poniedziałek, 23 września 2013

Zapisek jesienny

No i stało się! Wysłuchałam do końca ostatniego tomu powieści Guillou Mellan rött och svart (Między czerwonym a czarnym), no i teraz po prostu nie wiem jak ja mam żyć? W ogóle nie wiem czy życie ma sens. Teraz muszę znowu czekać cały rok na kolejny tom. Na ten ostatni tyle właśnie czekałam. Ten czwarty będzie o II wojnie światowej, która na ostatniej stronie trzeciej części właśnie się rozpoczęła zdaniem, że Niemcy napadli na Polskę. Dziadowska pogoda jeszcze bardziej pogłębia mój zdechły nastrój. W czasie lunchu pobiegłam do księgarni, by zobaczyć jakie tam mają nowości powieściowe na CD. Coś tam mają, ale opisy jakoś nie wzbudziły mojego zainteresowania, zatem księgarnię opuściłam z niczym. Zdałam się na radio. Miałam do wyboru - albo oklepana dzika, współczesna muzyka, albo "poważna" rozmowa na temat tożsamości seksualnej, bleeeeeeeeeeee! O tej tożsamości nie mogę już ani czytać, ani słuchać, ani oglądać. Zwłaszcza, że w tych tożsamościach można się już pogubić, tyle ich jest. Te genderowskie pierdoły nie wzbogacają mnie intelektualnie, a jedynie wprowadzają dezorientację i chaos w mojej głowie. Przełączyłam na "trójkę", a tam akurat ględzili o zdejmowaniu bluzek przez głowę. Okazuje się, że to może być problem. Tak! Taka bluzka oplatająca ciało często zatrzymuje się na biuście, trzeba nieźle szarpnąć, by móc się z niej wyłuskać.  Temat rozmowy wręcz powalający. Teraz chyba rozumiecie dlaczego muszę słuchać powieści. Chociaż jedna radiowa informacja z gatunku wiadomości rozbawiła mnie. Otóż szwedzka policja robi rejestr wszystkich zamieszkałych w Szwecji Romów. Gdy na świat przychodzi kolejne romskie dziecko, to od razu jest wklepywane do bazy policyjnej jako potencjalny złodziej. Za kilkanaście lat dane o nim będą jak znalazł. Policja sama zorientowala sie, że robi coś paskudnego, takiego bardzo nazistowskiego i sama na siebie złożyła doniesienie na...policję. Mimo pracy, jazdy i późnego powrotu do domu zrobiłam obiad na jutro i upiekłam bułki drożdżowe, te z cynamonem. No i tu skończyły się moje siły. Wieczorem wzięłam internetowo udział w Wielkim teście o polskim filmie. Całkiem dobrze mi poszło. Ale odpowiedziałam też niepoprawnie na kilka pytań. Na przykład: w filmie 'Pożegnania' Wojciecha Jerzego Hasa bohaterowie tańczą do piosenki Sławy Przybylskiej. Jej tytuł to: a) Pamietasz była jesień; b) To ostatnia niedziela. Zaznaczyłam "b". A na youtubie znalazłam tę uroczą piosenkę, a nawet caly film. Oto link do piosenki:
  A dla stworzenia przyjemnego jesiennego nastroju wklejam tu List z parku jesiennego Jeremiego Przybory. Voilá:
List z parku jesiennego

   
Jesień oto nadeszła z jej przysłowiową melancholią i jesiennie oddziałała na nas z przyjacielem. Szliśmy więc przez park jesienny w szeleście liści i myśli niewesołych, aż tu staruszka jakaś z mgły jesiennej się wyłania, podchodzi do nas i powiada:

- Nie poznajecie?

Więc my, że - oczywiście, poznajemy (bo jak tu dać bądź co bądź kobiecie do zrozumienia, że się zmieniła nie do poznania?), ale w gruncie rzeczy nie poznajemy. Owszem, staruszka miłej nawet powierzchowności, ze śladami minionej urody na licu, ale - kto taki, nie wiadomo. To znaczy - ja nie wiem i widzę po minie przyjaciela, że on też nie wie.

- A ja bym pojedynczo żadnego z was nie poznała, ale we dwóch to poznałam od razu - powiada wiekowa pani i dalejże sypać jakimiś szczegółami z naszej młodości, widać, rzeczywiście ktoś znajomy, tyle że nie wiemy, kto. Co prawda myliłem jej się z przyjacielem, bo przypisywała mi pewne fakty z życia przyjaciela. I na odwrót. Ale jako zespół złożony z dwóch osób znała nas całkiem nieźle. My natomiast, to jest ani przyjaciel, ani ja, nie mogliśmy sobie nadal ani rusz przypomnieć - kto zacz. Więc w rozmowie z nią lawirowaliśmy z trudem, żeby się nie zdradzić. Posuwaliśmy się przy tym wolnym krokiem i po kwadransie może tego wspólnego spaceru wyszliśmy z parku na ulicę, gdzie też z ulgą zaczęliśmy się żegnać z tak najwidoczniej bliską nam kiedyś, a nie zidentyfikowaną osobą. I oto, kiedy z głębokim szacunkiem składałem pocałunek na jej pomarszczonej dłoni, leciwa dama po- wiedziała znienacka:

- Właściwie to nie powinnam ci podawać ręki po takiej historii! Paskudnie się wtedy wobec mnie zachowałeś...

Spuściłem oczy, bo przykro jest takie słowa usłyszeć z ust wiekowej kobiety, ale znów nic sobie kompletnie nie mogłem przypomnieć.

- Paskudnie! - powtórzyła i łzy zakręciły jej się w oczach.

Musiało to być rzeczywiście niezłe paskudztwo, skoro pamięć mego postępku do dziś tkwiła w niej tak żywo.

- Gdyby nie on - tu staruszka spojrzała na przyjaciela z wyrazem bezgranicznej tkliwości - wykoleiłabym się. Tylko dzięki niemu nie zeszłam na psy! Nigdy mu tego nie zapomnę, nigdy!

Teraz przyjaciel spuścił oczy, bo wprawdzie miło jest takie słowa usłyszeć, ale absolutnie nie mógł sobie przypomnieć żadnego szlachetnego czynu, który by pasował do słów staruszki. Ta zaś długo wpatrywała się w swego dobroczyńcę i, w miarę jak to czyniła, wyraz tkliwej wdzięczności zaczął na jej twarzy ustępować wyrazowi niepewności, a potem - zakłopotania.

- A może mi się już pomyliło? - powiedziała z odcieniem wahania. - Bądź co bądź to już tyle lat temu... Może to ty zachowałeś się jak skończony świntuch?

Jakby na poparcie swych wątpliwości zwróciła te słowa do przyjaciela, obdarzając go moim imieniem, po czym zwróciła się do mnie, przypisując mi imię przyjaciela.

- A ty może okazałeś się taki wspaniały?... Nie, nie... To na pewno - on!... Chociaż... właściwie... Sama już nie wiem... Tyle to już lat...

I z tymi słowami odeszła, pozostawiając nas z dręczącą niepewnością: który ma w swoim życiorysie piękna kartę z tą staruszką, a który - paskudną? Który z nas był aniołem jej życia, a który świnią? Czasem wydaje nam się, że wolelibyśmy o sobie wiedzieć to drugie, niż nic nie wiedzieć. I zbyt późno, znużeni podrygami bezsilnej pamięci, dochodzimy do wniosku, że mężczyzna powinien wiedzieć o sobie, czy jest zły, czy dobry. Albo przynajmniej prowadzić porządne, systematyczne notatki.
         

2 komentarze:

  1. W odniesieniu do pierwszej części posta, jako że uśmiałam się, widząc u siebie zajawkę na pasku informującym o nowym poście. Jest gdzieś w Internecie obrazek z posępnym "Zaraz ze sobą skończę" i owcą robiącą pulower na drutach na sobie samej - skojarzyło mi się automatycznie ;) Trzymaj się ciepło, Joasiu, i oby nie za dużo nostalgii tej jesieni. Pa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Kochana za życzenia trzymania się w pionie i nie poddawaniu nostalgii, ale ona aż sama sie prosi. Mgła (dzisiejsza), przelotne ulewy, szarość nastrajają mnie tak nostalgicznie, zwlaszcza gdy na fejsie moja ulubiona strona Miasto Gdańsk przysyła mi aktualne zdjęcia jesiennego Gdańska, to tylko brakuje mi różdżki czarodziejskiej lub siedmiomilowych butów, bym mogła tak po prostu w tej chwili znaleźć się na gdańskiej starówce. Och! O czym ja piszę!? Pa!

      Usuń