niedziela, 26 lutego 2012

"Niech żyje, żyje nam!!!"

moje śniadanie
Sobota 25 lutego godzina 8.11 (rano)

Śpię błogo, przynajmniej tak mi się wydaje, bo ktoś wrzeszczy mi nad uchem: "wszystkiego najlepszego!" - otwieram oczy, nie wiem jeszcze na jakim świecie żyję, a tu nade mną sterczy Ronny w swoich odblaskowych roboczych ciuchach i trzyma  tacę. Dochodzi do mnie zapach kawy parujący z kubka. Oprzytomniałam i nagle zrozumiałam, że oto nadszedł najgorszy dzień w moim życiu. Mam urodziny!!! Już straciłam rachubę, które to z kolei. Na tacy obok kubka z kawą marcepanowy torcik. Ten tu na zdjęciu obok. Ronny wracając o 6.00 z pracy, w drodze do domu zatrzymał się w piekarnio - cukierni, załomotał w drzwi od zaplecza i poprosił piekarzy, by sprzedali mu coś tortowego, bo żona ma urodziny i nie może ot tak po prostu bez torta wejść do domu. Torty jeszcze nie całkiem były gotowe, za to te wypieki tak. Przyjęłam życzenia, posłuchałam opowieści o cukierni, a potem Ronny poszedł spać, a ja wstałam. Byłam sama. dziewczyny rozparcelowały się po koleżankach i u nich nocowały. Ronny co prawda miał je rano pozbierać do domu, ale żadna z nich nie odpowiadała na jego dzwonienie. Po prostu spały.

godzina 9.00
Narzuciłam na koszulę nocną kurtkę, ubrałam spodnie dresowe, walonki i poszłam z pieskiem na spacer.

godzina 9.27
Wstawiłam pranie.  Po torcie mdliło mnie, więc musiałam zjeść coś bardziej treściwego, ale coś mi nie wchodziło, bo jak można cokolwiek zjeść, gdy się żołądek zapchało słodkościami. Poszłam zatem do łóżka. W końcu mam urodziny - pomyślałam - więc mogę robić, co chcę. Zabrałam się za czytanie "Blaszanego bębenka" Grassa.  Zachciało mi się po prostu wskoczyć na chwilę do mojego ukochanego Danzig, czyli Gdańska. Po paru stronach stwierdziłam, że jestem niedospana. Wzięłam i zasnęłam. Zadzwonił telefon. Stękając wstałam. Rodzice zapragnęli złożyć mi życzenia. "Asiu kochana, wszystkiego najlepszego" - krzyknęła mama. "Chyba Cię nie obudziłam?" - zapytała. "Ależ skąd!"- odpowiedziałam przekonująco (chyba). Podziękowałam za życzenia i wróciłam do łóżka.

godzina 10.28
Obudził mnie telefon. Znowu zwlokłam się. Tym razem mojemu brat zachciało się życzyć mi szczęścia, a przy okazji zapytał, ile to ja już lat skończyłam, bo on jakoś nie pamięta. "Ja też nie pamiętam" - burknęłam. On jest taki dowcipny, bo jest młodszy ode mnie. I to powinno mu wystarczyć. No, to że jest młodszy. Po rozmowie włączyłam tv na "Kawę i herbatę". Zaciekawił mnie brodaty, dostojny, starszy facet w marynarce i sygnetem na małym palcu. "O! profesor jakiś, posłucham, co ma do powiedzenia". Facet zaskoczył mnie, bo nagle tą swoją upierścienioną ręką zaczął obmacywać rozkrojoną rybę i nic poza tym. Tylko macał, niczym jej nie posypał ani nie wytarzał w czymś. W rogu ekranu pojawiło się jego nazwisko - Gessler i "profesor" okazał się być, już sama nie wiem, kucharzem czy coś w tym rodzaju, bo mówił o przyrządzeniu na portugalski sposób tej wybebeszonej ryby, śmiesznie jednak wyglądał w tym sygnecie i gajerze. Już chciałam obudzić Ronnego, by pokazać mu jak facet ma ubierać się do kuchni, by przygotować obiad. Wróciłam do łóżka. A swoją drogą to dlaczego ta moja rodzina wydzwaniała tak rano? Przez ostatnie 19 lat dzwonili zawsze wieczorem. Jak można tak po prostu zmieniać pewne przyzwyczajenia?

godzina 15.00
Obudził mnie  Ronny pytaniem: "To ty jeszcze śpiiiiiiiisz?!". "A co mam robić?" - odpowiedziałam. "Czy mam sprzątać i gotować urodzinowy obiad?" - zapytałam. "No, nie. Chciałem ci tylko powiedzieć, że jadę do miasta po dziewczyny, po Paulinę i Micka i po zakupy. No to cześć!" - i usłyszałam zamykające się drzwi główne.

godzina 15.07
Wstałam, doprowadziłam się do porządku i czekałam. Nagle zobaczyłam, że łazienka jest okropnie brudna. Lustro w kropki, na podłodze pełno kurzu, a wszystko za sprawą słońca, które pięknie podświetliło cały ten za przeproszeniem syf. Splunęłam w garści i zabrałam się za szorowanie, wiecie typu "Bang i po brudzie". Wpadłam w jakiś nieznany mi dotąd szał i chwyciłam za odkurzacz. Odkurzyłam całą chałupę, ale najpierw siedziałam w garażu i drutem wydłubywałam z odkurzaczowej pękatej torby jej zawartość. Odkurzacz nic nie ciągnął, bo torba prawie w nim eksplodowała. Mogłaby spokojnie zastąpić piłkę do nogi. Okazało się też, że była to ostatnia w domu torba! Zatem nie pozostało mi nic innego, jak opróżnić ją jakoś. Wydłubałam połowę. Zapełniłam tym brudem prawie całą plastikową siatkę na zakupy! Odkurzyłam jednak.

godzina 16.30
Nareszcie wszyscy przyjechali. Dziewczyny od razu powędrowały do kuchni i zajęły się przygotowywaniem obiadu, a ja siadłam i patrzyłam na nie. Dostałam kwiaty, dwa bukiety - żółte tulipany i białe róże.  Dostałam bilet do opery na Carmen. Z tym, że ta stara, poczciwa Carmen ubrana będzie w szaty współczesne, a jej akcja rozegra się tu w Umeå, a konkretnie w multi-kulti dzielnicy Umeå - Ålidhem. Już nie mogę się doczekać. Dostałam również nową powieść Marian Keyes do słuchania i tą samą do czytania. Uwielbiam jeździć samochodem! Książka ma 737 stron, ponad 24 godziny słuchania! Życie jest cudowne! Od teściowej dostałam kasę. Świetnie! Będzie z tego wyrafinowany obiad w restauracji, albo wizyta u kosmetyczki i wyjście do kina i kawiarni. A, zobaczymy jeszcze na co wydam.
Na obiad dziewczyny podały meksykańske tacos. No, a wieczorem były słodkości - tort truskawkowy, autorstwa Pauliny, sernik mojego i pełno różności cukierniczych kupionych przez Ronnego.
Było świetnie. Mogłabym tak każdego dnia, jedynie ten mój nowy wiek wpływał dosyć ujemnie na mój nastrój. Ledwo się przyzwyczaiłam do ostatniego wieku, nawet zaakceptowałam te moje lata, a tu nagle, szast - prast i koniec i teraz na nowo muszę przyzwyczajać się do nowej liczby, a co gorsza muszę ją zapamiętać. Pa!


18 komentarzy:

  1. a ja zycze..... wiele, wiele bardzo szczesliwych lat!!!
    Usciski

    OdpowiedzUsuń
  2. A, dziękuję, dziękuję bardzo, postaram się dostosować do życzeń:))))))
    Również ściskam

    OdpowiedzUsuń
  3. No i zapomniałam.Teraz to wiem, żem spóźniona,ale z całego serca życzę Ci,byś jednak nie pamiętała tej liczby tylko cieszyła się życiem w młodzieńczy sposób :) całusy serdeczne ślę. A śnieg jeszcze macie?

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję, dziękuję:))) A czy my mamy śnieg? Nie wiem, czy zakląć, czy z entuzjazmem wykrzyknąć: "i to jeszcze ile!!!". Tutaj tyle śniegu nawaliło, że chałupę ledwo widać. Gdy maszeruję do mojej anteny, to zapadam się w nim do biodra. Słuchaj, tu jest tyle tego, że już zastanawiam się, czy jakiego biznesu nie zacząć robić na tym śniegu. Na przykład wysyłać go jakimś rurociągiem przyjaźni do Emiratów Arabskich. Tam w końcu woda jest droższa od benzyny. Twój pomysł z warsztatami uważam za fenomenalny! Twój reportaż z Wenecji - doskonały! Te kostiumy i maski - bajeczne. Też muszę pojechać kiedyś na ten karnawał, ale chcę sobie zrobić jakieś przebranie, bo chciałabym popozować do zdjęć. Ty to żyjesz! A ja egzystuję. U Ciebie każdy dzień inny, u mnie rutyna. Gosia życzę powodzenia z tymi warsztatami. Bajerancki pomysł! Całuję i ściskam

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystkiego naj!A cyferkami w dowodzie nie przejmuj sie!Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magdo:) dziękuję bardzo. Już się nie przejmuję;)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  6. Joasiu, wytłumaczyć sobie można zawsze, że w pewnym wieku amnezja to rzecz naturalna :)
    Miłości, moja droga! I zdrowia, bo to jednak ważne! A później znów miłości Ci życzę! A gdy już będziesz miała już dość tego cukierkowego świata przepojonego szczęściem i samymi uśmiechami, puść sobie dymka / zamknij się w domu na pół dnia lub więcej / ucieknij sama na tydzień do Gdańska / zamiast córkom, kup sobie pięć par butów naraz / powiedz tej wrednej babie z pracy, że mogło być gorzej i miej satysfakcję, że ona od tej pory będzie się głowić, co miałaś na myśli / zamów na kartę kredytową męża połowę asortymentu księgarni i co tam jeszcze Ci przyjdzie do głowy*
    Sto lat samych emocjonalnych orgazmów!

    *niepotrzebne skreślić, potrzebne dodać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Dosiu, dziękuję bardzo,jestem otwrta na spełnienie wszystkich przez Ciebie napisanych tutaj życzeń. Coś się na pewno spełni. Najłatwiej będzie z kartami męża, bo znam wszystkie jego kody:) Naprawdę!
      ściskam

      Usuń
  7. Ja również życzę wiele spełnień,ponieważ nie wszystkie życzenia się spełniają!A poza tym,gdy kobieta skończy 35 lat,mówi:i znowu minął rok,a mi przybyło pół roku!
    Ewa z Gdańska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, nie mam pojęcia jakim cudem mój komentarz skierowany do Ciebie opublikował się na samym dole. Widzisz, oto jest drobny przykład na tę przewrotność losu:)

      Usuń
  8. No i ode mnie przyjmij najlepsze życzenia!
    Na pocieszenie Ci powiem, że im więcej mam lat, tym mniej się tym przejmuję.
    A Ronny jednak umiał się znaleźć!
    Ściskam urodzinowo,
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  9. Happy Birthday!
    Urodziny w krajach protestanckich to najwazniejszy dzien w roku!Jak Xmas w kwestii prezentow, lub nawet bardziej. Mnie sie kojarzy z elegancką kolacją na moją cześć, urocze prezenty od męża, nie zadne seksistowskie, jak u nas kobiety dostają, i czeki urodzinowe od teściowej. U nas w Polsce, to dzieci tylko oczekują urodzin i prezentów, a zażenowanie dla nas, ze juz tyle lat.A w wymienionych wczesniej krajach nie chodzi o lata, ale o urodziny w ogóle.Uwielbiam Urodziny odkąd jestem z moim obecnym mężem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wiekie ardiola! Wszystko się zgadza z tymi urodzinami. Właściwie świętowanie ich znajduje swój odpowiednik w polskich imieninach. Jest jednak zasadnicza różnica, jubilatka czy jubilat nie przygotowuje sam swoich urodzin robią to wszyscy inni. Czyli niech żyją urodziny! Obiad czy kolację ktoś urządzi, a bohater dnia siedzi sobie i przyjmuje życzenia i prezenty. Jest klawo, dlatego napisałam, że mogłabym tak codziennie:) Zaciekawiłaś mnie tymi seksistowski prezentami, prawdę powiedziawszy nie bardzo się orientuję, czym obdarowywane są polskie kobiety przez swoich wielbicieli. Mama opowiadała mi, że na walentynki przeczytała ogłoszenie jakiejś kwiaciarni, która wabiła klientów niesamowitą ofertą - przy zakupie długiej róży otrzyma się gratisowo stringi. Kwiaciarnia handlująca sznurkowymi majtkami. Facet obdarowujący kobietę takim prezentem robi właściwie prezent sobie, bo oczekuje, że ukochana wloży to na siebie i będzie przed nim w tym paradować. Ja,kiedyś użyłam stringów jednej z moich corek jako opaski na włosy, gdy sprzątalam dom. Zastosowanie ich ma wiele możliwości.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    2. Bielizna osobista jako prezent to jeszcze OK, radość dla dwóch stron. Ale kobiety, mam na mysli te w srednim wieku dostaja np przyrzad do mierzenia cisnienia lub cukru od swoich mężów lub dzieci. To tak z troski. Dalej coś do kuchni, np blender, do łazienki zestaw kosmetyczny to juz standard. I kobieta sie musi napracowac, zeby zrobic przyjecie, mozna zamowic catering, ale to trzeba podac. I goscie maja dobrze, a nie solenizant. Nie tak dawno, jak w lutym bylam na przyjeciu, ,30te urodziny mojej mlodej kuzyneczki, połączone z urodzinami dziecka. Tylko to dziecko bylo najwazniejsze dla rodziny, a nie ona. U nas nadal tak jest. Nie wszedzie oczywiscie, to kwestia stylu zycia. Ja wokol swoich urodzin 2 maja zawsze robilam duzo szumu. Wiecej niz corek, bo byly w wakacje i ich nigdy wtedy nie bylo w domu, oprocz wieku przedszkolnego.
      Do mnie do Francji przyjezdzaja znajomi z Anglii na swoje urodziny. Taki prezent.

      Usuń
  10. Witaj Ewo! Zazdroszczę Ci Gdańska. Gdańsk - moja miłość! Tu na pólnocy zawsze się chwalę, że pochodzę z miasta Schopenhauera, Heweliusza i Grassa. Dziękuję za życzenia, a co do ich spełniania się, to w moim przypadku zazwyczaj spełnia się to, czego akurat sobie nie życzę. Zwykła przewrotność losu;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Kingo:))))) przyjmuję od Ciebie życzenia. Dziękuję baaaaardzo! A Ronny, gdy się tylko odrobinę zmobilizuje, to potrafi. Nikt tak jak on nie załaduje po brzegi zmywarki na przykład. Potrafi też planować coś przez 10 lat, a potem nagle w ciągu miesiąca te swoje plany zrealizować;)
    Ściskam:))))

    OdpowiedzUsuń
  12. Joanno - najserdeczniejsze, choć spóźnione życzenia! Masz urodziny 2 dni po moich synkach :)))).

    OdpowiedzUsuń
  13. Amisho, dziekuję za życzenia i nie szkodzi że spóźnione:))
    Moja Renee ma urodziny 21 lutego, a ja 4 dni po niej. Same ryby!
    Pozdrawiam:))))

    OdpowiedzUsuń