piątek, 21 marca 2014

Posiedzenie, Sangria i utopiona we krwi opera.

Urzęduję w tej chwili w kuchni, usiłuję dobudzić się, bo ja po południami zaczęłam ucinać sobie drzemki, jak na starsza osobę przystało, he, he, he. Prawda jest jednak taka, że od rana do popoludnia siedzialam na spotkaniu. Z tego pracowniczego spotkania wyszlam z głową jak bania. Stwierdzilam, że większośc ludzi uwielba gadać i gadać nic przy tym nie mówiąc konkretnego. Jak taki jeden z drugim zacznie nawijać, to zanim doplynie do brzegu w tych swoich rozwazaniach, to już nie mozna połapać się o czym właściwie ten człowiek mówił i czy jest za czy przeciw, a w ogóle o co mu właściwie chodzi i co chciał przez to powiedzieć. Ja sama do milczących nie należę, ale dzisiaj to nawet nie chciało mi się gadać, bo nie było nawet sposobu, by takiemu jednemu czy drugiemu erudycie przerwać, zatem postanowilam zastosować się do rady, ktorą poleca Magdalena Samozwaniec: "Daj drugiemu dojść do glosu - przecież wiesz, co chcesz powiedzieć, a nie wiesz co powie ten drugi, więc to powinno być dla ciebie ciekawsze". Czy akurat te rozważania innych były ciekawsze, to temat kolejnej dyskusji, w którą nie zamierzam się angażować. Wytężałam uwagę jak tylko mogłam, by spijać słowa z ust kolejnych dyskutantów, każda tkanka mego ciała i umysłu zamieniła się w słuch, no i doszłam do strasznego wniosku, że ja chwilami nie rozumiałam, tego co inni mówią. Albo ja jestem jakas nielotna, albo oni gadali od rzeczy. Wolałabym tę drugą opcję. Po zebraniu, z rojem pszczół w głowie zamiast mózgu, pojechałam do Systemu, by zaopatrzyć się w jakieś słonce. Wybrałam słońce Barcelony - Sangrię, no i teraz kuruję się nią. Pół szklaneczki mikstury podziałało ozdrawiająco. Z miasta pozbierałam również Renee, która zła i smutna czekała na mnie w mieście, bo skończyla szkołę wcześniej niż zwykle, Jens w tym czasie nie mogl przywieźć jej ze szkoły, a sama odkryła, że zapomniała wziąć z domu swój bilet szkolny na autobus i szła na piechotę całe 5,7 km do centrum. Ciekawa jestem jakby przeżyła chodzenie z nami po Rzymie. Ta dzisiejsza młodzież, to żadnej wytrzymałości nie ma, wożą się tylko samochodami, a po zrobieniu pięciu krokow mają od razu zakwasy. Nie to co Paulina, Mikael i ja. My możemy chodzić, ile tylko wlezie. 
Jakiś czas temu w gazecie i na fb pojawil się ogłoszenie - nabór statystów do wielkiego przedstawienia - opery Elektra Richarda Straussa w wykonaniu artystow z Barcelony La Fura dels Baus przy wspólpracy z Norrlands Operą. Próby odbędą się pod koniec lipca i na początku sierpnia, a samo przedstawienie od 14 do 23 sierpnia. Gaża za występy też dobra, bo aż 10 tysięcy na rękę. No i namowilysmy Renee, ktora powoli zaczęła coś tam przebąkiwać o pracy podczas wakacji, by wysłała list motywacyjny. Zrobiła to. Opisała swoje zainteresowania, dołączyła rownież swoje zdjęcia, tak jak sobie zyczyli i czekała. Ktoregoś dnia ktoś do niej zadzwonił i oznajmił, że w związku z tym, że zostali zasypani olbrzymią ilością listow - kilkaset, to po wstępnej ich selekcji chcą zaprosić ją na wywiad. Koniec końców Renee otrzymała posadę! Przedstawienie to największy projekt naszej opery. A ta katalońska grupa artystyczna La Fura dels Baus swoją światową sławę zyskała podczas otwarcia igrzysk olimpijskich w Barcelonie 1992 roku. Ta widowiskowa opera odbędzie się na scenie liczącej 200 metrow długości, a widownia pomieści 2000 osób. Widownia będzie jednoczesnie pałacem Elektry, w którym mieszka dysfunkcjonalna rodzina Elektry razem ze służbą. Elektra, przepełniona żądzą zemsty, pragnie krwi, stalowe potwory wzniosą się nad sceną, las zostanie podpalony, krew będzie tryskała wszędzie i w tym wszystkim moja mała Renee. Już nie mogę się doczekać tego widowiska. Żadna z koleżanek Renee nie zakwalifikowala się jako statystka. Wydaje mi się, że taka wakacyjna praca jest niesamowitą gratką i na pewno będzie wielkim przeżyciem dla Renee. 
            

2 komentarze: