poniedziałek, 12 września 2016

Wakacyjne reminscencje

Co prawda mój urlop łącznie z latem przeszły już do historii, to jednak chcę napisac kilka słów o wakacjach dla moich potomnych, czyli dla Holgusia i Thei.
Wakacje spędziłam bardzo intensywnie. W połowie lipca - Paulina, Holger i ja pojechaliśmy do Gdańska. Holger dzielnie spisał się w podróży, ktora miała dwa etapy. Pierwszy to pokonanie ponad 700 - set kilometrów do promu, a drugi - 18 - godzinny rejs do Polski. Do promu prowadzilyśmy na zmianę, zatrzymywalysmy się tylko na krótkie postoje, a podczas jazdy odkrylyśmy, że Holgusiowi pierwszy ząbek się wyrżnął, odczułam to wyraźnie, gdy mały ugryzł mnie w palec. Gdy w końcu dojechałyśmy do uroczego miejsca postojowego o nazwie Tönnebro, na ktorym zawsze  zatrzymujemy się na posilek, to w tym momencie Holguś smacznie spał, więc zrezygnowałyśmy z postoju i pognałyśmy dalej, by go nie budzić. Dzięki temu na promie zameldowalyśmy się godzinę szybciej. Następnego dnia w samo południe dopłynęliśmy do upalnego Gdańska. Rodzina czekała na nabrzeżu, morze pachniało, plaża wzywała. Cudo!
Trzy tygodnie w Polsce dosłownie przechodziłam. Codziennie zasuwałam na wlasnych nogach 14 - 15 km. Raz nawet udalo mi się przejść 16 km. Chodziłam z rodzicami, chodziłam solo, ale częściej z Pauliną i Holgerem. To znaczy Holguś był wożony. Spotkałam się ze znajomymi. Odwiedziłam mojego byłego męża i jego żonę. Zostałam przez nich zaproszona na wyśmienity obiad. Przechadzałam się po Monciaku w Sopocie i dookoła słyszałam głównie szwedzki i norweski. Potop jaki czy co? Pelno Szwedów i w Gdańsku i w Sopocie. Przejechalam się na diabelskim kole ustawionym w Gdańsku, spacerowałam odnowionymi uliczkami dolnego Wrzeszcza, z sentymentem weszłam do cukierni, z ktorej ciastka osładzały moją młodość. Chodziłam w słońcu, chodziłam w deszczu, chłonęłam najpiękniejsze miasto na świecie całą sobą. Zrobilam też kilka wycieczek poza miasto. Pojechałam nad Jezioro Wdzydzkie, do Ostrzyc i do Krynicy Morskiej. No i stwierdzam, że Polska jest piękna. Zresztą stwierdzam to każdego roku. Niedaleko zamieszkania moich rodziców pojawił się bar restauracyjny Kalinka. Nazwa trochę myląca, bo przywodzi na myśl dania rosyjskie. Nic z tego. W Kalince zjada się polskie, domowe obiady po niskich cenach. Gdy upał zwalał z nóg od razu szliśmy do Kalinki na obiad, bo nikt nie miał siły sterczeć w kuchni. Obok Kalinki znajduje się ciastkarnia, w ktorej zaopatrywałam się w kruche ciastka na wagę, by mieć do wieczornej kawy i filmu. O, matko! Jak ja bym teraz je chętnie zjadła. Byłam rownież na spektaklu w naszym gdańskim Teatrze Szekspirowskim na Kiss me Kate. Wyśmienite przedstawienie oparte na Poskromieniu złośnicy. Doskonała muzyka, tańce, piosenki, no i niesamowite kostiumy. Jednego wieczoru poszłam na spektakl z mamą, a następnego poszła Paulina z moim bratem Mariuszem. Kamil - mój bratanek miał wakacyjną pracę w tym teatrze i dzięki niemu znaleźliśmy sie na tym przedstawieniu. Gdy Paulina wybrała się na spektakl, to ja z rodzicami i Holgerem chodziliśmy po Starowce. W czasie antraktu podeszliśmy pod teatr, Paulina wyszła na zewnątrz, siadła na ławce, wzięła malego i nakarmiła. Po nakarmieniu zaczęła się druga część spektaklu. Paulina wróciła na widownię, a my poszliśmy na Mariacką, bo chcialam kupić obraz olejny. Obraz gdańskiego malarza Eugeniusza Ochonko. No i kupiłam. Teraz mam już jego 3 obrazy, czyli tyle, ile mam córek. Odkrylam również inną malarkę Beatę Rzepińską - Semmerling. Kupilam jeden jej obraz i nie zamierzam poprzestać na tym jednym, jedynym obrazie. Za rok kupię może dwa, a może trzy kolejne. Ona maluje ciepłe, magiczne portrety kobiet, kotów i psów. Wszystkie są bajkowe! Jej obraz kupiłam podczas ulewy. Bieglam z nim pod pachą do kolejki, przeskakiwałam przez kałuże, bylam przemoczona. Moja biala bluzka koszulowa w czerwone róże nagle zaczęła zmieniać kolor. Czerwone róże puściły kolor i ściekały po białych częściach materiału. Nawet mój biały biustonosz zmienił kolor na jasno różowy. Bluzka była nowa. Właściwie kupilam ją przed wyjazdem do Polski, bo szalenie podobały mi się te róże na niej. W domu zamoczyłam ją w zimnej wodzie, ktora w okamgnieniu zabarwila się na czerwono. Płukalam bluzkę wiele, wiele razy i nastąpił cud! Czerwone zacieki zniknęły, bluzka jest jak nowa i nie musze się z nią rozstawać.

ja 



u Kalinki





Holguś to się nawet czytać nauczył w Polsce


ja

mój obraz
  7 sierpnia wróciliśmy do Szwecji w troche wiekszym składzie - moi rodzice i moja ciocia z wujkiem - płynęliśmy razem tym samym promem, a mój brat z rodziną wyruszył do nas tego samego dnia, ale z Gdyni do Karlskrony. On do Szwecji dotarł o 8- mej rano, my o 14 - stej. My mieliśmy do przejechania 740 km on 1300. Ale na trasie spotkaliśmy się. On jednak pierwszy dojechal do mojego domu. Wszyscy dojechaliśmy do domu około północy i marzyliśmy o tym, by zanurzyć się w łóżkach, moja cudowna Renee wszystko przygotowała na przyjazd gości i nasz. Łóżka w pokojach były pościelone, ręczniki przydzielone. Normalnie czułam się tak, jakbym przyjechala do jakiegoś pensjonatu, a nie do domu. Następnego dnia wszyscy dochodziliśmy do siebie po podróży. Siedzieliśmy na tarasie, mój brat przygotowywał wędki, by z Jensem i Mikaelem iść na ryby, powłóczyliśmy się po obejściu. Renee przyszła ze swoją malutką, za którą się stęskniłam. Atmosfera była sielankowa, Obiad zjedliśmy na werandzie i nikomu do głowy nawet nie przyszło, że to był ostatni dzień lata. Nazajutrz zrobiła się jesień, ktora trwa do dzisiaj! Dobrze, że rodzina wzięła z sobą kurtki. Przez trzy tygodnie ich pobytu, czyli do końca sierpnia albo wiało, albo padało i czasami tylko musnęło ciepłem. Wszyscy się przeziębliśmy. Atrakcje i wycieczki planowaliśmy sprawdzając prognozy pogody. W końcu ja zaczęłam pracę, więc Paulina przejęła organizowanie wycieczek. Przegoniła wszystkich po leśnych ostępach. Gdy ja siedzialam w pracy, to oni piknikowali nad Zatoką Botnicką. Popłynęli nawet na całodniową wycieczkę na wyspę - Holmön, gdzie rodzice i wujostwo natknęli się na dżunglę borowików. W deszczowe dni dom zamienial się w czytelnię. Dobrze, że mam trochę książek, bo każdy znalazł coś dla siebie i spędzał czas z lekturą. Mariusz ganial na ryby bez względu na pogodę, Kamil siedzial w wirtualnym świecie, a my z Izą i moją bratanicą Paulinką jechalyśmy albo do Ikei, albo do Ikei. Ważnym wydarzeniem był chrzest Holgusia. Holguś zostal ochrzczony w naszym kościele katolickim, ojcem chrzestnym został syn mojego brata - Kamil. Matki chrzestnej Holguś nie ma. Okazuje się, że wystarczy jeden chrzestny dla dziecka byleby byl katolikiem lub prawoslawnym. Protestanci nie mogą zostać chrzestnymi w kościele katolickim. Dzień przed chrzcinami moja mama, ciocia i ja spotkałyśmy się u Pauliny w mieszkaniu. Razem zrobilyśmy pięć tortów chlebowych. Wyszły nam prawdziwe arcydzieła mimo, że na sucho nie robiłyśmy tych tortów. Ja bylam kierowcą, więc robilam na sucho. A sam chrzest był uroczystą i miłą ceremonią. W kościele byliśmy sami, to znaczy tylko rodzina - polska i szwedzka, no i oczywiście Holguś. Cala uwaga księdza była skierowana tylko na Holgera Mikaela Mieszka. Żadnych innych dzieci chcących ochrzcić się nie było. Kościól należał do nas. Holgerowi pewnie podobało się to skupienie na jego osobie, bo caly czas byl uśmiechnięty, w ogóle nie marudził, podobało mu się, gdy ksiądz zmoczył mu główkę wodą, to nawet coś po swojemu wesoło wykrzykiwał. Po ceremonii pojechaliśmy do lokalu osiedlowego, tam gdzie mieszka Paulina, no i raczyliśmy się tortami. I mimo żałosnej pogody byliśmy w wyśmienitych nastrojach. Mariusz po chrzcinach wyskoczył ze swoją rodziną na kilka dni do Norwegii na Lofoty i tam, o wielkie nieba, trafili na wspaniałą, gorącą pogodę! Domyslacie się, że obecne raporty pogodowe z upalnej Polski po prostu dobijają mnie. Dołują mnie i wpędzają w stany depresyjne. Także niech już przestanie być tak tam gorąco, bo wewnętrznie rozpadnę się. A poza tym uważam, że to niesprawiedliwe!


      

10 komentarzy:

  1. No wreszcie. Aż sie bałam pytać co u Ciebie.
    Dobrze, ze jesteś :).
    Nie powiem skąd i z jakiej pogody, coby Cie nie denerwować, ale pozdrawiam serdecznie.
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Kingo, u mnie wszystko ok. Po codziennych wielokilometrowych przechadzkach i dotlenieniu się nie mialam siły nawet na to, by otworzyć komputer. Po powrocie miałam dom pełen gości. Czas zlecial w szalonym tempie i tu nagle zrobiła się połowa września. A Ty Kingo pewnie siedzisz w Italii i łapiesz garściami witaminę D. Ściskam i przesylam caluski :))))

      Usuń
    2. Nie, tymczasem z Krakowa, gdzie wciąż trwa lato :). W Italii już byłam, teraz liczę dni do wyjazdu do Barcelony :). Ciepło pozdrawiam ze znów zapowiadającego upał Krakowa,
      K.

      Usuń
    3. Widzialam, widzialam Twoje zdjęcia z Włoch, ale bym się jakoś nie zdziwiła, że znowu tam bawisz. No, a Barcelona, och, też bym ją chętnie jeszcze raz przeżyla. Czekam na zdjęcia z Barcelony :)

      Usuń
  2. Joanno - nareszcie! Codziennie od połowy sierpnia czekałam na wpis zastanawiając się gdzie tak długo jesteś na urlopie. A to Gdańsk!! Otóż ja tez zostałam babcią malucha - Kacperka, o czym donoszę bardzo szczęśliwa i dumna.W sprawie pogody to rzeczywiście nadal jest tutaj bardzo ciepło ale lipiec nas nie rozpieszczał. Szukaliśmy ciepła na południowym wschodzie tzn. we Lwowie. Warto tam pojechać i zobaczyć jak powoli i leniwie płynie w tym miejscu życie a zarazem smacznie, zdrowo i swojsko. Pozdrawiam serdecznie Dana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Dano! No jestem, już jestem.Przede wszystkim gratuluję Ci wnuczka Kacperka! Domyślam się, że jesteś przeszczęśliwa, oceniam wedle siebie :) ja bardzo dobrze czuję się w roli babci, a moje wnuki czy raczej wnusięta są ukochane. Nie pisałam, przepraszam, ale mimo urlopu byłam wlaściwie bardzo zajęta. Te długie spacery, spotkania towarzyskie, a to wypad do muzeum, a to do teatru, wyjazdy za miasto pochłonęły cały czas.Urlop spędzilam w ciągłym ruchu. Moi rodzice też bardzo sobie chwalą Lwów. Mowię Ci jest tyle miejsc, ktore chciałabym odwiedzić. Ale do Lwowa chyba trzeba bęzie się jednak wybrać chociażby dla tego powolnego upływu czasu. Pozdrawiam serdecznie i przesylam uściski :)

      Usuń
  3. Hej Joanno
    Nareszcie!!! Nie odzywałaś się, bałam się, że może coś nieprzyjemnego Cię dopadło. A to tylko pogoda nie popisała się. Jak znajdę czas, to napiszę @. Pięknie wyglądasz i Paulinka super i Holguś niesamowity Słodziak. Mijamy się w tym Gdańsku. 14 października mam zamiar odwiedzić Kalinkę ;)
    Buziaki
    Lola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Lola :) dopadł mnie brak mocy. Po intensywnie spędzanych dniach normalnie nie mialam siły nawet włączyć komputera. Poza tym moje wakacje spędzane w Gdańsku były podobne do poprzednich - te same zabytki, ta sama plaża, ten sam Sopot. Miło, przyjemnie, smacznie, ciekawie, gorąco, deszczowo. Uwielbiam takie klimaty, ale nic właściwe spektakularnego się nie wydarzyło. Dziękuję za komplementy. Holguś jest świetny i bardzo, bardzo kochany. No i szkoda, że się minęłyśmy. Bardzo chcialabym spotkać się z Tobą :) Kalinkę polecam. Znajduje się obok Lidla niedaleko kolejki SKM, ma bardzo przyjemne wnętrze i naprawdę smaczne jedzonko, zwlaszcza, że gotowane na miejscu i tego samego dnia. Wiem, bo przeporwadziłam wywiad środowiskowy. Wypytalam obslugę o detale. Chcialabym mieć taki bar tu w Szwecji. Napisz kilka słów, jak maluszek Ci rośnie? Co slychać na Mazurach? A do Kalinki chętnie bym wpadła. ściskam i przesyłam całuski

      Usuń
  4. Widzę, ze wakacje podobne do moich-z wnukami. Milo patrzec jak rosną. I spotkania z rodziną mojego eks szczegolnie tesciami, bardzo udana.Gdyby eks nie byl śp, wrocilabym od razu. Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I muszę Ci wyznać, że chwalę sobie takie wakacje - z wnukami :) Nie mogę się doczekać, kiedy będą już w takim wieku, by móc im czytać i dyskutować z nimi o przeczytanych opowieściach. Pozdrawiam :)

      Usuń