wtorek, 29 stycznia 2013

Moda obyczajowa

A dzisiaj to wpadła tu do nas na chwilę wiosna. Było plus dwa stopnie i mżył deszczyk. Oddychało się zupełnie innym powietrzem. Jak ulga! Ile ta "wiosna" potrwa, tego nie wiem. Pługi odgarniały błoto na drogach, a solarki sypały solą. Wiadomo jak ślisko może być w nocy, gdy mróz się ocknie. Przyjemnie jednak dzisiaj było - taka mała przerwa na zaczerpnięcie oddechu. I nie szkodzi, że słońce nawet na chwilę nie wyjrzało. Week - end minął blyskawicznie. Odwiedziła mnie moja Paulina, ktora nawet u mnie przenocowała z soboty na niedzielę. Było wino, sernik i rozmowy. To od niej dowiaduję się, co jest trendy w mieście, o czym się mówi i co się aktualnie dzieje w środowisku pieknych dwudziestoletnich i mlodych trzydziestoletnich. Umeå jest miastem, w ktorym powstaja ekstremalne warianty różnych trendow. Kiedyś powstal tu ruch wegański. Do tego stopnia radykalny, że MacDonald miał problemy z otwarciem swoich hamburgerowni, a to szyby ktoś im zamalowywał lub zwyczajnie je wybijal, a to podpalano różnego rodzaju budki sprzedające hot - dogi czy nawet demolowano samochody ciężarowe z przyczepami, które wiozły mięso do produkcji kiełbas. Ruch wegański był tu silny i bardzo zdeterminowany w swoich działaniach. Dzisiaj już chyba malo kto o nich pamięta. Większość z tych rewolucyjnych weganow została pewnie wylapana przez policję lub zmienila styl życia na takie zwykle typu Svensson - willa, samochód, labrador. Dzisiaj w modzie jest gender - zrównanie płci. Własciwie to juz nie jest trend to jest nowa religia. Nie ma żadnych męskich czy kobiecych zachowań, bo według gender są to zachowania wpajane nam od kolebki czyli nabyte, a nie wrodzone. Gender to płeć kulturowa. Ciekawe w tym genderowskim światopoglądzie jest to, że to głównie młode kobiety analizują i krytycznie oceniają zachowania mężczyzn. Chociaż te starsze czterdziestki, czy pięćdziesiątki nie chca pozostawac w tyle i też mają genderowe poglądy. Mimo jednak nowoczesnych poglądów pędzą do domu po pracy, by przygotować obiad dla męża.  Paulina ma genderową koleżankę, ktorej uwadze nie umknie nic. Ostatnio w czworke grali w jakąs grę na x-box i kolezanka zauważyla, że gdy stery przejmowala Paulina, to chłopaki pomagali jej mowiąc co ma robić, gdzie naciskać, czego unikać. Gdy jej kumpel grał, to już nikt mu nie mówił jak ma działać. No i oczywiście ta koleżanka w trakcie ich grania informowała towarzystwo o swoich obserwacjach. Według niej koledzy nie powinni instruować kobiet. Najbardziej jednak zaskoczyła pozostałych, gdy oznajmiła, że była na gender - party. To znaczy na jakim? Czy dziewczyny ubraly sie po męsku, a chlopacy po żeńsku? Czy dziewczyny udawaly, że są chlopakami, a chlopacy - dziewczynami. Chociaż wlaściwie według gender swoją kulturową pleć stwarza się samemu - mozna wybrać z szerokiego wachlarza: homo -,
bi -, hetero -, transseksualną, a jak ktos lubi to może zostać sadystą lub masochistą czy poligamistą. Paulina zapytała ją na czym polegało to gender - party. (Bo chyba to nie było kulturową orgią seksualną). Czy chłopy ubrali na siebie fartuszki kuchenne i robili kanapeczki, a dziewczyny mieszały drinki, otwierały piwo i podawały im? Chociaż z genderowego kąta widzenia, to znowu kobiety serwowałby mężczyznom. Dostała tak pokręconą odpowiedź, której nikt chyba nie zrozumiał, bo nawet Mikael następnego dnia zapytał Paulinę, o co chodziło tej koleżance. A koleżanka może tak godzinami analizować każdy męski krok, męskie reakcje, męskie zachowania i robi to na swoich własnych kolegach. Ciekawe, co to będzie, gdy któryś z nich już nie wytrzyma tego czepiania sie i wytykania mu, ze jest "typowym mężczyzną". Nie muszę chyba pisać, że koleżanka Pauliny jest singelką. Ciekawa jestem dlaczego? Może szuka takiego, ktory mógłby urodzić jej dziecko - hen? Później przyjmie na siebie rolę matki, a może ojca, ktoż to wie i będzie tak jak w tym dowcipie: Mamusia wychodzi na spacer z niemowlęciem. Napotkana pani zagląda do wózeczka, uśmiecha się i mówi: jaki śliczny bobas! Chłopczyk czy dziewczynka? Mamusia odpowiada: Nie wiem, jak dorośnie, to samo zdecyduje. Właściwie ONZ powinno wykroić terytorium na ziemi niczyjej lub udostepnić jakąs wyspę i utworzyć wolne państwo genderowe. Gender - island. Wszyscy poszukiwacze swoich płci powinni ją zamieszkać i pokazać nam pozostałym jacy są szczęśliwi. Bo gender to obiecuje. Zupelnie podobnie jak to robil komunizm. Tez obiecywal równość i szczęście. No i tak wszystkich uszczęśliwił, ze dzisiaj w Polsce jest zabronione nawet używanie symboli komunistycznych. A jaki jest moj stosunek do gender? Jest umiarkowany i nie jest skomplikowany, bo ja akurat nie mam problemow z moją tożsamością i wiem kim jestem. Zasypiam jako kobieta, rano budze się jako kobieta i w ciągu dnia funkcjonuję jako kobieta. Jeszcze nigdy nie zastanawialam się czy jestem w jakiejś części mężczyzną albo czy nim chciałabym być. Nawet coś takiego nie przyśniło mi się w snach, że jestem na przyklad androgynem czy jakims wąsatym chłopem.  Obecni w moim życiu mężczyźni rownież nie maja żadnych tożsamościowych dylematów i nie muszą latać po różnych gender - party w poszukiwaniu swojgo ego. Pewnie dlatego, że oni o gender nie mieli/ nie mają zielonego pojęcia i nie ulegli jego wpływom, i w ten sposob ominęło ich stwarzanie siebie samych. Tacy nienowocześni! Gender, o którego istnieniu ja dowiedziałam się, gdy studiowalam tu w Szwecji i literaturoznawsto i etnologię zainteresował mnie swoją nowością. Poczytałam sobie o jego założeniach, wysłuchałam kilku wykładów, dowiedzialam się, czym to się je i stwierdziłam, że jeżeli ktoś chce namieszać w głowach ludziom, to może do tego spokojnie użyć gender. Kierunek ten na uniwersytecie znajduje wielu chętnych. Nie bardzo wiem w jakim zawodzie można pracować po takich studiach, ale rząd norweski przestał finasować te studia motywując to stwierdzeniem, że gender nie jest żadną dziedziną naukową, tylko zwykłą ideologią. Ciekawa jestem, kiedy w Szwecji rząd stwierdzi to samo. Gender "śmieszy, tumani, przestrasza" i dobrze. Przynajmniej jest o czym gadać, ale lepiej by było, żeby nie tumanił dzieci.         

sobota, 26 stycznia 2013

Ostatnia deska ratunku

Nie ukrywam, że w tym za przeproszeniem cholernym klimacie już tylko Radio Złote Przeboje trzyma mnie przy życiu. Ten mróz jest juz tak irytujący jak muchy w lecie. Nie podoba mi się rzeczywistośc, więc juz na wszelkie sposoby usiłuję wymyśleć sobie inną. Trudno jednak wymyśleć sobie, że jest upał. Chyba wręcz niemozliwe, skoro okutana jak wańka - wstańka wychodzę na zewnątrz i telepię zębami z zimna. To jest chyba już jakaś psychosomatyczna przypadłość, bo jak już wyżej wspomniałam, jestem ciepło ubrana. Ronny, mądrala, zawsze i w kółko powtarza, że "nie ma złej pogody, tylko są złe ubrania", to właśnie ten jego komentarz sprowokował u mnie chęć zakupu   spódnicy narciarskiej - cienkiej, a jednak ocieplanej i w dodatku lekkiej jak pióro. Wyrób i patent szwedzki, żadne tam made in China. Cena za nią tez szwedzka, a nie chińska. 1000 koron czyli 480 polskich zlotych! Pokazałam Ronnemu nabytek i oznajmiłam, że teraz mam właściwy ciuch, adekwatny do pogody. Ze złośliwą satysfakcją  pokazałam mu również cenę. Od razu humor go opuścił i stwierdził, że to jest nienormalne, żeby spódnica tyle kosztowała. Ja z kolei odpowiedziałam mu, że:
1. była w tym sklepie sportowym jeszcze inna spódnica, chociaż podobna w fasonie  - droższa (1500 kr)
2. niech się zastanowi, bo może emigracja do jakichś cieplych krajów będzie tańsza niż zaopatrywanie się w ciuchy zimowe w sklepach sportowych. To też jest w końcu jakies wyjście z tego klimatu. A tak na marginesie, to chłopak Renée Jens nosi na sobie kurtkę pierzynę za... 7000 koron, za to pod kurtką ma tylko t-shirt z krótkimi rękawkami!
Z radia lecą tylko przeboje z moich szalonych takich 20 plus lat. Oj tańczylo sie, tańczyło! Teraz też mam ochotę, by pójść do jakiegoś klubu na disco. Tylko, że towarzystwo w moim wieku jakoś nie ma ochoty. Po całym tygodniu pracy wszyscy reanimują sie, a w najlepszym razie wloką się do opery. Dobrze chociaż, że w Umeå jest ta opera. Właśnie teraz leci ABBA i moja córka pyta, co to za grupa śpiewa! O! zgrozo. Taka ta młodzież za przeproszeniem ciemna jest dzisiaj. A jest to jeden z moich naj-, naj-, naj- najukochańszych przebojów Lay all your love on me! Znam ją na pamięć, a ona pyta, kto to śpiewa! Jest to piosenka z płyty Super Trouper
 No i proszę, mieszkam, zyję, bytuję w samym środku paradoksu! Zaraz wyjasnie, co mam na mysli. Na mysli mam ten ultraliberalny kraj Szwecję. Każdy znajdzie tu coś dla siebie i swojej normalnej lub powykręcanej psychiki poza ciepłem! Wszystko jest dozwolone, problem w tym , ze nic mi się nie chce - ani tego co dozwolone, ani tego co niedozowlone, np. jazdy samochodem pod prąd. Tu nawet mozna swoje dzieko do bezpłciowego przedszkola wysłać, jesli ma się na to ochotę. Tak, tak w Sztokholmie znajduje się przedszkole, do którego nie chodza dzieci płci męskiej czy żeńskiej tylko nijakiej. Gramatyka szwedzka nie przewidziała takiego obrotu sprawy, gdyż zaimek "ono" nie istnieje. Jest on - han, ona - hon, a "ono" nie ma. Zatem wymyślono - HEN. U takich genderowych rodziców nie rodzi się corka - hon, czy syn - han, tylko hen. W przedszkolu tym używają tego wymyślonego, na rzecz prania mózgów i jakiejś chorej indoktrynacji, ubranej w ładną ideologię zatarcia różnic płciowych, zaimka hen z pełną konsekwencją. Państwo to chroni prawa dziecka jednoczesnie łamiąc je, gdy zezwala na takie eksperymenmty na żywym organizmie. Bo chyba każde dziecko ma prawo do swojej tożsamości płciowej? Ja bym tych hen - oszołomów pogoniła do jakiejś ciężkiej pracy fizycznej, żeby ze zmęczenia nie mogli wymyślać takich idiotyzmów. No, więc w tym kraju wszystko wolno, a przez ten mroz niczego się nie chce i to jest ten paradoks. W końcu siedzi człowiek w tym domu, słucha radia i popija procenty, to znaczy rozgrzewa się od wewnątrz, bo na nic innego nie ma ochoty. Gdyby nie było tak zimno, to wyszłabym do lasu i zaczęła wyć jak wilk, a tak to idę do łóżka. Pa!
A to na dobranoc
The winner takes it all!
         One of us

The day before you came

czwartek, 24 stycznia 2013

Bigosu ciąg dalszy...


"Bigosu smak przedziwny, kolor i woń cudną ;w słowach wydać trudno", a jednak spróbuję.
Ugotowany przeze mnie bigos z Calvadosem okazał się paskudztwem jakich mało. Śmierdzial octem, a kwasota wykrzywiała nam gęby na wszystkie mozliwe strony. Ronny czul niewiele, bo on prawie każde jedzenie zalewa keczupem. Już legendarna stala się pierwsza w jego życiu konsumpcja polskiego rosołu autorstwa mojej mamy. Łyżką najpierw wychłeptał bulion zostawiając spagetti. Następnie zapytal moją mamę, czy ma keczup. Wszyscy ze zdziwieniem popatrzyliśmy na siebie, ale keczup zostal mu podany. Gość w dom, Bóg w dom. W milczeniu obserwowaliśmy, co on takiego zrobi. A on polał keczupem spagetti i nawijając jakoś na łyżkę zaczął je jeść. Gdy zakończył, podziękował i powiedział, że smaczna była ta woda do spaghetti. Polska zupą stoi, więc my zastanawialismy się, co też takiego jedzą na obiad ludzie Zachodu. Jakby nie było bardziej cywilizowani te dwadzieścia kilka lat temu. Dzisiaj najbardziej obawiałam się, czy ten bigos na Calvadosie i marmoladzie nie spowoduje jakiejś rewolucji żołądkowej, szczególnie martwilam się o Ronnego, bo przecież zaraz po spozyciu udawał się do swojej pracy. Potem nagle przestraszyłam się, że może zatrzyma go policja i będzie musial dmuchać i okaże się, że ma jakieś promile, bo podczas gotowania wytworzyl się ocet, to może cała ta kapusta zrobila się alkoholowa. Gotowanie to chemia, i różne procesy przebiegają. Trochę boję sie zadzwonić do niego, by spytać jak mu się pracuje. A mój mężuś zrobil się jakiś ostatnio przesympatyczny. Wczoraj rano, po powrocie z pracy przyniósł mi do łóżka na tacy kawę i semlę.
semla na śniadanie


Dzisiaj rano zaskoczył mnie śniadaniem w postaci kanapek i kawy. Półmisek potraktował jako tacę. Szkoda jedynie, że akurat dzisiaj rano nie spieszyłam się, bo pracę zaczynałam znacznie później, bo o 10.30, a to dlatego, że poranna konferencja została przeniesiona na godziny wieczorne. Zjadłam i znowu zasnęłam. Po pracy wpadłam do domu i podałam ten nieszczęsny bigos. Ja nie mogłam go przełknąć, a Ronny jakoś jadł i specjalnie nie narzekał. Po obiedzie wrzuciłam caly bigos do durszlaka i wypłukalam go pod bieżącą wodą w ramach reanimcji. Uczyniłam ten desperacki krok, bo myślalam o delikatesowym, drogim, z najwyższej półki boczku wędzonym, którego pół kilo utopilam w tej kapuście. Te mycie bigosu zlikwidował jego smak. I to dosłownie, bo już niczym nie smakuje, ale octowy aromat pozostał. A jaka jest puenta tego opowiadania? Proszę nie myć bigosu! Jedno powiem na zakończenie - udało mi się stworzyć antymickiewiczowski bigos (patrz: Pan Tadeusz, ks.IV) 

środa, 23 stycznia 2013

Ale bigos!

Od kilku dni nie pisałam, ba nawet nie zaglądałam tu na swój blog, bo ja jestem krótko mówiąc kobietą pracującą. I czytającą. Rodzice przysłali mi kolejne książki o Agacie Raisin i ugrzęzłam. Każdą wolną minutkę wykorzystywalam na to, by dorwać się do książki. Po całym dniu pracy, zrobieniu zakupów i obiadów, czytalam i jednym okiem patrzylam w TV, by wiedzieć, co takiego dzieje się na świecie. Zupelnie nie wiem, po co? Ani wczoraj, ani dzisiaj nie oglądalam i nie słuchałam żadnych wiadomości i nagle wieczorem włączyłam telewizor i uslyszalam coś o wielkich premiach dla posłow (?), a teraz, gdy siedzę tu w kuchni i piszę, to doszła do mnie kolejna informacja, że kardynal Józef Glemp nie żyje. To on przeprowadzil Polskę/Polaków przez stan wojenny. Ja wtedy chodzilam do ogólniaka, ktory zresztą znajduje się nieopodal zarówno stoczni gdańskiej i kościoła św. Brygidy i nazwisko Glempa towarzyszyło mi przez całą moją młodość. Po prostu był on ciągle obecny w życiu zrewolucjonizowanych nastolatków tamtych czasów.
Co do premii dla posłów, to już niech sami zastanowią się, czy na nie zasłużyli, jeśli uważają, że tak i będą mogli spać spokojnie po nocach, to niech im wyjdzie to na zdrowie. Ale nie wiem dlaczego wszystkich szokuje wysokość premii. Władza od zarania dziejów ludzkości była synonimem wielkich pieniędzy. Nie jest to nic nowego. Jedynie może Piast Kołodziej był takim, który chodził w łapciach z łyka i lnianej koszuli. Co prawda dzisiaj len jest w cenie, ale nie był żadnym luksusem za Piastów. Do domu wrociłam po 18 - stej. Weszlam do pustego domu. Jedynie kocica i psina czekały na mnie. Z Tildą, już rytualnie, musiałam wytarmosić się w moim łóżku na powitanie, bo psina nie da mi po prostu spokoju. Trzeba ją zawsze pogligotać i to koniecznie w łóżku. No i zasnęłam. Wstalam o godzinie 19.30 i od razu przystąpilam do robienia bigosu. Nie wiem, co się dzieje, ale ciągle mi się chce jeść tę kapuchę. To już trzeci bigos w przeciągu dwu tygodni. Dzisiaj uszlachetnłam go marmolada z gruszek z dodatkiem...calvadosu. Ten calvados odkryłam później podczas degustacji, gdy wyczulam w smaku jakiś obcy element. Chwyciłam za słoik i przeczytałam na etykietce, że oprócz gruszek i cukru w sklad wchodzi ten trunek. Zalamalam się, bo tyle serca wlożylam w ten bigos, a tu coś smakowo nie gra. Jest to taki bigos a la Remarque. Bohaterowie chyba wszystkich jego powieści piją zawsze ten calvados. Ale nigdzie nie wyczytałam, że piją go do bigosu! Zobaczymy, co Ronny powie na temat trochę innego smaku. Oczywiście ja mu nic nie powiem o  tych moich innowacyjnych zabiegach. Dlaczego moje pomysły, na ktore ot tak wpadam, prawie nigdy nie dają pożądanych rezultatów, a wręcz kończą się porażką?
Mój genialny prawie - zięć Mikael nareperował mój nawiew już na drugi dzień po zepsuciu się. Mogę znowu wybierać temeratury jakie tylko mi się podobają 0d 16 stopni do 26 stopni wzwyż. To by było na tyle.      

niedziela, 20 stycznia 2013

Odrobina karnawału i wentylacja

Podobno zima obezwładniła Europę. A u mnie w ciągu dnia było tylko minus 5 stopni, słońce ożywiło trochę martwy, szaro - biały zazwyczaj krajobraz, ludzie szaleli na skuterach, a ja totalnie niewyspana pojechałam do miasta do kościoła. Przede mną w ławce siedział nastolatek taki z młodszych nastoletnich. Miał na sobie sweterek w kolorze dzikiego różu, tzw. bengalski róż i  czerwone spodnie, które mu się obsunęły do połowy siedzenia przy klękaniu i ujawniły gacie w czerwone kwiaty. Puenta jest taka - jesli chcesz być zauważonym, to ubierz się w mocne kolory.  Zmęczona byłam nocnym karnawołaniem w mojej kuchni. Po 23- ciej wyłączyłam telewizor, a włączyłam polskie Radio Złote Przeboje. Dałam takiego czadu, że Ronny przeniósł wzrok ze swojego telewizora na mnie. Tańczyłam wszystko - jazz, pop, disco, zumbę. Złote Przeboje okazały się naprawdę złote. Prawie cale lata osiemdziesiąte. Czas dyskotek - Kim Wilde, Alan Parsons Projek ze swoim cudo - przebojem Don't answer me, Sabrina, Ostrowska, Bajm, itp. no nie mogłam po prostu oderwać się od tego radia. Powoli zaczęłam ściągać z siebie ciuchy, nie w ramach showu dla męża, tylko dlatego, że zrobiło mi się gorąco. Na łóżko padłam ledwo żywa po godzinie drugiej w nocy i stwiedziłam, że muszę częściej tańczyć, bo kondycja już nie ta, co dwadzieścia lat temu. Wtedy mogłam przetańczyć całą noc, a przynajmniej do czwartej rano.Dzisiaj jednak nic mnie nie bolało, żadnych zakwasów czy niedowladów. Po kościele odebralam Renee z miasta, ktora wlasnie wrociła z week - endowego pobytu w Lycksele. Pojechala tam jeździć na skuterze. Do samochodu wsiadła zgięta w pałąk i jęczaca. Wczoraj caly dzień spędziła na skuterach i od tego podskakiwania, podrzucania na siedzeniu - bo jeździli szybko po pagórkowatym terenie - boli ją wzdłuż kręgosłupa. Oj, ta mlodzież dzisiaj jest taka jakaś słabowita. Wkroczyla do domu i od razu zlapala za odkurzacz, a potem za mopa i mycie podłóg. Stwierdziła, że nie może odpoczywać w brudnym domu. Nie wiem, gdzie ona widziala ten brud, no ale Renee jest znana ze swojego sprzątania. Tendencje takie już wykazywała, gdy była małym dzieckiem.
Wracając z miasta nagle dmuchawy ciepła w moim samochodzie umilkły. No, załamałam się lekko, bo wentylacja w samochodzie zimową porą jest po prostu ważniejsza od całej reszty. Ronny stwierdzil, że to pewnie jakis bezpiecznik przestał dzialać. Skrzynka z bezpiecznikami siedzi w takim idiotycznym miejscu w samochodzie, że gorzej już tego volvo nie mogło wymyśleć. Otóż znajduje sie ona za uchwytem do podnoszenia maski, w głębi pod kierownicą, to znaczy na lewo od kierownicy. Te bezpieczniki są malusieńkie. Ciężko trochę do nich się dobrać. Poza tym trzeba leżeć z głową odwroconą do gory na podłodze pod kierownicą. Pozycja, krotko mowiąc mało wygodna. W pokrywce do tej skrzyneczki znajdują sie extra bezpieczniki i male szczypce. Ronny zaczął wymieniać i tylko przekleństwa lataly w powietrzu. Pod tą skrzyneczką jest otwór między tapicerką, a blachą samochodu. I tak po kolei wpadły mu do tej dziury cztery nowe bezpieczniki, a na koniec nawet wpadły mu te szczypce. Powiedzialam, żeby dal juz sobie spokoj z tą wymiana, ktora jak się okazało wcale nie byla potrzebna, bo ten stary bezpiecznik byl dobry. No, ale on pocieszyl mnie, że jeszcze ma ich dziesięć. Nie chcialam ryzykować, że teraz je wszystkie straci w tej dziurze, więc ja się wzięłam za to. No i od razu bez żadnych problemow, co prawda leżąc w dziwnej pozycji, ale sama wmontowalam ten cholerny bezpiecznik, a wentylator jak nie działał, tak pozostał martwy. Zadzwonilam do Mikaela Pauliny. On potrafi wszystko! Najpierw sprawdza w internecie, bo ludzie piszą o wszystkim i dołączają filmiki czy zdjęcia, jak i co reperować. Wystarczy wpisać hasło w google i od razu jest mnostwo trafień lub dobrych porad. Jak to dobrze, że faceci mają takie zainteresowania i publikują je na internecie. Na początku przesłal mi link jakiegoś gościa, ktory zlokalizowal w takim samym samochodzie jak moj błąd i potem pięknie opisal jak to zreperował. Przczytalam połowę tego opisu, z ktorego i tak nic nie zrozumiałam i właściwie zadałam sobie pytanie, po co ja to czytam? Przecież i tak nie będę tego sama reperować. Zadzwoniłam do Mikaela , podziękowałam za "ciekawą" lekturę i zapytalam, co teraz? Paulina i Mikael przyjechali do mnie wieczorem i Mikael od razu zabrał się za robotę. Wymontowal jakąś część - tranzystor(?), zbadal jego napięcie, ktore okazalo się za niskie i pewnie to było przyczyną, że i ciepło i zimno czyli nawiew przestły działać. Jutro przyjedzie z dobrym tranzystorem i wmontuje go. Mam nadzieję, że to tylko ten tranzystor, a nie co innego. Jutro za to jadę do pracy samochodem Ronnego. A teraz idę poczytać. Miłych snów wszystkim życzę:)    

piątek, 18 stycznia 2013

Sposób na zabójcze mrozy

"Dzisiaj to już nie jest zimno. Jest tylko minus 15" - takie komentarze słychać. Chcę sprostować polskie media, ktore chyba aż tak rzetelne nie są. Właśnie w tej chwili w TVN w wiadomościach podali informację, że w mega karambolu w Szwecji, ktory mial miejsce kilka dni temu zginęło troje ludzi. Otóż, szkoda że tego nie sprawdzili, bo zginął jeden człowiek. Mężczyzna, ktory wysiadł ze swojego auta, stanął na drodze i dawał znaki nadjeżdżającym samochodom, by zaczęły zwalniać. Przyczepa ciężarowki wpadła w poslizg i odchyliła się tak, że wcisnęła go w barierki mostu. W prasie nazwano tego człowieka bohaterem. W innym samochodzie siedziała pielęgniarka, ktora widziala cale zdarzenie. Usilowala udzielić pomocy, ale niestety bezskutecznie. Polskie media zupelnie niefrasobliwie podają fałszywą informację, że zginęło troje ludzi. To tyle gwoli sprostowania. Poza tym media rzeczywiście są bardzo szybkie w wydawaniu wyroków. Dzisiaj dowiedzielismy się, że ta młoda sprzątaczka, która "ukradła pociąg" wcale go nie ukradła. Prokuratura umorzyla postępowanie wobec niej. Otóż ta dziewczyna miala posprzątać pociąg łącznie z kabiną maszynistów. Okazuje sie, że pociąg jest latwiej wprawić w ruch niż to sobie można wyobrazić. No i bedna wjechała w dom mieszkalny tym pędzacym pociągiem. Prokuratura orzekła, że jest to nieszczęśliwy wypadek i teraz zabierze się za tych, ktorzy odpowiadają za bezpieczeństwo w miejscu pracy. Także komu innemu oberwie się po d..pie. Media jednak nie mając pojęcia o motywach dziewczyny od razu ogłosiły, że ukradła pociąg czym wprawila całe królestwo szwedzkie w wesołość. Uważam, że dziewczyna może zupelnie spokojnie żądać od nich odszkodowanie za zniesławienie i publiczne ośmieszenie. Zima daje mi w kość, ale rodzice przyszli z odsieczą. Dzisiaj otworzylam przesyłkę od nich zawierającą cztery Agaty Raisin i czekoladę. No i znalazłam sposób na zimę. Oto on:

czwartek, 17 stycznia 2013

Ależ wkoło jest wesoło...

Kochani u mnie jest minus 30 stopni! Bardzo egzotycznie. Jutro nie wychodzę z domu. Mowy nawet nie ma. A w radiu dzisiaj powiedzieli, że ocieplenie klimatu jest faktem, temperatura podwyższa się konsekwentnie cały czas. To skoro jest w tej chwili jest  minus 30 dzięki globalnemu ociepleniu, to ile by było, gdyby ono nie istniało? Może minus 40? Minus 30 zupełnie wystarczy, twarz robi się sztywna już po kilku minutach przebywania na tym zdrowym powietrzu. No, bo chyba w takich temperaturach powietrze musi być zdrowe? Żadnych wirusów czy bakterii. Całkowita sterylność. Ludzie zaciskają zęby, ale widać, że chodzą napięci. W pracy podczas przerwy na kawę i ciastko powiedziałam głośno: "co za cholerne mrozy!", a kolezanka zapytala, uważam że złośliwie - "jak dlugo mieszkasz w Szwecji?" - "22 lata, a co?"- odpowiedziałam i zapytalam. "Bo po tylu latach powinnaś się przyzwyczaić, a nie narzekać". No, wiecie co!? Ona twierdziła, że ja narzekam. To nie bylo żadne narzekanie, tylko mocna krytyka zimna. "Tak? Ja narzekam? A ty zapewne wpadasz w zachwyt, gdy jest tak zimno. Pewnie rano, gdy spojrzałas na termometr, to z radością wykrzyknęłaś jak to jest cudownie. Po prostu żyć się chce! Pogoda jest wyśmienita!" - o! Tak jej właśnie powiedziałam. Każdy kto tylko wchodził prosto z zewnątrz, to wysapywał: "Boże! Ależ zimnica!". Co z taką trzaskającą pogodą można zrobić? Jak wykorzystać jej urokliwe walory, w tym właśnie kierunku potoczyła się dyskusja. Stwierdziłam, że wszyscy powinniśmy wleźć do sauny, a potem na golasa wytarzać się w śniegu, chociaż nie. Śnieg przy tych mrozach zamienił sie w beton, no ale zawsze można sobie pobiegać. Wyobraźnia wszystkich zaczęła pracować, a ja dodalam tylko, że gdybyśmy tak byli wszyscy na golasa, to calkiem być może, że jeden drugiego by nie rozpoznał i dziwił się, kto to jest. Kumpel westchnął i orzekł, że to jednak wielkie szczęście, że mamy na sobie ubrania. Też tak myślę, gdy na niego patrzę.Jakby tego mrozu było mało, to w dodatku padłam ofiarą policyjnej obławy. Jechałam sobie wolno (30), zgodnie z przepisami. W lusterku zobaczyłam, że za mną jedzie policyjny wóz, no i nic. Ten odcinek jest dosyć długi, zatem spokojnie sobie "spacerowałam" samochodem. Nagle! Ten policyjny samochód za mną włączył sygnał i zaczął mrugać światłami. Zjechałam trochę, to znaczy, tyle ile się dało, by go przepuścić, ale ten jechal dalej za mną i świecił mi światłami. Nigdy mi się coś takiego nie przytafiło, więc nie bardzo wiedzialam o co im chodzi. Myslałam, że może coś mi odpadło z samochodu, czy co. W końcu zjechalam na pobocze. Oni za mną. Otworzyłam okno i czekałam, co się stanie dalej, a w głowie robiłam błyskawicznie rachunek sumienia, czy ja przypadkiem czegoś niewłaściwego nie zrobiłam. Z szybkiego przeglądu stwierdziłam, że nic nie mogą mi zarzucić. Podeszła do mnie policjantka i powiedziała "Hej! Kontrola trzeźwości i prawo jazdy proszę". Okej, dmuchnęłam i niestety nic nie wykazało, prawo jazdy wzięła i pognala do swojego samochodu, w ktorym siedział jej kolega po fachu. W tylnym lusterku widziałam jak wklepują moje dane w komputer. Oni wysiedli i ja też. Zapytalam czy mogę już jechać, a oni, że za chwilę, bo muszą sprawdzić samochód. Pomyslałam o tym moim jednym przednim kole z wygolonymi kolcami i już zaczęłam zastanawiać się, ile mnie będzie kosztować mandat. A oni w ogóle kół nie oglądali, tylko patrzyli na tablice i zapytali mnie, czy to mój samochód. Przytaknęłam, a oni znowu wklepali jakies dane w komputer. Pokiwali głowami, oddali mi prawo jazdy i tak się skończył ich pościg za mną. Dzisiaj wieczorem na 19.00 mialam bilet na koncert do opery. Orkiestra symfoniczna miała grac polskie kawałki Kilara i Lutosławskiego. W ostatniej chwili przed wyjściem z domu, stalam już nawet okutana przy drzwiach, porozmawialam z Pauliną, by kogoś zaprosiła na ten mój bilet, bo mój system nerwowy już powoli nie wytrzymuje tej zimnicy, by znowu wsiąść do auta w taki mróz i wlec się do miasta. Było to ponad moje siły. 

środa, 16 stycznia 2013

Na rozgrzewkę

Humoreski z facebooka. Jak to dobrze, że moi przyjaciele nadsyłają mi w te okropne, zimowe, cholernie zimne dni odrobinę uśmiechu. To mnie na chwilę rozgrzewa. Niech rozgrzeje i Was:))))  














PS. Z tych wszystkich gadek antyradarowców w Polsce wyciągam jeden wniosek, a przynajmniej już wiem, kto, czy raczej co odpowiada za śmierć ponad trzech tysięcy ludzi na polskich drogach. To PRZEPISY DROGOWE SĄ WSZYSTKIEMU WINNE. Przez nie ginie tyle ludzi. Że też ja nie wapdalam na ten pomysl wcześniej. Głypia, czy co? No, bo dlaczego na pustej drodze stoi ograniczenie prędkości do 40 km/h? To aż sie prosi, by jechać 140 km/h. Takich mamy mądrali w telewizji. Kiedyś ci sami twierdzili, że dziurawe i beznadziejne drogi są przyczyną wypadków. Dzisiaj drogi są lepsze, a nawet miejscami bardzo dobre, zatem winne są przepisy. Jakie to proste. Idioci, partyjni czy bezpartyjni, ględzą o kasie, radarach, budżecie, liczą ile szmalu wpłynie do kasy państwa, ale nie mowią nic o przyszłych ofiarach, nie wyliczają, ile ludzi ma zginąć, gdy każdy sam sobie będzie ustanawial przepisy drogowe. Kierowcy jeżdżą tak, jak jeżdżą wszyscy, takie oto wytłumaczenie usłyszałam w Polsce. Gdy zapytalam znajomą, dlaczego jedzie tak szybko, chociaż tutaj jest ograniczenie do 50 - ciu, to ona odpowiedziła: "jeżdżę tak jak inni, bo ten znak stoi w złym miejscu". Zostawmy ustawianie znakow specjalistom od dróg, a nie ustanawiajmy swoje wlasne. Bo potem okaże się, że znajdzie się jeden taki, ktory będzie jechal przepisową pięćdziesiątką, to okaże się, że to on łamie dzikie niepisane prawo i staje się zagrożeniem.  Wszyscy przeciw radarom są według mnie anarchistami drogowymi. Jednak geny zubożałej szlachty zaściankowej miłującej jakąs niezdefiniowaną wolność głęboko tkwią w niektorych Polakach. Ciekawa jestem co medycyna na to, czy odkryli już ten gen i nazwali go jakoś tam HKJITJ54337688753, Jesli tak, to może znajdą nawet na to jakieś lekarstwo, a na razie w ramach profilaktyki należy stosować radary i bolesne mandaty. Powiem jedno, niech się wszyscy cieszą, że to nie ja jestem ministrą od dróg i transportu, bo ja byłabym bezwzględna, a kary za moich rządów bylby jeszcze wyższe i surowsze.

wtorek, 15 stycznia 2013

O mrozie, kolejach, karambolu, seniorach i radarach

Nawet w tej zamrożonej i jakby zastygłej w lodzie Szwecji dzieją się czasami zadziwiające rzeczy. Dzisiaj pewna 20 - latka ukradła...pociąg. Wsiadła do pustego, odstawionego pociągu i ruszyła przed siebie. Daleko nie zajechała. Nie wiem, czy tory się skończyły, czy z powodu nadmiernej prędkości pociąg wypadł z toru, w każdym razie wjechała tym pociągiem do budynku, też na szczęście pustego. Przypuszczam, że dziewczyna chciała w ten sposób zaprotestować przeciwko beznadziejnie działającym kolejom szwedzkim, z ktorych ja i tak nie korzystam. Pociągami jeżdżą już chyba ludzie, ktorym się nigdzie nie spieszy, ponieważ i tak nie dojadą na czas. Pociągi masowo się spóźniają, a gdy jakis przyjedzie wedle tabeli, to chyba przez pomyłkę. Ta nasza tu północna niesamowicie droga trasa kolejowa Botnia to jedna wielka klapa. Miało się nią przemieszczać błyskawicznie, a efekt jest taki, że eleganckie pociągi zakupione za granicą nie działają w zimie. Ulegają zamrożeniu, łącznie z hamulcami i ta cała komputerowa technika jest zupełnie bezradna, mróz jest górą. A ja od tego mrozu juz powoli rozum tracę. Każdego ranka biegnę do termometru i od razu opuszcza mnie chęć życia, gdy temperatura na dzień dobry wskazuje minus 23 stopnie. Chyba oszaleję!!! Od samego rana żyć mi się nie chce! Chociaż dzisiaj w południe nastąpił jakiś przełom, bo było tylko minus 9. Z trudem ładuję się do samochodu, bo jestem tak okutana, że aż pękata. Sapiąc usiłuję się wygramolić z auta, a nie jest łatwo, gdyż nogi mam trochę spętane ocieplaną spódnicą narciarską. Tak, wyobraźcie sobie, że w sklepie sportowym zaopatrzyłam się w spódnicę do jazdy na nartach. No, cóż na nartach nie jeżdżę, ale noszę ją na spodnie, by mi było ciepło. Spódnica ma zamki po obu stronach, więc jest łatwo ją zdjąć, ale raczej w pozycji stojącej, a nie siedzącej. Gdy samochod się rozgrzeje, to wtedy powoli zaczynam się rozbierać, zdejmuję czapkę, ktora notorycznie spada mi na oczy, potem rozpinam kurtkę, zdejmuję rękawiczki, ale ze spódnicy nie mogłam się jakoś wyłuskać. Dzień rzeczywiście obfitował w różne zdarzenia. Pierwsza wiadomość, ktora dotarla do mnie przez radio to była o tej złodziejce pociągu, a druga wiadomość z radia mowiła o megakarambolu na E4, czyli drodze, którą codziennie jeżdżę. Odcinek ten, a jest to w dodatku most, znajduje się na południu Szwecji, zatem nie brałam w tym karambolu udziału. Po powrocie z pracy, starym zwyczajem, włączyłam polskie kanały, a tam własnie pokazali ten pociąg zaparkowany w budynku mieszkalnym, a za chwilę filmowany z helikoptera karambol. W tym karambolu wzięło udział 100 samochodów wszelkich maści - od ciężarowek po osobowe. Zginął jeden mężczyzna,  który wysiadł ze swojego samochodu i stał na drodze machając do nadjeżdżających samochodów, by hamowały. Była gęsta mgła i było bardzo ślisko. Chłop stracił życie, no ale skoro była mgła, to kierowcy go nie wiedzieli. Nie wiem. Snuję tylko takie domysły.
Poza tymi zdarzeniami nic innego się nie dzieje. Moje codzienne życie to kliché, czyli to samo co u większości ludzi. Zwlekam sie rano z łóżka. Rano chociaż panują takie ciemności, że wydaje mi się, że budzik dzwoni w środku nocy. Nie rozpoznaję siebie w lustrze, cienie pod oczami, są jedynym barwnym akcentem mojej blado - ziemistej twarzy, ale za to nie muszę się wcale malować, bo bym tylko je pogłębiła. Robię sobie kanapki, ktore zjadam w samochodzie i w końcu obudzona dojeżdżam do pracy. W pracy następuje zmiana mojej osobowości wpadam w wir z takim entuzjazmem i zapałem, że ludzie pytają skąd czerpię energię;) he, he, he.
A teraz napiszę co myślę o:
- akcji Owsiaka na rzecz seniorów - krzyknęłam z radością "Nareszcie!!!". Bardzo dobrze! Lubię seniorów. Lubię słuchać ich opowieści o życiu, jakże innym od naszego. Seniorzy miewają niesamowite pomysły, pasje, zainteresowania, przeżycia i są kopalnią wiedzy, wiedzy o społeczeństwie. Życzę wszystkim seniorom zdrowia i zwariowanych pomysłów. Seniorzy lubię Was!
- o radarach: nic mnie tak nie rozśmiesza jak rodaków gadki o radarach. W tv padają nawet nazwy zamienne dla nich takie jak "bankomaty" dla rządu. Wystarczy przepisowo jeździć, a rząd na tym nie zarobi. Poza tym ciągle w kółko przypomina się słowa Tuska, głupie zresztą i dającą naukę, jak to zawsze trzeba uważać na to, co się wygaduje, gdy kilka lat temu krytykował w sposób dosyć brutalny radarowe pomysły Kaczyńskiego, ktore wtedy wydały się Tuskowi głupie. Dobrze, że premier odzyskał rozum. Śmieszy mnie, że dziennikarze z uporem maniaka przypominaja publicznie jak to szybko pędził po drogach minister Nowak łamiący przy okazji wszystkie nakazy czy zakazy. Powinni zaplacić mandaty i już. Na takie wykroczenia immunitet nie powinnien mieć żadnego wpływu. A dziennikarze przyczepili się tego udowadniając, że naród jest tak samo głupi jak ci z immunitetem, bo wynika z tego, że ludzie lubią naśladować wszystkich posłów, ministrów, którzy łamią prawo. "Skoro oni mogą, to i ja też mogę". Okej, jest takie powiedzenie, że przyklad idzie z góry. Dla mnie to porzekadło jest nonsensowne. Ja nigdy żadnej "góry - władzy" nie uważałam za przykład do naśladowania. Na przykład w czym to można nasladować panią Kempę? A może ciekawszym przykladem bylby agent Tomek? Gdy wpadnie mi w ręce walizka z pieniędzmi, to nie wiem, jak zareaguję. Może za przykladem agenta siądę przy otwartej walizce w samych majtkach i naprężę mięśnie. No, teraz szukam w myslach, kto z piastujących wysokie urzędy byłby dobrym przykladem. Myslę, myślę i nikt nie przychodzi mi do głowy. NIKT.

PS. Przepraszam, że dzisiaj przynudziłam i przytrułam. Właściwie powinnam napisać to we wstepie tego wpisu jako ostrzeżenie. Jedyne usprawiedliwienie jakie mam to ZIMA.              

niedziela, 13 stycznia 2013

W ponurym tonie

Jest przeraźliwie zimno. Cały czas utrzymuje się minus 21 stopni. Patrzę na termomentr za oknem i od razu telepią mną dreszcze . Siedziałam caly dzień w domu i dzieki  temu siedzeniu ugotowałam bigos i upiekłam sernik. Dzwoniłam nawet w sprawie bigosu do mamy w ramach konsultacji, bo potrawa ta nie jest moją specjalnością. Ale chyba jednak się stanie. Rodzina wcinała, że aż im się uszy trzęsły. Na deser sernik. Pół sernika zniknęło w czeluściach brzucha mojego męża. No, proszę, proszę jak się rozsmakował w moim serniku. Gdy tego ciasta nie piekłam, bo nie umiałam i nie miałam z czego, a tylko jadłam, gdy bawiłam w Polsce, to nie mogłam namówić Ronnego, by chociaż posmakował. Jemu wydawało się, że sernik jest po prostu innym wariantem paskudztwa, ktore tu można kupić, a które nazywa się Frödinge ostkaka. Pierwszy człon nazwy, to nazwa firmy robiącej to świństwo, a drugi to ost (ser) + kaka (ciasto). Gdy sama raz sprobowałam tego specjału - ostkaka, to zrozumiałam uraz Ronnego. Teraz nie mogę go powstrzymać przed pożeraniem mojego ostkaka. W partii Center wrze po tych dziwacznych pomyslach programowych (wielożeństwo, zniesienie obowązku szkolnego) sformułowanych w dodatku przez szefową partii i debata nawet przypomnia w charakterze te polskie. Szefowa się tłumaczy, przerwała nawet swój urlop w Tajlandii z powodu burzy, która została wywołana przez te nowe  idee programowe.  Zniesienie obowiązku szkolnego, przynajmniej na kilka lat nie byłoby takie głupie. Bo mimo, że szkoły zaopatrzone są w najnowoczesniejsza technologię, lunche dla wszystkich uczniów (z naszych podatków), materiały dydaktyczne (z naszych podatkow), podreczniki, zeszyty, ołówki, kredki, farby i co tam jeszcze (z naszych podatków), z indywidualnym planem nauczania dla słabowitych uczniów, z demokracją, z niewielką ilością lekcji do odrabiania, to co trzeci uczeń czuje się źle, a kilkadziesiąt tysięcy uczniów łyka antydepresanty. Olbrzymia część siedzi u psychologów, a przypadłości typu ADHD są chyba zaraźliwe jak grypa,  gdyż tłumy dzieci i młodzieży czeka w kolejkach do poradni psychiatrycznych na testy. Na wystawienie diagnozy czeka się latami, bo psychiatryczne przychodnie dla dzieci i młodzieży pękaja w szwach. Najgorzej wśrod całej populacji uczniów czują się dziewczęta. W starszych klasach 7-9 szkoły podstawowej wagary są plagą. W związku z tym uważam, że zniesienie obowiązku szkolnego uzdrowiłoby może tych, ktorzy mają szkoły dosyć. Szwecja - wygodny, uporządkowany kraj. Z przepisami na wszystko  Dla mnie, po ponad 20 latach życia tutaj, Szwecja przestała być"egzotyczna", a stała się po prostu zwyczajna. Co nie oznacza, że wszystko akceptuję czy pochwalam. Nie jestem bardziej papieska od papieża i nie wszystko przyjmuję jako normalne. Jestem w takim samym stopniu krytyczna wobec głupoty zarówno tej polskiej jak i szwedzkiej.  Alkoholik nie wywołuje u mnie współczucia dlatego, że jest opętany chorobą alkoholową. Nie jest to choroba zaraźliwa tylko z wyboru. Jeśli ktoś sobie ją wybrał, to jest to jego sprawa. Istnieje coś takiego jak wolna wola. Rozśmiesza mnie natomiast urzędowa szwedzka empatia nad biednym, chorym na alkoholizm człowiekiem. Nie jestem przeciwna pomaganiu takim ludziom i próbom wyciagania ich z nałogu, ale troska i opieka państwa (za pieniądze podatników) nad nimi osiąga wręcz groteskowe rozmiary. Postęp w głowach nowoczesnych Szwedów również urasta czasami do absurdu. Kolezanka - nauczycielka opowiedziała mi pewną ciekawostkę, ktora miala miejsce na lekcji o społeczeństwie. Nie na jej lekcji. Otóż w pewnej szóstej klasie nauczyciel pokazał zdjęcie uczniom przedstawiające dwóch facetów, ktorzy przytuleni obejmują się i zapytał dzieci, czy to co widzą na zdjęciu to dobre, czy złe. W klasie zapadła cisza, ktoś tam się rozchichotał, a jeden uczeń burknął pod nosem słowo "złe". Bystry nauczyciel wychwycil je i poprosil ucznia o głośne powtórzenie tego, co ten właśnie po cichu powiedział. Uczeń powtórzył głośno. Zatem nauczyciel zapytał go, dlaczego tak sądzi. Uczeń odpowiedział, że Bóg stworzył Adama i Ewę, a nie Adama i Adama. Znowu zapadła cisza, a po chwili nauczyciel powiedział uczniowi, że chciałby porozmawiać z jego rodzicami. Osobiście ciekawa jestem o czym chciałby on rozmawiać. Czy zabroni im czytać dziecku Biblię?  Poza tym, co to za beznadziejny nauczyciel, który zadaje wartościujące pytanie. Ideologizacja, socjalliberalizm i indoktrynacja kwitnie w szkole pełną parą. Niby wolność słowa, niby wolność wyznania, ale jednak trzeba uważać na to, co się gada. I im szybciej, czyli w jak najmłodszym wieku, poprawnie się myśli, tym lepiej. Skorzysta na tym nauczyciel, ktory nie popadnie w konsternację z powodu nieoczekiwanej odpowiedzi ucznia. Dla mnie jest to ewidentne pranie mózgów. Szkoda, bo nie wiadomo, jakie nowe idee przyniesie następna dekada. Z jednej strony braterstwo,przyjacielskie przyjmowanie uchodźców, a z drugiej ci sami tolerancyjni Szwedzi wybrali do parlamentu niejaką partię Sverige Demokraterna, która jest nacjonalistyczna, rasistowska i wrogo nastawiona do imigrantów. Partia ta życzy sobie, by Szwecja była taka, jak przedtem, przed napływem tych wszystkich uchodźców. Czyli jaka? Jak to zauważyła Paulina, przedtem - to nie tylko święta Łucja w szkołach, ale również przymusowa sterylizacja niewygodnych dla społeczeństwa ludzi, to powrót do eugeniki. Tak, tak, to tu w Uppsali na uniwerku znajdował się instytut rasowy. Pisze nawet o tym Larsson w swojej powieści "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet", a może bezwzględne odbieranie "nieodpowiednim" rodzicom ich dzieci, ktore wsadzano do domów dziecka, gdzie je bito, gwałcono, poniżano czy wykorzystywano jako darmową siłę roboczą do wszelkich posług. Dzisiaj rząd przeprosił te dorosłe dzisiaj dzieci i wypłacił sute odszkodowania. No i co z tego skoro skradzionego dzieciństwa nikt im nie zwróci. Większość z tych dzieci po uzyskaniu pełnoletności spędziła lata na różnych terapiach i u psychiatrów. Także ta Szwecja "przedtem" to taka cudowna nie była. A teraz czas na sernik, bo za chwilę ostatni kawałek zniknie. 

piątek, 11 stycznia 2013

Polityczna debata w Szwecji

wyszłam z pracy i weszłam w taką oto piękną krainę
a tu spotkałam drzewo - czupiradło w dodatku zupełnie posiwiałe
 
W Polsce w tej chwili głośno zrobiło się z powodu radarowej nagonki ze strony rządu, który wypowiedział wojnę kierowcom - mordercom jeżdżącym po polskich drogach i dlatego postanowił zasadzić las radarów. Najwyższy czas! Nareszcie ktoś poszedł po rozum do głowy. Mam nadzieję, że mandaty będą słono kosztować i zaistnieje groźba utraty prawa jazdy. Ciągle mam przed oczami tych dwóch kierowców pędzących po ulicach Gdańska - tę potworną kobietę, która przejechała dziewczynę i tego drania, który wjechał w młodego chłopaka idącego do szkoły. Inną poruszaną sprawą w polskich mediach jest eutanazja. A w szwedzkich mediach zrobiło się głośno z powodu nowego programu partii Center. To taka wypośrodkowana partia stojąca jedną nogą w lewo, a drugą w prawo. Partia ma niesamowite i na wskroś nowatorskie propozycje, między innymi zniesienie obowiązku szkolnego, a ta druga jest wręcz spektakularna - wielożeństwo czyli poligamia. To wielożeństwo ma działać w dwie strony - mężczyzna mógłby mieć kilka żon, a kobieta kilku mężów, to w ramach równouprawnienia. Partia motywuje to tym, że państwo nie ma prawa do decydowania o tym jak obywatele chcą sobie ukladać życie. Gdy uslyszałam o tym pierwszy raz, to myślałam, że to jakiś żart. W radiu jednak maglują ten temat już trzeci dzień. W Szwecji wielożeństwo, no, no. Gratuluję pomysłu, zwłaszcza, że Szwecja topuje Europę w singlach. Tutaj ludzie mają problemy, by znaleźć sobie na stałe JEDNEGO partnera, a co dopiero kilku. Jesli chodzi o mnie, to mi do szczęścia wystarczy jeden mąż. Nie wyobrażam sobie, żebym teraz gotowała obiady na przykład dla czterech głodnych chłopów. Musiałabym iść na kurs zbiorowego żywienia. Poza tym ile to pralek trzeba mieć w domu? Już nie wspominam o szcztućcach, porcelanie, szafach na ubrania! Kilku mężów w domu, chyba coś gorszego nie mogloby mnie spotkać. A jeszcze niech na starość tacy mężowie zaczną niedomogać. Stękający facet to piekło, albo niech wszyscy rozchorują się na grypę żołądka. Łatwo chyba sobie to wyobrazić. Wyjście na imprezę w towarzystwie mężów też byłoby trudne, bo każdy z nich chcialby mnie widzieć inaczej ubraną. Jeden by chciał, bym włożła długą suknię, drugi, żebym ubrala mini, trzeci - spodnie, a czwarty obraziłby się, że olewam jego zdanie. Niestety, ja w takim wielożeństwie widzę same wady. No, może poza jedną zaletą - istnieje większe prawdopodobieństwo, że ktoryś z nich zauważyłby, że własnie wróciłam od fryzjera.  Jest to jednak zaleta małego formatu.         

środa, 9 stycznia 2013

Statystyka

Dzisiaj zima była piękna! Prawdziwy cud natury! Jeździlam po białym mieście, a temperatura powietrza plus 2 stopnie. Otworzyłam nawet okno w czasie jazdy, by móc powdychać miękkie i balsamiczne powietrze. Szadź na drzewach przemienila je w białe dzieła sztuki wyjęte z baśni czy jakiegoś science - fiction filmu. Szkoda, że ludzie nie byli ubrani na biało. Przejażdżki uprzyjemniało mi radio. No i uslyszałam w nim raport dotyczący śmiertelnych wypadków drogowych w Szwecji. Otóż w Szwecji w roku 2012 zginęło na drogach 296 osób.  Tak wygląda statystyka. To chyba tyle, ile w Polsce w ciągu jednej godziny? Oczywiście żartuję, ale chyba niewiele się pomyliłam. Zawsze rano włączam polską tv i czytam na pasku o wypadkach drogowych -  a to tu zginęły trzy osoby, gdzies tam trzy i tak codziennie. Apel umarłych. Nic dziwnego, że Polaków ubywa, a na internecie na polskich stronach jacyś idioci nawołują do "pieprzenia radarów", bo mandaty za drogie. Powinny być jeszcze droższe i ja z kolei nawołuję "pieprzecie się z radarami" Gdy widzialam w TV rozjechanego chłopaka (ma na imię Robert), ktory przechodzil na pasach i zostal przejechany przez pędzącego mordercę, który nawet nie mial odruchu, by przyhamować przed przejściem dla pieszych, a kilka dni później jakąs babę, która zrobiła to samo, tylko ofiarą była dziewczyna i ta baba dostala 500 zlotych mandatu za przejechanie czlowieka na pasach, to stwierdzilam, że bezprawiem Polska stoi. Obydwa te wypadki miały miejsce w Gdańsku. W mieście, które kocham dzieją się takie rzeczy! Jestem oburzona, czuję się zdradzona! Kamera zarejestrowała, jak ten okropny babszyl wygramolił się ze swojego BMW i pierwsze, co zrobiła, to oglądała swoje pierdoletko (tak o samochodach mowil Witkacy), czy przypadkiem nie odniosło jakichś szkód. Powinna stanąć przed sądem, stracić dożywotnio prawo jazdy i zapłacić milion złotych odszkodowania tej dziewczynie! Kary powinny być drakońskie. To, co ten facet zrobił z tym Robertem i ta koszmarna baba z tą dziewczyną, to nie był wypadek, to był celowy zamach na życie przypadkowych pieszych. Jestem nieugięta.  W Szwecji na drogach, ktore biegną wzdłuż szkół czy przedszkoli, a nawet przy uniwerku stoją znaki ograniczenia prędkości do 30 km/h. Gliniarze lubią ustawiac tam cywilne samochody z zamontowaną kamerą. Oczywiście zawieszają również nad znakiem ostrzeżenie, że radar jest w pobliżu. Mandaty są tu strasznie drogie i naprawdę walą po kieszeni, nie mówiąc o wstydzie. Idę spać, bo jestem wkurzona!    
  

niedziela, 6 stycznia 2013

Poprzewracane w głowie

Nie umarłam jeszcze, ale jestem prawie bliska śmierci. Milczałam na blogu, bo jak wariatka caly ten tydzień poświęciłam na pisanie mojej pracy egzaminacyjnej. Powiem jedno, zaczynałam płakać krwią. Teraz poczulam, że ten okropny kamień spadl z moich pleców, rozmawiałam właśnie z moim naukowym "opiekunem" i umowilismy się na jutro w celu omowienia  dalszych dziejów mojej pracy naukowej. Nareszcie mogę się rozluźnić i spędzić ostatni wieczor mojego urlopu na luzie. Ufff! Myśl o tej pracy zatruwała mi sumienie i leżała na wątrobie. Okazało się, że zupelnie niepotrzebnie gryzlam palce ze zdenerwowania, że nie zdążę. Dlaczego ja do niego nie zadzwoniłam wcześniej? Nie rozumiem samej siebie. Jutro idę do roboty. Nareszcie. Zwlaszcza, że jutro rano zaczynamy pracę od wystawnego śniadania. W końcu ktoś inny zrobi mi śniadanie, a nie tak jak to było w ciągu mojego urlopu, że te śniadania, obiady zresztą też, robiłam tylko ja. Czuję sie nawet wypoczęta, chociaż doba została przewrócona do góry nogami. Śniegu mamy całe tony, na szczęście aż tak piekielnie zimno nie jest. Utrzymuje się tak minus 15, minus 10, czyli da się żyć. Gorzej ma Depardieu, ktory przyjął rosyjskie obywatelstwo. Za jakieś dwa lata zostanie oskarżony o oszustwa podatkowe i trafi na Syberię, wtedy będzie mial minus 50 stopni. A skoro już jestem w rosyjskim temacie, to z żalem zawiadamiam, że złamałam mojeą własną wieloletnią tradycję - nie obejrzałam mojego ukochanego filmu "Doktor Żywago". Oglądam go zawsze w okresie świątecznym. Oczywiście jest to wersja  z roku 1965. Piszę o tym filmie w tej chwili, więc może wskoczę do łóżka i go sobie włączę? Muszę na jutro przygotować jakieś ciuchy, znaleźć mój służbowy kapownik i właściwie jestem gotowa. Dzisiaj Ronny rozbawil mnie niesamowicie, a było to tak. Rozmawialiśmy, nawet nie wiem o czym. Nagle w połowie zdania zamilkłam, bo jakoś popadlam w zamyślenie. Zatrzymalam się, bo właściwie byłam w drodze do mojej biblioteki, by odlożyć na półkę książkę, ktorą akurat trzymalam w ręku. A były to wiersze Śzymborskiej i to po szwedzku. Ronny wybudzil mnie swoim natarczywym: "No wykrztuś wreszcie, co chcialas powiedzieć". Szybko rzucilam okiem na okladkę książki i zaczęłam mowić do niego zwyklym spokojnym głosem: -"bo wiesz Ronny" - i tu na chwilę zawiesiłam głos i westchnęłam. On czekał, co będzie dalej, a ja zaczęłam kontynuować: "Livet är enda sättet att beväxa med löv, hämta andan i sanden, flyga upp på vingar" ("Życie - jedyny sposób, żeby obrastać liśćmi, łapać oddech na piasku, wzlatywać na skrzydłach"). Ronny stal zdumiony, z szeroko otwartymi oczami i nagle zdziwionym glosem wykrzyknął: "Kobieto, co ty wygadujesz?!?!?!" On nie zauważył, że czytalam ten fragment wydrukowany na okladce książki. "Czego ty znowu chcesz? Czy ja dobrze uslyszalem? Ty chcesz obrosnąć liśćmi??? Ty to już masz w głowie poprzewracane!" - "Ano, mam" - odpowiedziałam i glosno roześmiałam się widząc jego rozdziawioną twarz.