wtorek, 10 kwietnia 2012

La Rambla i converse

La Rambla
Śniadanie na tarasie - było zimno, a obiecane słońce nie dawało znaku życia. Śniadanie za to smaczne - polska kiełbasa, polski chleb, polskie masło, szwedzki ser żółty. Ubrałam się następująco: cienkie rajstopy, dżinsy, podkoszulek, sweter z dziurami i z długim rękawem, do tego bluza z kapturem i też długim rękawem, a na stopach buty sportowe, białe marki converse (nowe). No i tak wystrojona udałam się z resztą rodziny na promenadę sławną Ramblą. Z każdym krokiem wzrastała temperatura powietrza. Rambla to jak deptak w Sopocie lub Krupówki w Zakopcu. Wielojęzyczny tłum przelewał się w jedną i drugą stronę. Ciasnota nie z tej ziemi. Siedzieli tam artyści malujący karykatury, artysta od sprayu (chyba ten sam, co w Sopocie, bo obrazki wysprayowane były dokładnie takie same), z tą różnicą, że jego dzieła kosztują na Rambli 10 euro, a w Sopocie 10 złotych (chyba), ale na pewno mniej niż 10 euro. Co parę metrów stali jacyś faceci z okropnymi piszczałkami, tez na sprzedaż, zapewne to jakiś hit Rambli roku 2012 i co obok takiego dziada się przeszło, to piszczał na tej piszczałce prosto w ucho. W tym tłumie i w tym upale już myślałam, że przyfanzolę takiemu z piszczałką w łeb moją torbą. Gdy doszliśmy do Krzysztofa Kolumba, poczułam obtarcie na stopie, gdy poszliśmy na molo, but sportowy dał sie znowu we znaki - drugie obtarcie. Obydwa dotyczyły lewej stopy. Jeszcze pół godziny chodzenia i teraz dla równowagi zaczęła mnie obcierać prawa stopa. Usiedliśmy w kawiarni nad samym morzem. Morze pachniało morzem, tak samo jak nasz Bałtyk, tylko kolor miało inny - niebieski. Wypiłam capuccino, mężczyźni piwo, a reszta kobiet - moja mama i moja córka wino, słońce chyba z upału rozum straciło, a za chwilę chyba i ja myślałam , że stracę z powodu obcierających mnie cholernych conversów i tej ilości łachów, w ktore się przyoblekłam. Szalikiem, który miałam na szyi owinęłam głowę, w ramach ozdoby, a nie ochrony przed słońcem. Paulina pstryknęła mi zdjęcie nawet, bym mogła się sobie przyjrzeć. Poszłam do kawiarnianej toalety i zaczęłam się rozbierać. Zdjęłam rajstopy, czym jeszcze gorzej przsłużyłam się moim stopom, bo teraz to już były gołe w tych szatańskich buciorach i zdjęłam podkoszulek. Wracając Ramblą z powrotem złapał nas deszcz. Do domu pojechaliśmy metrem, bo ja już nie mogłam właściwie chodzić. Teraz, gdy to piszę panuje noc, mój brat ogląda jakiś mecz - Barcelona z kimś tam, a za oknem szaleje  huragan. Wieczorem w butach na koturnie poszłam z  Mariuszem i Pauliną oglądać magiczne fontanny. Oczywiście jak na złość dzisiaj te fontanny nie działały. Za to wdrapaliśmy się ruchomymi schodami na Hiszpańskie Schody. Jak to dobrze, że oprócz zwykłych schodów są te ruchome. Stwierdziłam, że dobrze by było, gdyby też tak trotuary były ruchome. Może nie wszystkie, ale przynajmniej te, po których kręcą się turyści, by dotrzeć do tych wszystkich atrakcji. Jutro pojedziemy do Parku Guel, no i do Sagrada Familia, może również zaliczymy Barri Gotic. Zdjęcia z dzisiaj dołączę jutro, bo teraz idę spać. Dobranoc.

2 komentarze:

  1. Barcelona! Ach! Cudna! Marzę, aby jeszcze raz tam pojechać i zostać na dłużej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzan się z Tobą w całej rozciągłości:)Barcelona jest piękna! A Hiszpanie, czy bardziej poprawnie Katalończycy zadziwiają totalnym brakiem "szacunku" do angielskiego. My do nich po angielsku, a oni odpowiadają po hiszpańsku długo z użyciem całego asortymentu ruchów ciał i rąk. Ale dogadać się jakoś można:)
      Pozdrawiam

      Usuń