poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Valborg czyli głośne wypędzanie zimy i wzywanie wiosny

Majówkę zainaugurowałam rozwieszeniem prania na świeżym powietrzu. Pierwszy raz w tym roku! Bo u mnie też świeciło słońce, co prawda nie z taką siłą jak w Polsce, ale zawsze. Pranie rozwiesiłam i siadłam na przyzbie i patrzyłam w jakim tempie śnieg topnieje. Odniosłam wrażenie, że w żadnym. Śnieg na trawniku ciągle leży i ma się dobrze. Poza tym nie mam pojęcia na czym jeszcze minął mi ten bardzo któtki week-end. Szwendałam się po domu i zagrodzie. Natta i ja upiekłyśmy sernik, który tym razem wyszedł bez zarzutów, a smak miał po prostu koncertowy. Jeszcze tak 20 razy upiekę i dojdę do prawdziwej mistrzowskiej wprawy. Dzisiaj większą część dnia, bo aż 3/4 do godziny 17.00 spędziłam w pracy. A po robocie zasuwałam na imprezę pod tytułem Noc Walpurgii, bardziej znaną tu jako Valborg. Ostatniego kwietnia pali się w królestwie szwedzkim ogniska, śpiewa i uprawia orgie pijackie. Policja i pogotowie uzbroiły się po zęby i czekają w pogotowiu. Nasze rodzinne ognisko odbywa się, jak co roku zresztą, u mojej teściowej. Właśnie przed chwilą wróciłam do domu, trzeźwa! Bo u nas jest tu kulturalnie i spokojnie. We wsi jednak ktoś strzelał rakietami. W mieście zapewne odbędzie się pokaz fajerwerków i zapłoną ogniska. Jedno z nich wielkie na campusie uniwersyteckim. No to tam się będzie działo. Wedle starych wierzeń tej nocy czarownice lecą na miotłach na sabat, a już na pewno można spotkać upiory, gnomy, chochliki i rusałki. Upiorami to na pewno duża część społeczeństwa będzie jutro. Podczas lunchu w pracy zapuściłam sie między letnie sukienki. Jest w czym wybierać, pytanie czy warto? W Polsce zawsze jest bardzo gorąco, gdy mnie tam nie ma. Przed moimi wyjazdami do kraju na letnie wakacje zawsze jest upał, a gdy ja już tam się pojawię, to przez kilka dni jest rzeczywiście upalnie, a potem pada lub wieje, ten upał jest taki rozłożony na raty. Wczoraj wysłałam internetowo deklarację i stwierdziłam, że urząd podatkowy chyba się pomylił. Inne dane przysłał mi w formie papierowej, inne w formie elektronicznej, już w końcu sama nie wiem, ile kasy dostanę z powrotem. Ważne, że dostanę. Samochód mój przeszedł pomyślnie kontrolę, czyste papiery, wszystko działa jak trza. Facet kontrolujący mój samochód po przeglądzie i po przejażdżce wręczył mi kluczyki i świadectwo kontroli z tak poważną miną i takim jakiś zawiedzionym, czy smutnym głosem oznajmił, że auto pod każdym względem jest OK, że aż go chciałam przepraszać za to, że wszystko jest OK. Normalnie mi się żal faceta zrobiło. Przepraszam za te nudy, ale nic ciekawego czy ekscytującego się tu nie dzieje, chyba że zacznę zmyślać. Pa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz