wtorek, 4 sierpnia 2015

Polskie wakacje czyli o parawaningu i Jarmarku Wdzydzkim 2015

Nie wiem czy przypadkiem nie pospieszyłam się z wyjazdem z Polski, bo teraz dopiero tak na serio rozpoczął się czas na plażowanie. W wietrzną zimną noc z czwartku na piątek wypływałam promem z Gdyni do kraju lodówki. Dopiero dzisiaj, pięć dni po moim powrocie do domu jest normalna, jak na lato przystało pogoda. Gorąco jest w sam raz, słońce świeci jak oszalałe i nie spadła ani jedna kropla deszczu. Mam nadzieje, że przywieje przez morze trochę tego tropikalnego upału z Polski tu do nas na prawie północ. Od rana w polskiej  telewizji mówi się o afrykańskim upale w Polsce, a kamery pokazują wybrzeże, na ktorym nawet piasku nie widać z powodu zaludnienia. Innym ciekawym obrazkiem są plaże  z geometrycznymi, kolorowymi wzorami pokazane z lotu ptaka. Nie są to żadne instalacje sztuki nowoczesnej, tylko parawany. Jak się okazuje Polacy maja nawet na publicznej plaży chęć odgradzania się i anektowania iluś metrów kwadratowych. Plaża we Władysławowie zostala podzielona na wieksze i mniejsze "apartamenty". Oczywiście ci, ktorzy chcą mieć apartament z widokiem na morze przychodzą o szóstej rano i znaczą "swój" rewir parawanem, a potem wracają na sniadanie. Parawan stoi obok parawanu. Nie ma nawet miejsca, by przejść między nimi i dostać się do wody. Dobrze, że nie mozna wjeżdżać na plażę kamperami czy z przyczepami samochodowymi, bo pewnie by byla cała zastawiona tymi budami. Najzabawniejszy był widok rodzinki, ktora tuz nad brzegiem morza odgrodzila sie parawanami (!), tworząc zamknięty prostokąt o wielkości 30 metrów kwadratowych. Taką powierzchnię oszacował dziennikarz prezentujący ten widok. W środku tego grajdoła siedziała 4 - osoba rodzina, a poza ich parawanem każdy centymetr plaży był ludno zagęszczony. Ta rodzina najwyraźniej potrzebowałaprzestrzeni życiowej. Niesamowite! Tak rodacy plażują. Biorą sobie za darmo kawał terenu, izolują się od innych, brakuje jedynie wywieszonych  na parawanch kartek z tekstem "Teren prywatny! Nie przeszkadzać". Przez taki egoizm i "rezerwację" miejsca na plazy nie zdziwię sie, gdy gmina wpadnie na pomysl pobierania opłat za metr kwadratowy parawaningu. I tak powinna zrobić. Tak swoją drogą ten parawaning to jakiś polski fenomen, bo nigdzie indziej czegoś podobnego chyba się nie znajdzie. A jesli się znajdzie, to okaże sie, że to Polacy koczują na plaży i bawią się w dom. Widac ten upał w Polsce odbiera Polakom rozum. Może to i lepiej, że mnie tam nie ma. Chodziłabym po plaży tylko wkurzona.
W jeden taki upalny dzień, a byla to sobota, pojechałyśmy moja bratowa, jej córka Paulinka i ja na jarmark do Wdzydz Kiszewskich pod Koscierzyną na Kaszubach. Jarmark Wdzydzki ma już dosyć dlugą tradycję, bo ten był z kolei 42 - gi. Wdzydze Kiszewskie słyną nie tylko z powodu tego jarmarku, ale przede wszystkim z najstarszego w Polsce skansenu załozonego w 1906 roku przez Teodorę i Izydora Gulgowskich. No, i na terenie tego skansenu odbywa sie każdego roku dwudniowy jarmark. Można się tam najeść, napić i zrobić zakupy. A bylo tam wszystko, co zdrowe, naturalne i rękodzieło made in Poland. Mnie, jak zwykle zachwyciły rzeźby w drewnie. Uwielbiam w ogóle sztukę ludową, a ta kaszubska czy kociewska jest szczególnie bliska mojemu sercu. wybrałysmy się w podróż (ok.60 km) o godzinie 10 przed południem. Trasę pokonałyśmy w dwie i pół godziny. Pod Żukowem i pod Kościerzyną sterczałysmy w potężnych korkach. Za tydzień planowalismy podróż do Białegostoku, śmiałam się, że w takich warunkach dojazd do tego Bialegostoku zabierze nam ze trzy dni. W końcu dojechałyśmy. Piękne jezioro połyskiwało między wzgórzami i sosnami. Upał był niemozliwy.  Po wypiciu kawy i zjedzeniu pączków w oberży Zagość u Grażki przy skansenie zaczęłyśmy obchód kramów. Czego tam nie było! Wszystko - sery, kielbasy z jelenia i dzika, chleby, miody, smalec, hafty, sztuka ludowa. Na scenie niedaleko jeziora jakas kapela kaszubska przygrywała do taktu przyspiewki ludowe, ludzi było mrowie. Bez parawanów. Rozłożyli się na trawie z koszami piknikowymi wypelnionymi róznościami. Na terenie skansenu stoi około 50 obiektow budownictwa regionalnego z całym wyposażeniem. Przesliczny kościółek pod wezwaniem św. Barbary z XVII wieku został przeniesiony ze Sfornych Gaci. W skansenie zgromadzono chałupy wiejskie, dworki szlacheckie, spichrze, stodoły, szkołę wiejską, wiatraki. W dniu jarmarku odbywały się różne warsztaty - nauka alfabetu kaszubskiego, nauka haftu, robienia kwiatów z papieru i pokazy wiejskich zajęć i rzemiosł. Kupiłyśmy z Izą tabakę kaszubską. Podczas gdy Paulinka chodziła na szczudłach, my stanęłyśmy pod jakaś strzechą i zaczęłyśmy wciągać ten tobak. Iza tyle wciągnęłą, że zamiast kichać, zaczęła płakać. Łzy lały się jej po policzkach. Ja natomiast wciągnęłam i czekałam na kichanie. Nic z tego nie wyszło. W nosie mnie nie tyle kręciło, co szczypało, ale na kichanie w ogóle mi się nie zbierało. Żar lał się z nieba, na wydeptanej drodze unosił się kurz piasku. Ochłody szukałysmy w chałupach gburów. A gbur moi państwo znaczy tyle, co zamożny chłop. W języku polskim słowo gbur ma raczej negatywne zabarwienie, ale w kaszubskim oznacza status. Mniej zamożny gospodarz to półgbur. "Ty gburze jeden!" - to nie obelga, to pochwała!
A teraz czas na zdjęcia ze skansenu:







psinka Paulinki - Luna też była z nami na wycieczce





























św. Barbara































5 komentarzy:

  1. Swojsko, nastrojowo i kolorowo. Lubie takie klimaty, a Ruchanki Kaszubskie przypadly mi najbardziej do gustu;-))
    Podrowionka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te ruchanki rozbawiły mnie na zakończenie wizyty w skansenie. Okazały się daniem racuchopodobnym. :) Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. hej Joanno! a wiesz ze czesc tych ludzi z akcesoriami byli w Wegorzewie na jarmarku wegorzewskim, poznalam miedzy innymi po tej duzej drewnianej babie z duuuzym biustem, ktory sluzyc moze za stoliczek na piwko na przyklad ;) jarmark wegorzewski trwa 3 dni i jest w pierwszy weekend sierpnia, przyjezdzaja ludzie zajmujacy sie rekodzielem z calej Polski, ale rowniez z Rosji, Bialorusi, Ukrainy. Co roku kupuje procz jedzenia: kubki, obrazy, dreniane lyzki, nozyki do maselka czosnkowego i inne ciekawe rzeczy. W tym roku kupilam sobie piekne rekawiczki z filcu. Wracam do robienia ogorkow. Odezwe sie, pa pa lola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haloj Lola! Na tym jarmarku we Wdzydzach też byli przyjezdni wśrod kramiarzy - rekodzieło i smakolyki regionalne. Biuściasta babka jest Kaszubką. Chcialbym taka postawić u siebie przed domem. Uwielbiam takie jarmarki! A na Jarmarku Dominikańskim z kolei jest mnostwo sprzedawcow z Litwy ze swoimi wyrobami. Mają świetne wyroby z lnu. A ja niedlugo wyruszę w las na jagody, by zrobic jakies dżemy. Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Czasami faktycznie nawet takie polskie wakacje są bardzo fajne, ale jeśli chodzi o mnie to mi się chce wyjechać gdzieś dalej. Dlatego na tapetę teraz wzięłam Kubę. Już po przeczytaniu https://kioskpolis.pl/ubezpieczenie-turystyczne-na-kube/ wiem również jakie ubezpieczenie będzie dobrym wyborem.

    OdpowiedzUsuń