niedziela, 2 września 2012

Angielska pogoda

Leje, pada, mży już cały tydzień. W takiej aurze ciężko znaleźć jakiekolwiek natchnienie. Na szczęście pozostaje praca i to tak intensywna, że nie pozwala na żadne roztkliwianie się, dzielenie wlosa na czworo i melancholijne wzdychania. Po pracy przebierałam czarne jagody, ktore ostatnio wyczesywalam w lesie To jest dopiero robota! Czarno robilo mi sie przed oczami od tych czarnych jagód, te listki, patyczki, igiełki i inne runo leśne ktore zawędrowalo razem z jagodami do wiadra pieknie się poprzyklejało do owoców i zmienilo swoją barwę na czarną. Przy okazji poplamiłam sobie białą bluzkę tymi jagodami, klęłam pod nosem i zazdrościłam Kopciuszkowi, że ta miała tylko do oddzielenia groch od popiołu. Ten groch i popiól, to zadna robota w porównianiu z oddzielaniem jagód od reszty. No, ale kilka słoików jagodowej marmolady jednak udało mi się zrobić, z czego jestem bardzo zadowolona. Teraz pozostają borówki. Ale te oczyszcza się łatwo, bo są suche, a nie ociekają sokiem jak te jagody. Czwartek spędziłam na uniwersytecie, tam zetknęłam się z oryginalnym człowiekiem, ktory został mi przydzielony jako mój promotor. Temat mojej pracy dyplomowej potraktowany zostal bardzo marginalnie, bo promotor opowiadał mi o swojej misji na Ukrainie, w Rosji i Argentynie, a celem misji była z jego strony walka o prawa człowieka. To znaczy nie chodzil po ulicach i demonstrował, ale wykładał i nauczał. Nastepnie opowiadał mi o kimś ze swojej rodziny, ktory był prawie umarły, ale polski neurochirurg przywrócił go do życia. Podal mi swój numer telefonu zaznaczając przy tym, że w zasadzie jest on caly czas wyłączony. Na szczęście podał mi również swój e-mail. Nastepnie zaczął snuć rozważania na temat najnowszych prac naukowych nad ludzkim mózgiem. Tak, na pewno było to bardzo ciekawe, ale do mojej pracy zupełnie nieprzydatne. W pewnym momencie wtrąciłam, że żaden na świecie naukowiec od mózgu nie jest w stanie powiedzieć o czym ja w tej chwili marzę. Promotor przerwał i pytająco na mnie spojrzał. "Marzę o kawie" - wyjawiłam - "i o ciasteczkach" - dodałam. No i na tym zakończyliśmy nasze konsultacje naukowe. A swoją drogą ciekawe jak będzie wyglądać ta nasza współpraca. Wczoraj większą część dnia spędziłam w nowej szkole Renee. Szkoły zaczęły swoją edukacyjną działalność 20 sierpnia i tym samym Renee z wielką ochotą (naprawdę!) rozpoczęła naukę w nowej szkole. Pod koniec swojej dziewiątej klasy Renee zaskoczyła nas wszystkich swoim wyborem szkoły średniej. Stalismy w domu z rozdziawionymi gębami, gdy oznajmiła, że idzie do szkoły...rolniczej. Stwierdziła, że ma dosyć miasta i dbania o swój city - look. Mam nadzieję, że nagle gdzies w połowie pierwszej klasy nie zmieni zdania. A na razie zmieniła buty - wysokie obcasy odrzuciła w kąt i chodzi w trampkach. W szkole już zdążyła jeździć na traktorze i to jako kierowca, a nie jako pasażerka, zapoznała sie ze szkolnymi świnkami i dostała pod opiekę cielaka. Na razie po dwóch tygodniach nauki jest w dalszym ciągu zadowolona. Wczoraj w jej szkole odbywała się otwarta impreza dożynkowa . Renee ze swoja klasą występowała jako gospodyni imprezy. Oczywiście sprzedawali ciastka, kawę, oprowadzali ludzi po szklarniach, w ktorych samemu można było pozrywac z krzaków pomidory i je kupić. Do szkolnej imprezy podłączyli się również prawdziwi rolnicy ze swoimi produktami - miodami, chlebami, dżemami, sokami. Okolica szkoły jest bardzo ładna - mają tam staw, ogrody, szklarnie, stajnie, obory. Poza tym wszystko jest zmechanizowane i ekologiczne. Teraz nauka stawia na ekologię. Oczywiście deszcz padał zdrowo, ale cp tam deszcz, gdy mialam na sobie pelerynę, za to buty - pantofle na niewielkim konturnie. Ubabrałam sie w błocie, krow już nawet nie oglądałam, gdyż teren był totalnie wydeptany, bo tłumy chciały oglądać krowy jakby one były czymś zjawiskowym lub z innego świata. Ja w każdym razie wiem jak wygląda krowa. Przechodzacy obok mnie ludzie tez popatrywali na moje buty jakby te też były z innego świata. Każdy człowiek miał na sobie kalosze, a ja jak ta idiotka stałam w pantofelkach. Nie mam pojęcia jaka jutro będzie pogoda, wiem za to że jutro zaczyna sie nowy tydzień pracy, a Ronny ma urlop. Jutro zaczyna się przecież polowanie na łosie.

PS. Jutro zdjęcia, bo juz nie mam siły. Pa!
tutaj uczniowie myją swoje brudne buty

różne gatunki ziemniaków

znalazła się nawet niebieska odmiana

ziemniaczana królowa

szkolne szklarnie

stoiska z zieleniną



rajska jabłoń

a tak pszczoły robią miód

sklep przyszkolny z miodami, sokami, powidłami

pomidorowa dżungla

Paulina i Renee w szkolnej oranżerii


a to moje pantofle

7 komentarzy:

  1. Jestem pod dużym wrażeniem! Które, przyznaję, spotęgowały załączone zdjęcia - nie dziwię się, że Córka z takim zapałem rozpoczęła nowy okres w życiu. Swoją drogą, imponująca różnica w zapatrywanie się na satysfakcjonujący styl życia, szczególnie, że dotyczy tak młodej osoby.
    Czy widoczne powyżej ziemniaki powtarzają się na tych stołach?... Pytam, ponieważ jest ich tam tak dużo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć N.:) tych ziemniaków było znacznie więcej i żadne nie powtarzały się. Polskich odmian jednak na tym długasnym stole nie zauważyłam. Interesująca odmiana to ten niebieski ziemniak - blå(niebieskie) Kongo. Nie mam pojęcia jak smakuje, jakoś nigdy moja ciekawość nie była aż tak wielka, by kupić te ziemniaki i posmakować. A Renee sama zadziwia mnie wciąż swoimi rolniczymi zamiłowaniami. Jak na razie utrzymują się one na tym samym poziomie. Mam nadzieję, że nie odwidzi się jej.
      Pozdrawiam gorąco.

      Usuń
    2. No to mnie zaskoczyłaś :) Przypuszczałam, że muszą się powtarzać! W życiu nie widziałam tylu odmian - ani na raz, ani w ogóle! No normalnie WOW... Nauka w takiej szkole chyba nigdy się nie nudzi.
      Pozdrawiam wzajemnie i bardzo dziękuję za odpowiedź, byłam ciekawa jak nie wiem co :)

      Usuń
    3. Cześć N:)Ten stół z ziemniakami był straaaaasznie długi, nawet cały nie zmieścił mi sie na zdjęciu. Nie wiem, czy wiesz, ale możesz kliknąć w zdjęcie, wtedy możesz zobaczyć je powiększone i wyraźniej będzie widać karteczki z nazwami odmian tych ziemniaków. Ja chętnie bym zjadła Rosa Gold:)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    4. Wiedzieć wiem, tylko nie zawsze pamiętam, że tak można ;) Teraz kliknęłam i wciągnęło mnie porównywanie. To niesamowite, że jedno coś może występować w aż tak dużym zróżnicowaniu! Chyba nawet większym niż jabłka?... Tu, gdzie mieszkam, w oczy rzucają się 2 odmiany ziemniaków: "polska" i podobna do tych na C, nigdy wcześniej nie widziałam aż tak podługowatych. Ale w smaku są takie sobie. Ciekawa jestem, czy Tobie posmakują RG - jeśli kiedyś będziesz miała sposobność takich spróbować, chętnie poznam Twoją opinię.

      Joasiu, wybacz, że tak ciągnę ten ziemniaczany wątek, ale z perspektywy Japonii wszystko, co kojarzy mi się z Polską, Europą zyskało u mnie na wartości. Proszę o wyrozumiałość ;) i odpozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    5. Przepraszam N, ze z takim ociaganiem odpowiadam na twoje interesujące komentarze, ale dopiero teraz wlasnie przed chwilą odkryłam, że to napisałaś. Nie mam pojęcia, gdzie mozna kupić tę Rosa gold, może w szkole. Muszę zapytać Renee. Maja w końcu w tej szkole sklep z płodami rolnymi, kupilam tam u nich pomidory, ktore sma zerwalam z krzaków. Wiem, że polskie ziemniaki mają też sporo odmian, a ich nazwy są ptasie - orły, sokoły. Fajnie, prawda? W Szwecji popularna odmianą jest ziemniak migdałowy - mandelpotatis. Nie oznacza to, że smakuje migdalami, tylko maja kształt (oczywiście sporo powiększony)migdałow. Gotują się blyskawicznie, dlatego przy garnku jest najlepiej stać, bo gdy się na chwilę odejdzie, to rozgotują się na miazgę. Poza tym dobrze rosną w tutejszym klimacie. Moi rodzice wzięli do Polski te ziemniaki i dali znajomym, ktorzy posadzili je. W Polsce jest jednak lato dłuższe i te ziemniaki wyrosły jak dżungla. Jak często przyjeżdżasz do kraju? Pozdrawiam:))))

      Usuń
    6. Ziemniaczana dżungla, dobre :) Nie słyszałam ani o odmianie migdałowej, ani o tych ptasich. Łał. Ziemniakiem Europa stoi, haha :) A te nasze nazwy to tak dumnie brzmią, prawda? Ciekawe, czy to z narodowej dumy, że Polska taka obfita w te płody rolne?... Dla mnie bomba.

      Joasiu, w Polsce dotychczas byliśmy tylko raz i z uwagi na pracę Męża rychło się nie wybieramy - tu jest taki niehumanitarny system, że nawet gdy świeżo upieczony tata prosi o dzień wolnego, to już jest na cenzurowanym, chore do potęgi entej. (My rodzicami nie jesteśmy, to tylko taki obrazowy przykład.) Póki co, Mąż obmyśla plany kolejnej podróży na św.Nie-wiadomo-kiedy (chociażby w tej chwili - z Finnair do Wwy, bo stamtąd o rzut beretem do Białowieży, której jest ciekawy). A ja chyba zacznę zajadać tęsknoty patriotyczne sałatką ziemniaczaną, takiego smaka mi narobiłaś, haha :) Na samotne podróże nie przystaję, to już nie byłaby taka frajda, jak we dwoje.

      Pozdrawiam wzajemnie :)

      Usuń