sobota, 8 marca 2014

Spacer po Zatybrzu

Cześć!
Rzymska przygoda zakończyła się i nadaję w tej chwili z wlasnej kuchni. Wczoraj w nocy wróciłyśmy do domu. Lądowanie w Umeå zakończyło się z prawdziwym przytupem. W mieście szalał huragan i niemiłosiernie lał deszcz. Samolot schodząc do lądowania wpadl w dziki taniec i był miotany we wszystkich mozliwych kierunkach. Czułam się tak, jakbym jechała drabiniastym wozem po kocich łbach. Kilka razy myślalam nawet, że już wylądowaliśmy, bo od spodu solidnie waliło. Uszy mialam kompletnie zatkane, ale mimo tego dalo się slyszeć krzyki niektórych pasażerów. Czekałam na moment, w którym ten samolot walnie w asfalt i zastanawialam się, gdzie sa te wyjścia awaryjne, o ktorych mowili przed wystartowaniem. O dziwo, kapitan uspokoil jakoś zwariowaną maszynę i wylądował dwoma kołami na pasie. Z tego wszystkiego aż wykrzyknęłam: "Boże, dzięki że przeżyliśmy!" Mikael czekal na nas na lotnisku, pozbierał nasze walizy, no i ruszylismy do domu zahaczając po drodze o sklep, by kupić świece stearynowe, bo okazało sie, że cała nasza wieś była pozbawiona prądu przez ten huragan. Dojechalismy do czarnego domu, w ktorym czekali na nas Renee i Jens. Po jakiejś godzinie wrocil prąd i przesiedzielismy pól nocy na pokazywaniu zdjęć i opowiadaniu wrażeń.

Wtorek, jak wiecie, spędzilysmy w Watykanie.

































 

















 W środę, podczas sniadania naszkicowałyśmy plan działania -  spacer do Santa Maria Maggiore, dalej - Colloseum, Łuk Konstantyna Wielkiego, Łuk Tytusa, Forum Romanum, Palatyn - najstarsza osada rzymska i wzdłuż Cyrku Maximusa na most Palatino na Zatybrze czyli Trastevere leżące po drugiej stronie Tybru.













Czysty Tybr

      Zatybrze - Trastevere

























































Bazylika  Najświętszej Maryi Panny na Zatybrzu
W tej romańskiej bazylice (najstarszy kościól rzymski ufundowany w 217 roku) byłysmy na mszy popielcowej. Msza była cudowna! W pierwszych lawkach siedziały dzieci takie od pierwszej do szostej klasy. Śpiewały te dzieci tak piękne pieśni, że aż serce się wzruszało. Przy ołtarzu stała kobieta, ktora tlumaczyła mszę językiem migowym, a jedna osoba przyszła nawet z psem do kościoła. Jest to jedno z moich najpiekniejszych przeżyc z Rzymu. Jutro ciąg dalszy opowieści, bym już mogła zamknąć ten rzymski rozdział.

4 komentarze:

  1. Jak miło tak z córeczkami się gdzies wybrac, prawda? dla mnie jest to najprzyjamniejszy aspekt zycia teraz. Szykuje wycieczkę z nimi na ich 30. i 25. urodziny w lipcu.
    Piekne zdjecia, moze by ich trochę powiekszyc? Z Rzymu tez mam niezwykle wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ardiola, byłam tylko z Pauliną. Ale my we dwie stanowimy dobrą kompanię. Paulina trzymała kasę, jest wytrwałym piechurem i jedno na co narzekała, to ten czterogwiazdkowy hotel. Zresztą, co do hotelu, to miała rację. A najbardziej zawiedziony tym hotelem był mój mąż, mimo że nie mieszkał przecież w nim. A wyjazd jako prezent urodzinowy jest bardzo dobrym pomysłem. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciesze sie, ze przekonalas sie do Rzymu. Bo jak przeczytalam pierwszy wpis i pytanie, czy Rzym trzeba kochac - zdziwilam sie. Wlochy wchodza w krew - ja przyjechalam tu na 6 miesiecy i jestem ponad 20 lat. Wprawdzie nie w Rzymie, ale nad Ciesnina Messynska, vis-a-vis Sycylii i Etny i z Apeninami za plecami - i pomimo kryzysu i wielu problemow, z ktorymi borykaja sie Wlochy, a juz Poludnie w szczegolnosci - kocham ten kraj.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciao :) ja sama zdziwilam sie, że tak odebralam to miasto pierwszego dnia mojego pobytu tam. Siedzialysmy z Paulina w parku Popolo i normalnie zastanawialysmy się, dlaczego tak jest. Stwierdzilysmy, że albo mamy jakies niemozliwie wysokie oczekiwania albo jesteśmy znudzone życiem. No, po prostu nie wiem. Ten hotel zawiódł nas, a śniadanie wprawilo w osłupienie. Miasto - moloch jakoś przytłoczyło nas, a ci natrętni handlarze uliczni byli męczącym dodatkiem do tych rzymskich atrakcji. Jednak dziarsko przeszlyśmy Rzym wzdłuż i wszerz. Watykan rzucil nas na kolana, a w Trastevere znalazlyśmy spokoj ducha i wytchnienie. Żalowałysmy, że nie mieszkamy w jakimś hotelu własnie w tej dzielnicy. Jedzenie w Rzymie - te slynne pasty czy pizza, no niestety, ale nie powiem, że bylam w siodmym niebie kulinarnym. Chwilami zastanawialysmy się, co ci turyści jadaja zwykle u siebie w domu na codzień, że tak rzucają się lapczywie na tę wloską/rzymską kuchnię? My jadamy bardzo dobrze i smacznie. Dania gotujemy i co tu dużo gadać dogadzamy sobie, więc nasze kubki smakowe są raczej wyostrzone i wymagające. Smacznie było na Zatybrzu. Byłam zdziwiona, że na śniadanie nie było do tej salami czy mortadeli jakiś pokrojonych plasterkow pomidora, salaty czy ogorka. Może to są tylko drobnostki, ale powodujące w znacznej mierze spadek nastroju. Po powrocie do domu, gdy emocje zaczęły opadać stwierdzilam, że Rzym ma swoje klimaty. calego miasta za jednym zamachem nie da sie połknąć, ale zaczęłyśmy je powoli oswajać, a ja poczulam niedosyt i tęsknotę za tym miastem. Mieszkać bym tam nie chciała. Wolę mniejsze miejscowości. Ty znalazlas swoje miejsce na ziemi, czujesz się tam dobrze i na pewno mieszkasz w pieknej okolicy - morze, gory, wyspa w pobliżu i czegóż tu więcej pragnąć:) raduje mnie, że Ty czujesz się tam szczęsliwa. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń