poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Świąteczne résumé

Święta minęły nam spokojnie (aż za spokojnie), smacznie i zdrowo. Pochlapałam nawet rodzinę wodą, by poczuli, że to lany poniedziałek. Ronny akurat rozmawiał przez telefon, kiedy podeszłam do niego i pokropiłam go wodą. Nawet sie trochę wkurzył, złapał mnie za połę szlafroka i wytarł sobie w nią twarz. I to wszystko w trakcie prowadznej rozmowy telefonicznej. W Wielki Piątek byłam z koleżanką Joanną na drodze krzyżowej w kościele. Młoda i ponętna 16/17 - letnia pannica miała odczytać z Biblii fragment Ewangelii. O mało z ławek nie wypadłyśmy, kiedy na ambonie pojawiła sie laska z rozpuszczonymi, długimi włosami, w obcisłej, czarnej, koronkowej miniówie z głębokim rokokowym dekoltem, z którego wyglądał biust wbity w push -up. Położyła książkę na katedrze i zeszła ze "sceny". Podeszła do kogoś siedzącego w pierwszej ławce, oparła ręce o podporkę dla Psałterzy, głęboko pochyliła się do osoby eksponując zawartość dekoltu i jednocześnie wypinając się na ołtarz. Rozbawił nas ten kontrast - droga krzyżowa i party lejba. Jej matka, siedząca w drugim rzędzie chyba ustawiła ją  do pionu, bo pannica tuż przed rozpoczęciem drogi krzyżowej poszła do szatni i wróciła z dekoltem zakrytym szerokim szalem, który nie za bardzo rymował się z tą jej czarną sexy kiecką. Matka i córka to rodowite Szwedki i mama znana jest z dosyć przykładnych, chrześcijańskich zasad. Sama opowiadała, że poszła do szkoły i zażądała, by jej dzieciom katolikom podawano w piątki ryby podczas lunchu. Zrobiła to, gdy wyznawcy islamu domagali się swoich potraw, to ona stwierdziła, że skoro ich żądania są respektowane, to jej żadania powinny tym bardziej być respektowane. A tu nagle jej własne dziecko taki numer odwija podczas drogi krzyżowej. Wracając do domu samochodem Joanny stwierdziłyśmy i zaśmiewałyśmy się, że matka powoli traci władzę nad dojrzewającą córką. Nastąpił czas buntu. Niedługo okaże się, że mała weźmie jeszcze udział w nagiej kampanii feministycznej grupy Femen.

W domu teściowej znowu się zaludniło i światła zaświeciły w oknach. Przyjechał z Ameryki obecny właściciel domu - brat Ronnego Roger, przyjechała rownież młodsza siostra Ronnego Cia z Göteborga, przywiozła z sobą swojego męża i dwoje dzieci., dużych dzieci, ajedno z nich nawet pelnoletnie. Po jej operacjach plastycznych, które zrobiła sobie jakos w wakacje, nie pozostało ani śladu, to znaczy wyglądała jak przed operacją. Dużo jednak trenuje, więc figure sobie nieźle wyrzeźbiła i schudła. Siedzieliśmy w garażu drugiej siostry Ronnego i ucztowaliśmy. Było nas bardzo dużo. Sporą część towarzystwa stanowiły dzieci te z tych młodszych. Córka tej tutejszej siostry Ronnego związala się z chłopem, który w posagu wniosł jej troje swoich dzieci z poprzedniego związku, ona ma też jedno dziecko, więc nagle zrobiło się ich czworo, a wszystkie w wieku nauczania początkowego i jakiejś czwartej klasy. Same chłopaki. Muszę przyznać, że podziwiam ją, bo ja chyba nigdy nie pokusilabym się na związek z aż tak dzieciatym facetem. A te dzieci mają po dwa domy. I tak jeden tydzien spędzają w domu taty/mamy, a drugi u mamy/taty, którzy tkwią w nowych związkach i u swojego biologicznego rodzica pewnie spotykają dzieci nowych partnerów swoich biologicznych rodziców. Wiem, że brzmi to bardzo zawile, ale ludzie lubią wikłać sobie życie. Pomyślcie, ile nowego, przyszywanego "rodzeństwa" ma nagle takie dziecko. Liczba "babć", "dziadków" multiplikuje się w olimpijskim tempie. Przy biesiadnym stole siedzieliśmy w swoich klanach rodzinnych, więc podczas wcinania nie było z kim pogadac, no bo o czym takim interesującym mam rozmawiac z moim mężem, siedzącym obok mnie? Nie zapytam go przeciez jak mu podróż minęła, czy jak tam w pracy i nie pochwale jak świetnie i młodo wygląda. Zaraz po obiedzie poszłam jednak do domu, bo poczułam sie nagle znużona i spać mi sie zachciało. W domu jednak wypiłam dwie mocne kawy, obejrzałam film o Jezusie i wróciłam na rodzinną, garażową imprezę. Trafiłam na deser. Wtedy nareszcie członkowie rodziny przetasowali się i w końcu mogłam pogadać z Cią (czyt. Kiją) i zapytać o Göteborg, pracę i juz nie pamiętam o co więcej. W drugim końcu stołu zgromadzili się mężczyźni. Szwagier Ronnego wyciągnął z jakiejś szuflady alkoholomierz, więc panowie po kolei dmuchali w niego, by sprawdzić ile to mają promili. Urządzili sobie konkurs, który z nich ma tych promili najwięcej. Nie zdradzę który z nich, ale rekord wynosil 1,8. Wszyscy trzymali sie na swoich własnych nogach i nie bełkotali. Do pracy wracam w następny poniedziałek. Mam tydzień wolnego! Może jutro wpadnę do miasta i przejdę sie po tych nowoczesnych muzeach? Wszystko zależy od tego, o której wstanę. Jakie to wspaniałe uczucie - nic nie musieć. Żyć bez planu. Jutro, mam nadzieję, obudzę się i zobaczę, co zrobię z tym dniem.              

4 komentarze:

  1. Dzisiaj mam właśnie taki dzień - NIC NIE MUSZĘ. Cudowne uczucie! Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się tym cudownym uczuciem będe napawać do końca tego tygodnia. Dzisiaj po nakarmieniu kur i wyprowadzeniu psów (jedno i drugie robię z przyjemnościa, a nie z jakiegoś przymusu) rozłozyłam się na łóżku, troche pospałam, trochę poczytałam. Obiad był poświąteczny, więc mąż sam sobie go podgrzał. I tak dzień chyli sie ku końcowi. Nie mam zadnych wyrzutów sumienia, że nie zrobiłam czegos konkretnego. Dobrze mi z tym. Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Jakie to znamienne, że ten przez którego niegdyś motyle w brzuchu nam ćwierkały :), gadać z nim mogliśmy długo i nieważne o czym, trzymać się za ręce nawet przy stole /widziałam takie pary :)/ po latach staje się .... kim? Sama sobie zadaje to pytanie , bo wszystko to znam z autopsji.
    Joasiu, no to się zrelaksujesz w tym tygodniu, nie ma lepszego czasu dla nas kobiet, kiedy możemy ale nie musimy a nawet pozwolimy sobie na fanaberie nicnierobienia i wnosieposiadania :)) Jak zdążyłam Cię trochę poznać, lektury będą miały wzięcie, co nie? Ja teraz czytam "Mężczyzna, który tańczył tango" A.Perez-Reverte.
    Pozdrawiam serdecznie Ewelina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o czym tu interesującym można pogadać z wlasnym mężem? Dobre pytanie. Mam wrażenie, że my już wszystko sobie powiedzieliśmy, znamy swoje upodobania i jedyne co pozostaje to dzielenie się jakimiś sensacjami, ktore przytrafiły się w ciągu dnia, jesli sie przytrafiły, oczywiście. Ja tam czasem złapię mojego za rękę lub zawisnę na nim, by i jemu i sobie dać poczucie, że w sferze uczuć nic się nie zmieniło i że w dalszym ciągu przynależymy do siebie i robi sie sympatycznie okazując nieco czułości, co nie zmienia faktu, że patrzenie na zycie jak i pasje mamy zupełnie różne. No i taki stary mąż nowością żadna nie jest. Nie zwalam na niego jakichs moich niepowodzeń, czasami jego rady czy mądrości życiowe rozśmieszają mnie bardziej niż rzeczywiście skutkują w jakiś sposób. Doradcą tez nie jest wyśmienitym, wlaściwie w ogóle nim nie jest. A czas, zgadlas, przeznaczę na lekturę, może spotkam się z jakąs koleżanką. O "Mężczyźnie" czytalam jedynie recenzje, ale wiem, że bedzie to kolejna ksiązka na mojej liście. A Tobie jak sie ten "Mężczyzna, ktory tańczyl tango" podoba?
      Rowniez pozdrawiam serdecznie i przesylam uściski :))))

      Usuń