czwartek, 26 czerwca 2014

Shabby chick czyli styl bycia i życia

Wczoraj nie mialam poprostu sil, by cokolwiek napisać. Niby mam ten urlop i mam nic nie robić, ale mimo urlopu ciągle coś robię. Kupić sadzonki to jedno, ale też trzeba je posadzić. Chmury po niebie latały jak wściekłe i gdy słońce było na chwilę odsłonięte, to robiło się nawet bardzo ciepło i musiałam ściągać sweter, ale za chwilę chowało się za chmury, więc ten sweter musialam ubierać. Poza tym swetrem dochodzila walka z komarami. Ręce mialam czarne od ziemi, jedną reką trzmam sadzonkę, drugą nabieram z wora ziemię i podsypuję pod sadzonkę, a tu czuję, jak jeden insekt zaczyna wżerać mi się gdzies za uchem, drugi w nadgarstek, a trzeci w policzek, no i nie mam trzeciej ręki, by ktoregos z nich trzasnąć. Najbardziej jednak komary ulubily sobie miejsce wokół moich kostek, tych nad stopami. Naciagnęłam nogawki spodni tak, że zakrywały w połowie moje trampki, a odslaniały w jakiejs części tyłek. Zatem komary zaczęły atakować to odslonięte miejsc, bo pracowalam w pozycji w kucki lub zgięta do ziemi. Po sadzeniu kwiatów twarz mialam czarną nie jak elegancka ogrodniczka tylko jak kominiarz podczas pracy. Bo tymi czarnymi łapami klepalam się po twarzy. Renee wielka estetka zaczęła narzekać, ze te nasze stare, biale skrzynki na kwiaty sa okropne, bo sa stare. Do tego popękane. Machnęłam na to reką i powiedzialam, że przeciez ona kocha shabby chick, vinatge, rustic czy inne retro, bo to takie jest modne teraz, więc niech potraktuje te skrzynki jako trendy akcent. Dziecko roześmiało się i postawiło żabę koło shabby balii. Rozejrzalam sie po domostwie i stwierdzilam, ze to shabby, to znaczy stare lub robione na stare jest wszech obecne w moim domu. Łazienka to jest shabby numer jeden, tapety (poza kuchnią i górą domu) to juz takie shabby, że mogloby pozowac w jakims katalogu wnętrz. Myjąc twarz popatrzyłam w lustro i stwierdziłam, ze ja sama od stóp do głow jest shabby. Dżinsy z dziurami na udach, sweter sprzed czterech lat, a sama facjata to już shabby pierwszej jakości. Do tego pogryziona przez komary. Jak to dobrze, ze ten trend shabby nastapil teraz. Jesli przed jakimś shabby myśli moje klękna, wtedy powiem trwaj shabby, shabby jesteś samo piękno! Bez wzgledu na panujące trendy, sadzenie kwiatów i walka z komarami powalily mnie totalnie. Wieczorem zostałam sama w domu. Ronny pojechal do pracy, Renee do Jensa, Natta do swojego domu, a Paulina, to w ogóle przyjeżdża tylko na weekendy, bo ona teraz "liczy drzewa" w lasach odleglych od naszego domu 500 km na północ. Tam na tej pólnocy slonce w ogóle nie zachodzi. Siadlam na sofie i postanowilam obejrzeć film, najlepiej angielski. Mialam szczęście, bo na trzecim kanale szwedzkiej telewizji mialy za chwile zacząć się moje ukochane "Morderstwa w Midsomer". Stary jakis odcinek, bo jeszcze z tym pierwszym komisarzem Barnaby. W oglądaniu morderstw towarzyszyły mi psy Tilda i Nemo siedzace ze mną na sofie. Tilda po mojej lewej stronie, a Nemo po prawej. Między głaskaniami psów raczyłam się kawą, ciastkami i winem. I wtedy poczułam pełnię szczęścia. Taki urlop bez zadnej akcji, tez ma swoje piekne strony. A asystent komisarza Barnaby jeździł moim volvo, a sam komisarz jeździ też czarnym  volvo, ale innym modelem.
shabby balia, shabby żaba i shabby latarnia

mój dziejszy brunch (świeży - tosty z żóltym serem, a na serze dżem z czarnych porzeczek) i świeża kawa, za to stół - shabby
 A teraz idę do salonu na sofę, by obejrzeć Morderstwa w Midsomer (pierwszy odcinek nowej serii z nowym komisarzem Barnaby).    

wtorek, 24 czerwca 2014

Pierwszy tydzień urlopu - podsumowanie

Pierwszy tydzień urlopu mam za sobą. I co? I kompletnie nic. Pogoda, że szkoda gadać. Już nawet w gazetach piszą o "gównianej pogodzie", ktora doprowadza ludzi do szału. Zwłaszcza tych, którzy rozpoczęli swoje urlopy w pierwszej turze, czyli od midsommar do połowy lipca. Co do pogody, to powiem więcej - ta beznadzieja ma trwać cały miesiąc, podobno. A po miesiącu, to już jesień, bo na nic innego nie można liczyć. Podsumowując mój pierwszy tydzień urlopu, to:
  1. Wstawilam 4 razy pranie, ktore schło wolno w domu
  2. Codzienne gotowanie
  3. 3 wypady do miasta
  4. Pół przeczytanej książki
  5. Fragmentaryczne wysluchiwanie/przeczytanie afery podsłuchowej
  6. Raz zagrałam w badmintona
  7. 4 razy popołudniowe spanie, po którym wstawalam bardziej zmęczona
  8. Codzienne karmienie kur co jest rownoznaczne z codziennym gotowaniem makaronu i mieszaniem go z ziarnami kukurydzy
  9. Zamienilam się w wiejską babę ciągle glaszczącą zwierzęta - dwa psy i jednego kota. Kur jeszcze nie głaskałam, chociaz jedna z nich wskoczyla mi na plecy, bo Nemo (pies) wlazl za mna do kurnika, czego nie zauważylam i wprowadził wielki popłoch wśrod ptactwa. Kury nagle na widok psa  nauczyły sie latać, a ja odwrocona tylem do nich i pochylona nad pojemnikiem, do ktorego wkladalam makaron nagle poczulam, że coś wskoczyło mi na plecy. Garnek wypadł mi z rąk, a ja z wrzaskiem wybiegłam z kurnika. 
Jednym słowem fascynujący urlop. Urlop marzeń! Do tego te potworne komary, ktorych nawet ta wredna pogoda nie jest w stanie unicestwić. Dzisiaj ja i mąż (mój) pojechalismy do miasta po sadzonki kwiatów. Kupilam kwiecia za ponad 500 koron. Ronny zapytał, po co ja to kupuję, skoro te kwiaty zamarzną, a jak nie zamarzną to pewnie uschną, bo gdy ja wyjadę, to kto je będzie podlewać. No jak to kto? Przecież mam córki! Na Boga, czy w tym domu na nikogo nie mozna już liczyć? Jeszcze do wczoraj nie wiedzialam, kiedy i jak będę jechać, ale teraz już wiem. Jadę z moja kolezanką jej samochodem, a potem dojedzie do mnie do Gdańska Ronny moim samochodem. Pierwsze dwa tygodnie będę bez samochodu, może to i lepiej, bo zniknie mi problem z szukaniem wolnego parkingu. Dzisiaj zajechala do mnie kolezanka Rosjanka. Jest przemiła i przesympatyczna. Przyjechala, gdy mnie w domu nie było, bo jeszcze stalam w kolejce do kasy z tymi kwiatami. Moje corki Natta i Renee iście po polsku zajęły się moim gościem. Poczęstowaly ciastkami i sokiem oraz zabawialy rozmową. Po jej odjeździe Renee zapytala mnie skąd znam tę dziewczynę i jak to mozliwe, że ja mam kolezankę, ktora jest w wieku Pauliny! No, wiecie co! Zamurowało mnie. Odparlam, że do mnie garna się młodzi ludzie. "Ciekawe dlaczego?" - zapytalam Renee, może ona mi na to odpowie...Ale ona tylko wzruszyla ramionami.   

niedziela, 22 czerwca 2014

Zielona zima czyli lato

Weekend chyli sie ku końcowi! I o dziwo wcale, a wcale mnie to nie martwi. Dlatego, że poniedzialek oznacza dla mnie wolność! Urlop - najlepszy wynalazek ludzkości - jak to mawia moja ciocia. Moge spać ile wlezie, mogę...no, wlasnie, co mogę? Midsommar czyli noc bez nocy jest za nami. Cala Szwecja świętowala w nocy z piątku na sobotę. My świętowaliśmy u nas w domu, a konkretnie na werandzie. Witalismy lato smörgåstårtem  (a jakżeby inaczej), grillem, winem, piwem, wyborową, rabarbarową tartą, badmintonem i innymi grami na świeżym powietrzu. A powietrze bylo nie tylko świeże, ale i bardzo rześkie, bo termometr wskazywal na pięć stopni. Zatem musielismy jakos rozgrzewać się. Wczorajsza noc nie byla bynajmniej taka o jakiej pisal Shakespeare w Śnie nocy letniej, czy jak tytul brzmi w oryginale - A Midsummer Night's Dream. Niestety, to nie był dream - marzenie tylko koszmar! Przekonajcie sie sami:

Moj urlop trwa już kilka dni, ale na upaly narzekac nie mogę. Wręcz przeciwnie, narzekać zaczynam na zimnicę, bo ciągle marznę. Chodze w letnich ciuchach i dziwie się, ze jest mi zimno. Dzisiaj w końcu ubralam sie w zestaw typu wczesna jesień i od razu lepiej sie poczulam. Jeszcze troche, a będe musiala nosić buty jesienne. W Midsommar noc zbiera sie kwiatki polne (siedem rodzajow), plecie wianki i wróży z tych kwiatow. U nas jest tak zimno, że na naszym polu rosną tylko dwa rodzaje kwiatow, bo te inne to jakos jeszcze sie nie pokazały. Wczoraj posadzilismy ziemniaki i musze wyznac, że ta robota dala mi w kość. Chociaz to może nadmiar świeżego powietrza sprawil, że po tym sadzeniu bylam ledwie zywa i absyrdalnie śpiąca. Jak moje zycie dlugie i szerokie, to tak zimnego początku lata nie odczulam jeszcze nigdy na wlasnej skórze. Zatem Wy tam w Polsce nie narzekajcie na 17 stopni i deszcz, bo to oznacza, że jest bardzo ciepło. U mnie deszcz pada przy temperaturze 4 stopni!




    To uchwycone momenty z Midsommar.
Afera podsluchowa zmrozila mnie, gdy z podsluchanych rozmow dowiedzialam sie, ze "Polska nie istnieje". No, jak to? To ja mam zamiar wyjechac w lipcu do Polski, a teraz dowiaduję sie, ze taki kraj nie istnieje? Ale Gdańsk chyba jeszcze stoi na swoim miejscu?

czwartek, 19 czerwca 2014

W pogoni za ziemniakiem

Nie łatwo być chłopką. Zwlaszcza taką początkującą. Pojechałam dzisiaj do miasta, by kupić te ziemniaki do sadzenia. Co do odmian ziemniakow, to zdobylam wiedzę na ich temat, jak wiadomo, z googli. Zaplanowalam, ze kupię odmianę Princess, wykwintną francuską Amandine i Króla Edwarda. Przed wyjazdem do miasta zmierzyłam pole ziemniaczane i wyliczyłam, że powierzchnia wynosi 120 metrów kwadratowych. Pozostało mi jedynie pytanie, ile kilogramów tych ziemniaków kupić, by obsadzić nimi całe pole. Nie mialam pojęcia. Załozyłam jednak, że w sklepie mi powiedzą. W Umeå znajduje się wielki sklep rolniczy - Granngården i szkoła rolnicza, w której uczy się Renée. Najpierw pojechałam do szkoły. Weszłam do butiku ogrodniczego znajdującego się przy szklarniach i zapytalam, czy mają ziemniaki do sadzenia - Princess, Amandine i Króla Edwarda. Obsługująca powiedziała mi, że te ziemniaki już sie skończyły. Wskazała głową w kierunku kąta, w ktorym stały dwie skrzynki z jakimiś bordowymi pomarszczonymi bulwami, o ktorych pomyslałam, że są to buraki i powiedziała: "To wszystko, co mamy - Asterix". A ja nic o żadnym Asterixie nie przeczytałam! W każdej skrzynce leżało siedem 3-kilowych siatek z tymi ziemniakami, a każda taka siatka, wedle wywieszonej na skrzynce ceny, kosztowała 40 koron!  A poza tym, co to w ogóle za odmiana? Zaczęłam studiowac opis i okazało się, że to jakies super ziemniaki odporne dosłownie na wszystko, nawet na jakieś mikroskopijne robaki nematody czyli po polsku nicienie (google). Zapytałam jak te ziemniaki smakują, a ona: "tak jak... ziemniaki". Zapytalam ją również czy te siedem siatek, czyli 21 kilogramow wytarczy na moje pole. Podalam wymiary pola, sprzedawczyni chwilę podumała i stwierdziła, że nie wie. Ale tu w szklarniach siedzą ogrodnicy, więc może oni będa wiedzieli. Ponieważ ta odmiana byla mi zupelnie nieznana, to postanowilam kupić jedną skrzynkę. Gdy przyszło do placenia powiedziałam, że skoro to końcówka, to może by tak zmieniła cenę. I ona ją zmieniła! Zaplaciłam za 21 kilo 120 koron!  Zatargałam skrzynkę do samochodu, a potem zrobiłam obchód szklarni. W końcu znalazlam jakąś babkę, zadałam pytanie ile kilogramow ziemniakow muszę mieć na cale moje pol,a ona odrzekła, że nie zajmuje się ziemniakami, ale Mona na pewno będzie wiedzieć. "Mona, a kto to w ogóle jest?" - pomyślałam, a na głos: "A gdzie tę Monę mogę znaleźć?". Kobieta odpowiedziała, że o tu w tej szklarni powinna Mona być. Nie wiem, czy trafilam na Monę, czy na kogo innego, ale zapytalam o ilość ziemniaków. Weszłyśmy do butiku i zaczęło sie liczenie. Przede wszystkim poinformowano mnie, że nie przelicza się na kilogramy, tylko na sztuki. W końcu domniemana Mona wyliczyła, że potrzebuję 240 ziemniakow. Kasjerka zaś policzyła, ile ziemniakow znajduje się w jednej siatce, no i stąd wyszedl jej ten wynik, wiecie pomnożyc jedno z drugim i jest wynik. Spędzilam w tym sklepie ok.50 minut. Odpalilam furę i pojechalam do rolniczego sklepu. Wyszlam z kwitkiem. Tam nie było już ani jednego ziemniaka! Wszystkie ziemniaki zeszly dwa tygodnie temu! Nagle uświadomilam sobie, że jestem ostatnią chłopką wsrod wszystkich rolnikow, ktora chce teraz sadzić kartofle, bo wszyscy inni już to zrobili. Wsiadlam do samochodu i zadzwonilam do szkoły rolniczej, zeby zatrzymali dla mnie tę drugą skrzynkę. Pojechałam, a ta kasjerka śmiejąc się oznajmiła, że wiedziala, że wrócę po tę drugą skrzynkę. W butiku akurat znajdowal się jakiś nauczyciel ze szkoły. Kasjerka wskazała na niego i powiedziała: "Spytaj go, ile potrzebujesz ziemniakow, to jest nauczyciel od ziemniakow. Trafiłaś na profesjonalistę". Nauczyciel sam zainteresowal się zagadnieniem, policzyl i wyszło mu, że potrzebuję 420 ziemniakow. Będę musiala podzielić ziemniaki na pół i je powsadzać do ziemi. Ja z kolei zapytalam, czy jest nauczycielem mojej corki. Okazalo się, że nie, ale dzieki temu za tę drugą skrzynię zapłaciłam tylko 60 koron! Zadowolona z posiadania ziemniaków pojechalam do Systemu, by zaopatrzyć się w wina, bo w piątek będziemy świętować Midsommar! A w sobotę będziemy sadzić Asterixy.

PS. Wiadomość z ostatniej chwili! Rozmawialam przed chwilą z Ronnym, ktory jest w tej chwili w pracy. To on wyciągął te skrzynki przed wyjazdem do roboty. Zapytał mnie, dlaczego kupiłam dwie skrzynki buraków, nie było mnie pól dnia, bo niby pojechałam po ziemniaki, a wróciłam z burakami?

środa, 18 czerwca 2014

Na problemy google!

Po południu zaczęłam wytęskoniony urlop i lato się skończyło! Jest po prostu zimno. A w nocy to nawet były tylko 2 stopnie. Czerwiec i dwa stopnie! Jest to dosyc istotne, bo w tej chwili nie można rozrożnić dnia od nocy - i w dzień jasno i w nocy jasno, i w dzień bez slońca i w nocy bez słońca. Naprawdę mozna mieć wątpliwości, gdyby komuś film się urwał, czy w tej chwili jest godzina 15 - sta, czy trzecia rano, czy jest 18 - sta, czy szósta? Dzień i noc róznia się jedynie temperaturą. W nocy 1 lub 2 stopnie, a w dzień 10 - 12 stopni.
Podczas minionego weekendu moje corki i ja byłysmy chłopkami. Było przyjemnie ciepło, więc poszlysmy w nasze pole ziemniaczna, by je odchwaszczać. Mialysmy do tego specjalną maszynę do spulchniania ziemi, której nazwę - glebogryzarka - znalazłam w googlach. Brakuje mi trochę tej fachowej wiejskiej terminologi. Ale spokojnie nauczę się! Wszystko w swoim czasie. Pole zostało odchwaszczone, ale okazało się, że nie mamy ziemniakow do posadzenia. Trzeba będzie jutro gdzieś kupić. Może pojadę do Renee szkoły, bo tam przecież uprawiają mnostwo różnych odmian ziemniakow. Podczas prac polowych te wstrętne meszki pogryzły mi nogi, a dokladniej ich część - od kostek po kolana, bo walkę z chwastami prowadzilam ubrana w spodnie bermudy. Meszki to wściekly wielkosci kropki czarny insekt - wampir. On nie wypija krwi. On wbija się w ciało i odgryza je. Komary przy tych meszkach, to sama subtelność. Nogi mam spuchnięte i czerwone wokól ukąszeń. Normalnie mnie te miejsca bolą, gdy stoję, ale to tez pól biedy, bo najgorzej, gdy nagle dostaję ataku swędzenia. Oszaleć można! W sumie dobrze, że jest zimno, bo mam takie czerwone obrzeki na nogach, że strach to światu pokazać. A tak wskakuję w moje niesmiertelne dżinsy i nie widać tych parchow. Przed chwilą latałam histerycznie po googlach, by znaleźć jakiś usmierzający sposob, no i znalazlam. jednym z nich jest pasta do zębów, bo zawiera mietę. Oprocz pasty mozna poprzykladac sobie plastry ananasa, róże ziola, rozpuszczone wapno, witaminę E w kapsulkach - nie do łykania, tylko do posmarowania. Z wszystkich wyżej wyminionych specyfikow posiadam jedynie pastę do zębów. 
Inny problem, ktory bardzo mnie nurtowal, to nasze ekologiczne jajka od naszych wlasnych kur. Otóż po ugotowaniu ich na twardo i wyziębieniu nie dawało się ich normalnie obrać ze skorupy. Razem ze skorupką odchodziło białko. No i dzieki googlom znalazlam odpowiedź. Jest to normalne zjawisko spowodowane tym, że jajka są po prostu zbyt świeże! Czyli te kupowane w sklepie są stare, bo ich skorupka gladko odchodzi od jajka. A już martwilam się, że daję tym kurom jakieś pozbawione witamin i minerałów jedzenie. Zawsze, gdy wchodze do kurnika, to Picasso pieje na moj widok albo na widok jedzenia - nalesniki, ugotowane ziemniaczki, makaron, kukurydza. No, chyba nie moga narzekac te moje kury na zle jedzenie. Oprocz tego dostają kupioną karmę i owies pelnymi garściami.
Rosnie u nas sporo rabarbaru, z ktorego robimy rabarbarowe tarty. Pyszne! Zwlaszcza, gdy poleje się je sosem waniliowym. jest to jeden ze smakow lata. By przypomnieć sobie w zimie jak lato smakuje, zamrozilam trochę rabarbaru. Oczywiście jak to fachowo zrobić przeczytalam w googlach. I stwierdzam, że życie bez googli byłoby jednym wielkim problemem. Każdego dnia stawia sie jakies pytania, na które nie zna się ot, tak sobie, odpowiedzi. W epoce bez googli chyba ludzie zadawali mniej pytań. No i z tego calego mojego wpisu wyszedł hymn pochwalny na cześć googli. Chwała googlom!
Renee

Paulina
    

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Tort kanapkowy - smörgåstårta

Na początek rys historyczny:

Tort chlebowy / kanapkowy, czyli smörgåstårta wynaleziono w Szwecji. W publikacjach dotyczących jedzenia wyraz ten pojawił się już w latach 1940. Tradycyjnie jednak za pomysłodawcę uważa się niejakiego Gunnara Sjödahl, który stworzył pierwszego torta chlebowego w latach 1960 - tych w cukierni w Östersund. Największą jednak karierę zaczął robić w latach 1970 - tych i ten smaczny pomysł rozprzestrzenił się na całą Skandynawię.
Tort ten jest delikatesem, gdyż jest "ubierany" w dosyć wykwintne "ubranka" - cieniutko pokrojona wędlinka (szynka lub salami lub i to, i to), raki, krewetki, łoso, kawior i składa się z kilku warstw wypełnionych kremowymi masami. Podawany jest w szczególne dni - śluby, konfirmacje, urodziny, święto narodowe (6 czerwca), zakończenie szkoły, itd. a u mnie pojawia się on też czasami bez powodu.
A teraz tłumaczenie wyrazu smörgåstårta:
smörgås - kanapka; tårta - tort.
Po wpisaniu w google.pl wyrazu smörgåstårta można dotrzeć do takich polskojęzycznych przepisów:
http://www.wielkiezarcie.com/recipe100066.html  lub
 http://durszlak.pl/przepisy-kulinarne/tort-kanapkowy 

oraz filmik jak go udekorować: 

Tort ten ma do siebie, ze mozna robić masy do przekładania i dekorować go tak, jak fantazja podpowie. A teraz pochwalę sie moim tortem, ktory zrobilam wczoraj. Bez wędlin ze względu na moich wegetarian. Z łososiem. Kupilam jednak  przez roztargnienie zły rodzaj łososia. Ten był wędzony na ciepło i to był błąd, bo on sie kruszył i jego cienkich plasterkow nie dało się zwinąć w różyczki, jak to zrobiłam na torcie dla Pauliny. Ten do zwijania ma być wędzony na zimno. Wtedy wyjdą "różyczki".
wybór chleba, ja uzywam polarkaka (miękki pszenny chleb), ale w Polsce takiego nie ma, zatem możecie użyć chleba tostowego (wtedy tort będzie prostokątny) lub 2 opakowania chleba tortowego pełnoziarnistego.

mój chleb jest okrągły i czeka na posmarowanie masą

wlałam ok. 300 ml fila, polski odpowiednik to jogurt naturalny

dodałam pasty kawiorowej z tuby. W Polsce można dostać taką firmy Abba. Dodaję na "oko" czyli smakuję. Mieszam widelcem.

wymieszaną masę kładę na pierwszą warstwę chleba. Warstwa nie jest gruba, ale za to dobrze nasącza chleb, a sama masa dosyć płynna, jak widać na zdjęciu. 

w misce pozostała połowa masy jogurtowo kawiorowej, którą urozmaicam tuńczykiem w oleju z puszki, ale najpierw wylewam olej do zlewu. Wy możecie użyć innych rybek w puszce.

mieszam z filem tego tuńczyka

kladę drugą warstwę chleba i...

smaruję ją tą pastą kawiorowo - tuńczykową 

kładę trzecią warstwę chleba

smaruję majonezem

i otulam sałatą, co jest najgorsza częścią pracy nad tym tortem, bo sałatę trzeba wsunąć też pod spód torta. Ta sałata (lodowa) jest czasami niemozliwa i odkleja się od tego majonezu, dlatego należy ją jakoś przyciąć nożyczkami

smaruję sałatę, ale delikatnie, w tych miejscach, na których leżą jajka, by się dobrze przykleiły do sałaty

potem rozłozyłam jajka na krzyż, a potem po przekątnej i efekt jest taki jak widać

teraz symetrycznie ukladam ruloniki żółtego sera. Nigdy nie kupujcie sera kruchego, bo wtedy żadne ruloniki Wam nie wyjdą, ser będzie się łamał.

obok sera pojawily sie pomidory

obok pomidorów zielony ogorek

obok ogórka czerwone paski papryki, środek wypełniłam "różyczkami" - rulonikami zwiniętmi z paskow łososia, na każdym jajku powtorzylam ten zabieg z łososiem, posypalam szczypiorkiem i tort gotowy!

Tego torta mozna dekorowac na tysiąc sposobów. W środek nasypać krewetek, powbijać na wykałaczki oliwki itd. Masy możecie robić z twarogu almette lub kupić jakąś gotwą "masę" typu sałatka, byleby byla dosyć luźna, a nie gęsta, bo wtedy chleb się nie nasączy Można dodać w celu rozcieńczenia tego jogurtu). By wprowadzić więcej kolorów, to można użyć różnych papryk. Obok sera położyć ruloniki szynki czy innej smacznej wędliny dającej zawinąć się w rulonik. Zamiast pokrojonych pomidorow pieknie prezentują się na torcie pomidorki koktajlowe ale lub połowki. Cale chyba najlepiej nabić na wykalaczki, razem z oliwkami, by nie turlały się po torcie albo po talerzu.
A w poszukiwaniu inspiracji pomogą Wam google z wpisanym słowem smörgåstårta (kopiuj - wklej) lub kliknijcie w ten linijkę wyżej fioletowy link i popatrzcie sobie na zdjęcia różnych tortów. To jest dopiero kopalnia inspiracji, pomysłow i mieszanka smaków. Gdy go raz zrobicie, to zapewniam Was, że nie będzie to ostatni. Tymi masami można poprzekladac warstwy chleba dzień wcześniej, przykryć folią i wstawić do lodowki. Wtedy chleb dobrze nasączy się. Chociaż ja zwykle robię tego torta w dniu podania go, Wystarczy mu z tymi moimi masami kilka godzin, a do lodowki wędruje ten tort, gdy już jest w całości gotowy.
Życzę smacznego!

    

środa, 11 czerwca 2014

Czerwiec

Oj, oj to już czerwiec! Wiele sie wydarzyło - jedna moja pociecha stała się wlaścicielką prawa jazdy i starego, czerwonego volvo 980, ktora kupila sobie za własne oszczędzane latami pieniądze
oto ona - moja Renée, tuż po zdaniu egzaminu z jazdy 
Kolejna pociecha - Paulina skończyła ...30 lat i tak zaprezentowała się w swoje święto, święto Szwecji -  Dzień Narodowy i w 70 - tą rocznicę lądowania wojsk alianckich w Normandii.


A było to dokladnie 6 czerwca. Dzień wolny od pracy, upał, weranda, obiad i torty - ktore wygladały jak krzywa wieża w Pizzie. To ja je transportowalam dzień wczesniej z cukierni. Połozylam kartony na tylnim siedzeniu, a potem, jadąc i tak tylko 20 km/h, bo zblizalam się do przejścia dla pieszych, gwaltownie wcisnęłam hamulec, bo nagle jakiś cholerny rowerzysta pomknął  jak strzala przed maską samochodu udając, ze jest pieszym. To wystarczyło, by te pudla z tortami zjechaly z impetem z siedzenia. Klęłam na czym swiat stoi, bo już wyobrazalam sobie zmasakrowaną zawartość tych kartonów. Na szczęscie torty tylko się przechyliły. 



Ale smakowały dobrze. Obiad zapoczątkowaliśmy takim oto tortem:

jest to tort chlebowy, trzywarstwowy z wędzonym łososiem. Od samego rana Renee i ja misternie układałyśmy i komponowałysmy ten tort. Wyszedł przepyszny. Nawet zięciowi smakował, więc chyba zrobię taki sam na jego urodziny, które obchodzi akurat w ten piątek. Kolejnym daniem było tacos - my jedliśmy z mięsem wołowym, a nasi wegetarianie z mięsem łosia. Po obiedzie poszlismy na spacer.




Ronny porozwieszal na drzewach kartki z pytaniami i odpowiedziami, by zapewnić rozrywkę gościom. Sam pytania układał i potem się okazało, że wśrod odpowiedzi a,b,c nie napisał w jednym pytaniu poprawnej odpowiedzi, bo jej nie znał. A pytanie dotyczyło ilości naszych kur łącznie z kogutem. I to jest kolejna nowość w naszym życiu. Założylismy sobie kurnik! Nasze kury jedzą ekologicznie, zyją ekologicznie i znoszą ekologiczne jajka. Kogut jest przepiekny. Nazwalam go Picasso.
Picasso na pierwszym planie 
Ptactwa mamy 9 sztuk. 1 kogut, 1 kura - emerytka (ta czarna w kropki) i 7 białych kurek znoszących białe jajka. Ronny napisał takie odpowiedzi: a) 8, b) 7, c) 6. Oczywiście nikt nie mogł wybrać poprawnej alternatywy, a Ronny wykłócał się, że odpowiedź a jest tą właściwą. W końcu poszedł do kurnika i policzył je.  Lato u nas zagościło, nie tak upalne jak w Polsce, ale bardzo upragnione i wytęskonione. Nie ma już nocy. Dziewczyny grzebią w ziemi - sadzą i sieją - głównie Paulina, a ja spędzam przyjemne wieczory na werandzie. Kocham moją werandę! Nie ja jedna, Renee też.