niedziela, 20 maja 2012

Kulturnatta

Wczoraj (sobota), godzina: około10.00
 Siedzę w tym lesie i  marznę. A w "Pytaniu na śniadanie" opowiadają o pięknej pogodzie, może jeszcze nie upałach, ale bardzo gorącej.
I właśnie dowiedziałam się, że w Sopocie trwa festiwal Dwa teatry, fanstastyczne słońce, piękne widoki, aż prawie przez ekran telewizora czuć aromatyczny powiew bryzy, a moja ukochana Anna Seniuk zaprasza na festiwal. A ja siedzę w lesie, patrzę w pochmurne okno, piję kawę, jestem znudzona i zmęczona czytaniem naukowych artykułów. Dlaczego te wszystkie naukowe raporty są tak przeraźliwie nudne!? Nie są ciężkie do pojęcia, ale ich nuda oraz szarość i zbyt niskie ciśnienie w atmosferze powoduje, że są po prostu nie do strawienia i wywołują niekontrlowana śpiączkę. A teraz Artur Żmijewski i Anna Seniuk stoją  na sopockim oświetlonym słońcem tarasie, za plecami mają molo i powiadamiają, że wejście do teatru jest DARMOWE, wszyscy zainteresowani są mile widziani. Siedziałabym tam od rana do wieczora. Nawet gdyby padał rzęsisty deszcz. Następna kawa, rzut okiem na te okropne raporty, ziewnięcie.
Czy potomkowie hitelerowskich zbrodniarzy mają poczucie winy? Oto następny ciekawy temat rozmowy na sofie w "Śniadaniu". Gośćmi są Gabi i Uwe -  jego dziadek był esesmanem, a jej zginął w Auschwitz. Zakochali się w sobie pomimo trudnej historii ich rodzin. Uwe von Seltmann jest dziennikarzem i pisarzem, no i właśnie na rynku wydawniczym ukazała się jego książka Gabi i Uwe. Z rozmowy dowiedziałam się, że trzecie, a nawet dopiero czwarte pokolonie przestanie patrzeć w swoich relacjach Polacy - Niemcy przez pryzmat strasznych wydarzeń II wojny światowej. Książkę muszę kupić i przeczytać. Chciałam nawet zadzwonić do TVP, bo rozdawali dwie z autografem autora, ale niestety numer telefonu zostal wyświetlony na chwilę, zaczęłam wklepywać go na komputer, do tego otwartego raportu, ale nie zdążyłam, bo za daleko siedziałam od telewizora i nie za bardzo wyraźnie widziałam te podane cyfry. 
Godzina około 11: 00 a teraz dobija mnie nastepująca wiadomość: muzea w wcalej Polsce będą dzisiaj całą noc otwarte. "Tak nie można żyć!" - pomyślałam. Katować się jakimiś nudnymi raportami, w ramach ascezy albo kary za grzechy. Zadzwonilam do Pauliny, by zmontować jakis spacer czy co, bo przeciez nie mozna tak tkwić przy tym oknie w kuchni i snuć wisielcze mysli. W Umeå też odbywają się w końcu jakieś imprezki pod znakiem kultury, zwłaszcza że jest to jedyna taka sobota w roku pod nazwą Kulturnatta - noc kultury, czy z kulturą. W dzień odbywa się spokojnie, dopiero w nocy małoletnia i pelnoletnia młodzież bierze w panowanie całe miasto. Główną artakcją oprócz różnych grup muzycznych - rockowych, popwych, folkowych i jakich tam jeszcze jest pity w ukryciu przez małolatów alkohol. Policja, jak co roku, będzie miała pełne ręce roboty. No, ale od tego właściwie są, by pilnować porządku. Widziałam na fejsie (FB), jak wszyscy zwołują się do uczestnictwa, a moje dziewczyny już od rana stoją przed lustrem i same powoli zamieniają się w dzieła sztuki. W programie wyczytałam, że odbędzie się aż 300 różnych kulturowych wydarzeń w 100 różnych miejscach. Nie wiedziałam, że w naszym centrum można znaleźć 100 miejsc. Ja się wystroiłam raczej na ciepło, bo ta szara temperatura pokazywała tylko 11 stopni. Wzięłam psa i pojechałam na spacer do miasta i trochę z ciekawości, by popatrzeć na tę kulturę. Wstyd się przyznać, ale nigdy nie uczestniczyłam w tym wydarzeniu, chociaż Kulturnatta zadebiutowała w 2005 roku. Po rynku kręciło się dużo, dużo ludzi. Nasza maleńka Tilda błąkała się między ich nogami z opuszczonym ogonem i chciała się zrobić jeszcze mniejsza niż jest w rzeczywistości. W różnych częściach centrum ustawiono sceny. Jakieś grupy już prezentowały swoje umiejętności muzyczne. Grajkowie stali również poza sceną, np. śedna grupa skladająca się z chyba jakiś satanistów, bo twarze mieli wymalowane czerwoną farbą w stylu ociekająca krew, zalane "krwią" były też ich ciuchy, no i oni nie spiewali, tylko charczeli i wyli. Tilda o mało nie umarła ze strachu. Paulina nosiła ją w końcu na rękach. Z innej sceny wyśpiewywano. Przeszłyśmy rynek w tę i z powrotem, co chwilę komuś mówiłam "hej", bo oprócz mnie przyszli też moi koledzy i koleżanki z pracy. Nigdzie się od tej pracy uwolnić nie można. Nawet w takiej Barcelonie na lotnisku w Gironie spotkałam taką jedną z pracy.Paulina zaprosiła mnie na kawę, którą wypiłyśmy w ogródku kawiarnianym. Za plecami mialam scenę, na ktorej na szczęscie występowala grupa folkowa grająca lapońskie kawałki. Kelner przyniósł kawę, a ja poprosiłam o popielniczkę, bo nie mialam zamiaru petować na chodniku obok stolika jak to robili moi poprzednicy przy tym stoliku, gdyż wokół leżało pełno petów. A ten pajac powiedział mi, że tu palić nie wolno. "Taaaak!?" - prawie krzyknęłam - "a to, to co to jest?" - i wskazałam na te pety. On wzruszył ramionami i powtórzył, ze nie wolno i już. "To te ogrodki nie sa z myslą o palących?", i "to ma być ta europejska stolica kultury?", strzelalam jak z karabinu maszynowego, nabrałam powietrza i dorzuciłam na koniec - "to musicie dopasować się do Europy, bo tam w ogródkowych kawiarniach właśnie można palić". Z tego wszystkiego zdziwilam się tylko potem, że pozwolono mi tam siedzieć z psem. Dopiłyśmy nasze kawy, słońce niemrawo przedzierało się, ale z mizernym skutkiem i zabrałyśmy się do domu. Temperatura obniżała się dramatycznie, a ja myślałam o moich dziewczynach, które ubrały się tak, jakby wybierały się na Hawaje. O trzeciej w nocy jechałam po nie do miasta. Do samochodu wsiadły sine, szczękające zębamy i całe mokre, bo w nocy jeszcze lał deszcz. Ktoś zapyta, a dlaczego to ja tłukłam się po nocy (co prawda jasnej) do miasta, a nie Ronny. Ronny poszedł wieczorem do swojego szwagra i z nim w garażu urządzili sobie swoją kulturnatta, po ktorej Ronny nie mógł utrzymać się w pionie. On chyba nawet nie wie, że ja gdzieś jechałam w nocy.
zakątek kultury

a to ci wyjce - sataniści

w drodze do innego zakątka

w kawiarnianym ogródku, a za plecami fontanna, ale nie magiczna

a naprzeciwko kawiarni scena, chociaż na pierwszym planie króluje łysa jeszcze brzoza 

tu, w samym środku rynku kolejna scena, przeznaczona dla super gwiazd

A dzisiaj? Pogoda do chrzanu, ostatni przyczółek śniegu jeszcze leży na moim trawniku. Drzewa mają zalążki pączków, no i wykurzyłam się i upiekłam kanelbullar, czyli drożdżowe bułki z cynamonem i cukrem.      
przed wejściem do pieca

po wyjściu z pieca


4 komentarze:

  1. Hej - podczytuje Cie juz ok.0,5 roku i bardzo lubie Twoje zawarte w slowach spojrzenie na swiat, ludzi, zjawiska itd. Podobnie jak Ty - rowniez w Polsce nie mieszkam, i szczegolnie interesuje mnie, jak z zyciem "na obczyznie" radza sobie inni, bardziej kobiety, bo chlopaki to sobie prawie wszedzie radza. Dzisiaj zainteresowaly mnie Twoje ciasteczka z cynamonem, jako ze po czterdziestce juz jestem i po wielu latach ciasto drozdzowe w koncu mi sie udaje - zdradz prosze tajemnice tego Twojego. Pozdrawiam i kolejnych wiesci "ze wsi i lasu" rada bede poczytac!
    Europejka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, cieszę się bardzo, że mogę tu przyjmować takich miłych gości:)))) Przepis na te bułki umieszczę we wpisie blogowym. Ludzie lubią na swoich blogach dołączać różne przepisy, więc i ja mogę to zrobić, a czemu nie. Obiecuję, że wkrotce się pojawi. Przygotuj sobie jakies naczynie litrowe z podziałką, bo Szwedzi mierzą mąkę jak płyn. Inaczej musiałabym przeliczyć na gramy czy dekagramy. Bułki wychodza bez pudła, jeśli tylko wykonawca trzyma się przepisu. Ciasto dwa razy rośnie, dlatego trochę przedłużą się w czasie. Ja pisałam wczesniej blog na onetowskim portalu i jesli chcesz to możesz tam zajrzeć, bo on ciągle tam tkwi. A adres ma podobny www.kaffe-latte.blog.onet.pl
      Pozdrawiam również, a może zdradzisz, gdzie mieszkasz:)

      Usuń
  2. Kochana, Ty chyba nie widziałaś prawdziwych satanistów, w sensie wystroju oczywiście. W mojej karierze matki-taksówkarki odbierałam już młodzież z takiego koncertowego capstrzyku satanistycznego,że śnił mi się przez rok potem.
    No a tak w ogóle, to skupiłam się na podliczaniu bułeczek,
    ho ho - dosiadłabym się.
    iszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Iszko:)oni bardziej z wydzierania się niczym potępieńcy w dniu sądu przypominali satanistów. Ja ich nawet nakręcilam na komórkę, by tutaj puścić kawałek ich mozliwości, ale ten krotki filmik nie chciał się załadować, a gdy go obejrzałam na komputerze, to nie mam pojęcia, gdzie dźwięk się podział. Filmik był w wersji niemej. Bułek wystarczy, przysiadaj się:))) Ja jako matka-taksowkarka wożę zazwyczaj barbie różnej maści.

      Usuń