poniedziałek, 31 grudnia 2012

Na szczęście to już koniec!

Świat jakoś się nie skończył w tym roku, za to ten rok dobiega końca. I bardzo dobrze, bo już mam powoli dosyć tego świętowania! Mialam spędzić je na lenistwie, a spędziłam głównie kuchni. Pochodziłam trochę na bieżni, spalilam nawet 5 całych kalorii, ale ta bieżnia i tak jest bez sensu, skoro caly czas chodzę, drepczę po kuchni. A to trzeba wyciągnąć umyte gary ze znywarki, a to wstawić brudne, a to wyjąć talerze, a to je pochować do szafek, za chwilę pokroić ciasto, wylożyć na tacę, wstawić wodę na kawę, wyjąć napoje z lodowki i wstawić do niej mleko, maslo, wędlinę. Siadam na krzesle, zamrugam dwa razy oczami i dawaj dalej – trzeba wyjąć mięso z zamarażarki, pójść do garażu po ziemniaki, obrać je. No i wiadomo co dalej, nalezy obrane pyry umyć, przepołowić, wrzucić do gara, zalać wodą, wstawić do gotowania. Siadam. O! Cholera! Zapomnialam je posolić. Wstaję. No, tak trzeba zmienić obrus (bo u mnie jest w dalszym ciągu światecznie). Szukam w czeluściach szafki jakiegoś innego z motywami choinkowymi, jest! Wyciągam, złożony jak harmonia. Pędzę do żelazka i w trakcie prasowania odkrywam, że ma jakieś plamki, w dodatku zaschnięte. Kto wepchnął go na półkę z czystymi ścierkami, obrusami, serwetami? Szybkie pranie ręczne, suszenie w suszarce, prasowanie. Rozkładam na stole świeży obrus, a siebie na krześle. Podrywam się nagle, bo ziemniaki rozgotowują sie na miazgę. Odcedzam, chwytam pomidory i myję. Rozglądam się za nożem. Oczywiście leży brudny w zmywarce. Szoruję go pod bieżącą wodą. Kroję warzywa na salatkę. Itd. Itd. I tak wygląda moje odpoczywanie. Siadam, wstaję i tak w kółko. Cały ten wolny, świąteczny czas nie robiłam nic innego, tylko krzątałam się. Tak, kobiety się krzątają, a mężczyźni siedzą ewentualnie czasem przemieszczają się. Nie dziwię się potem komentarzom męża skierowanym do mnie: - „ciebie to jest wszędzie pełno”. Widzicie, jeszcze chciałby, żebym miała na sobie czapkę – niewidkę! Wczoraj w dodatku świętowaliśmy jego urodziny. Dostał prezent od swojej matki zaopatrzony w świetną kartkę z zyczeniami. Oto kartka: 
tlumaczenie:
"to sie stanie, gdy będziesz stary:
gorszy sluch,
gorszy wzrok,
sztywne stawy".
W przypadku Ronnego wszystko się zgadza.
  Chociaż w środku był dopisany ciąg dalszy - "jakie to szczęście, że jesteś jeszcze młody!!!"
Jaki Sylwester, taki cały rok. W takim razie świetne prognozy mam na przyszły rok. Siedzimy z Ronnym sami jak te dwa stare pierniki w domu, ubrani codziennie i gramy w ... Bingolotto. To taka gra telewizyjna. Wcześniej trzeba kupić kupon, a potem zakreślać wywołane w telewizorze liczby. Wystarczy mieć pięć trafnych liczb, ktore leżą w jednym rządku, to wtedy czeka wygrana, np. najnowsze volvo v 40, to o ktorym ja marzę. Za chwilę idę zakreślać następne liczby. Już dwa razy wywoływali i nawet nie znalazlam się w pobliżu żadnej wygranej, no, ale do trzech razy sztuka. Około północy pójdziemy do mojej teściowej wypić szampana i chwilę pogadać. Ja chyba nawet nie wypiję, bo przypuszczalnie muszę odebrać dziewczyny z miasta. Gdy Wy będziecie tańczyć i obsypywać się konfetti, to ja będę siedziała za kierownicą i zasuwała do miasta. Nie rozpaczam z tego powodu. Jak już wyżej napisałam mam dosyć wszelkiego świętowania. Wszystkim Wam życzę wyśmienitej zbawy, a w Nowym Roku samego zdrowia, szczęscia, spełnienia marzeń, uśmiechu, życzliwości i po prostu wszystkiego najlepszego!!!

  

czwartek, 27 grudnia 2012

Zimowy spacer

Byłam dzisiaj na spacerze razem z psinką. Pisząc wcześniej, że jest przyjemnie i tylko minus 5 stopni - kłamałam. Stopni było mnius 17. Spacer zatem nie był długi. A oto moja zimowa kraina, po ktorej spacerowałam:
moja ozdoba przed drzwiami

komin otulony watą

moje cudowne sople

przy tym pomarańczowym patyku zaczyna się płot

otulona w biały kożuch choinka

a pod choinką Tilda

mój dom

chatka Puchatka

lampy w białych czapkach

droga do lasu


takie łóżko dostała Renee

a takie chciała

I tak minęły święta

I już jest po świętach. Ogrom przygotowań, sprzątania, gotowania, uwijania się i nagle koniec. W Wigilię podzieliliśmy się opłatkiem, zjedliśmy wieczerzę polsko – szwedzką. Był karp, był barszcz, były pierożki z kapustą i grzybami, łosoś wędzony na ciepło, łosoś wędzony na zimno, śledzie w różnych sosach, szynka gotowana, köttbullar czyli kuleczki z mięsa mielonego, pokusa Janssona – ziemniaki pokrojone w cienkie krążki zapiekane w sosie beszamelowym z ansjovis. Köttbullar, pokusa i szynka to standardy wigilijnego stołu szwedzkiego. Ryby również poza karpiem, ktory należy do stołu polskiego. Paulina ugotowała ten przepyszny barszcz i zrobiła również pierogi, ktorych nadwyżkę skonsumowalam we wtorek na śniadanie i to bylo moje wtorkowe żywienie poza dwoma kawałkami sernika i trzema kawalkami piernika. W wigilię tak się najadłam, że mnie to trzyma aż do tej chwili. Także w pierwszy i drugi dzień świąt pościłam. Naprawdę. Ale nie głodowałam. We wtorek zjadłam te kilka pierogów, a dokładnie siedem sztuk, a w środę dwa cienkie plasterki szynki z chrzanem, no i oczywiście sernik. Ze mną jest coś takiego, że gdy ja widzę górę jedzenia, to mi się od razu jeść odechciewa. Nie mam w ogóle łaknienia. Tu skubnę, tam dziobnę i już jestem najedzona. Po kawie poszliśmy do teściowej, która świętowała wigilię ze swoją córką i jej rodziną przybyłych z Göteborga oraz z najmlodszym synem Rogerem przybyłym ze Stanów. Po wigilijnym objadzeniu sie w domu poszliśmy objadać się do teściowej. Oczywiście żartuję, poszliśmy spotkać się z rodziną. Stół u teściowej był cały zastawiony różnymi wypiekami, czekoladami i cukierkami łącznie z tortem. Każdy z nas poczęstowal się symbolicznie, a tortu nie tknęłam. Za oknami trzeszczal mróz, około minus 20 stopni. Spacer między domami od nas do teściowej dobrze mi zrobił, bo trochę wychodziłam pełny brzuch, a na mrozie chyba więcej kalorii się spala? Nasza Wigilia chociaż bez Dennisa, który nagle wsiadl w samochod i gdzieś zniknął czym sprawil wielką radość Renee minęła harmonijnie i wesoło. Aż do momentu otwierania prezentów. Ogólnie wszyscy sprawiali wrażenie zadowolonych, ja też. Między innymi otrzymałam bilety do opery, czek do sklepu obuwniczego ecco, bransloletkę, krem, ktory zrobil Mikael. Tak, tak sam zrobil, bo sie na tym zna. Ronny otrzymał bieżnie do chodzenia, bo cierpi na swoje stawy kolanowe. Ma dużo chodzić, ale gdy ma wolny czas, to woli rozwalić sie na sofie przed telewizorem niż maszerować. Zatem teraz będzie mógł jednocześnie gapić się w telewizor i maszerować. Renee otworzyła jeden prezent, zobaczyła perfumy i bardzo ucieszyła się, ale gdy otworzyła następny, a był to fragment łóżka, to najpierw zdziwila się co to takiego jest, a gdy w końcu pojęła, że chodzi o łóżko, prezent o ktorym marzyła, to wydała z siebie okrzyk radości i od razu rzuciła się do drzwi prowadzących na werandę w poszukiwaniu dalszych części. I tu nastąpił dramatyczny zwrot w akcji. Harmonia wigilijna zostala gwaltownie przerwana. Gdy zobaczyła, że łóżko jest w kolorze drewnianym, a nie czarnym, to wpadła krótko mówiąc w szał. Siedziała w swoim pokoju wśrod części skladowych łóżka i głosno plakała. Nie poszła z nami do babci, bo wolała rozpaczać. Za to Dennis się tam nagle pojawił. Wczoraj skruszona przeprosiła nas, babcię i stwierdziła, że łóżko pasuje do jej pokoju i zmontowaliśmy je. Chociaż ja już byłam gotowa odesłać je czy sprzedać na blocket.se. Łóżko pochodzi z serii Malm z Ikei. Niestety u nas w Umeå jeszcze tej Ikei nie zbudowali, a najbliższa znajduje się w Sundsvall i nie uśmiecha mi się dokładać kasy do tego łóżka, by sprowadzać je w innym kolorze. Sylwerstra będę spędzać w domu z moim mężem. On będzie chodził po bieżni, a ja pewnie jednym okiem będe czytać, a drugim oglądać programy rozrywkowe. Paulina i Mikael wyjeżdżają do Laponii szaleć na quadach i skuterach po jakimś bezludnym terenie. Dziewczyny Natta i Renee będą bawić się ze swoimi znajomymi, także my będziemy osieroceni. Trudno, przeżyję i nie rozpaczam nad tym. Nie muszę przynajmniej głowy sobie zawracać jakimiś przebierankami. Dzień jest piękny, świat biały jakby wszystko zostało otulone miękką watą. Mróz zelżał, bo o dziwo nagle zrobilo sie wręcz gorąco, tylko minus 5 stopni. Idę za chwilę na spacer. Mam urlop i do pracy wracam 7 stycznia. Nieźle, co?        


Paulina i Mikael
barszcz aż palce lizać, pierogi też



pod choinką
przed wejściem do domu


wigilijna noc w lesie

bieżnia

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Wszystkiego najlepszego!!!

"Cicha noc...", tak, tak jest już po pierwszej w nocy, czyli dzisiaj mamy Wigilię!!! Oklapłam na krześle, wciągam w płuca z rozkoszą kuchenne aromaty - pierników, waniliowych bułeczek i jestem z siebie zadowolona. Zdążylam ze wszystkim. Prezenty kupilam w piątek i w sobotę. Nie udało mi się poświęcić na prezenty jednego dnia, z prostej przyczyny. Najpierw krążylam po mieście ok. godziny, by znaleźćwolne miejsce parkingowe. Do tego raźno sypalo śniegiem i było przeraźliwie zimno. W końcu znalazlam parking, zaplacilam i poszlam w sklepy. A w tych sklepach mrowie ludzi, kilometrowe kolejki do kas i ogólnie sytuacja wyglądała nieciekawie. W związku z tym, że byl to piątek 21 grudnia, to dla mnie to, co ujrzałam było równoznaczne z końcem świata. O! Własnie! To na pewno był koniec świata - totalne wariactwo wyuzdanego kupowania. No i dlatego rozłożyłam polowanie na prezenty na dwa dni. Niedzielę poświęciłam w całości na gotowanie. A dzisiaj rano (mam nadzieję, że jednak trafię do łóżka tej nocy), usmażę karpia. To będzie mój debiut. Dlatego nie będę cudaczyć z jakimiś wyrafinowanymi przepisami, tylko go posolę, popieprzę, obtoczę w mące i na patalnię! To moj pierwszy karp, tu w Szwecji. Karp zostal sprowadzony z Polski w całości, co oznaczało, że musiałam go wypatroszyć. Szwedzki handel wychodzi naprzeciwko mieszkającym tu cudzoziemcom, w tym przypadku Polakom. Gdy zabrałam się za oprawianie karpia, to akurat w TV ktoś wygadywał, że karp to tradycja wymyślona przez komunizm. Kto propaguje takie głupoty? Ja mam tu w domu książkę napisaną przez Krystynę Bockenheim "Przy polskim stole" i tak o barszczu na przyklad wyczytalam, że w obecnej postaci pojawil się na stole wigilijnym dopiero  w XVIII wieku, no i ten barszcz z uszkami z farszem grzybowym wiódl prymat, a "kolejnym punktem wigilijnego menu były ryby. Wśród szlachty i mieszczaństwa podawano kilka dań rybnych, ze sławnym karpiem lub szczupakiem na szaro ( w sosie z krwi ryby, piernika, karmelu, wina, korzeni), będącym specyficznie polskim daniem. Ryby podawano w w różnej postaci - w galarecie, smażone, gotowane, pieczone. Nie unikano również karpia po żydowsku, w sosie z cebuli, ktory zagościł na stałe w kuchni odświętnej" (Bockenheim, 1999, s.148) Zatem niech ci mądrale w tv nie pitolą, że karp to komunistyczny wynalazek, bo uczą młode pokolenia kłamstwa.
Ronny też latał po mieście, ale na wlasną rękę, jak na zgodne małżeństwo przystało zakupy robiliśmy osobno. A szkoda, bo gdyby był ze mną, to by mu się nie prztrafiło to, co się prztrafiło. Ja parkuję samochod w miejscach do tego przeznaczonych i płacę za parking, a mój mąż, tylko na chwilę wskoczył do salonu piękności, by tam zakupić kartę prezentową dla swojej matki na masaż. Samochod zostawił w miejscu niedozowlonym, ale za to blisko wejścia do salonu. Po 5 minutach wyszedł z prezentem dla matki, a za wycieraczką znalazl prezent dla siebie - mandat w wysokości 750 koron, co odpowiada 353 zł i 43 groszom. Pocieszylam go, że dorzucił się do tworzenia Stolicy Kultury (w 2014 roku). Miasto potrzebuje kasy, bo się buduje, remontuje i z wielkim rozmachem przygotowuje do bycia stolicą. Strażnicy pracują teraz z zawziętością i wlepiają mandaty z wielką rozkoszą. Jakieś miłosierdzie, czy zwykła ludzka życzliwość (zwłaszcza teraz przed świętami) są im zupełnie obce. Jadąc wolno samochodem, czy stojąc w korku obserwowalam te gadziny łażące między samochodami zaparkowane wzdłuż chodników i zatykające za wycieraczki mandaty. Mandat jest tańszy, gdy ktoś zaplacil za parking, ale niestety czas parkowania mu się skończył. Zdrugiej strony dzisiaj można zaplaciś za parking na odległość, bo wytarczy wyslać sms, a gdy czas parkowania dobiega końca, to z kolei otrzymuje się sms przypominający o przedłużeniu parkowania. A teraz to ja już może pójde jednak spać. Na zakończenie składam Wam życzenia
cudownych świąt Bożego Narodzenia pełnych miłości, dobroci, spokoju i radości.
Wszystkiego najlepszego!
My zaczniemy Wigilię około godziny 16-stej. Renee już od kilku dni chodzi ze zwieszonym nosem, bo na Wigilii będziemy u siebie gościć Dennisa. Oznajmiła nawet, że już myśl o nim psuje jej całe święta. Zagrozila nawet, że nie będzie siedziala znim przy jednym stole, a już w ogóle mowy nie ma, żeby podzieliła się z nim opłatkiem. Dla niego oplatek będzie nowym przeżyciem i aż sama jestem ciekawa jak na to zareaguje. A Renee powiedziałam, że zasiadając do stołu z wrogiem da świadectwo mocnej postawy chrześcijańskiej.     

czwartek, 20 grudnia 2012

O pewnych kobietach.

Życie byłoby naprawdę przepiękne, gdybym ja nie była tak przeraźliwie zmęczona. Jestem wykończona! Zima  - pierwyj sort! Śniegu po czubek głowy, miasto wygląda jakby szykowało się do odparcia atakow wrogów. Jadąc samochodem wzdłuż ulicy wysadzonej sklapmi nie widać nawet okien wystawowych i ludzi drepczących po trotuarze, bo po jednej i drugiej strony wyrasta mur usypany z zepchniętego śniegu. Od czasu do czasu widać prześwity, czy pęknięcia w tym "murze", co oznacza, że w tych miejscach znajduje się przejście dla pieszych albo jakaś droga w prawo lub w lewo. W szwedzkich wiadomościach ogłoszono wesołą nowinę, że świateczny handel już wzrósł o 1,5% w porównaniu z rokiem ubiegłym. Muszę szczerze przyznać, że ja się jeszcze nie przyłożyłam do tego wzrostu. Na zakupy świąteczne wybieram się w piątek. Mądrze sobie to wykalkulowałam, prawda? Mam na myśli oczywiście koniec świata, w który kompletnie nie wierzę. Jedyne jak najbardziej prawdopodbne są prognozy pogody. Cały piątek poświęcę na zakupy, a prognoza dla Västerbotten, czyli regionu w którym mieszkam, na ten dzień to temperetaura minus 30 stopni. Mam nadzieję, że te prognozy będą tyle warte, co ten cały koniec świata. Teraz slucham dyskusji na temat prostytucji w Europie i w Polsce na Polsacie. Coś okropnego, ciągle tylko kobiety, kobiety, kobiety - a może tego same chcą, a może to lubią, albo może robia to, bo bieda je do tego zmusiła itd. Wyraz "mężczyzna" w ogole nie pada w tej dyskusji. Zatem z kim one się prostytuują? Pani Płatek wypowiadająca się, użyła właśnie przed chwilą wyrazu "ludzie", a dokładnie powiedziala "ludzie korzystają z tych usług". Mężczyźni to ludzie, coś takiego! a kobiety to prostytutki. Kim są ci ludzie? Faceci?  Poza tym jaki to potworny argument, że kobiety robią to z biedy. Konfucjusz powiedzial cos bardzo mądrego, co warto zacytować, i warto głosić i warto pamiętać: "W kraju rządzonym mądrze bieda jest czymś, czego należy się wstydzić. W kraju rządzonym źle bogactwo jest tym, czego należy się wstydzić". W Szwecji skryminalizowano prostytucję jakieś 10 lat temu. To, co zrobiono jest prawdę mowiąc genialne. A mianowicie uderzono w klienta, czyli w facetów. Facet korzystający z tego typu usług jest karany, a nie kobieta wykonująca te usługi. No i to mi się bardzo podoba. Nareszcie ktos się wział za tych sprośnych i wyuzdanych dziadów. Ktoś tu zaraz zapewne powie, że tego typu rozrywki są trudne do wykrycia. Może i trudne, ale prostytutka nie musi być prostytutką, tylko podstawioną babką, która porobi zdjęcia i już jurny gagatek będzie miał straszne problemy.I bardzo dobrze. Najwazniejsze, że facet wie, że popelnia czyn kryminalny. Ta świadomość może go powstrzyma. Poza tym prostytucja wcale nie jest najstarszym zawodem świata. Jest to totalna BZDURA. Pierwszym zajęciem zarówno kobiet jak i mężczyzn było zbieractwo i łowiectwo. Przyznam, że w ogole nie planowalam, by pisać na taki temat, ale to co wygadują w tej polskiej tv wstrząsa mną. Rownouprawnienie w Polsce na pewno działa, ale równości między kobietami a mężczyznami, to jeszcze w pełni nie ma. Dobranoc.      

sobota, 15 grudnia 2012

Świąteczne, hmmm, przygotowania

W końcu sobota! Teraz przed świętami jestem urobiona po sam czubek włosów. Najgorsze jest to, że moje zabieganie wcale ze świętami nie jest związane. To praca absorbuje mnie bez reszty. Tysiąc spraw do zrobienia, napisania, wypełnienia. Do domu wracalam późnymi wieczorami i w zasadzie zasiadalam do laptopa  i kontynuowalam robotę. Efekt jest taki, że nie kupilam jeszcze ani jednego prezentu. Nie zaczęłam pichcić, nie zrobiłam światecznych zakupów. A święta już za kilka dni. Pensja wpłynie na konto, uwaga! 21 grudnia! Nawet nie wiem, czy z niej korzystam, skoro akurat w ten dzień ma nastąpić koniec świata. Świetnie to wymyślili. No, a znowu skoro ma być ten koniec świata, to może to i lepiej, że nie kupiłam jeszcze tych prezentów. Marzyło mi się być podśpiewującą sobie pod nosem gospodynią, z radością przygotowującą świąteczną ucztę, a tu okazuje się, że cały czas i siły wkładam w życie zawodowe niczym bizneswomen. W tygodniu, w czwartek 13 grudnia w Polsce odbywały się obchody rocznicy wprowadzenia stanu wojennego, a w Szwecji swój dzień miala św. Łucja, czyli jak to po szwedzku się nazywa Sankta Lucia. Tego dnia Ronny wrócił rano z pracy i obudzil mnie wkraczając do sypialni ze spiewem Sankta Lucia i tacą, na ktorej niosł kawę i bułki szafranowe, ktore kupił w Statoil wracając z pracy. A wieczorem, po pracy koło godziny 19.00 stalam w swojej kuchni i piekłam lussekatter, czyli bułki drożdżowe z szafranem, by utrwalić tradycję, o którą teraz zaczyna toczyć się bój ze względu na wielokulturowość Szwecji. Te szafranowe bułeczki jada się w dniu św. Łucji, jak słodkie rogale w dniu św. Marcina w Polsce. Poza tym przez kraj, jak dlugi i szeroki przechodzą orszaki św.Łucji. We wszystkich szkołach celebrują to święto, a orszaki św.Łucji składające się z uczniów odwiedzają zakłady pracy. O tym dniu napisałam na moim pierwszym blogu wystarczy kliknąć na ten link Dzień św. Łucji . Teraz też zamiast zakasać rękawy, splunąć w garści i zabrać się za świateczną robotę, to siedzę przed tym laptopem i piszę. Powiedzmy, że kumuluję siły. Pojechałabym do miasta, ale przeraża mnie wizja oblężonych sklepów i stania godzinami w kolejkach, na ktore mam alergie. To pozostałość z czasów szaroburej Polski z pustymi półkami sklepowymi. Do tej wizji dochodzi następna - brak miejsc parkingowych i ja wściekła krążąca samochodem po ulicach. Poza tym znowu sypie śnieg. Sypie tak z małymi przerwami od tygodnia. Jesteśmy tak przykryci śniegiem, że dalsze opady już wcale nie są urocze i fajne tylko zaczynają dzialać na nerwy. Na dachu leży prawie metrowa warstwa śniegu. Wczoraj do roboty jechałam w taką zamieć, że nie widać było świateł samochodu, który pędził przede mną. Ale krajobrazy są rzeczywiście piękne i takie uspokajające. Wieczorem wyszłam przed dom pogapić się na czarno - granatowe niebo, na ciszę i ten biały, prawie surrealistyczny las rozświetlony punktowo latarniami i lampkami. Było spokojnie, bezwietrznie i na chwilę przestało sypać śniegiem. Było jakoś tak bezpiecznie, przytulnie, niesamowicie cicho, spokojnie i po prostu przepięknie.
na dalszym planie lussekatter czekające na upieczenie, a na pierwszym już upieczone
No, teraz Renee krząta się po kuchni i zaczyna sprzątać. W tej chwili szoruje szafki i blaty. Dobra dziewczyna. Ronny śpi, po swojej całonocnej pracy, ale za to przyniósł do domu paczkę świąteczną, ktorą dostał od firmy. Co roku dostają w pracy, a Ronny twierdzi, że z każdym rokiem paczka jest coraz chudsza. Zgadza się, bo w poprzednich latach znajdowaly sie w niej wyrafinowane herbaty i kawy oraz czekolada, a w tym roku już tego nie ma. Zawartość jednak w dalszym ciągu składa się z samych delikatesów. Także już coś mam na świąteczny stół:
są sery, kielbasa, śledzie, łosoś na dwa sposoby, delikatesowa marmolada

...raki, sosy do łososia, twardy chleb

           

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Dzień Nobla

Król wzniósł toast, powitał gości i bankiet własnie sie rozpoczął. Król, krolowa, księzniczki i wszystkie pozostałe damy ubrane w przepiękne suknie,  chociaż może nie wszystkie damy są tak piękne jak ich suknie, fryzury i biżuteria. Czy wiecie, że egzystencjalista Jean -  Paul Sartre odmowil przyjęcia  literackiej nagrody w roku 1964. Kilka lat później zglosil sie po pieniądze, ale było już za późno. Nagroda czeka tylko kilka lat, potem jest zamrozona.  Przed chwilą goście zabawiani byli przez artystów - akrobatów cyrkowych, a teraz jedzą. Ja tu siedze przed telewizorem i  muszę szczerze przyznać, że wolalabym w pieknej toalecie siedzieć tam w Niebieskiej Sali przy stole w tak wyśmienitym towarzystwie.
A teraz trochę o ubiorach i fryzurach. Królowa pokazala fantastyczny styl. Fryzura krolowej ozdobiona jest szafirowym diademem . Wiktoria – następczyni tronu ma na glowie diadem szmaragdowy i przepiekną zieloną, cekinową suknię. A księżniczka Madeleine odziana stylu amerykańskim. Po prostu bajka, ktora jest rzeczywistością.  Nie jestem rojalistką, wręcz przeciwnie – jestem zagorzałą antyrojalistką, ale przyjemnie byłoby posmakować tego wytwornego i intelektualnego świata. Bo trzeba w końcu pamietać, że bankiet ten jest wydawany na cześć wiedzy, nauki,  a nie bogactwa materialnego. Jednak pompa i glamour idą tutaj w parze z nauką. Pierwsze danie - przekąskę jest juz zjedzone, a podano: Omble-chevalier accompagné d'une terrine de chou-fleur, d'oeufs d'ablette de Kalix et de mayonnaise à l'aneth, czyli peklowany golec (ryba łososiowata, po łac. salvelinus) z  pasztetem (terrin - coś między pasztetem a roladą) z kalafiora, kawior  uklei z Kalix (miejscowość w pn. Szwecji) w koperkowym majonezie. Teraz kolej na danie gorące. Uwaga! Trzymajcie się, bo będzie znowu po francusku, voila!
Faisan aux chanterelles garni d'une poire pochée, de légumes d'hiver et d'une purée de pommes de terre "Almond", sauce au vin rouge. to znaczy bażant z kurkami (grzybami), gotowaną gruszką, zimowe warzywa pure z ziemniakow i sos z czerwonego wina.
 Mniam!
Niestety jedzenia nie udalo mi się sfotografować.  No, ale teraz kilka słów o toaletach kobiecych. Kobiety, by przyodziać się na noblowski fest muszą zainwestować w upiekszanie się 3 godziny. Teraz w tv pokazują szybki przegląd sukni królowej i księżniczek z poprzednich lat.  Ronny  siedzi ze mną w salonie, tez to widzi i twierdzi, że krolowa ma taką samą suknię jak w zeszłym roku. Chłop jest chyba niewidomy! W zeszlym roku Sylwia miala suknię koloru łososiowego i zupełnie innego kroju niż w tym. W tym roku ma koronkową w kolorze kobalotowym.A teraz czas na deser: 
Trilogie de cerises avec mascarpone à la pistache et sorbet aux cerises noires, to jest trylogia z wiśniami z mascarpone ubranym w pistacje oraz czarny sorbet z wiśni. Dania stworzone sa z krajowych produktów (oprocz pistacji) zgodnie z panującymi trendami  biorącymi pod uwagę środowisko, bliskość w transporcie i klimat. Były rowniez dania dla wgetarian i weganów. O alergikach nie wspomnieli.  A ja siedze w moim szarym grubym swetrze,  popijam kawę z mlekiem i moj nieśmiertelny likier Country Lane i tez dobrze sie bawię. Może nawet lepiej, bo mogę połozyć nogi na stole.
księżniczka Madeleine

królowa Sylvia

nakryto do stołu

właściciel H&M Persson z żoną. Ciekawa jestem czy ona ma na sobie ciuchy z HM
fryzura księżniczki Madeleine

Viktoria z chemikiem, ktory dostał Nobla
goście zasiedli do stołów
panie komentatorki


zwykła śmiertelnica - pisuje o jedzeniu
fryzury królowej z poprzednich bankietów
  Zapomnialam dołączyć listę win. Oto ona:
Champagne Joseph Perrier Cuvée Royale
Brut Blanc de Blancs

Château Valandraud
3 de Valandraud 2009

Jorge Ordoñez & Co
Nº 2 Victoria 2010


   

piątek, 7 grudnia 2012

Szwedzki dla cudzoziemców

SFI. Jest to skrót nazwy kursu Svenska för invandrare (szwedzki dla cudzoziemców). Przez ten kurs przechodzą wszyscy, którzy przybyli do Szwecji i zamierzają tu osiedlić się. Sama pobieralam nauki języka szwedzkiego na tym kursie ponad dwadzieścia lat temu. Ja uporałam się z tym kursem dosyć szybko, dzieki nie tylko mojej wrodzonej pracowitości ;), ale tez i dlatego, że męża mialam i mam Szweda, który pomagał mi czasami w odrabianiu lekcji, a przede wszystkim w prowadzeniu rozmów, gdyż z czasem zaczęliśmy stopniowo przechodzić z angielskiego na szwedzki, a ja sama wsadzałam w angielskie zdania szwedzkie słowa, których każdego dnia przybywało, aż ktoregoś poranka przemówiłam po szwedzku w całości. Dlaczego jednak teraz do tego wracam? Otóż dzisiaj usłyszałam w radiu całą debatę na temat kursów SFI. Do Szwecji trafia dużo uchodźców m.in. z Afganistanu, Iraku, Somalii, Syrii, Palestyny, Pakistanu itd. Mogą to być samotne dzieci (!), całe rodziny, czy pojedyncze osoby, które potem mają zamiar ściągnąć swoje rodziny. Ludzie ci mają różne doświadczenia życiowe, często są straumatyzowani i potrzebują pomocy psychologa. Częśż z nich ma wyższe lub jakiekolwiek wykształcenie, część jednak jest analfabetami. Wśród analfabetów olbrzymią część stanowią kobiety. No i wlasnie na jakimś z kursow SFI dziennikarka przeprowadzala wywiady z takimi kobietami. I to mnie poraziło. A dokładnie poraziła mnie historia tych kobiet. Wyobraźcie sobie kobietę, lat 40, dziewięcioro dzieci, 6 lat mieszka w Szwecji, teraz dopiero zaczęła uczęszczać na kurs językowy. Przyjechala z Iraku z mężem i dziećmi, tu siedziala w domu, rodziła kolejne dzieci, a mąż skończył kurs, nauczyl sie szwedzkiego, no i chyba utrzymuje rodzinę. Ona jest analfabetką. Gdy dziennikarka zapytala ją dlaczego ta nie chodzila do szkoły, to niestety nie umiala odpowiedzieć, bo nie rozumiala pytania, zatem zadzwonila do swojego męża, żeby ten odpowiedzial na to pytanie, bo on zna szwedzki. Mąż odpowiedzial, że tak to wygląda, gdy urodzilo sie i mieszka sie na wsi. SYNOWIE są posylani do szkół, a dziewczynki zajmują sie robotami domowymi. Ona jako pięcioletnia dziewczynka została wyslana do swojej samotnej babci, by służyć jej za towarzystwo i jako pomoc, bo babcia już niedmomagała! Problemem w nauce języka obcego jest ten analfabetyzm w jej języku ojczystym, gdyż w domu nie rozmawiaja po szwedzku, nie oglądają szwedzkich programów w tv. A ona nie może korzystać ze słownika, bo przecież nie umie czytać. I tu nauczyciele SFI normalnie zalamują ręce, gdyż kurs dla takiej kobiety będzie trwał całe wieki.  Podobne historie opowiadały kobiety z Afganistanu, Somalii i innych krajów. One chcą pracowac, nie mają żadnych wyuczonych, potwierdzonych jakimiś dokumentami zawodów, ale jak mówią potrafią wszystko zrobić, wystarczy im tylko powiedziec, co i jak maja robić, to one to zrobią. I ja im wierzę, potrafią, bo od dzieciństwa byly dyscyplinowane i tresowane do wszelkich robót typu serwis i fizycznej ciężkiej pracy, podczas, gdy bracia chodzili do szkół. Te kobiety siedzą mi w głowie. Inne w ramach edukacji chodziły przez rok do szkoły koranicznej, tam słuchały wykładów na temat Koranu i to była cała ich edukacja. Rozumiem i w pełni popieram ich ucieczkę. Ich prawa najpierw jako dziecka, a potem jako człowieka łamane były od momentu ich narodzin i nikt za to nie poniósł kary. Żadne tlumaczenie i zaden argument, czy wyjasnienie  nie przekona mnie, dlaczego kobiety odsuwane są od edukacji i co dobrego się za tym kryje. Oczywiście obok nich są w klasie na kursie SFI ich wyksztalcone rodaczki, ale one pochodzily z miast i ich światli rodzice łożyli na  wykształcenie córek. Teraz one pomagają swoim kolezankom analfabetkom w nauce obcego języka. Już dawniej zaczęłam podpytywać moje kolezanki z pracy - muzułmanki, które noszą się po europejsku o sytuację kobiet w ich krajach i zapytalam też, dlaczego nie zakrywają wlosów. Zdziwily sie i zapytaly mnie: "a dlaczego mamy zakrywać?", "no, nie wiem, bo inne muzułmanki tak robią". Mówiąc "inne"  mialam na myśli nasze wspólne koleżanki znane im i mnie. Powiedziały, że nie mają pojęcia, są same tym zdziwione. Widać można być dobrą muzułmanką i bez zakrywania włosów. No i tyle dowiedziałam się od nich w tym temacie. Zajrzalam zatem na Wikipedię, no i sobie poczytałam o pozycji kobiet w islamie. Proszę samemu sobie poczytać o kobiecie w islamie  .             

niedziela, 2 grudnia 2012

Zimowy fotoesej

No i w końcu nadeszła zima. Taka prawdziwa, biała, mroźna i na razie jest fajnie. Weszła w nasze życie z impetem, nie skradała sie wcale, tylko wczoraj, 1 grudnia walnęła ze wszystkich sił. Po kilku godzinach w moim obejściu wyglądało tak:
oto Paulina walczy z żywiołem, zdjęcie robione bez lampy, bo chcialam oddać nastrój
W ciągu dnia Renee przygotowywała wystrój domu przed pierwszą niedzielą adwentu. Między innymi kazała Jensowi zawiesić girlandy:
tu jest ciąg dalszy Jensa
a teraz patrzą, czy lampki sie śwecą. No i okazało się, że nie! Zawiesili uszkodzoną girlandę, ha, ha, ha.
 A dzisiaj zobaczyłam takie oto widoki:
otworzyłam drzwi i popatrzyłam w lewo, pstryk!


popatrzylam przed siebie i pstryk!
wyszlam przed dom, pstryk!

wyszłam na drogę, pstryk!

 



czwartek, 29 listopada 2012

Urodzinowy tydzień

Hej, hej:) narszcie jest wieczorny czwartek, no i jestem w końcu w domu. Sielanka. Renee mimo późnej wieczorowej pory gotuje obiad. Mielone mięso ze spagetti. Po proacy nie zdążyłam nic zmajstrować do jedzenia, bo gdy tylko weszłam do domu, to od razu z niego wyszłam w towarzystwie Renee i Ronnego ubranego w swoje eleganckie robocze ciuchy z pomarańczowymi dodatkami zaopatrzone w odblaski. Pognaliśmy do teściowej, która dzisiaj właśnie obchodzi urodziny. Ronny miał tylko 20 minut na świętowanie, bo musial jechac do roboty. Ja z Renee zostałyśmy dłużej. Do teściowej wkroczyłam głodna jak wilk i troche przerażała mnie slodka perspektywa w postaci tortów. Jakże się myliłam! Na gości czekały co prawda same torty, ale jakie!

oto dwa potężne torty chlebowe  i co tu dużo gadać - przepyszne!
a na deser takie oto słodkości:
princess tort w różowej czapeczce z marcepanu
a tutaj mamy tort bezowy z malinami na wierzchu
Od teściowej nie wyszłam, tylko wytoczyłam się. Tak było dzisiaj. A wczoraj wrocilam do domu totalnie zmechrana, ale zadowolona. Po pracy, ktorą kończyłam 17.15 pojechałam prosto do Pauliny. Zjadłyśmy to, co przygotował Mick czyli grzyby duszone w śmietanie. Wypiłam u niej kawę i pojechałyśmy do teatru na show znanego magika i komika Carla - Einara Häcknera. Häckner trochę śpiewał, odgrywał skecze i czarował. Teatr nie byl zaplanowany od miesiąca. Dowiedzialam się, że idę na show w przeddzień, bardzo późnym wieczorem. Troche wahalam sie, czy przyjąć zaproszenie Pauliny, gdyz pamietam Häcknera z jego bardziej przerażających niż komicznych numerów. Proszę samemu przekonać się, co ten facet może. Uprzedzam, że jest to widowisko tylko dla ludzi o stalowych nerwach. Ja na to patrzeć nie mogę, aż mnie wszystko boli.


Uprzedzilam Paulinę, że gdy tylko poleje sie krew, to ja zamknę oczy. I czy to nie jest strata - iść do teatru i obejrzeć "przedstawienie" z zamkniętymi oczami? Stąd to moje wahanie. Mikael nie mógł iść, bo w tym samym czasie i on i Paulina powinni siedzieć na swoim kursie mysliwskim. Paulina wybrała Häcknera, a Mikael - kurs.
Wczoraj jednak obeszło się bez krwi. Był bardziej kabareciarzem niż makabrycznym magikiem.
No, a w temacie urodzin, to te dzisiejsze mojej teściowej były drugie z kolei w tym tygodniu, bo w poniedziałek siedzialam, bawiłam się i jadlam takie oto słodkości na 20-letnich urodzinach Natty;


a oto nasza piękna dwudziestoletnia
Renee złożyła życzenia siostrze w ciągu dnia w mieście. Spotkaly się po lekcjach Renee i Natta zaprosiła Renee do jakiejś jadłodajni na... naleśniki. Dennis wrócił z pracy do domu wieczorem, prosto na urodziny. Nie mial zadnego prezentu, ani nawet kwiatów. I pomysleć, że na poprzednie jej urodziny przyjechał w nocy, dokładnie o tej godzinie, o której urodzila się Natta, zajechał samochodem z umocowanymi jakimś cudem płonącymi pochodniami i ryczącą muzyką, która postawiła całą wieś na nogi. Teraz siedzial przy stole w swoich wyświnionych łachach roboczych i w śmierdzących skarpetach. Niestety siedziałam naprzeciwko niego, więc więcej stałam i chodziłam po kuchni, niż siedziałam. Wyglądało raczej na to, że to on ma urodziny, a nie ona. Siedzial rozwalony na krześle z wyciągniętymi kopytami i nawet nie obsługiwal gości, to znaczy nas - Mikaela, Paulinę, mnie Ronnego, tylko robila to moja teściowa i Natta, która stwierdzila, że lepiej miała, gdy była dzieckiem. Wtedy siedziala przy stole niczym księżniczka i wszyscy wokól niej skakali, a teraz..."Właśnie tak wygląda bycie dorosłym, trzeba samemu obslugiwać gości" - powiedziala Paulina. Gdy wróciliśmy do domu, to Renee spytała, jak się bawiliśmy w towarzystwie Dennisa. Wymieniliśmy między sobą tylko porozumiewawcze spojrzenia i wszystko było dla niej jasne. "Ha!" - rzekła - "i dobrze, że tam nie poszłam! On jest jak, jak, jak (szukała odpowiedniego słowa)... wirus - wszędzie się rozprzestrzenia". Nie wiem, jak długo potrwa ta woja między nimi. Końca nie widać. A przez te urodziny Natty ma u mnie minus jak szlaban. Jeszcze trochę i się wtrącę. Chociaż ja jestem osobą nad podziw, nawet mnie wprawiający czasami w zdumienie, tolerancyjną, ugodową, wyrozumiałą i przychylnie nastawioną. Ale czara niedługo się chyba przeleje i wtedy będzie koniec z wyrozumiałością, tolerancją, ugodą i przychylnym nastawieniem! Jävlar!       

wtorek, 27 listopada 2012

Czas na lunch

Właśnie zajadam się wyśmienitym lunchem, ktory w dodatku skoponowałam sobie sama. Każdy szanujący się sklep spożywczy posiada kolorowy i smakowity bufet, typu stół szwedzki. Jedzenie jest na wagę. kilogram kosztuje 99.90 koron (ok.40 zł). Tym razem zaladowałam sobie do miski 470 gram. Nie wiem, czy to nie za dużo, ale pakując jedzenie byłam przeraźliwie głodna i miałam największą chęć zapakować sobie cały ten bufet. Niestety mam tylko pół godziny na zjedzenie i czerpanie z tego przyjemności. Zatem niech przemówią zdjęcia sklepowego bufetu:
na krawędzi stoi moja miseczka pełna różności




a to gorąca część bufetu
A w czasie lunchowania polecam Wam wyśmienite bajeczki do obejrzenia. Kazda z nich trwa tylko 7 minut, ale warto. Masza i niedźwiedź. A skoro jestem w temacie jedzenia, to Masza będzie gotować. Masza przypomina mnie samą. Jak nie wierzycie, to zapytajcie Paulinę.
Masza i kasza

Smacznego!
W podobny sposób jak Masza robi pierogi, to ja kiedyś robiłam pączki, mam na myśli efekt końcowy.
Uwielbiam Maszę, bo Masza to ja (przynajmniej w kulinarnym sensie)! Nawet nie wiedziałam, że mogę być aż tak zabawna, gdy gotuję strawę rodzinie.
Poza tym dzisiaj, zupełnie nie wiem dlaczego, jestem w wyśmienitym humorze. Coś niebywałego! Żeby tak z bez powodu być zadowoloną.

PS. Dzisiaj rano w radiu usłyszałam, że w Umeå, czyli tu gdzie mieszkam, było w sumie 1,7 godzin słonecznych w zeszłym tygodniu (w ciągu siedmiu dni!). Słońce świeciło swoją nieobecnością.