Dzisiaj z okazji Dnia Dziecka taki oto obiad czekał na mnie po powrocie z roboty. Obiad zrobiony przez moje dzieci, a konkretnie przez Renee i jej ukochanego Jensa.
Zajechałam do domu jak do restauracji. Nad grillem stał Jens (bo u nas grillowaniem zajmują się mężczyźni), soczysty aromat przypiekanego mięska roznosił sie po całej okolicy, do tego upał, do tego tzatziki domowej roboty i wiejska sielanka. Gdy zasiedliśmy do uczty lunął rzęsisty ciepły i krótkotrwały deszcz. Od kilku dni trwa u mnie wspaniała pogoda. Życiowy zapał powrócił do mnie.Kury w końcu zaczęły znosić jajka. Paulina dokupiła kilka, bo po zimie zostały nam tylko dwie. Nawet Picasso zmarł śmiercią naturalną. Teraz mamy nowego koguta - Matisse. Wczoraj z kolei Paulina i Mikael kupili sobie kilka indyków. Po pracy uciekam z miasta, by jak najszybciej znaleźć sie w domu, bo tylko tu u mnie w lesie doznaję ukojenia, ptaszki spiewają jak oszalałe, koguty (mój i sąsiada) pieją, Holger na caly głos rozmawia po swojemu wydając różne dźwięki, desery po obiedzie zjadamy na tarasie, czasami gramy w karty, raczymy się winkiem, tłuczemy komary, chlopaki wieczorami wędkują, życie zmienia tempo na slow. Jest bosko!
Za trzy tygodnie zaczynam urlop i mój las opuszczę tylko wtedy, gdy wyjadę do Gdańska, a tak to sie z domu nie ruszę. Chcę nacieszyć się domem, werandą, lasem, bo właściwie nigdy nie mam czasu na tę radość. Jadę rano, do pracy, wracam pod wieczór (ok.18 - stej), no i kiedy można nacieszyć się domem? Jestem też zbyt zmęczona, by się tak całą sobą cieszyć.
Holger to najśliczniejszy pulpet na świecie. Rośnie i szczodrze rozdaje nam uśmiechy. Jest ukochany. Psy często leżą przy nim, a Nemo asystuje podczas kąpieli Holgera. Krąży koło wanienki trochę niespokojnie, nawet załka chwilami, zapewne mysli, że może dziecko jest w niebezpieczeństwie(?) Renee ciągle wpada do mnie i sprząta. A to wstawi pranie, albo macha po podłodze mopem i ubolewa nad tym, że ja nie mam takiego zamiłowania do sprzatania jakie ma ona. Nie zawsze może poada jabłko blisko jabłoni.Ja zdecydowanie wolę gotować niż sprzątać.
Sielankowo! I tak jest pięknie. Miłej uciechy z każdego letniego dnia Asiu!
OdpowiedzUsuńDziekuję Amisho. Korzystam ze slonecznych dni ile tylko wlezie, bo nigdy nie wiadomo, ile taka aura potrwa.
UsuńCiesze sie ze jest nowy wpis (dziekuje) i ze lato, dom i las daja Tobie tyle zadowolenia :)
OdpowiedzUsuńŻyję w ciągłym pędzie i czuję ogromna potrzebę zwolnienia tempa i po prostu sielanki. Może nawet padać deszcz, byle bym mogła nic nie robić, chociaż przez jakiś czas :) Pozdrawiam
UsuńRodzinne zamiłowanie do drobiu ma korzenie polskie czy szwedzkie?
OdpowiedzUsuńŻyczę aby leśna sielanka trwała jak najdłużej:)
Nie mam bladego pojęcia skąd to zamilowanie do drobiu. Na pewno nie z Polski, bo tam jednak mieszkalam w Gdańsku i ze wsią mialam jedynie kontakt rekreacyjny. Za tydzień zaczynam urlop i jak nic zamierzam sielankować, choćby swiat ię wokól palił i walił ;) Pozdrawiam
UsuńJoasiu, jest cudnie i rodzinnie. Wszystko się układa po myśli i oby tak na zawsze, Twoje miejsce na ziemi. Pozdrawiam serdecznie i sciskam Ewelina
OdpowiedzUsuńEwelino, jest tak, jak piszesz. Do totalnej pelni szczęścia brakuje mi już tylko urkopu, bym mogła nieco dłużej sielankować, a nie tylko popoludniami. No, ale już niedługo! Urlop czeka już za progiem :) Ściskam
UsuńCzytając Twój post Joaśko człowiek czuje sielskość i przytulność i to jest piękne. I od Ciebie, z każdej literki bije radość - piknie kobietko;) . Życzę codziennie takiej sielskości- anielskości To jest chyba najważniejsze
OdpowiedzUsuńDroga Zolicho, dziekuję :) urlop za pasem (jeszcze tylko jeden tydzień pracy) i chyba padne plackiem na tarasie i tak już zostanę ;) Teraz już jest nas więcej w rodzinie "do pieczenia chleba". Mam na mysli Holgera i Theę. Ściskam :)
Usuń