niedziela, 6 stycznia 2013

Poprzewracane w głowie

Nie umarłam jeszcze, ale jestem prawie bliska śmierci. Milczałam na blogu, bo jak wariatka caly ten tydzień poświęciłam na pisanie mojej pracy egzaminacyjnej. Powiem jedno, zaczynałam płakać krwią. Teraz poczulam, że ten okropny kamień spadl z moich pleców, rozmawiałam właśnie z moim naukowym "opiekunem" i umowilismy się na jutro w celu omowienia  dalszych dziejów mojej pracy naukowej. Nareszcie mogę się rozluźnić i spędzić ostatni wieczor mojego urlopu na luzie. Ufff! Myśl o tej pracy zatruwała mi sumienie i leżała na wątrobie. Okazało się, że zupelnie niepotrzebnie gryzlam palce ze zdenerwowania, że nie zdążę. Dlaczego ja do niego nie zadzwoniłam wcześniej? Nie rozumiem samej siebie. Jutro idę do roboty. Nareszcie. Zwlaszcza, że jutro rano zaczynamy pracę od wystawnego śniadania. W końcu ktoś inny zrobi mi śniadanie, a nie tak jak to było w ciągu mojego urlopu, że te śniadania, obiady zresztą też, robiłam tylko ja. Czuję sie nawet wypoczęta, chociaż doba została przewrócona do góry nogami. Śniegu mamy całe tony, na szczęście aż tak piekielnie zimno nie jest. Utrzymuje się tak minus 15, minus 10, czyli da się żyć. Gorzej ma Depardieu, ktory przyjął rosyjskie obywatelstwo. Za jakieś dwa lata zostanie oskarżony o oszustwa podatkowe i trafi na Syberię, wtedy będzie mial minus 50 stopni. A skoro już jestem w rosyjskim temacie, to z żalem zawiadamiam, że złamałam mojeą własną wieloletnią tradycję - nie obejrzałam mojego ukochanego filmu "Doktor Żywago". Oglądam go zawsze w okresie świątecznym. Oczywiście jest to wersja  z roku 1965. Piszę o tym filmie w tej chwili, więc może wskoczę do łóżka i go sobie włączę? Muszę na jutro przygotować jakieś ciuchy, znaleźć mój służbowy kapownik i właściwie jestem gotowa. Dzisiaj Ronny rozbawil mnie niesamowicie, a było to tak. Rozmawialiśmy, nawet nie wiem o czym. Nagle w połowie zdania zamilkłam, bo jakoś popadlam w zamyślenie. Zatrzymalam się, bo właściwie byłam w drodze do mojej biblioteki, by odlożyć na półkę książkę, ktorą akurat trzymalam w ręku. A były to wiersze Śzymborskiej i to po szwedzku. Ronny wybudzil mnie swoim natarczywym: "No wykrztuś wreszcie, co chcialas powiedzieć". Szybko rzucilam okiem na okladkę książki i zaczęłam mowić do niego zwyklym spokojnym głosem: -"bo wiesz Ronny" - i tu na chwilę zawiesiłam głos i westchnęłam. On czekał, co będzie dalej, a ja zaczęłam kontynuować: "Livet är enda sättet att beväxa med löv, hämta andan i sanden, flyga upp på vingar" ("Życie - jedyny sposób, żeby obrastać liśćmi, łapać oddech na piasku, wzlatywać na skrzydłach"). Ronny stal zdumiony, z szeroko otwartymi oczami i nagle zdziwionym glosem wykrzyknął: "Kobieto, co ty wygadujesz?!?!?!" On nie zauważył, że czytalam ten fragment wydrukowany na okladce książki. "Czego ty znowu chcesz? Czy ja dobrze uslyszalem? Ty chcesz obrosnąć liśćmi??? Ty to już masz w głowie poprzewracane!" - "Ano, mam" - odpowiedziałam i glosno roześmiałam się widząc jego rozdziawioną twarz.

6 komentarzy:

  1. Brawo! Bardzo się cieszę, że zakończyłaś pewien etap. Jak widać nie taki diabeł straszny, jak go malują. Miłego dnia w pracy - życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga DD, dziękuję za brawa, ale nastapiły jako zaliczka. Pracy jeszcze nie skończyłam. Obronę mam w połowie lutego, ale wiekszość już jest napisana. Dzień był dobry, ale większą jego część spędzilam z moim recenzentem - opiekunem. I facet tyle gadal, że połowy już nie pamiętam;)

      Usuń
  2. Żeby jeszcze widział tło Twojego blogu, to by dopiero było :) Ech! Zobaczyć jego minę - wystarczy chyba na długie tygodnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A żebys wiedziała Małgosiu. Byl tak zdumiony i stal taki zamieniony w jeden wielki znak zapytania, że nie bylo trudno wybuchnąć śmiechem na widok jego miny. Zwlaszcza, że ja nie recytowalam tego fragmentu, tylko go powiedzialam naturalnym głosem, jakbym oznajmiala na przyklad, że śnieg wlasnie pada. Twoje zdjęcia na blogu sa przepiekne!!! Ty po prostu trafilaś do baśniowej krainy! Ściskam i życzę wszystkiego najlepszego!!!!

      Usuń
  3. Mówi się (za Napoleonem), że Bóg stworzył mężczyz­nę prozą, a kobietę poezją - i może stąd tyle nieporozumień w komunikacji ;) Dobrze, że zareagowałaś śmiechem, gdyż wydaje się, że Mąż nie na żarty przestraszył się takiej uduchowionej Ciebie ;):) Dużo czytasz - często Mu robisz takie numery? :)

    Z jakiej przyczyny to wystawne śniadanko, jeśli można spytać? Pierwszy dzień w pracy już za Tobą, Joasiu, miłego wieczoru!

    OdpowiedzUsuń
  4. No i chyba ten Napoleon mial rację. Ronny to synonim absolutnego braku jakiejkolwiek poezji. A śniadanko w pracy na rozpoczęcie nowego etapu. Wszyscy my pracownicy spotkalismy się pierwszy raz w tym nowym roku. Każdy ,mial przerwę świąteczną. ściskam:)))))

    OdpowiedzUsuń