piątek, 13 kwietnia 2012

Na barcelońskim bruku

Resztkami sił piję wino stworzone w Katalonii - białe półsłodkie i usiłuję dojść do siebie po intensywnych ostatnich dwóch dniach. Jedno wiem na pewno, że do zwiedzania takiego molocha jakim jest Barcelona potrzebne są końskie siły i kondycja Herkulesa. Nogi odpadają mi od reszty ciała, a reszta ciała z kolei daje znać o mięśniach, o ktorych istnieniu nie miałam pojęcia. Niedaleko domu, w którym mieszkam znajduje się sklep z różnymi przyrządami dla słabowitych i inwalidów oraz zdrowotnymi butami Scholla. Przyrządy jeszcze zostawię w spokoju, ale nie wiem, czy butów Scholl sobie nie sprawię, bo już nie wiem, co mam wkładać na stopy, by przetrwać dzień jako Jaś Wędrowniczek.Chociaż o ile się nie mylę Jaś mimo, że był szewczykiem w połatanych butach, to nie narzekał na niedogodności podczas wędrowania. Moja mama i ja, tylko my tak człapiemy ulicami Barcelony jak  dwie kulawe Mańki, bo reszta naszego towarzystwa dziarsko posuwa do przodu. Wczoraj dzień spędziliśmy w parku Guell, tym zaprojektowanym dla mieszkańców Barcelony przez Gaudiego. Park jest bajkowy, zielony, a miejscami już nawet kwiecisty, a tłumy takie, że o spokoju na łonie natury raczej można zapomnieć. Chociaż wśród zgiełku można było usłyszeć skrzek latających nad głowami zielonych i niebieskich papug, ktore przelatywały z palmy na palmę. W parku szło się prawie ciągle pod górę. Gdy siadłam na ławce, to już myślałam, że nie wstanę. Moje buty spokojnie mogę okreslić mianem butów hiszpańskich. To właśnie Hiszpanie wymyślili specjalny but jako wyrafinowane narzędzie tortur. W końcu Paulina wyjęła z torby swoje klapki - japonki. Na szczęście wzięła je z sobą i dzięki nim mogłam zwiedzić katedrę la Sagrada Familia. Kolejka do kas była "długa, kręta i cętkowana" jak róg Wojskiego. Na szczęście szybko się poruszała. Przy akompaniamencie młotów pneumatycznych i wiertarek weszłyśmy do chłodnego, kolosalnego i tęczowego wnętrza katedry. Katedra jest monumentalna i sięgająca nieba, ale wewnątrz jest jasno, a nie mroczno jak w gotyckich kosciołach. Tam czuło się jakąś lekkość, a powietrze przybierało akwarelowe barwy dzięki witrażom o tęczowych barwach. Bajka, po prostu bajka. Wrażenie robi niesamowite, a człowiek czuje sie jak mrówka. Secesja Gaudiego to fantazyjna roslinność, płynność linii, pofalowania, żadnych kantów i ostrych kątów, dziwne stwory to główny atut i znak  stylu Gaudiego.  Katedra jest w ciągłej budowie, według planów ma być wykończona w 2022 czy 24 roku. No zobaczymy, czy będzie to dla mnie okazją, by ponownie wpaść do Barcelony. Teraz przerywam pisaninę, bo ledwo na oczy widzę. Pa!
ja w kawiarni przy molo nad morzem
wjazd do parku Guell

planowanie dnia jutrzejszego

przygotowanie do śniadania na naszym tarasie

fantazyjne balkony








balkon Gaudiego w jego domu w parku Guell
Paulina ozdobą parku Guell


 
a takie zdanie mają o turystach niektórzy barcelończycy

2 komentarze:

  1. A zapomniałam o waszych białych nocach! Ale mialam na mysli glownie,ze tu, na zachodzie slonce inaczej wschodzi i zachodzi, mnie kiedys to bardzo zadziwialo...Piękne zdjecie nad morskim bulwarem! A ja pozwolę sobie zachęcić swoją ścieżką zwiedzanie,zeby uniknąć zmęczenia nóg, podziwiam Mamę, wiecej przemieszczac się metrem i odpoczywać w kawiarenkach...Przez Plac Reial, od Rambli, przejdźcie do Bari Gotic. A to nie da się tak po prostu przejść. Koniecznie trzeba przysiąść w jednej z licznych kawiarenek w podcieniach, kontemplować urodę dorodnych palm, lamp projektowanych przez Gaudiego, zrobić parę zdjęć, zjeść lunch w Los Coracoles, albo zamówić kolację w tej niezwykłej restauracji, bo bez rezerwacji nie ma, co liczyć na stolik. A Bari Gotic to plątanina uroczych, wąskich średniowiecznych uliczek, pełnych sklepów, barów, kafejek, gdzie zza rogu możesz dojrzeć mury rzymskie, świątynię Augusta, katedrę de La Santa Creu z XIII w lub kościół Santa Maria del Pi. Na Placu Sant Jaume zobaczysz imponujące budynki katalońskiego rząda – Palau de la Generalitat i i Ajuntament. W okresie świątecznym stoi tam piękna szopka i dekoracje chyba rodem z Hollywood, piękne oszronione drzewka choinkowe, iluminacje i muzykę. Kiedy byłam tam z córką najchętniej zachodziłysmy do kafejek z tapas i latynoamerykańskimi drinkami, z których Mojito i Daiquiri najlepiej wprowadza mnie w miraże przygody. A córka, fanka FC Barcelony nie mogła nie zobaczyć stadionu i wielkiego sklepu obok! Kilka razy oprowadzalam przyjaciol po Barcelonie, spacer imponującą aleja Passeig de Gracia do Placu Katalonii tez jest turystycznym musem, tam dumnie się prezentują Gaudiego kamienice, Casa Battlo i Milo, a ile stylowych barów po drodze, żeby wypić kieliszek wina lub drink latino. Nie ma co się spieszyć, wrócicie jeszcze do Barcelony...jestem przekonana. Moje miasto rodzinne w Polsce ma najwiekszego pracodawcę z Barcelony,ja tez z nimi wspolpracuję, zatrudnia ok 1500 osob, to huta, Katalonia dzieki temu jest nam szczegolnie bliska. Milego dalszego zwiedzania!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, hej:) widzę, że w Barcelonie czujesz się jak w domu:)Przedwczoraj, czyli cały czwartek spędzilismy w Barri Gotic. Kreciliśmy się po wąskich uliczkach, napstrykałam mnóstwo zdjęć. Siedzieliśmy w jakiejś strasznie starej kawiarnii, zaszlismy do kościołów, stałam na schodzach na których królowa Hiszpanii żegnała Kolumba przed jego odkrywczą podróżą do Ameryki. Gmachy rządowe widzieliśmy. Najlepszy środek transportu to metro, łatwe w obsłudze, jedyną jego wadą jest to, że jest pod ziemią i nie widać Barcelony. Dzielnice Ribera i Raval też godne odwiedzenia. Jeśli czytałaś powieść Zafona "Cień wiatru", to wiesz że te sredniowieczne dzielnice są głównym miejscem akcji powieści. sama krążyłam po nich, by znaleźć Cmentarz Zapomnianych Książek;) Chyba będę musiała ją drugi raz przeczytać, bo teraz mam wyobrażenie o opisywanych miejscach. Wczoraj jechaliśmy kolejką linową do Castell de Montjuic, nastepnie odwiedzilismy obiekty sportowe z olimpiady 1992 roku, no ale tylko zobaczyliśmy puste krzesła. Magiczne fontanny są naprawdę magiczne, zresztą mieszkamy w ich sąsiedztwie, niedaleko Placu Hiszpańskiego. A teraz za chwilę lecimy na plażę. Pa!

    OdpowiedzUsuń