sobota, 31 grudnia 2016

Szczęśliwego Nowego Roku! Gott Nytt År!

Zawaliłam tu na blogu z bożonarodzeniowymi życzeniami, więc teraz spieszę życzeniami noworocznymi.
Życzę Wam, by w Nowym Roku spelniły się Wasze marzenia, które do tej pory jakoś się nie spełniły, życzę Wam zdrowia, zatankowanych do pełna kart płatniczych, no i bezmiaru szczęścia. Szczęście jest zawsze potrzebne. (Pasażerowie na Titatnicu mieli zdrowie i kasę, ale szczęścia im zabrakło.)

 Szczęśliwego Nowego Roku!

Nowy Roczek ciągnie skrzynię wypełnioną pieniędzmi. Na skrzyni jest tabliczka z napisem Narodowy Bank. Chłopczyk grzebiąc w kieszeni mówi - tutaj mam jeszcze jeden.

 Nasz sylwester odbędzie się na domowej kanapie. Przed chwilą zjedlismy obiad składający się z resztek świątecznych. Mała Thea patrzy na jakąś bajkę w Minimini. Renee odpowida na zyczenia na fejsie, a jej Jens siedzi w domu i wcina obiad z kumplami, którzy nie zapomnieli o swoim koledze zabunkrowanym w lesie. Renee nie miała ochoty przebywać w męskim gronie, więc przyszła do mnie. za jakąś godzinę przyjedzie również Paulina z Holgusiem i Mikaelem. Ronny studiuje zawzięcie program telewizyjny i tak nam mija ten sylwester. Nuda - pierwsza klasa!
Dobrze, że Paulina przyjedzie, bo ona ma szampana, a my nie. Inaczej strzelalibyśmy puszkami coca-coli o północy.
Jeszcze raz życzę Wam szalonego sylwestra i wejścia w Nowy Rok z prawdziwym przytupem. I żeby ten nowy Rok 2017 był mniej nerwowy niż ten kończący się 2016. 



A teraz ja - dama idę poszukać mojego gronostaja.

Ach, zapomniałabym! Nie mam żadnych  noworocznych postanowień. Nie będę przecież samej siebie męczyć.  

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Święta, święta i po świętach

Za chwilę święta Bożego Narodzenia dobiegną końca. Spędziłam je w gronie mojej rodziny. Dwa tygodnie przed Świętami nasza rodzina powiększyła się. Na świat przyszła Vanessa - córka mojej córki Nathalie. Sama Natta wyszła z porodu poturbowana. Poród odbył się wczesniej niż było to zaplanowane. Dziecko było duże i po całodziennej walce siłami natury Vanessa ujrzala świat dzieki cięciu cesarskiemu. Wczoraj minęły dwa tygodnie, a Natta kursuje ciągle między domem a lekarzem. Łyka silne środki uśmierzające, powłoczy nogą, chodzi zgieta w pół i ma napady gorączki. Z bólu płacze. Dzisiaj okazało się po kolejnych badaniach, że padla ofiarą jakiejś infekcji i dopiero dzisiaj zaaplikowano jej antybiotyki. Natta i Crisse chcieli zrobić nam niespodziankę i zawiadomić nas, gdy Vanessa przyjdzie już na świat. Krotko mowiąc nie zawiadomili nas, że już pojechali do szpitala. My w tym czasie siedzieliśmy całą rodziną przy stole bożonarodzeniowym, czy julbord w Ikei. Natta i Crisse zostali przez nas również zaproszeni, ale odmowili, bo niby byli tacy zmęczeni, a Natta na ostatnich nogach. Jak sie już potem okazało, byli w tym czasie w szpitalu.
Grudzień minął na wysokich obrotach. Wieczorami wracalam z pracydo domu, po drodze robiłam świąteczne zakupy. Prezenty dla dzieci zamówiłam przez internet (cudowny wynalazek), dla reszty rodziny kupowałam w przerwach na lunch lub po pracy. Na Ronnego nie liczyłam, bo chłop pracuje nocami, rano wraca do domu i śpi, a potem jedzie znowu do pracy. Zresztą nie jest to żadna nowością dla mnie. W piątek przed Wigilią poszliśmy do lasu znaleźć ladną choinkę. Znaleźliśmy. Po wędrowce po lesie ja wrocilam do kuchni, a Ronny miał wysprzątać salon i ustawić choinkę. Wpadł w taki szał sprzątania, że przemeblowal cały pokój. Stół znalazl sie w innym miejscu, więc mężuś musiał wywiercić dziurę w suficie, by przewiesić lampę. Wziął z kuchni chybotliwy, drabinkowy stolek i wgramolił sie na niego, by zdjąć lampę. Nagle uslyszalam nie tyle rumor, co grzmot dochodzący z pokoju. To Ronny runął razem z lampą z tego stołka. Moja witrażowa lampa nie przeżyła tego upadku, a Ronny skręcił czy zwichnął stopę i do dzisiaj kuleje. Nie powiem, żeby to poprawilo moj humor. Atmosfera zaczęła być napięta, gdy zaczął przesuwać kanapy. Gdy zobaczylam, w ktorym miejscy postawił sofy, to wyraziłam nadzieję, że na gwiazdkę nie zapomniał kupić mi teatralnej lornetki, bo nie jestem pewna czy w telewizorze będę mogła odczytać napisy. Paulina zadbała o polską część Wigilii - ugotowała barszcz (pycha!), ulepiła doskonałe uszka i pierogi i upiekla wyśmienite bułki drożdżowe z marcepanem i białą czekoladą. Po prostu nadzwyczajne w smaku. Ja zajęłam się przygotowywaniem szwedzkiej części menu wigilijnego. Wczesnym popoludniem wpadła do nas Natta z Vanessą i swoim Crisse (zdrobnienie od Kristian). Przyjechali prosto z lunchu światecznego u jego matki, glodni oczywiście nie byli, więc zaczęlismy wcinać ciasta i bułki drożdżowe. Tuz przed siedemnastą pojechali na obiad wigilijny do jego ojca, a my zasiedliśmy do naszej wieczerzy. Renee zjadla obiad u siebie, gdyż rodzina Jensa gościla u nich na Wigilii. Także nas w końcu było tylko czworka doroslych - Paulina, Mikael, ja i Ronny, no i oczywiście Holguś. Renee, Jens i Thea przyszli do nas koło godziny 21 - szej, gdy po raz drugi tego dnia zasiedliśmy do słodkiej części wieczerzy. Prezenty zostały rozdane, zaakceptowane. Z pelnymi brzuchami poszliśmy na nocną przechadzkę. Dzieci pozasypialy w swoich wózkach. Obejrzałam pasterkę z Watykanu, a potem dosłownie - padłam. Zgasłam jak świeczka. Caly ten grudzień na wysokich obrotach, z praca i przygotowaniem do świąt, wyssał ze mnie wszystkie siły. Nie przypominam sobie, kiedy bylam tak potwornie zmęczona. W tej chwili też ledwo na oczy widzę, jestem zupełnie bez sił. Do tego przplątal się mróz, ktory mnie dodatkowo osłabia. Ale mimo zmęczenia - święta mieliśmy wyśmienite - sielankowe, smaczne, a dzisiejszy obiad zrobiony przez Paulinę - pieczony indyk (Pauliny chowu) to byla po prostu symfonia doskonalego, świetnie skomponowanego smaku!
Vanessa

Hoger i Thea

Holger

Thea

Thea z kotem na spacerze

    



środa, 30 listopada 2016

Pierwszy tydzień adwentu

W niedzielę rano, w trakcie delektowania się kawą i przeglądania najświeższych wieści na facebooku, natknęłam sie na zdjęcia udekorowanych domostw moich corek. Na fotografiach zobaczyam świeczniki, serwetki i świetliste gwiazdy zawieszone w oknach. Pierwsza niedziela adwentu! Zerwałam się od stołu i pognałam do byłej drewutni, która obecnie zmieniła swój status na lamus, składowisko. Wyciągnęłam lampy w ksztalcie gwiazd i świeczniki. Porozstawiałam po parapetach, podłączyłam i okazało się, że ŻADNA nie działała. Powiem więcej - lampy gwiazdy nie posiadały żarowek. Co roku jest ta sama śpiewka. Wypchnęłam Ronnego z domu, by jechał co koń wyskoczy do sklepu po żarówki. Za chwilę przecież mogła przyjść Renee, która skrytykuje mnie za brak adewntowej atmosfery. Po powrocie Ronnego zainstalowałam oświetlenie, no i mogłam odetchnąć z ulgą. Renee oczywiście przyszła i oznajmiła - O! Jak przytulnie! Zjadłyśmy brunch, bo czas na śniadanie już dawno minął. Ubrałam się i pojechałam do naszego miasteczka. Niedzielwa adwentowa oznacza jarmark świąteczny i próbowanie potraw. W Ica na papierowych talerzykach znajdowal się poczęstunek - wszystkiego po trochu - szynka, salatki, wędzony łosoś, galareta, kielbasa itd. czyli produkty spożywane w czasie świąt Bożego Narodzenia. Zjadłam zawartość trzech talerzyków. Za członków mojej rodziny, ktora wolała zostać w domu. Na innym stoisku częstowali kawą i ciastem. Zatem zaliczyłam też podwieczorek. Wróciłam do domu najedzona.
Dzisiaj dostałam oczekiwaną paczkę z Polski od rodzicw. W paczce były gratulacje i prezent - z procentami dla nas z okazji ćwierćwiecza. Tym razem flaszka dotarła w całości. Paczka została wysłana z Gdańska 18 listopada. Na poczcie obiecali rodzicom, że do Szwecji dotrze 23 listopada. No i dotarła do Malmö. Następnego dnia, czyli 24 listopada wylądowała w Umeå. Ja mieszkam niecale 30 km od tego miasta. Paczka dotarla do mnie dopiero dzisiaj!!! Tydzień czasu zabrało tej cholernej, beznadziejnej firmie - Postnord, by paczka dotarła do Ica, czyli sklepu, w ktorym mieści się kącik pocztowy. Z Polski do Szwecji paczka szla 4 dni, z Umeå do Ica - 18 km - tydzień. Szwecja schodzi na dziady. Na ten Postnord ludzie skarżą sie  w calej Szwecji. Nie dochodza listy, nie dochodzą rachunki, w zeszłym roku zaginęło 50 tysięcy świątecznych listów i kartek.
Ostatnio nie było w sklepach...masła. W Sztokholmie czy gdzie indziej na południu może i było, ale u nas nie. Zapytałam w sklepie dlaczego tak się dzieje i okazalo się, że za malo jest mleka, a wytwornie postawiły na produkcję śmietany, a nie masła. Przypomniał mi się stan wojenny w Polsce i brak i śmietany i masła.  
Poza tym jestem przeogromnie zmęczona. Te ciemnice mnie dobijają. Po 14-stej zapada już zmrok. Gdy dojeżdżam do domu, zwykle w okolicach godziny 18 - stej, to mam wrażenie, że jest środek nocy. Na szczęście obiad na mnie zwykle czeka. Nie, to nie Ronny nagle wzbił się na wyżyny sztuki kulinarnej, tylko Renee. Renee gotuje na dwa garnki - u siebie w domu zupy, a u mnie drugie dania. Podczas, gdy ja jestem w pracy, to ona tak kursuje między dwoma domami. odwiedza rownież nasze kury i jak na razie chwali sobie taki styl życia. Natty też nie poznaję. Bylismy u niej na jej urodzinach, a ona SAMA upiekła 3 rodzaje ciastek, Chałupa wysprzątana na wysoki połysk tak, że aż trzeba było oczy mróżyć, by nie zostać oślepionym. Wpadłam w podziw. Ona, ktora nie wiedziala jak sie jajko gotuje na twardo, bo na miękko to już byla zbyt zaawansowana technologia.

Holguś na urodzinach cioci Nathalie

Thea korzysta z bujaka Vanessy, ktora wkrotce pojawi się na świecie.


Maleńka lady

urodziny u Natty

Jak Wam się podobają ostatnie ustawy podpisane w Polsce?            

środa, 23 listopada 2016

Srebrne wesele

Najważniejsze wydarzenie środy to moje srebrne wesele. Moje z Ronnym ma się rozumieć. Co prawda nasze corki urządziły dla nas wykwintny obiad w ostatnią niedzielę. Obiad z szampanem. Obiad skladał sie z dziczyzny, sam król szwedzkich lasów - łoś - pojawil się na naszych talerzach. Był bukiet pięknych róż, tort na deser i bombonierka przepysznych czekoladek. No i ten szampan do obiadu! Koniec z soczkami, colami czy innymi napitkami, obiad będę teraz spożywac w towarzystwie szampana.  Nasze dzisiejsze srebrne gody obchodzimy osobno. Najpierw ja bylam cały dzień w pracy, a teraz Ronny siedzi w swojej. No, ale od czego jest telefon? Pogratulowaliśmy sobie wytrzymałości, determinacji, iluś lat chudych, dzieci i wnuków, no i szafa gra - ciągniemy razem dalej. Z okazji tego naszego święta kupiłam sobie nowy szlafrok, a kilka dni temu poszłam nawet do fryzjera. Ten fryzjer nie po to, by podobać się mężowi, tylko, by podobać się sobie samej. Naprawdę. Niestety mąż mnie nie obdarował diamentami czy sznurami pereł i dobrze, bo natychmist sprzedałabym je. Taka jestem. Jednego czego nie mam to bzika na punkcie biżuterii. A jedyne co mi się marzy, to nowa łazienka, która razem z nami obchodzi srebrne gody.
A teraz idę przebrać się w mój nowy szlafrok i poczytać "Ostatnią arystokratkę". Dosyć zabawna powieść. Czeski humor.
    


 

niedziela, 13 listopada 2016

O zimie, porach i zupach

Ostatnio wspomniałam o zimie. Niestety nie odeszła. Przywaliło nam dodatkowo tyle śniegu, że chłopaki powyciągali skutery i szaleli na nich po lasach. Dzisiaj nawet Paulina w ramach rozrywki postanowiła pojeździć. Tak szarpała linką, by wystartować motor, że wyrwała uchwyt do tej linki. Weszła wściekła do domu i machała tym uchwytem przed nosem Mikaela krzycząc, że jego skuter to złom. Ona chce taki na przcisk. A my pogratulowaliśmy Paulinie, że jest taka silna, mimo że ostatnio ciągle narzeka, że jest zmęczona i na nic nie ma siły. Prawdą jest, że nie ma siły i jest zmęczona, bo Holguś złapał jakiegoś wirusa, leżał w gorączce, niespokojnie spał i był po prostu niepocieszony, czyli marudny. Zresztą ten wirus zalatwił Renee, mnie i Paulinę. Już nie wiem kto komu go przekazał. W zeszłym tygodniu mialam wolne od pracy dwa dni - czwartek i piątek, no i do tego sobota i niedziela. Zamiast wykorzystać je na życie towarzyskie i długie spacery, to siedzialam w domu i kurowałam się.
Natta zakończyla swoją pracę i teraz ten ostatni czas przed urodzeniem siedzi w domu i czeka na ten swoj dzień D. Siedzi i uczy się gotowania. Ostatnio pytala mnie o przepis na moją hawajską potrawę z karkówki z wiorami kokosowymi. Wszyscy ją uwielbiają, poza Pauliną i Mikaelem, którzy nie jedzą niczego z przemysłowego mięsa. Po kolei opisywalam w punktach jak ugotować tę potrawę. najpierw napisalam jej wszystkie skladniki. Komunikowalyśmy się smsami, bo ona w tym czasie chodziła po sklepie i szukała tych produktów. Utknęła na porach. Co to jest por? - zapytala w kolejnym smsie. Zbaranialam, ale znalazłam na googlach zdjęcie pora i jej wysłałam. Boże, jak to dobrze, że te komorki są takie mądre. Gdy skompletowala wszystkie ingrediencje i stanęła przy garach, to znowu posypaly się smsy. Najlepszy był z pytaniem co się robi z tym porem. "Pokrój" - odpowiedziałam. "A jak się go kroi?" - następne pytanie. Ręce mi opadły. Czy mozna nie wiedzieć jak się kroi warzywo? "Wzdłuż i wszerz" - odpisałam. Najważniejsze, że ugotowała ten swój obiad i podobno był nawet smaczny. Pochwaliła się wysyłając zdjęcie swojej hawajskiej karkówki.
Renée z kolei zaczęła gotować zupy. Gdy były chore - ona i Paulina, to ja jako najmniej chora gotowalam im rosoły. Bo moja babcia zawsze mowiła, że rosół jest najlepszy na choroby. Renee tak rozkochała się w rosole, że postanowila ugotować go sama. Kupiła kurczaka, włoszczyznę, przyprawy wzięła ode mnie, no i ugotowała. Trzy dni karmili się rosołem - ona i Jens. Ostatnio zrobiła swoją inną ukochaną zupę - pomidorówkę, którą podała z ryżem. Dumna była ze swojego rosołu i pomidorowki, którą poczęstowała kolegę Jensa, gdy zmarznięci (Jens i jego kumpel) wrócili z przejżdżki na skuterach. Renee stwierdziła, że zupy, to najlepszy wynalazek kulinarny. I taki rozgrzewający.
Wczoraj mieliśmy minus 19 stopni, ale już jutro ma być podobno tylko minus 2,a pojutrze nawet plus.
O polityce, marszach wolności i niepodległości, ekshumacjach, wygranej Trumpa, nacjonalistce Pawłowicz nie chce mi się pisać. Jedynie bardzo proszę zwolenników i miłośników PISu (ktorzy tu może wpadają do mnie) o wyjaśnienie słów prezesa - naczelnika Kaczyńskiego, ktore wypowiedzial podczas n-tej miesięcznicy: "W Polsce wolność jest ciągle słaba, podnoszona jest na nią ręka. Dziś walczymy o wolną, silną i suwerenną Polskę. Nie będzie niepodleglej Polski bez zamknięcia sprawy smoleńskiej". Moje pytania:
Kto podnosi rękę na wolność?
Z kim walczymy o wolną, silną i suwerenną Polskę?
Czy Polska nie jest wolnym krajem? Jeżeli nie jest, to kto ją zniewala?
W jaki sposob katastrofa smoleńska decyduje o niepodległości kraju - czyli co ma piernik do wiatraka? Uprzejmie proszę o rzetelne i konkretne odpowiedzi.

A na dobranoc kilka fotek:

wczorajsza temperatura

Renee w akcji odśnieżania




dom Renee

dom Renee




okno w kuchni Renee

a tu  okno z kotem (żywym)

A Thea sobie śpi

A dzisja był dzień ojca, więc z godnie z tradycją dziewczyny zrobiły torta chlebowego

i zamówiły torta słodkiego


środa, 2 listopada 2016

Spotkanie na ekumenicznym szczycie i zima

Wczoraj zaczęło trochę sypać, a dzisiaj taki oto las mnie powitał:




Mała Théa jest zadowolona
Niestety, nie ucieszył mnie ten śnieg i nie wpłynął dodatnio na mój nastrój.
Przedwczoraj do Szwecji przylecial papież Franciszek. Przyjechał tutaj godzić kościół katolicki z protestanckim. Szefem kościoła protestanckiego w Szwecji jest arcybiskup - kobieta, mężatka, mająca dwie córki. Podczas ekumenicznej uroczystości przedstawiciele obu kościołów podpisali ważny dokument posiadający 5 imperatywów, ktore są wspólne dla tych dwoch wyznań.
A tymczasem w mediach rozpętała sie potężna burza. nagonka na kościół katolicki na samego papieża. Akredytowani szwedzcy dziennikarze zainteresowani byli głównie czy kobiety będą księżmi. Na moje oko to szwedzki kościół potrzebuje właściwie ewangelizacji, a nie ekumenizmu, bo kościół, chociaż nie jest państwowy, to propaguje to, co jest aktualne w politycznym nurcie. Na przykład udzielanie ślubów parom homoseksualnym, pastor - kobieta, to już żadna nowość, ale pastor homoseksualny też już głęboko wtopił się w krajobraz kościoła luterańskiego, pojęcie grzechu zostało z kościoła wypchane tylnimi drzwiami.  Małżeństwo nie jest sakramentem, więc ten sam pastor może udzielić tej samej osobie tyle ślubów, ile tylko ta rozwiedziona osoba sobie życzy. jedyny warunek, to rozwód z poprzednim mężem, czy żoną. szwedzki luterański kościół nikogo nie zawiedzie - dopasuje się do każdej zachcianki i potrzeby społecznej. Fajnie, co? Szwedzki kościół niczego nie wymaga od wiernych, a oni i tak do niego nie chodzą. Już nic z tego nie rozumiem. Notuje się za to spory wzrost młodych ludzi, ktorzy przechodza do kościoła katolickiego. Co jeden dziennikarz w swoim artykule porównał do rekrutacji młodych ludzi w szeregi ISIS. Papiez i kościól katolicki jest postrzegany jako wsteczny, konserwatywny, ciemny i cale mnostwo innych wulgarnych epitetów. Papież powinien być chyba zadowolony z takiej krytyki, bo w katolickiej Polsce na fb, a konkretnie na forum TVP to papież jest mieszany przez polską, patriotyczną brać katolicka za to, że jest...lewakiem. Jedynie poziom chamstwa  - polskiego i szwedzkiego - jest taki sam, czyli wysoki. Nienawiść do katolicyzmu jest tak wielka wśrod zupełnie zateizowanych Szwedów, że oni sami nawet pojęcia nie mają, że jest to "spadek" jeszcze z czasów Gustawa Wazy, ktory zlikwidował na fali reformacji kościoły katolickie, a klasztory zamknął na cztery spusty. jezuitom zabronił nauczania Co ciekawe, to Szwedzi odnosza się z szacunkiem do islamu. Przynajmniej w wersji oficjalnej. A co po kątach sobie szepczą, to Bóg jedyny raczy wiedzieć.
Wczoraj papież wrócił do siebie, a w nocy podłożono ogień pod szkołę katolicką w Göteborgu. Winnych jeszcze nie znaleziono. Amen!      
  

poniedziałek, 24 października 2016

Melancholia


A. D. Melancholia
Powiem tak - sytuacja w Polsce wpędza mnie w melancholię, ktora z kolei jest przyczyną mojego milczenia. A jeszcze dzisiaj ten Patriota Roku piejący peany na cześć Rydzyka tylko pogłębił tę melancholię. To co jeszcze mogło mnie śmieszyć parę miesięcy temu, tak teraz autentycznie mnie przeraża. Nie wiem jaka ekipa przejmie władzę po tej obecnej (o ile w ogóle przejmie, bo PiS w swoim szale przeprowadzania "reform" może też zreformuje demokrację i stworzy państwo jednopartyjne), ale cięzko jej będzie odbudować dobre imię Polski za granicą. I to ja Wam mówię, ja mieszkająca za tą granicą. Jeśli Macierewicz jest patriotą, to ja zdecydowanie nie jestem patriotką, bo mój patriotyzm jest daleki od tego, ktory reprezentuje minister obrony. No i ten pan prezydent Polski błogosławiący zateizowanych Węgrów i wykrzykujący, że Zachód nie będzie uczył naszych państw jak walczyć o wolność. A dlaczego Zachód miałby uczyć nas walki o wolność, przecież Polska i Węgry to wolne kraje. Chyba. Chyba, że już nie. Pis przejął Polskę jako wolny kraj, ale jakim go zostawi? Na razie zmienia ustrój. Ten, kto tego nie dostrzega jest po prostu ślepy. Niestety, ale obecni rządzący wywołują u mnie torsje. Według mnie są anty Polakami i dzialają na szkodę państwa. Tylko skurwiel Polak nie poprze drugiego Polaka na tak zaszczytne stanowisko, ktore w tej chwili zajmuje Tusk. Ten caly minister i prezes tej nacjonalistycznej partii to takie dwa Don Quijoty - wszedzie widza wrogów, widza wiatraki i myślą, że to jakies olbrzymy (czyt. Rosja) na nich naciera. Jednak Don Quijote jest mimo swojego szaleństwa sympatyczny, a ci dwaj są odrażający. Ciągle tylko "wrogowie", "my ich pokonamy", "prawda zwycieży", "jestesmy blisko zwycięstwa", co to jest za retoryka? To jest rozpaczliwe błaganie o wojnę. Pan Bóg najwyraźniej chce ukarać nam najjaśniejszą Rzeczpospolitą. A tak na marginesie - kto oczami wyobraźni zobaczył Macierewicza z przekrzywionym garnkiem na głowie siedzącego na wychudzonym koniu? Nasz polski Don Quijote, zaczytany w klasykach takich jak Sienkiewicz. Don Quijote też dużo czytał - rycerskie romanse, od ktorych popadl w obłęd. Szkoda gadać. Nasz rząd taki zaczytany w historii Polski nie jest nawet w stanie wpaść na jakieś nowatorskie rozwiązania, tylko sięga do historii i jedyne czego brakuje, to wojny. Może być nawet domowa. Teraz jedynie z ciekawością wyglądam nowych podręczników do szkoły. Interesują mnie te do historii, Wosu i języka polskiego. Chociaż może zadania z matmy też mogą mieć interesującą treść. Na przykład taką: utrzymanie jednego uchodźcy w Polsce kosztuje rocznie pół miliona złotych. Zbudowanie niedużego bloku mieszkalnego kosztuje 4 miliony złotych. Ile takich bloków można zbudowac dla patriotycznych polskich rodzin, za sumę utrzymania 254 tysięcy uchodźców?
Moje życie na co dzień upływa w zastraszająco szybkim tempie. Tempo zwalnia nieco, gdy przekraczam próg domu. Uwielbiam być w domu. Kocham mój dom, moje wnuki - Holgusia i Theę, moje dzieci, kocham rozgardiasz, rozmowy z córkami, przekomarzanie, mojego pieska Nemo, moje kury i las, w którym mieszkam. Napisalam pieska, bo muszę z żalem zawiadomić, że mój arystokratyczny York - Tilda zmarła 13 listopada. Okazało się, że jest potwornie chora. Nam jest smutno i pusto bez niej, a Nemo ciągle na nią czeka. Leży w holu, by mieć oko na wszystkie drzwi, bo kto wie - może Tilda wejdzie którymiś z nich.
Jesień przestała być złota i jest teraz szara. Drzewa już prawie wyłysiały, gdzieś tam na północy Szwecji posypało śniegiem. A jedyne czego mi brakuje do szczęścia, to zmiany rządu w Polsce.
Théa

Tilda
  
   
Holguś

wtorek, 4 października 2016

O konfiturach i zabawie kobiet

Dzisiaj w Szwecji jest dzień bułki cynamonowej. Właśnie przed chwilą Renée wyciągnęła z pieca te, ktore przed chwilą upiekła. W domu bosko pachnie, lekki mrozik za oknem muska trawnik, pieski bawią się. Wrzesień spędziłam na przetwórstwie. Najpierw nazbierałam cztery wiadra borówek, a potem na raty przebierałam je, gotowałam i pakowałam do słoików. Naprodukowałam konfitur chyba na dwa lata. 2 października zakręcilam ostatni słoik. Praca z borówkami od ich poczęcia, tzn. zbierania do ich ostatecznej przemiany w konfitury miała działanie terapeutyczne i bardziej efektywne niż yoga. Sezon na borówki się skończył, nadchodzi zima i muszę znaleźć sobie inne jakieś uzdrawiające zajęcie. Przebieranie borówek jest zajęciem nudnym, ale czyszcząc je z listków, patyków, igieł sosnowych jednocześnie czyścilam swoje myśli. A myśli różne przychodzą do głowy, gdy źle się dzieje w Polsce. A dzieje się źle. Kiedyś wpadl mi w ręce taki oto tekst:
Oavsett vad en man ger en kvinna så kommer 
hon att ge dig någonting bättre. Ger du henne en spermie ger hon dig 
ett barn. Ger du henne ett recept ger hon dig ett mål mat. Ger du 
henne ett hus ger hon dig ett hem. Ger du henne ett leende ger hon 
dig sitt hjärta. Hon multiplicerar och förstorar allt oavsett vad du 
ger. Så.......... om du ger henne någon skit så kan du 
förvänta dig ett helvete tillbaka...
Bez względu na to, co mężczyzna daje kobiecie, to ona da mu coś lepszego. Dasz jej nasienie, to dostaniesz dziecko. Dasz jej przepis, to dostaniesz obiad. Dasz jej dom, to ona stworzy ci ognisko domowe. Dasz jej uśmiech, ona da ci swoje serce. Ona mnoży i powiększa wszystko bez względu na to, co dostanie. Więc jeśli dasz jej jakieś gówno, to oczekuj prawdziwego piekła.
Waszczykowski i jego pobratymcy powinni sobie te ostatnie zdanie naprawdę wziąć głęboko do serca. "Niech się kobiety pobawią" oby te jego słowa nie zamieniły się w ciało.
Poniedziałek 3 października był tylko przedsionkiem do tego piekła. Jeszcze trochę i rzeczywiście ten niechlubny rząd w Polsce zlikwidują kobiety. Waszczykowski nazwał protest happeningem, czymś marginalnym i niepoważnym. I kto to gada? Ten który co miesiąc bierze udział w happeningach pod jednym tytułem lamętnice - miesięcznice. Jednocześnie i płakać i smiać mi się chce, gdy jakiś Waszczykowski, Terlikowski czy inne dziady siedzą na różnych kanałach telewizyjnych i radiowych i ględzą o prawach moralnych. Niech oni spojrzą najpierw w lustro i zapytają siebie, kto im dał monopol na prawdy moralne. Czy etyka, to polityka? Może lepiej trzymajmy się myśli "niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie". A gdy już jestem przy Kancie, to zacytuję jego inną myśl, taką bardzo na czasie: "Rewolucja francuska była tak decydującym wydarzeniem w historii emncypacji ludzkości, że należałoby ją co jakiś czas powtarzać".
A ja zastanawiam się czy znajdzie się ktoś, kto dowiedzie, że nad głową arcybiskupa Hosera nie unosi się milion szatanów? Akurat tego, ktory chciałby przesiać życie kobiet przez teologiczne sito.

czwartek, 15 września 2016

Legia Warszawa, czyli piękna katastrofa

Czy ktoś oglądał Ligę Mistrzów? Ten Legia Warszawa - Borussia Dortmund. Wynik, mrożący krew w żyłach - 0 : 6. W dodatku z patriotami na stadionie. Może Ziobro unieważni ten wynik? Macierewicz  może spokojnie przy kolejnej uroczystości odczytać nazwiska piłkarzy Legii, którzy też polegli.  Patrioci na trybunach - kibice wyklęci nieźle dali czadu z petardami. Najpierw myślalam, że to mgła pojawila się nad stadionem, a jak mgła, to zamach. Ale okazalo się, że to kibole pokazali swoją miłość do ojczyzny i nienawiść do Niemca.  Źle się dzieje. Polska staje się przedsionekiem wschodniej cywilizacji. Mieszko i Chrobry, to się w grobach przewracają! No chyba nie dlatego Mieszko przyjął chrzest i wprowadził nasz kraj w orbitę kultury Europy Zachodniej, żeby teraz rząd polski boksował się z tą Europą.  Ta rozgrywka Legia - Borussia to metafora trwającego od prawie roku meczu Polska vs Europa.  Wynik można przewidzieć. A szkoda. Zachodzę w głowę i krzyczę na całe gardło: co się kurde dzieje w moim pięknym kraju?!!! Przedwczoraj w radiu uslyszalam wypowiedź szwedzkiego eurodeputowanego, ktory powiedział, że to co robi polski rząd jest nie do zaakceptowania. I uwaga! To nie był żaden "lewak", tylko członek partii chrześcijańskiej KD, czyli Kristdemokraterna. Koniec oglądania meczów w wydaniu Legii. Następny mecz grają z Barceloną. Czy nasi wojownicy przegrają mniej czy więcej?    
  
 

poniedziałek, 12 września 2016

Wakacyjne reminscencje

Co prawda mój urlop łącznie z latem przeszły już do historii, to jednak chcę napisac kilka słów o wakacjach dla moich potomnych, czyli dla Holgusia i Thei.
Wakacje spędziłam bardzo intensywnie. W połowie lipca - Paulina, Holger i ja pojechaliśmy do Gdańska. Holger dzielnie spisał się w podróży, ktora miała dwa etapy. Pierwszy to pokonanie ponad 700 - set kilometrów do promu, a drugi - 18 - godzinny rejs do Polski. Do promu prowadzilyśmy na zmianę, zatrzymywalysmy się tylko na krótkie postoje, a podczas jazdy odkrylyśmy, że Holgusiowi pierwszy ząbek się wyrżnął, odczułam to wyraźnie, gdy mały ugryzł mnie w palec. Gdy w końcu dojechałyśmy do uroczego miejsca postojowego o nazwie Tönnebro, na ktorym zawsze  zatrzymujemy się na posilek, to w tym momencie Holguś smacznie spał, więc zrezygnowałyśmy z postoju i pognałyśmy dalej, by go nie budzić. Dzięki temu na promie zameldowalyśmy się godzinę szybciej. Następnego dnia w samo południe dopłynęliśmy do upalnego Gdańska. Rodzina czekała na nabrzeżu, morze pachniało, plaża wzywała. Cudo!
Trzy tygodnie w Polsce dosłownie przechodziłam. Codziennie zasuwałam na wlasnych nogach 14 - 15 km. Raz nawet udalo mi się przejść 16 km. Chodziłam z rodzicami, chodziłam solo, ale częściej z Pauliną i Holgerem. To znaczy Holguś był wożony. Spotkałam się ze znajomymi. Odwiedziłam mojego byłego męża i jego żonę. Zostałam przez nich zaproszona na wyśmienity obiad. Przechadzałam się po Monciaku w Sopocie i dookoła słyszałam głównie szwedzki i norweski. Potop jaki czy co? Pelno Szwedów i w Gdańsku i w Sopocie. Przejechalam się na diabelskim kole ustawionym w Gdańsku, spacerowałam odnowionymi uliczkami dolnego Wrzeszcza, z sentymentem weszłam do cukierni, z ktorej ciastka osładzały moją młodość. Chodziłam w słońcu, chodziłam w deszczu, chłonęłam najpiękniejsze miasto na świecie całą sobą. Zrobilam też kilka wycieczek poza miasto. Pojechałam nad Jezioro Wdzydzkie, do Ostrzyc i do Krynicy Morskiej. No i stwierdzam, że Polska jest piękna. Zresztą stwierdzam to każdego roku. Niedaleko zamieszkania moich rodziców pojawił się bar restauracyjny Kalinka. Nazwa trochę myląca, bo przywodzi na myśl dania rosyjskie. Nic z tego. W Kalince zjada się polskie, domowe obiady po niskich cenach. Gdy upał zwalał z nóg od razu szliśmy do Kalinki na obiad, bo nikt nie miał siły sterczeć w kuchni. Obok Kalinki znajduje się ciastkarnia, w ktorej zaopatrywałam się w kruche ciastka na wagę, by mieć do wieczornej kawy i filmu. O, matko! Jak ja bym teraz je chętnie zjadła. Byłam rownież na spektaklu w naszym gdańskim Teatrze Szekspirowskim na Kiss me Kate. Wyśmienite przedstawienie oparte na Poskromieniu złośnicy. Doskonała muzyka, tańce, piosenki, no i niesamowite kostiumy. Jednego wieczoru poszłam na spektakl z mamą, a następnego poszła Paulina z moim bratem Mariuszem. Kamil - mój bratanek miał wakacyjną pracę w tym teatrze i dzięki niemu znaleźliśmy sie na tym przedstawieniu. Gdy Paulina wybrała się na spektakl, to ja z rodzicami i Holgerem chodziliśmy po Starowce. W czasie antraktu podeszliśmy pod teatr, Paulina wyszła na zewnątrz, siadła na ławce, wzięła malego i nakarmiła. Po nakarmieniu zaczęła się druga część spektaklu. Paulina wróciła na widownię, a my poszliśmy na Mariacką, bo chcialam kupić obraz olejny. Obraz gdańskiego malarza Eugeniusza Ochonko. No i kupiłam. Teraz mam już jego 3 obrazy, czyli tyle, ile mam córek. Odkrylam również inną malarkę Beatę Rzepińską - Semmerling. Kupilam jeden jej obraz i nie zamierzam poprzestać na tym jednym, jedynym obrazie. Za rok kupię może dwa, a może trzy kolejne. Ona maluje ciepłe, magiczne portrety kobiet, kotów i psów. Wszystkie są bajkowe! Jej obraz kupiłam podczas ulewy. Bieglam z nim pod pachą do kolejki, przeskakiwałam przez kałuże, bylam przemoczona. Moja biala bluzka koszulowa w czerwone róże nagle zaczęła zmieniać kolor. Czerwone róże puściły kolor i ściekały po białych częściach materiału. Nawet mój biały biustonosz zmienił kolor na jasno różowy. Bluzka była nowa. Właściwie kupilam ją przed wyjazdem do Polski, bo szalenie podobały mi się te róże na niej. W domu zamoczyłam ją w zimnej wodzie, ktora w okamgnieniu zabarwila się na czerwono. Płukalam bluzkę wiele, wiele razy i nastąpił cud! Czerwone zacieki zniknęły, bluzka jest jak nowa i nie musze się z nią rozstawać.

ja 



u Kalinki





Holguś to się nawet czytać nauczył w Polsce


ja

mój obraz
  7 sierpnia wróciliśmy do Szwecji w troche wiekszym składzie - moi rodzice i moja ciocia z wujkiem - płynęliśmy razem tym samym promem, a mój brat z rodziną wyruszył do nas tego samego dnia, ale z Gdyni do Karlskrony. On do Szwecji dotarł o 8- mej rano, my o 14 - stej. My mieliśmy do przejechania 740 km on 1300. Ale na trasie spotkaliśmy się. On jednak pierwszy dojechal do mojego domu. Wszyscy dojechaliśmy do domu około północy i marzyliśmy o tym, by zanurzyć się w łóżkach, moja cudowna Renee wszystko przygotowała na przyjazd gości i nasz. Łóżka w pokojach były pościelone, ręczniki przydzielone. Normalnie czułam się tak, jakbym przyjechala do jakiegoś pensjonatu, a nie do domu. Następnego dnia wszyscy dochodziliśmy do siebie po podróży. Siedzieliśmy na tarasie, mój brat przygotowywał wędki, by z Jensem i Mikaelem iść na ryby, powłóczyliśmy się po obejściu. Renee przyszła ze swoją malutką, za którą się stęskniłam. Atmosfera była sielankowa, Obiad zjedliśmy na werandzie i nikomu do głowy nawet nie przyszło, że to był ostatni dzień lata. Nazajutrz zrobiła się jesień, ktora trwa do dzisiaj! Dobrze, że rodzina wzięła z sobą kurtki. Przez trzy tygodnie ich pobytu, czyli do końca sierpnia albo wiało, albo padało i czasami tylko musnęło ciepłem. Wszyscy się przeziębliśmy. Atrakcje i wycieczki planowaliśmy sprawdzając prognozy pogody. W końcu ja zaczęłam pracę, więc Paulina przejęła organizowanie wycieczek. Przegoniła wszystkich po leśnych ostępach. Gdy ja siedzialam w pracy, to oni piknikowali nad Zatoką Botnicką. Popłynęli nawet na całodniową wycieczkę na wyspę - Holmön, gdzie rodzice i wujostwo natknęli się na dżunglę borowików. W deszczowe dni dom zamienial się w czytelnię. Dobrze, że mam trochę książek, bo każdy znalazł coś dla siebie i spędzał czas z lekturą. Mariusz ganial na ryby bez względu na pogodę, Kamil siedzial w wirtualnym świecie, a my z Izą i moją bratanicą Paulinką jechalyśmy albo do Ikei, albo do Ikei. Ważnym wydarzeniem był chrzest Holgusia. Holguś zostal ochrzczony w naszym kościele katolickim, ojcem chrzestnym został syn mojego brata - Kamil. Matki chrzestnej Holguś nie ma. Okazuje się, że wystarczy jeden chrzestny dla dziecka byleby byl katolikiem lub prawoslawnym. Protestanci nie mogą zostać chrzestnymi w kościele katolickim. Dzień przed chrzcinami moja mama, ciocia i ja spotkałyśmy się u Pauliny w mieszkaniu. Razem zrobilyśmy pięć tortów chlebowych. Wyszły nam prawdziwe arcydzieła mimo, że na sucho nie robiłyśmy tych tortów. Ja bylam kierowcą, więc robilam na sucho. A sam chrzest był uroczystą i miłą ceremonią. W kościele byliśmy sami, to znaczy tylko rodzina - polska i szwedzka, no i oczywiście Holguś. Cala uwaga księdza była skierowana tylko na Holgera Mikaela Mieszka. Żadnych innych dzieci chcących ochrzcić się nie było. Kościól należał do nas. Holgerowi pewnie podobało się to skupienie na jego osobie, bo caly czas byl uśmiechnięty, w ogóle nie marudził, podobało mu się, gdy ksiądz zmoczył mu główkę wodą, to nawet coś po swojemu wesoło wykrzykiwał. Po ceremonii pojechaliśmy do lokalu osiedlowego, tam gdzie mieszka Paulina, no i raczyliśmy się tortami. I mimo żałosnej pogody byliśmy w wyśmienitych nastrojach. Mariusz po chrzcinach wyskoczył ze swoją rodziną na kilka dni do Norwegii na Lofoty i tam, o wielkie nieba, trafili na wspaniałą, gorącą pogodę! Domyslacie się, że obecne raporty pogodowe z upalnej Polski po prostu dobijają mnie. Dołują mnie i wpędzają w stany depresyjne. Także niech już przestanie być tak tam gorąco, bo wewnętrznie rozpadnę się. A poza tym uważam, że to niesprawiedliwe!


      

środa, 6 lipca 2016

Domowe wakacje

IBelgia odpadła, Islandia też odpadła i teraz nie wiem, ktorej druzynie mam kibicować. Już chyba żadnej. Jestem znudzona - wiecznie tylko Niemcy czy Francja wygrywają. Walia to nie kraj, tylko jakiś region Wielkiej Brytanii, coś jak Śląsk. Śląskowi bym kibicowała, ale Walii? Niech dzisiaj wygra Portugalia. Euro 2016 już się dla mnie skończyło. Finał nie będzie żadną niespodzianką - albo Niemcy, albo Francja. Nie bawi mnie coś co jest przwidywalne.
Urlop mija mi głownie na gotowaniu. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie. Ciągle siedze w kuchni i mieszam w garnkach. Ze zmywarki wyciągam umyte naczynia i od razu wstawiam do niej brudne. Nie mam pojęcia skąd się biorą te brudne sterty naczyń. Ale cieszę sie, że siedze w domu, bo teraz czuję, że go tak naprawdę mam. Gdy pracuję, to dom wlaściwie jest tylko sypialnią, którą trzeba od czasu do czasu ogarnąć. Rano wyjazd do roboty, a wieczorami, po powrocie z pracy, nie mogę się nacieszyć domem z powodu zmęczenia. Zatem teraz mieszkam w swoim domu tak na serio. No i stwierdzam, że prowadzenie domu przypomina zarządzanie małą firmą rodzinną. Planowanie obiadów, zakupy, wydatki, nawet te na przyjemności typu Amaretto czy jakieś wino, pranie, segregowanie śmieci, liczenie jajek (tych od moich kur), dokarmianie kur, spacery, babciowanie, sprzątanie i nagle robi się biala noc i wtedy dopiero zasiadam z książką. Moje dwie rabaty, tak zwane kwiatowe, to moja osobista porażka. Co roku kupuję sadzonki, wywalam kupę kasy, żeby było kolorowo, pachnąco i kwietnie, a gdy wracam z Polski to wszystko tonie w chwastach. Teraz na rabacie rosną poziomki, stara piwonia, ktora rosnie każdego roku sama, a reszta jest nie do odróznienia przeze mnie. Nie wiem, co jest chwastem, a co byliną. Koniec. W tym roku głośno oznajmiłam rodzinie, że nie znam sie, nie wiem jak się co nazywa, wszystko rośnie bez planu. Jest zielono i wystarczy. A te poziomki przynajmniej maja małe, białe kwiatki. U mnie to nawet zwykla marchewka ma problemy z rozwojem. Pogoda jest do chrzanu. Dzisiaj było szaro, buro, wiało i wyglądało na to, że lunie deszcz. Temperatura zwalała z nóg - całe 15 stopni! I to ma być LIPIEC?!!
Na szczęście w szwedzkiej tv nadaja teraz kolejną, najświeższą serię Morderstw w Midsomer. Żyję nieco w zwolnionym tempie. Wstaję bez budzika, włóczę się w szlafroku po domu z kawą lub siadam na tarasie, czytam prasę, no a potem zaczynam zarządzanie firmą. Kilka dni temu pojechalam z Renee, Pauliną i ich niemowalakami do Ikei. Pojechałyśmy z powodu ulewy. Zjadłyśmy obiad, weszłyśmy do działu dziecięcego, zrobiłysmy małe zakupy i wróciłyśmy zadowolone do domu. Ja, szefowa wyjechalam, więc w domu nie bylo obiadu. Zresztą Jens, Mikael też zostali bez obiadu. Paulina zadzwonila do swojego męża, by wybral sobie jakąs pizzę. Po chwili oddzwonili i dostalysmy zamowienie na trzy pizze. Chcę zaznaczyć, że pizza została zamowiona z najlepszej pizzeri w mieście. Najlepszej, bo prowadzonej przez prawdziwego Włocha. Gdy Paulina zadzwoniła z zamowieniem, dowiedziala się, że pizza będzie gotowa za godzinę. Zrobilysmy wtedy zakupy w markecie spożywczym. Okolo godziny 18 - stej zadzwonil Ronny i pytal, kiedy pizza wraz ze mną wroci do domu. A ja mu na to, że wlasnie po nią jedziemy. W męża jakby diabel wstąpił, bo ryknął - Dopiero teraz jedziecie?!!! - To możesz kurom dac tę pizzę, bo jestem tak głodny, że teraz zjem byle co! Jakies kanapki! Do domu wrocilyśmy około 19 - stej. My zadowolone, a faceci z nosami na kwintę, bo umierali z głodu. Na pizzę rzucili się bez sztućców. A my patrzylyśmy jak je wchłaniają.
A teraz Portugalia strzeliła drugą bramkę Walii. Teraz musze zrobic z Renee interes - ja ugotuję jutro obiad, a ona niech posprząta. Jak ja nienawidzę sprzątania. Wolę gotować!
To nie kto inny, tylko nasz Holger! Włosy mu trochę urosły :)