wtorek, 17 kwietnia 2012

Comeback do rzeczywistości

No, to jestem w domu. Skoczyła się barcelońska przygoda. Wróciłam do ukochanej zimy, co prawda wczoraj świeciło słońce przy całych plus 5 stopniach, ale za to  powiewało radośnie arktycznym, nazwijmy to - wiaterkiem. Dzisiaj dla odmiany jest szaro - buro i dla rozrywki zdrowo sypie śnieg. W drodze do domu myślałam o tym naszym Umeå, które za dwa lata będzie stolicą kultury. Nie wiem, mając wciąż przed oczami Barcelonę, jakim cudem uda się to naszemu prowicjonalnemu miastu. Umeå co najwyżej może by stolicą prowincji. Jak słowo daję, w chwili obecnej jest mi nawet trudno wyobrazić sobie je jako stolicę kultury. By miasto mogło zafundować sobie taką magiczną fontannę, podobną do tej z Placu Hiszpańskiego w Barcelonie, to trzeba by było wyburzyć cały rynek (centrum) Umeå. Gdy spacerowałam po przepięknych parkach Barcelony, to myślałam o tym naszym jedynym zwanym Gamlia i niestety wypada on blado. A Barcelona, no cóż, przepiękne miasto, bardzo przyjazne, gadatliwe. Gdy dojechałyśmy po południu do Barcelony, to przede wszystkim zwróciłam uwagę na zapach miasta. Miasto pachniało...świeżym praniem. Wieczorem, gdy siedziałam na tarasie czułam ten zapach jeszcze mocniej i intensywniej. Pranie wisiało na prawie wszystkich balkonach - wszędzie lekko powiewały w śródziemnomorskim powietrzu gacie, staniki, pościel,  ręczniki. Bardzo mi się podobało to, co jest niestosowne w Niemczech czy nawet tu w Szwecji - to wiszące publicznie pranie. Zauważyłam pewną zależność religijną - to co niestosowne w krajach protestanckich, jest stosowne w krajach katolickich. Protestanci tak protestowali, że nawet ten protest zamanifestował się w sposobie wieszania prania. Miejscy protestanci ukrywają swoje, a katolicy dumnie wywieszają na widoku. Dachy zwieńczone są lasem anten satelitarnych. Co tam z tym kryzysem w Hiszpanii, to nie wiem. Ja go nie spotkałam. Turystów było takie mrowie, ze już oni sami swoim pobytem powinni wydźwignąć kraj znad przepaści finansowej. Polecam sangrię, teraz będę sama robić sobie taki napój. W ciągu tygodnia wszystko, co należy do top 10. La Rambla 2 razy, park Guell zaprojektowany przez Gaudiego, domy jego autorstwa Casa Batllo i La Pedrera. Rrazem z rodzicami chodziłam po surrealistycznym dachu La Pedrera (15 €), obeszliśmy najstarszą dzielnicę Barri Gotic (2 razy), El Raval i La Ribera. W części Barri Gotic weszliśmy do najstarszej katedry Barcelony. Niestety za wejście trzeba płacić (6 € od osoby), co uważam za wysoce nieprzyzwoite. Chociaż, gdy popatrzyłam na czarny od zacieków strop, to mam nadzieję, że te pieniądze pójdą na renowację. Piękny gotyk, ale bardzo mroczny. Za to w wirydarzu katedry wśród bujnej roslinności i szemrzącej fontanny spaceruje 13 gęsi. Symbolizują one wiek Eulalii, ktora jest patronką Barcelony i ktora zginęła męczeńską śmiercią w wieku 13 lat. Sagrada Familia buduje się w dalszym ciągu, dlatego entrada do niej kosztuje 16 €, dla emerytów kilka euro taniej. Zajrzeliśmy również do przepięknej gotyckiej katedry Santa Maria del Mar (za darmo!?) opisanej w powieści Ildefonso Falcones'a Katedra. Odbyam spacery po trzech parkach: Joan'a Maragall, Joan'a Miró och Ciutadella. Jeden piękniejszy od drugiego. Zakupy zrobiłam w arenie, w której kiedyś odbywały się corridy, a dzisiaj jest tam galeria handlowa, wewnątrz taka sama jak Galeria Bałtycka w Gdańsku, na Placu Hiszpańskim z olbrzymim pasażem prowadzącym na hiszpańskie schody aż do Palau Nacional i ozdobionym magiczną fontanną, a właściwie fontannami. To fontannowe zjawiskowe widowisko po prostu trzeba zobaczyć. My mieszkaliśmy w dzielnicy Montjuic, niedaleko Placu Hiszpańskiego, czyli niedaleko fontanny. Kolejką linową przejechaliśmy się oglądać mega twierdzę - castell (uważam, że ta twierdza to strata czasu, ale przynajmniej zobaczyłam morze z lotu ptaka). Byłam w muzeum Picasso, jeździliśmy autobusami i metrem. Metro łatwe w obsłudze i bardzo szybkie, jego jedynym minusem jest to, że miasta nie widać. Zobaczyłam obiekty olimpijskie, bo w końcu w 1992 Barcelona była gospodynią olimpiady sportowej. Koniec na dzisiaj, bo muszę wyjść z pieskiem i odśnieżyć trochę. Pa!


Ronny odśnieża, podczas gdy ja piszę ten post

dzisiaj rano po nocnej śnieżycy

dzisiaj rano przed wyjściem do pracy

kilka dni temu lód oglądałam w takiej formie w olbrzymiej hali targowej




a tu na Placu Hiszpańskim znajdują się magiczne fontanny zaprojektowane przez Carles Biugas na światową wystawę w 1929 roku

za chwilę zacznie się pokaz dźwięku i światła 





mój kolejny szczyt, tym razem zdobyłam (wjechałam windą) dach La Pedrera (kamieniełomu) autorstwa Gaudiego. Tu stoję w towarzystwie strażnika dachu


fasada La Pedrera

Moja rodzinka - brat, córka, mama i tata na Placu Hiszpańskim

Strop La Sagrady


detale na fasadzie La Sagrada Familia
    

6 komentarzy:

  1. Wszystko co dobre, szybko się kończy.... Byłam w Barcelonie jesienią przez jeden dzień, bo leciałam dalej, do Sewilli. Zachwyt ten sam, choć czasu na zwiedzanie niewiele.
    Kiedyś tam wrócę na dłużej :))
    Zróbcie coś z tym śniegiem! :)))
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  2. No i co ja mam z nim zrobić? I jak? Kilka zdjęć nie opublikowało się, stąd ta duż luka, ale uzupełnię. Wkrotce maj i zawsze od 20 lat 1 maja śniegi zamieniały się na oczach w rwące potoki. Jeszcze tylko dwa tygodnie...Chociaż zaczynam powątpiewać, czy te zwały śniegu dadzą sobie radę do maja ze swoim zniknięciem. Barcelonę gorąco polecam. Tanie loty, mieszkania do wynajęcia, cenę można dogadać - zależy ile osob jedzie. Ceny w sklepach podobne do szwedzkich, a sprawy żywieniowe tańsze, może podobne do cen polskich (mowię o sklepach, nie o knajpkach). Lęcę do dalszej roboty. Dzisiaj rano Ronny wsiadl na traktor i odśnieżał, bo śniegu tyle nawaliło, że droga była nieprzejezdna. Fajnie, co?
    Całuski

    OdpowiedzUsuń
  3. Troche zdziwilas mnie piszac, o suszeniu prania.U nas gacie wisza u wszystkich sasiadow:)
    A na pocieszenie, moj maz dzis jechal z Luleå do Umeå i opowiadal, ze u Was to nic w porownaniu z iloscia sniegu w Luleå.
    Pozdrownia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magdo, u mnie też wiszą i u sąsiadów podobnie, ale my mieszkamy w lesie, czy innymi słowy na wsi. Ja pisałam o mieszczuchach mieszkajacych w kamienicach w Barcelonie. Linki wiszą bardzo wysoko, takie z kołowrotkiem przeciągnięte od jednego okna do drugiego lub od balkonu do balonu, czy na tarasach. Idziesz sobie starówką w Barcelonie, zadzierasz głowę, a tam wysoko powiewa suszace się pranie. Nie spotkasz takiego widoku w szwedzkich miastach. Ja nigdy nie widziałam czegoś takiego w Umea. Wiem, że w miastach w okresie letnim suszą ludzie pranie na balkonach, ale na tych rozstawianych stojakach,zasloniętych balustradą balkonu. Na wsi, czy poza miastem, to suszą gdzie popadnie. Ja mam linki rozwieszone między trzema sosnami. A tym z Lulea szczerze współczuję. Dla mnie Szwecja kończy się na Umea, bo tam wyżej to już w ogóle sobie nie wyobrazam życia - prawie cały rok w kolorze czarno - białym. Tam wyżej powinien znajdować się wielki rezerwat przyrody.Śnieg u nas spadł mokry, pługi wyjechały rano, bo gdy jechałam do roboty do miasta, to asfalt byl czarny i tylko mokry, zatem dobrze się uwinęli z odśnieżaniem. A co tak ten Twój mąż podróżuje sam, bez Ciebie?;)
      Pozdrawiam:))))

      Usuń
    2. Podrozuje sluzbowo, z wakacjami malo to ma wspolnego.Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Współczuje "stresu pourlopowego". Zawsze mam z tym problem. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń