czwartek, 24 stycznia 2013

Bigosu ciąg dalszy...


"Bigosu smak przedziwny, kolor i woń cudną ;w słowach wydać trudno", a jednak spróbuję.
Ugotowany przeze mnie bigos z Calvadosem okazał się paskudztwem jakich mało. Śmierdzial octem, a kwasota wykrzywiała nam gęby na wszystkie mozliwe strony. Ronny czul niewiele, bo on prawie każde jedzenie zalewa keczupem. Już legendarna stala się pierwsza w jego życiu konsumpcja polskiego rosołu autorstwa mojej mamy. Łyżką najpierw wychłeptał bulion zostawiając spagetti. Następnie zapytal moją mamę, czy ma keczup. Wszyscy ze zdziwieniem popatrzyliśmy na siebie, ale keczup zostal mu podany. Gość w dom, Bóg w dom. W milczeniu obserwowaliśmy, co on takiego zrobi. A on polał keczupem spagetti i nawijając jakoś na łyżkę zaczął je jeść. Gdy zakończył, podziękował i powiedział, że smaczna była ta woda do spaghetti. Polska zupą stoi, więc my zastanawialismy się, co też takiego jedzą na obiad ludzie Zachodu. Jakby nie było bardziej cywilizowani te dwadzieścia kilka lat temu. Dzisiaj najbardziej obawiałam się, czy ten bigos na Calvadosie i marmoladzie nie spowoduje jakiejś rewolucji żołądkowej, szczególnie martwilam się o Ronnego, bo przecież zaraz po spozyciu udawał się do swojej pracy. Potem nagle przestraszyłam się, że może zatrzyma go policja i będzie musial dmuchać i okaże się, że ma jakieś promile, bo podczas gotowania wytworzyl się ocet, to może cała ta kapusta zrobila się alkoholowa. Gotowanie to chemia, i różne procesy przebiegają. Trochę boję sie zadzwonić do niego, by spytać jak mu się pracuje. A mój mężuś zrobil się jakiś ostatnio przesympatyczny. Wczoraj rano, po powrocie z pracy przyniósł mi do łóżka na tacy kawę i semlę.
semla na śniadanie


Dzisiaj rano zaskoczył mnie śniadaniem w postaci kanapek i kawy. Półmisek potraktował jako tacę. Szkoda jedynie, że akurat dzisiaj rano nie spieszyłam się, bo pracę zaczynałam znacznie później, bo o 10.30, a to dlatego, że poranna konferencja została przeniesiona na godziny wieczorne. Zjadłam i znowu zasnęłam. Po pracy wpadłam do domu i podałam ten nieszczęsny bigos. Ja nie mogłam go przełknąć, a Ronny jakoś jadł i specjalnie nie narzekał. Po obiedzie wrzuciłam caly bigos do durszlaka i wypłukalam go pod bieżącą wodą w ramach reanimcji. Uczyniłam ten desperacki krok, bo myślalam o delikatesowym, drogim, z najwyższej półki boczku wędzonym, którego pół kilo utopilam w tej kapuście. Te mycie bigosu zlikwidował jego smak. I to dosłownie, bo już niczym nie smakuje, ale octowy aromat pozostał. A jaka jest puenta tego opowiadania? Proszę nie myć bigosu! Jedno powiem na zakończenie - udało mi się stworzyć antymickiewiczowski bigos (patrz: Pan Tadeusz, ks.IV) 

7 komentarzy:

  1. Przeczytałam to rano, niezły dopalacz na cały dzień, ten płukany bigos chodził za mną, wywołujac parsknięcia śmiechem :))) Wybacz! :))) Lecz w sumie to całkiem niezły pomysł, gdy np. przesoli się dip już zapodadany do zieleniny, ewentualne szkody i tak będą mniejsze niż ten polski odpowiednik japońskiego natto (ciągnąca się sfermetowana soja o zapachu przechodzonych skarpetek, że tak obrazowo przybliżę ;P).

    Mąż traktuje Cię po królewsku :) To za tą niedawną ucztę dla Jego oczu? Tańce-wywijańce, znaczy się? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bigos okazał się niejadalny, nawet ten wymyty. Wyobrażam sobie tę ciągnącą soję. Tu z kolei mają ciągnący się ...kefir.Nie umiem wlaściwie znaleźć polskiego odpowiednika. Bo jest to tzw. filmjölk (mjölk = mleko), no i ten fil to typ kremowo zsiadlego mleka, ale nie jest tak kwaskowate jak to polskie zsiadle mleko. Jest łagodniejsze w smaku, bardziej przypomina kefir. No i jest, a może byl inny wariant tego fil-mleka, bo jakoś ostatnio tego świstwa nie widzialam w sklepach, a mianowicie lång filmjölk. Lång znaczy długi. To był wlasnie taki ciągnący się. Z kartona można było wyciągnąć na talerz cały litr. Raz sprobowalam tego i po prostu wyrosło mi w gębie. Dostalam odruchów wymiotnych. Bo to były takie dlugie ciągnące się gluty.Czego to ludzie nie wymyślą! Jak takie coś można jeść? Mąż już dawno zapomnial, że tańcowalam sobie w kuchni, więc nie przypuszczam. A może on ma coś na sumieniu...?

      Usuń
    2. Na pewno ma! - Spałaszował cały zapas lång filmjölk z Waszej lodówki i się nie podzielił ;)))

      Usuń
  2. Ja tez! Ja tez mam historie z keczupem! Ze zdziwieniem i ukrywanym chyba slabo obrzydzeniem patrzylam jak kolezanka w pracy (dwudziestokilkuletnia Szwedka) ugotowala sobie makaron, polozyla na niego zimne köttbulle i polala to wszystko keczupem...Bleeeeee...Myslalam ze to tylko mlodzi a tu sie okazuje ze jak Szwecja dluga i szeroka niezaleznie od wieku:) Pozdrawiam ze Skåne- dzis kilka stopni na minusie i pikne slonecko:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, cos mi sie wydaje, że keczup to podstawa zywienia w Szwecji. Mój mąż jeszcze prawie do wszystkiego zamiennie z keczupem stosuje lingonsylt. Keczupem smaruje nawet smażoną rybę. Pozdrawiam:))))

      Usuń
  3. Spróbuj dołożyć świeżej kapusty , powinno zabić ten kwaśny smak. Ewentualnie sliwek suszonych albo troszkę powideł. Mam nadzieje że mama była wyrozumiała i wybaczyła tę "wodę" Ronniemu .

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, hej:))) jakich powideł? Moja mama jest na szczęście obdarzona poczuciem humoru i zasmiewala się. Bo o rosół można (chyba) różnie nazwać, ale powiedzieć, że to była "dobra woda"? to już wymaga fanatzji. Na początku, gdy zabral się za ten rosół, to pomysleliśmy, że może chcial się napić samego bulionu i, że po prostu nie mial ochpty na makaron. Tym keczupem zastrzelil nas, bo my zaczęliśmy zachodzic w głowę, do czego mu ten keczup potrzebny. My zaskoczylismy go rosolem, a on nas keczupem. Śmiechu trochę bylo. Pozdrawiam i cieszę się, że Tobie wyszedl dobry bigosik:))))

    OdpowiedzUsuń