszystkie rozumy i w dodatku jest konstant pogrążony w nieutulonej powadze. Jutro nastąpi ciąg dalszy egzaminów i muszę tak zakombinować, żeby za żadne skarby świata nie znaleźć się z nudziarzem w tej samej grupie. To jest jednak nic w porownaniu z tym, co dzisiaj uslyszałam w polskiej TV - jakiś Anglik nazywa Polaków rasistami i angielskim kibicom zaleca pozostanie w domach i oglądanie EURO w telewizorze, bo z Polski mogą wrócić w trumnach, a sam wielki Obama podczas uroczystości uhonorowania pośmiertnie Jana Karskiego Medalem Wolności użył określenia "polski obóz śmierci". I pomyśleć, że facet jest absolwentem Harvardu. To musi być chyba beznadziejna uczelnia skoro takich nieobytych ludzi kreuje i wypuszcza w świat. A ten Anglik, to zapewne kolega Tomaszewskiego. Powinni się spotkać i razem poprowadzić antyEURO kampanię. Trochę dużo jak na jeden dzień. Polacy - rasiści i mordercy. Zrobiło mi się przykro. Tak bardzo cieszę się na to EURO, a im bliżej startu, tym robi się jakoś mniej radośnie. Zwłaszcza , gdy UEFA na swoich internetowych stronach zajęła się interpretacją historii nazywając Polaków okupantami Lwowa aż do wybuchu II wojny światowej.  Aż strach pomyśleć, kto i co palnie na temat Polaków lub czegoś polskiego. Może dowiemy się, że polskie jedzenie jest zatrute i zagraniczni turyści powinni wziąć ze sobą prowiant. Jedynym miłym akcentem dnia był Bieg Krwioobieg, tak nazywa się bieg na 10 km. Nie, nie nie ja biegłam, ja umarlabym chyba w połowie pierwszego kilometra. To moja Paulina bierze udział w tego typu imprezach. Dziewczyna przebiegła i przeżyła. Nie mam pojęcia po kim ona ma takie zacięcie i skłonności. Nie po mnie. Chciałam ratować ten dzień kuszącymi swoim wyglądem truskawkami. Kupiłam dwa litry. Truskawki te mają belgijskie obywatelstwo i są OKROPNE! W ogóle nie smakują truskawkami. Ledwo też pachną. Po ugryzieniu wypływa prawie przezroczysty sok o smaku...wody. Po prostu wody, niegazowanej, dodam. Nie rozumiem jak można doprowadzić do takiego stanu truskawki hodującjakąś nibytruskawkę. Nie kupujcie belgijskich truskawek! A ci, co mieszkają w Belgii niech zrezygnują z konsumpcji truskawek, chyba że lubią pić wodę w truskawkowym opakowaniu.   

niedziela, 27 maja 2012

Good evening Europe!

Właśnie w tv, tej szwedzkiej, transmitowany jest konkurs Eurowizji ze stolicy Azerbejdżanu - Baku. Eurowizja, jak Eurowizja, ale z jakiej pięknej areny! Arena została zbudowana w ciągu 8 miesięcy. Architektonicznie jest przecudna! Baku jest miastem, które mam po prostu ochotę odwiedzić. Morze Kaspijskie, miasto przepiękne, a o naturze, to już nawet nie wiem, co napisać, bo dech zapiera w piersiach. Ja chcę tam pojechać. Miasto jest super nowoczesne - zabytki poprzeplatane z budowlami typu high - tech, eleganckie  metro jeździ pod miastem, cudowny folklor, jedzenie wygląda tak przepysznie, że zanurzyłabym w nim całą twarz, nabrałam również apetytu na dywany ręcznie tkane. Baku jest nadzwyczajne! Chyba trzeba zmienić kurs swoich podróży i zacząć wyjeżdżać w kierunku wschodnim. Teraz odbywa się głosowanie i muszę oznajmić Wam, że the winner is SWEDEN!!! Tak kochani, Szwecja wygrała! Szwedzcy prezenterzy w trakcie programu powiedzieli, że dostali dużo emaili z zapytaniem, gdzie podziała się Polska. No i odpowiedzieli, że Polska razem z Ukrainą przygotowują EURO, zatem Polski nie stać tym razem na Eurowizję. "Szkoda" - dodali. Ja też tak uważam, bo Ukraina stała na scenie i śpiewała w finale, wygląda na to, że tę Ukrainę stać na więcej niż nam się wydaje. A teraz idę posłuchać Loreen z jej wygraną piosenką Euphoria.  Proszę sobie posłuchać:))) Punktowo szła jak sztorm. Prawie wszystkie kraje dawały jej najwyższą ilość punktów. Od samego początku znajdowała się na pierwszym miejscu.

PS. Ktoś na forum youtube napisał, że w momencie, gdy Grecja dostała od Cypru 12 punktów, to grecki minister od finansów zmarł.

czwartek, 24 maja 2012

Mea culpa!

Żeby żyć na poziomie, trzeba stać w pionie. No i właśnie to stanie w pionie sprawia mi ostatnio sporo problemów. Jestem zmęczona, jestem znudzona, jestem zirytowana, chociaż na to już też powoli brakuje mi sił, bo bycie zirytowanym wymaga jednak energii. Nie wiem, co jest ze mną nie tak, ale najchętniej usiadłabym na czymkolwiek i tak już została w tej pozycji i patrzyła przed siebie. Ostatnio zaczęlo docierać do mnie, że jeśli coś jest nie tak, to jest to MOJA WINA. Nie wpadłam na to sama, po prostu słyszę to z różnych stron. Dziecko oskarża mnie, że to moja wina, że spóźniła się do szkoły, od Ronnego, że to moja wina, że dziewczyny mi nie pomagają w kuchni. Nie mogą mi pomóc, bo to jest przeciez moja wina, że nie przysposobiłam ich do gospodarowania i prowadzenia domu. Sama jestem sobie winna, że każdego dnia pytam, co takiego zrobić na obiad, bo Ronny radzi, że zamiast bawić się internetem, to powinnam zaplanować tygodniowe menu, więc przez resztę tygodnia nie musiałabym łamać sobie głowy nad wymyślaniem potraw. Jedyna rabata, ktorą posiadam przed domem, jest nieoczyszczona z zeszłorocznych badyli. Co prawda wprost nie słyszę, że to moja wina, ale Ronny wypowiada swoje uwagi w formie bezosobowej: "trzeba przygotować grządki", "trzeba uprzątnąć kanciapę, zwaną garderobą", "trzeba posprzątać pralnię", trzeba to, trzeba tamto. Te jego wyliczanki wywołują we mnie poczucie winy, że się tym nie zajęłam. A w pracy podczas babskiej rozmowy na temat zakupów i gotowania, które obrzydły nie tylko mnie, ale też tej mojej koleżance, z którą rozmawiałyśmy, włączył się nagle kolega (facet) i zapytał, czy tylko ja gotuję w domu. "Tak, tylko ja" - odpowiedziałam, a on powiedział: "to w takim razie jest to TWOJA WINA, że tak sobie męża wychowałaś". Na takie dictum zupelnie zrezygnowana ukryłam twarz w dłoniach. A on ciągnął dalej: "to znaczy, że nie masz żadnej władzy w domu". Tylko powiesić się. Nie wyszłam przecież za mąż, by go sobie wychowywać, aż takich zapędów pedagogicznych to ja nie mam. Powiedziałam koledze, że mam gdzieś władzę, że związek ma być równouprawniony, a nie, że ktoś ma mieć w nim władzę! Jeśli ktoś ma władzę w naszym domu, to mają ją niewątpliwie moje córki, które potrafią zaskakiwać nas takimi swoimi posunięciami, że nie tylko szczęki, ale też i ręce z bezradności nam opadają. Na szczęście Natta co drugi tydzień mieszka w swoim domu. Chwilami mam wrażenie, że albo postradam zmysły, albo zamienię się w słup soli jak żona Lota. Który wariant jest lepszy?     

niedziela, 20 maja 2012

Kulturnatta

Wczoraj (sobota), godzina: około10.00
 Siedzę w tym lesie i  marznę. A w "Pytaniu na śniadanie" opowiadają o pięknej pogodzie, może jeszcze nie upałach, ale bardzo gorącej.
I właśnie dowiedziałam się, że w Sopocie trwa festiwal Dwa teatry, fanstastyczne słońce, piękne widoki, aż prawie przez ekran telewizora czuć aromatyczny powiew bryzy, a moja ukochana Anna Seniuk zaprasza na festiwal. A ja siedzę w lesie, patrzę w pochmurne okno, piję kawę, jestem znudzona i zmęczona czytaniem naukowych artykułów. Dlaczego te wszystkie naukowe raporty są tak przeraźliwie nudne!? Nie są ciężkie do pojęcia, ale ich nuda oraz szarość i zbyt niskie ciśnienie w atmosferze powoduje, że są po prostu nie do strawienia i wywołują niekontrlowana śpiączkę. A teraz Artur Żmijewski i Anna Seniuk stoją  na sopockim oświetlonym słońcem tarasie, za plecami mają molo i powiadamiają, że wejście do teatru jest DARMOWE, wszyscy zainteresowani są mile widziani. Siedziałabym tam od rana do wieczora. Nawet gdyby padał rzęsisty deszcz. Następna kawa, rzut okiem na te okropne raporty, ziewnięcie.
Czy potomkowie hitelerowskich zbrodniarzy mają poczucie winy? Oto następny ciekawy temat rozmowy na sofie w "Śniadaniu". Gośćmi są Gabi i Uwe -  jego dziadek był esesmanem, a jej zginął w Auschwitz. Zakochali się w sobie pomimo trudnej historii ich rodzin. Uwe von Seltmann jest dziennikarzem i pisarzem, no i właśnie na rynku wydawniczym ukazała się jego książka Gabi i Uwe. Z rozmowy dowiedziałam się, że trzecie, a nawet dopiero czwarte pokolonie przestanie patrzeć w swoich relacjach Polacy - Niemcy przez pryzmat strasznych wydarzeń II wojny światowej. Książkę muszę kupić i przeczytać. Chciałam nawet zadzwonić do TVP, bo rozdawali dwie z autografem autora, ale niestety numer telefonu zostal wyświetlony na chwilę, zaczęłam wklepywać go na komputer, do tego otwartego raportu, ale nie zdążyłam, bo za daleko siedziałam od telewizora i nie za bardzo wyraźnie widziałam te podane cyfry. 
Godzina około 11: 00 a teraz dobija mnie nastepująca wiadomość: muzea w wcalej Polsce będą dzisiaj całą noc otwarte. "Tak nie można żyć!" - pomyślałam. Katować się jakimiś nudnymi raportami, w ramach ascezy albo kary za grzechy. Zadzwonilam do Pauliny, by zmontować jakis spacer czy co, bo przeciez nie mozna tak tkwić przy tym oknie w kuchni i snuć wisielcze mysli. W Umeå też odbywają się w końcu jakieś imprezki pod znakiem kultury, zwłaszcza że jest to jedyna taka sobota w roku pod nazwą Kulturnatta - noc kultury, czy z kulturą. W dzień odbywa się spokojnie, dopiero w nocy małoletnia i pelnoletnia młodzież bierze w panowanie całe miasto. Główną artakcją oprócz różnych grup muzycznych - rockowych, popwych, folkowych i jakich tam jeszcze jest pity w ukryciu przez małolatów alkohol. Policja, jak co roku, będzie miała pełne ręce roboty. No, ale od tego właściwie są, by pilnować porządku. Widziałam na fejsie (FB), jak wszyscy zwołują się do uczestnictwa, a moje dziewczyny już od rana stoją przed lustrem i same powoli zamieniają się w dzieła sztuki. W programie wyczytałam, że odbędzie się aż 300 różnych kulturowych wydarzeń w 100 różnych miejscach. Nie wiedziałam, że w naszym centrum można znaleźć 100 miejsc. Ja się wystroiłam raczej na ciepło, bo ta szara temperatura pokazywała tylko 11 stopni. Wzięłam psa i pojechałam na spacer do miasta i trochę z ciekawości, by popatrzeć na tę kulturę. Wstyd się przyznać, ale nigdy nie uczestniczyłam w tym wydarzeniu, chociaż Kulturnatta zadebiutowała w 2005 roku. Po rynku kręciło się dużo, dużo ludzi. Nasza maleńka Tilda błąkała się między ich nogami z opuszczonym ogonem i chciała się zrobić jeszcze mniejsza niż jest w rzeczywistości. W różnych częściach centrum ustawiono sceny. Jakieś grupy już prezentowały swoje umiejętności muzyczne. Grajkowie stali również poza sceną, np. śedna grupa skladająca się z chyba jakiś satanistów, bo twarze mieli wymalowane czerwoną farbą w stylu ociekająca krew, zalane "krwią" były też ich ciuchy, no i oni nie spiewali, tylko charczeli i wyli. Tilda o mało nie umarła ze strachu. Paulina nosiła ją w końcu na rękach. Z innej sceny wyśpiewywano. Przeszłyśmy rynek w tę i z powrotem, co chwilę komuś mówiłam "hej", bo oprócz mnie przyszli też moi koledzy i koleżanki z pracy. Nigdzie się od tej pracy uwolnić nie można. Nawet w takiej Barcelonie na lotnisku w Gironie spotkałam taką jedną z pracy.Paulina zaprosiła mnie na kawę, którą wypiłyśmy w ogródku kawiarnianym. Za plecami mialam scenę, na ktorej na szczęscie występowala grupa folkowa grająca lapońskie kawałki. Kelner przyniósł kawę, a ja poprosiłam o popielniczkę, bo nie mialam zamiaru petować na chodniku obok stolika jak to robili moi poprzednicy przy tym stoliku, gdyż wokół leżało pełno petów. A ten pajac powiedział mi, że tu palić nie wolno. "Taaaak!?" - prawie krzyknęłam - "a to, to co to jest?" - i wskazałam na te pety. On wzruszył ramionami i powtórzył, ze nie wolno i już. "To te ogrodki nie sa z myslą o palących?", i "to ma być ta europejska stolica kultury?", strzelalam jak z karabinu maszynowego, nabrałam powietrza i dorzuciłam na koniec - "to musicie dopasować się do Europy, bo tam w ogródkowych kawiarniach właśnie można palić". Z tego wszystkiego zdziwilam się tylko potem, że pozwolono mi tam siedzieć z psem. Dopiłyśmy nasze kawy, słońce niemrawo przedzierało się, ale z mizernym skutkiem i zabrałyśmy się do domu. Temperatura obniżała się dramatycznie, a ja myślałam o moich dziewczynach, które ubrały się tak, jakby wybierały się na Hawaje. O trzeciej w nocy jechałam po nie do miasta. Do samochodu wsiadły sine, szczękające zębamy i całe mokre, bo w nocy jeszcze lał deszcz. Ktoś zapyta, a dlaczego to ja tłukłam się po nocy (co prawda jasnej) do miasta, a nie Ronny. Ronny poszedł wieczorem do swojego szwagra i z nim w garażu urządzili sobie swoją kulturnatta, po ktorej Ronny nie mógł utrzymać się w pionie. On chyba nawet nie wie, że ja gdzieś jechałam w nocy.
zakątek kultury

a to ci wyjce - sataniści

w drodze do innego zakątka

w kawiarnianym ogródku, a za plecami fontanna, ale nie magiczna

a naprzeciwko kawiarni scena, chociaż na pierwszym planie króluje łysa jeszcze brzoza 

tu, w samym środku rynku kolejna scena, przeznaczona dla super gwiazd

A dzisiaj? Pogoda do chrzanu, ostatni przyczółek śniegu jeszcze leży na moim trawniku. Drzewa mają zalążki pączków, no i wykurzyłam się i upiekłam kanelbullar, czyli drożdżowe bułki z cynamonem i cukrem.      
przed wejściem do pieca

po wyjściu z pieca


czwartek, 17 maja 2012

Zamknąć szkoły!

Poniedziałek - pracowałam od rana do wieczora (zebranie), wtorek - od rana, też prawie do samego wieczora, a przynajmniej wieczorem w dodatku zimnym, wietrznym przy całych 7 stopniach, dotarłam do domu. Padłam na łóżko skonana, zasnęłam i obudziłam się o 22 - giej. Potem mordowałam się z zaśnięciem do godziny 3 rano. 4 godziny później bolesna pobudka. W kranie nie było wody. Na szczęście wiedziałam o tym, zatem zrobiłam jej zapas. Przypomniałam sobie o tym tuż po północy. Ronny powiedział mi, że odbędzie się jakis maly remont pompy we wsi i woda będzie wyłączona. Tę informację przekazał mi podczas naszego blixtspotkania. Na drodze - ja wracałam z pracy, a on własnie do swojej jechał. Nasza pogawędka została brutalnie przerwana, bo za mną pojawił się samochód. Typowe. A dzisiaj rano w drodze do pracy dobudziłam się. Jechałam zamyślona, obok siedziała Renee z zatkanymi uszami - słuchała muzyki, zauważyłam za siatką rozciągniętą między lasem a drogą szybkiego ruchu E4 cztery sarenki, zauważyłam jezioro, o którego istnieniu podczas zimy zapominam, bo wtedy wygląda jak pole przykryte śniegiem, słońce pięknie świeciło i nareszcie było bezwietrznie. Odkryłam, że świat, a przynajmniej okolica jest piękna. Co robi jednak słońce z człowiekiem. Nabrałam jakiejś werwy i rzuciłam się w wir pracy. A jutro bonus  - w kalendarzu czwartek jest na czerwono. Mamy wolne! Niech zyją wszystkie święta kościelne! Jutro jest Wniebowstąpienie! Europa ateizuje się, kościoły zamieniane są na mieszkania, hale dla skateów, knajpy i co tam jeszcze, no i teraz tylko brakuje, by wszystkie święta kościelne zamieniły się w dni robocze, czy o tym jakikolwiek ateista pomyślał? Rok bez świąt, czy ktoś sobie to wyobraża? W związku z tym, że czwartek jest wolny, więc piątek przy okazji też. Jednym słowem przede mną długi week-end! Nie będę leżała odłogiem, tylko poświęcę się pracy naukowej. Zostało mi trochę pisaniny. Zamierzam poświęcić na nią te drogocenne wolne dni. Ostatnio siedziałam i uczyłam się z Renee. Uczyłam się o I wojnie światowej. Szkoła ma tak nowoczesne metody nauczania, że aż się rzygać chce. Uwazam, że te wszystkie szkoły powinno się po prostu zamknąć. Ich nauczyciel podał uczniom całą masę linków, nawet do Wikipedii dotyczących tej nieszczęsnej wojny. Pół dnia straciłyśmy na latanie po internecie i czytanie tych mądrości, których część napisana została albo jakimś amatorskim językiem, takim bełkotem lub jakimś niepojętym, pokręconym. Taki typu "i oni napadli na nich", kto na kogo do jasnej cholery?  Wikipedia z kolei serwuje bardzo zaawansowane treści i odsyła do kolejnych linków, poza tym część tych mądrości nie jest autoryzowana, więc nie wiem, czy można polegać na tym jako wiarygodnym źródle, no i ostatnia chyba dosyć istotna sprawa, to taka ile detali uczeń szkoły podstawowej ma z tego umieć? Do diabła z tym internetem i z takim nauczaniem! Podręcznika żadnego nie dostali. Jak tak ma sie to odbywać, to po co w ogóle chodzić do szkoły? Każdy uczeń jest podłączony, niech zatem przysyłają im zadania do wykonania, uczniowie za pomocą internetu (wytnij, wklej) odrobią lekcje i wyślą do oceny. Wkurzona poszłam do biblioteki i pożyczyłam normalne książki nt I wojny. Na szczęście znalzłam trzy - na podstawowym poziomie, na poszerzonym i zaawansowanym. Dałam dziecku i nakazałam czytać. Sama jedną z nich (tę podstawową) przeczytałam w samochodzie podczas lunchu. Jestem w tej chwili nawet gotowa strzelić wykład na temat tej wojny, książka jest świetnie napisana, po kolei, a nie jakoś chaotycznie i nareszcie sama, ku mojej uciesze, rozróżniłam te wszystkie alianse, bo muszę przyznać, że ten rozdział historii potraktowałam bardzo olewacko, gdy sama chodziłam do szkoły. Odbiło się to jednak rykoszetem i wróciło do mnie - teraz dopiero po tylu latach od zakończenia szkoły odrobiłam lekcje z tego działu historii. A tak w ogóle, to szkoły to przeżytek, tak uważam. Mimo nowoczesnych magicznych tablic, komputerów, metod nauczania  same struktury szkolne od średnowiecza aż do dzisiaj nie zmieniły się mam tu na myśli system klasowo - lekcyjny i system oceniania wiedzy, który zresztą wymyślili jezuici. I to ma być ta nowoczesność?!?! Dziwi mnie to szczególnie tu w Szwecji, bo tutejsze społeczeństwo dotknięte jest religiofobią, a katolicyzm sieje postrach i kojarzy się ze wstecznym myśleniem, które nowoczesnemu Szwedowi w głowie się nie mieści. Dlaczego zatem korzystają z katolickich, jezuickich wzorców? Chociaz to też robią niedokładnie, bo tu w szkołach organizacyjnie panuje nieopisany chaos, daleko im do jezuickiego porządku. W zeszłym tygodniu poszłam do szkoły, prosto do nauczyciela, dokładnie 9 maja, by zapytać o materiał do tej wojny, a on oznajmił mi, że uczniowie wszystko mają w komputerze, podoczepiał wszystkie przydatne linki. Poprosiłam go jednak o kopię tych linków w wersji papierowej jak również o zakres materiału. Przy okazji zapytałam, kiedy zabiorą się za drugą wojnę, bo niedlugo jest juz koniec roku szkolnego i tak przy okazji tej drugiej wojny powiedzialam, że właśnie dzisiaj, tak się składa jest 67 rocznica jej zakończenia. Facet ściągnął brwi w głębokim zamyśleniu i powiedział: "całkiem możliwe". Parsknęłam śmiechem, według nauczyciela "całkiem możliwe", że wojna się zakończyła. No i potem taki gość zabiera się za ocenianie wiedzy uczniów i to w dodatku na jezuicki sposób. Każdy dzisiejszy uczeń zaopatrzony jest w komórkę i to taką z internetem, zatem po co czytać, czy chodzic do biblioteki, wystarczy wpisać w google i wszystko już będzie wiedział. Po co ma się tego uczyć, skoro całą wiedzę ma w kieszeni i to ze wszystkich możliwych przedmiotow. Sam nauczyciel jeszcze nie bardzo z II wojny był przygotowany. Nie miał akurat komórki pod reką. Zamknąć te budy, bo i tak nie ma z nich żadnego pożytku. W zeszłym roku w Szwecji szkoły średnie z pełnym świadectwem ukończyło tylko 31% uczniów. Niezły wynik, co? Acha, żeby była jasność - tu kończy się szkołę również z pałami na świadectwie. Klasy raczej nie powtarza się. Gdy komuś się jednak zamarzą jakieś studia w nieokreślonej przyszłości, to najpierw musi uzupełnić świadectwo uczęszczając na jakieś kursy. No i to by było na tyle. Pa!         

niedziela, 13 maja 2012

Per aspera ad astra

"Jaka to wielka szkoda, że nie jesteście alkoholikami" - powiedziała Renee i ciężko węstchnęła i od razu dodała, "albo przynajmniej któreś z Was". Ronny i ja zamieniliśmy się w dwa znaki zapytania i jednocześnie zdumieni wykrzyknęliśmy "dlaczego?". "A bo w ogóle nie musiałabym się uczyć, tylko dostałabym się do każdego ogólniaka i mogłabym wybrać profil, który mi się podoba". Koniec roku się zbliża, no i dziecko uczy się intensywnie, gdyż kończy podstawówkę i musi myśleć nad wyborem następnej szkoły. Znudzona i przemęczona nauką oświeciła nas, że ofiary losu, a więc dzieci pijaków, czy z innych patologicznych domów dostają od państwa wolne wejście (poza wszelkimi regułami) do ogólniaka, gdy ich świadectwa końcowe są naszpikowane pałami. Osobiście podoba mi się ta szansa dawana pokrzywdzonej młodzieży. Reguła ta odstępuje od powszechnie uznanej rekrutacji i obejmuje też młodzież, która boryka się z własnymi problemami - może to być wszystko - anoreksja, jakieś depresje, próby samobójcze i nie wiem co jeszcze. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że ta szansa będzie dobrze wykorzystana przez tych biednych pokrzywdzonych. Życzę im szczęścia i wytrwałości. Niestety z ubolewaniem oznajmiłam Renee, że w ciągu tego miesiąca nie zdążę stać się alkoholiczką, więc niech raczej liczy na siebie i niech jeszcze pogimnastykuje mózgownicę. Niedługo już przecież będą wakacje. Ronny poważniej podszedł do tematu i zapytał ją, czy ona w ogóle zdaje sobie sprawę jakie potworne dzieciństwo mają dzieci pochodzące z domu alkoholików. Nie zdawała sobie. Ja poleciłam jej książkę do przeczytania, a ktora dotyczy tego tematu - życie dzieci z pijanymi rodzicami. Narratorką jest własnie dziewczynka chodząca do dziewiątej, ostatniej klasy szkoły podstawowej. Książka jest wstrzasająca, przerażająca, potwornie realistyczna, bezlitośnie opisująca upodlenie ludzi i przerażenie i wstyd dzieci. Tytuł książki to Svinalängorna, autorka Susanna Alakoski. Niestety, powieść nie jest przetłumaczona na polski, ale ma swoją filmową wersję pod tym samym tytułem, co książka. Jako ciekawostkę podam, że główną rolę gra Naomi Rapace - ta sama, ktora grała Lisbeth Salander w szwedzkiej wersji trylogii Millennium Stiega Larssona Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet.  A skoro jestem już w temacie szkoły, to muszę powiedzieć jeszcze kilka słów o tegorocznej maturze z polskiego. Wcześniej napisałam, że była nie tylko nudna, ale też i łatwa. I dalej trzymam się tego zdania lub wyrażę się słowami celebryty futbolowego Jana Tomaszewskiego - "To jest moje zdanie, z którym ja się zgadzam", ale gdy zaczęłam czytać w internecie wypowiedzi maturzystów, to zwątpiłam. Niektórzy pisali, że czytanie ze zrozumieniem to była "masakra", czyli nie bardzo wiem, co oni mieli na mysli - czy było to takie trudne, czy czy takie łatwe? Inni mieli pytania o kategorię błędów, ktore popełnili pisząc prace maturalną. Czy nazywając Dziady powieścią popelniło się błąd kardynalny czy rzeczowy? Inna osoba pomyliła Granicę Nałkowskiej z Ludźmi bezdomnymi i streściła tę pierwszą. Ktoś ubolewał, że przez pomyłkę ochrzcił Stanisława Wokulskiego imieniem Tadeusz, a autorstwo Lalki przypisał Sienkiewiczowi. jeszcze inna osoba pochwalila sie, że charakteryzując Izabelę Łęcką opisała ją jako wielką erudytkę. Byłam zafascynowana tymi wypowiedziami, po prostu nie mogłam oderwać się od tych komentarzy, których było całe mnóstwo, a fantazja ich autorów wręcz nieograniczona.  Niektórzy otwarcie się przyznawali, że akurat tych książek nie czytali, inne ksiązki tak, tylko akurat nie te, a to pech! To było forum jakiś nieuków. I tu muszę zmienić zdanie, bo typowałam, że wszyscy zdadzą tę maturę. Oj, chyba jednak nie wszyscy. "Per aspera ad astra" taki oto napis wisiał w auli mojego ogólniaka, przypominając, że trzeba się zdrowo pomęczyć, by coś osiągnąć. Tak tak , czy to w Polsce, czy w Szwecji trzeba jednak czasami pocierpieć ślęcząc nad podręcznikami (zwłaszcza z matmy, czy jakiej innej fizyki), by móc sięgnąć gwiazd.
A tu dołączam coś z innej beczki. Oto szwedzki dowcip:
rysunek satyryczny w całości
 
Facet trzyma kiełbasę i mówi wskazując na etykietkę: tu stoi, że używacie 100% szwedzkiego mięsa, a wy przecież importujecie je z Polski!


ten drugi mu odpowiada: ale świnie mają szwedzkie obywatelstwo!

O cholera! Ja też mam szwedzkie obywatelstwo! (polskie zresztą też)

sobota, 12 maja 2012

Bestseller

Ale się działo w polskim sejmie! Premier przepchnął ustawę emerytalną, no i wrzawa się podniosła  na onetowskim forum. W tej chwili znajduje się tam aż 86907 wpisów i aż się zaczytałam. Istna skarbnica wyzwisk i dysleksji, to koktajl wypowiedzi bez sensu wymieszanych z odrobiną rzeczywiście mądrych,  to puszka Pandory w dodatku otwarta. To forum to plac boju. Jak to dobrze, że jeszcze nikt nie wynalazł internetu, który emituje gazy bojowe, bo trup słałby się pokotem. A ja się zastanawiam kto właściwie decyduje o tym, że jakaś powieść jest bestsellerem? Jedna osoba (wydawca?) czy większe grono? Ledwo ukaże się jakaś nowość, a już trafia na top 10 najlepszych książek. Gdy jest to powieść autora, ktory wcześniej odniósł sukces, to z góry zakłada się, że kolejne jego dzieło będzie następnym strzałem w dziesiątkę. Gdy powieść jest tłumaczona z innego języka, to oczywiście wynik jej sprzedaży w ojczyźnie pisarza sugeruje polskiemu wydawcy czy jest to bestseller czy nie. No i właśnie mam z tym problem. Ze względów snobistycznych czytam sporo tzw. bestsellerów, bo chcę być á jour z nowościami. Nie czytam żadnego science - fiction, bo nie lubię tego typu literatury. Służące Stockett zaslugują na miano bestselleru, ale kiedyś ochrzczona tym mianem powieść Jedz, módl się i kochaj E.Gilbert, to jakies nieporozumienie. Gorszego idiotycznego gniota nie czytałam od dawna. Powiem szczerze, po kilkunastu stronach dałam sobie spokój z jej czytaniem, bo szkoda czasu. Z większą korzyścią dla duszy jest już gapienie się w okno niż czytanie tego dziadostwa Jedz, módl się itd. Oczywiście modlitwa o wytrwałość jest potrzebna tym, którzy jednak zamierzają przebić się przez opisy przeżyć bohaterki i dotrwać do końca. Obydwie powieści pochodzą z Ameryki i obydiwe były tam bestsellerami. Zatem jak to jest z tą amerykańską mentalnością. Dlaczego te beznadziejne Jedz... znalazło tam mnóstwo wielbicieli, a w Polsce większość dziwi się jak takie coś mogło być w ogóle wydane. Najwyraźnie różnimy się z amerykańskim odczytaniem tej samej książki, natomiast Służące podobały się i tu i tam. Onetowskie forum na temat ustawy emerytalnej to jest dopiero bestseller! A ilu ma bohaterów!

wtorek, 8 maja 2012

Ciężka noga polskich kierowców czyli polski terroryzm

Przed chwilą obejrzałam makabryczne resumé z wielkiej majówki na polskich drogach. MAKABRA!!! To już nawet Ronny stwierdził, że chyba podróżowanie po Polsce staje się horrorem. Przybyło trochę nowych dróg i cepy za kierownicą tracą rozum. Jest gorzej niż było. Podczas majówki co cztery i pół godziny dochodziło do wypadku. W reportażu ci co zasuwali około 200 km/h to młodzi kierowcy. Uważam zatem, że powinno się podnieść wiek dla mężczyzn na zdawanie na prawo jazdy - z 18 - stu na 21 lat. Jeden taki młody zawodnik wiózł swoją rodzinę z dziećmi. Rozwiodłabym sie natychmiast z takim debilem. Statystykę chyba każdy zna: ponad 5 tysięcy pijanych kierowców, 938 wypadków, w których zginęło 65 osób, a ponad 1200 zostało rannych. No, no nazwać to koszmarem, to chyba zbyt łagodne. Za chwilę odbędzie się EURO w Polsce. Bardzo mnie to cieszy i jestem spokojna, gdy grupy antyterrorystyczne, policja, wojsko, security i kto tam jeszcze zapewniają, że czuwają nad bezpieczeństwem kraju i ludności w razie jakichś zamachów. A kto będzie czuwał nad kibicami, którzy przyjadą z zagranicy do naszego kraju własnymi samochodami? Jeśli zaczną masowo ginąć na polskich drogach z powodu super umiejętności polskich kierowców, to będzie to skandal na skalę światową. Turyści, którzy przeżyją, po tych mistrzostwach będą nasz kraj omijać szerokim łukiem.
Największym zagrożeniem w Polsce nie są żadni terroryści, tylko Polak za kierownicą, któremu właściwie można przyznać status terrorysty, ponieważ taki idiota jeden z drugim terroryzują innych kierowców na drodze. Jednego, czego zupełnie nie pojmuję to jakieś durne przepisy. Policja zatrzymuje takiego pirata, wlepia mu mandat na 500 czy 1000 zlotych, jakies punkty karne, a potem ten pirat wsiada do swojego auta i może dalej jechać. Przecież to jest skandal. Takiego bandytę - terrorystę powinno się wysłać do Guantanamo, a już przynajmniej odebrać prawo jazdy i kluczyki, po które może zgłosić się po przejściu nowego kursu na prawo jazdy i ponownym zdaniu egzaminów, ale dopiero po pół roku od utraty poprzedniego. Niech sobie taki jeździ taksówkami, pociągami, tramwajami, autobusami i trochę poreflektuje w trakcie podróży nad życiem swoim i innych. W Szwecji, po przekroczeniu 30 km od dozwolonej prędkości zabierają prawo jazdy, samochód zostawia się w miejscu zatrzymania i czapa. Polacy, którzy są takimi świetnymi kierowacami tę mnogość wypadków tłumaczą beznadziejnym stanem dróg. Droga jest winna, nie kierowca. Za chwilę znajdą inne tłumaczenie, bo jakość dróg zaczyna się sukcesywnie polepszać, zatem winą obciążą nowe samochody. No, bo przecież nowe samochody mają to do siebie, że w przeciągu jednej setnej sekundy rozpędzają się do 200km/h. Skoro takie się produkuje, to znaczy, że są po prostu stworzone do szybkiej jazdy. Das auto! Jak twierdzi reklama. A ja serdecznie dziękuję za taką majówkę, to już lepiej siedzieć w pracy, przynajmniej życie się ocali.      

sobota, 5 maja 2012

Carpe diem



"Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie" - głosił w swoich Pieśniach Horacy. Zatem uchwyciłam dzień, proszę bardzo, mamy maj, a u mnie pada ponuro śnieg. Już szlag człowieka może trafić! Najgorsze jest to, że wszyscy, w tym i ja zmieniliśmy koła w samochodach na letnie. Dziewczyny jęczą, żebyśmy pojechały do miasta, bo chcą oglądać jakieś buty. "Nigdy!" - krzyknęłam - "nigdzie dzisiaj nie jadę!!!" Myślałam, że pojedynek zima - wiosna już się zakończył i nastała wiosna, a tu proszę gorzej pomylić się nie mogłam. Na razie 1:0 dla zimy. Patrzę w okno i widzę, że ten śnieg sypie, sypie i sypie i nie ma najmniejszego zamiaru przestać. OSZALEJĘ! Ale zanim to zrobię, to napiszę, co myślę o "Koko, EURO spoko". Melodia może być, wpada w ucho. Jednak to "koko" ten jedyny wyraz, który trochę mi przeszkadza, bo sugeruje, że po boisku będą biegać kury czy koguty a nie orły.
kapitan polskiej drużyny, ale za to jaki dumny!
To jest mój osobisty kogut wyciągany z zakamarków na Wielkanoc jako ozdoba świąteczna. Tym razem stał na parapecie okiennym zupełnie zapomniany i dzięki temu posłużył mi za model. Muszę mu dorobić polską flagę i położyć piłkę przed tą cofniętą kurzą nóżką i zawodnik gotowy do walki. Proszę tylko nie myśleć sobie, że naśmiewam się z mistrzostw. Bardzo, bardzo się cieszę, że będą one rozgrywały się w Polsce. Jestem też zdecydowanie przeciwna wszelkim bojkotom ukraińskiej części tych mistrzostw.
Przeczytałam wczoraj arkusze maturalne z polskiego i aż się zdziwiłam, że matura była trywialnie łatwa i beznadziejnie nudna. Sztampowe tematy, wałkowanie ciągle tego samego  i porównanie postaw życiowych Izabeli Łęckiej i Joanny Podborskiej ukazane w podanych fragmentach Lalki i Ludzi bezdomnych czy te nieśmiertelne Dziady, też analiza przytoczonego fragmentu zmierzają  raczej do zbadania w jakim stopniu mózgi maturzystów zostały zaprogramowane i uformowane niż sprawdzenia, czy owe mózgi potrafią samodzielnie myśleć. Stwierdzam, że tylko analfabeci nie byliby w stanie zdać tej matury, a już tylko cieć nie odróżni czarnego od białego tak kontrastowe są te dwie wyżej wymienione kobiety. A maturzyści czytać potrafią, zatem typuję, że w tym roku 100% zda. Poza tym w ogóle znajomość treści tych książek nie była konieczna, spokojnie można było pracować na podanych fragmentach. A teraz mimo wszystko, pod wpływem grup nacisku, jadę do miasta.  

środa, 2 maja 2012

Drobne przyjemności

Właśnie jestem w pracy. Myślami krążę wokół rodaków, którzy mają wolne. Uprzyjemniam sobie jednak ten dzień, by nie był po prostu takim zwykłym dniem roboczym. W drodze do pracy zajechałam do Statoil. Kupiłam smakowitą caffe latte i croissanta, którego właśnie przed chwilą zjadłam. A za chwilę przyjdzie kolej na ten oto wypiek:      
smakowicie wygląda, czyż nieprawda?
Nie szkodzi, że pogoda jest taka sobie średnia, tylko 9 stopni, ale dzień wypelniony drobnymi przyjemnościami nabiera zupełnie innych barw i jest do zniesienia. Czy ktoś ma pomysły na inne drobne przyjemności?

wtorek, 1 maja 2012

"Maj, sköna maj" czyli piękny maj


W sumie fajne jest to święto pracy, mogłabym je świętować codziennie albo co drugi dzień, przynajmniej. Przyjemnie spędziłam ten dzień. W godzinach słonecznych świętowałam na tarasie zastanawiając się troche nad pochodami, ktore gdzies tam maszerowały i domagały się sprawiedliwości spolecznej lub jakichś praw, no i tak myślalam do jakiego pochodu dołączyłabym, gdybym mieszkała w mieście. Komuniści, przeczytałam w gazecie, po przemarszu mieli spotkac sie w jakiejś kawiarni na kawce i ciasteczku i pogawędce chyba o życiu w blasku sierpa i młota. Młodzi ludzie - głównie studenci i takie pomieszanie w łepetynach mają. Tych komunistów chyba nie jest zbyt wielu, skoro jedna mała kawiarenka wystarczy, by ich pomieścić,widać idea komunistyczna jest mało popularna. Idee Palikota sczególnie dotyczące zalegalizowania marihuany miałyby za to tlumy zwolenników tutaj u mnie na pólnocy. Właśnie w  naszej lokalnej gazecie opisano brawurowe akcje szwedzkiej policji, ktora dzięki sąsiedzkim denuncjacjom, wkroczyła do strasznie wielkiej ilości domów leżących na obrzeżach różnych okolicznych wsi czy wręcz ukrytych w lesie, które właściwie pełniły funkcje szklarni/ fabryk do hodowli cannabis. Wśród hodowców znajdowali się nawet Polacy. Stwierdziłam jednak, że ani w Polsce, ani w Szwecji żaden pochód swoim tematem nie zainteresowałby mnie. Chętnie za to wzięłabym udział w marszu Oburzonych w Londynie. Wpadłam jednak do miasta na chwilę i nawet okazalo się, że sklepy są pootwierane. odwiedzilam tym razem sklep obuwniczy. No, w końcu ta dlugo wyczekiwana wiosna się zbliża i mam zamiar kupić sobie jakieś i ladne, ale przede wszystkim WYGODNE pantofle. W Barcelonie na wlasnych nogach poczulam, że podstawą wszelkiej egzystencji są wygodne buty. Znalazlam kilka par, które mnie uwiodły, no i teraz nie wiem, które wybrać:
czy te?

a może te?

te też są śliczne



albo te białe?

to są te same co powyżej, ładne prawda?
 Wszystkie są miękkie i giętkie, no i ze skóry.
a tu fragment wczorajszego ogniska z fragmentem mojej dosyć dużej rodziny

z miasta przywiozłam Paulinę, która tu na tarasie naucza Renee. A uczą się brrrr matmy! Jutro Renee będzie właśnie pisała test narodowy z matmy.


nasz prywatny lodowiec powoli, ale jednak cofa się