wtorek, 3 września 2013

A niech to piorun trzaśnie!

W ostatnim wpisie napisałam, że powinnam obudzić w sobie pozytywne wariactwo i szaleństwo zamiast gapić się w wiadomości z kraju i ze świata. To drugie się spełniło. W nocy z soboty na niedzielę nastąpił czas apokalipsy. Audio - wizualny. Dosłownie! Żadne znaki na ziemi i niebie nie wskazywały, że walnie grom z ciemnego nieboskłonu. O godzinie jakiejś może trzeciej czy czwartej w nocy wyrwał nas ze snu potężny huk i nieprawdopodobna jasność, jakby w domu zapaliły się wszystkie lampy. Myślalam, że niebo pękło i zaraz z tej jasności wyłonią się jeźdźcy na rumakach.  Następnie gdzieś dalej w lesie słychać było przetaczające się głazy, a za chwilę szum wodospadu. Nie, nie paliłam żadnej trawy czy nie wąchałam kleju, zatem żadne halucynacje nie wchodziły w grę. Chociaż w sobotę raczyliśmy się śmierdzącymi, kiszonymi śledziami i rakami na naszej werandzie. Ale one nie szkodzą.
surströmming czyli śmierdzący, ale za to jaki pyszny śledź (tradycja na północy Szwecji)

Raki, to z kolei tradycja  południowej Szwecji. Ja lubię obie te tradycje

a oto fragment mojej werandy
 Poza tym Ronny widział  i słyszał to samo, co ja. Rano, zupelnie beztrosko powitało nas słoneczko. Zatem tradycyjnie wdzialam na siebie szlafrok, klapki i poszłam z kawą na taras, by poudawać, że jeszcze mam urlop. Po kawie czas na wiadomości z kraju i ze świata, bo to przecież też moja poranna tradycja, poza tym chciałam wysluchać przemowień różnych oficjeli na temat rocznicy wybuchu II wojny. Włączam dekoder, a on nic. Trup! Nie reaguje na nic, nawet na potrząsanie. Kochani, myślałam że serce  najpierw z rozpaczy, a chwilę później ze złości mi pęknie. Nie patrzyłam na to, że to niedziela, tylko odczepiłam dekoder i zasilacz od telewizora, wrzucilam do samochodu i pojechałam do Sävar do serwisu Oczywiście byłam na tyle przytomna w swojej złości, że przebrałam się chociaż w normalne ciuchy. Serwis jest prywatny i usytuowany przy willi właściciela. To on wiele lat temu montował moją antenę. Stojąc pod jego drzwiami zawahalam się, bo nie chciałam wkroczyć do jego domu jak Niemcy pierwszego września 39 roku - "i pod drzwiami staną, i nocą (chociaż to byl dzień) kolbami w drzwi załomocą...", tylko głęboko odetchnęłam, wyciągnęłam komórkę i zadzwoniłam do niego. Odebrał, przedstawiłam się i powiedziałam o co chodzi i proszę, by on tylko jakos sprawdził, co jest zepsute - zasilacz czy caly dekoder. Nieznacznie westchnął, powiedział, że właśnie jest w trakcie śniadania, ale okej na chwilę wyjdzie. Wyszedl ubrany tylko w dżinsy, reszta była goła. Nie wiedziałam, w ktorą stronę mam zwrócić oczy. Przeszliśmy do serwisu. Coś tam podłączył i oznajmił, że zasilacz nie działa, a dekoder tak. Niestety takiego zasilacza akurat nie miał. Pojechalam do miasta, obeszlam wszystkie te mega sklepy typu Jula, Media Markt itd. i tam też nie mieli. W końcu wczoraj dostalam w takim sklepie, w ktorym jest wszystko, co techniczne. Wrócilam do domu po pracy, z kablem w dloni, podłączyłam, dekoder ożywił się, ale za to każdy kanal w tv informował mnie, że nie ma sygnału i mam podłączyć antenę. A antena przecież była podłączona! Dzisiaj zatopiona w myślach o mojej antenie satelitarnej wracałam z pracy. Weszlam do domu, a tu...tra-ta-tam telewizor włączony i wita mnie fantastycznym odbiorem. Ronny ma urlop z powodu polowania, więc wezwał na pomoc tego magika od anten satelitarnych. Piorun, ten z soboty na niedzielę, walnął w głowicę anteny. Te dwa dni bez mojego telewizora i wiadomości z kraju i ze świata sprawił, że odległość między Polską, a Szwecją osiągnęła niewyobrażalne wręcz rozmiary jak stąd na księżyc. No i jak ja mam w sobie obudzić tę młodość skoro ja nie umiem żyć bez moich polskich wiadomości? Ich brak powoduje u mnie totalny spadek nastroju, a nie żadne pozytywne wariactwo. Przez tę antenę nie chciało mi sie nawet w domu siedzieć. I tak w niedzielę byłam w mieście w pogoni za zasilaczem, więc podjechałam po Paulinę i razem pojechałyśmy do Renee do szkoły. Tak, tak w niedzielę. Szkoła miała swój wiejski dzień, jak co roku zresztą o tej porze. Dużo ludzi przewinęło się tam kupując ekologiczne ziemniaki, pomidory, jakieś różne przetwory i oglądając strzyżenie owiec. Niektórzy nawet głaskali świnki (m.in. Paulina). Rozweselił mnie widok szkolnego drobiu i podziwiałam ogród, który powstał na trawniku, a jego założycielką była...nie kto inny, tylko moja Renee!
dwa koguty i jedna kura, teraz to ona wybiera!

ogród Renee warzywno - kwiatowy

Paulina w objęciach groszku pachnącego


    No i teraz zastanawiam się, kiedy Renee coś takiego stworzy koło naszego domu?  

9 komentarzy:

  1. Też lubie wiadomości. Lecz czytając Twój wpis uświadomiłem sobie, że mam ostatnio lekkie braki, które trzeba nadrobić ! ;)

    http://oh-and-ah.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, w zasadzie to nie wiem, czy ja lubię wiadomości, ciągle czekam na te dobre, typu dzisiaj nikt nikogo nie zabił, zgwalcił, pobił, dzień był bezwypadkowy i dla wszystkich szczęśliwy. A tak bardziej poważnie, to lubię mieć polskie programy pod reką. Chcę być á jour z tym co w Polsce "piszczy", najbardziej interesują mnie programy kulturalne, ale najwazniejsze jest dla mnie uczucie bliskości z Polską. Nie wydaje się ona tak odległa. U mnie w kuchni obowiązuje język polski, wchodzę włączam tv i polski towarzyszy mi w ten sposob przez cały czas. Pozdrawiam:))

      Usuń
  2. Ot i kłopot , ciesz się że piorun przy okazji nie załatwił więcej AGD , a mógł . pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogródek córeczki jest śliczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Jaga, ogrod rzeczywiście śliczny aż sama się zdziwiłam, że Renee tak potrafi. A ten piorun, aż dziw bierze, że tylko skupił się na mojej antenie, bo na parapecie okiennym stoi rauter czy router, ktory był całą noc włączony. Mój kochany iPhone rownież był podłączony do sieci w celu ładowania i też przeżył. No, cud, po prostu cud! Bo jak inaczej to nazwać?
      Pozdrawiam:)))

      Usuń
  4. Mam podobnie, jak Ty - nie wyobrażam sobie dnia bez wiadomości z Polski. Irytuje mnie tylko nadmierna tabloizacja mediów, nic dziwnego, że w Internecie krąży demotywator o treści: "Krajem znów wstrząsnęła seria wydarzeń pozbawionych znaczenia".

    Czy pan serwisant widział Twojego Męża, Joasiu? Jeśli tak, to ja na jego miejscu jednak bym się ubrała, z 2 powodów co najmniej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W wiadomościach więcej mnie irytuje niż bawi. Ten demotywator ma rację. Serwisant chcial chyba zademonstrować, że to niedziela i tylko z grzeczności mnie przyjmuje. W tej dziurze wszyscy się znają, może nie osobiście, ale z widzenia. A ten serwisant montował u nas nasze dwie anteny - moją i Ronnego, czyli szwedzkie. Gdy podjechalam pod dom tego technika satelitarnego, to jego pierwsze zdanie wypowiedziane po otwarciu drzwi brzmiało: "Zmieniłas samochód?". Moje poprzednie auto było żółte, teraz mam czarne. Samochod kupilam przed wakacjami. Chodzi o to, że ludzie w okolicy jakos pamietają kto czym jeździ, jednym slowem maja oko na siebie;)

      Usuń
    2. ...mają oko na siebie i innych;)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    3. A, to dziwne wobec tego. Skoro zna Twojego przystojnego i rosłego Męża, to po pierwsze z czym do ludzi :D, a po drugie lepiej by było nie ryzykować i jednak przywdziać koszulę ;)))
      Udanego weekend, Joasiu.

      Usuń