niedziela, 20 marca 2016

Polonijne spotkanie wielkanocne

W związku z tym, że ten blog i ten poprzedni też prowadzę dla moich potomków muszę zatem napisać, że wlasnie w tej chwili wylądowal na Kubie prezydent USA Barack Obama. Jest to bardzo ważna wiadomość ze świata, bo to jest pierwsza od 88 lat wizyta prezydenta USA w tym kraju. A dlaczego jest taka ważna i transmitowana w tv? To moi potomkowie niech już sami znajdą sobie odpowiedź na to pytanie.
Kolejna bardzo ważna wiadomość to WIOSNA się zaczęła!!! Co prawda u mnie przed południem jakis czas poświeciło słońce, ale w południe zrobiło sie szaro i zaczął padać śnieg. I tak wyglądało powitanie wiosny.
A teraz kolej na wiadomości lokalne. Otóż niedziele spędzilam w gronie naszej Polonii i to nie w byle jakim miejscu, tylko w uroczej wiejskiej restauracyjce połączonej ze sklepikiem sprzedającym same delikatesowe wyroby. Restauracyjka i sklepik jest prowadzoiny przez Polkę, ktora ma również własne gospodarstwo z krowami i byki i potrafi z nich zrobić przepyszne kiełbasy i mięso, ktore można zjeść na miejscu lub kupić w sklepiku i samemu sobie gotować, a kielbasy wcinać na kanapkach. Tym razem jednak menu przygotowane zostało przez nas. To znaczy kto chcial mógł prznieść z sobą coś do zjedzenia - był wachlarz różnych salatek z wielowarzywną z majonezem na czele, chleb pieczony przez właścicielkę i żurek przez nią ugotowany. Na wielkanocne spotkanie Polonii wybrałam się z Pauliną i Holgerem. Na tę okazję wczoraj upiekłam ciasto, ktore wstawilam dzisiaj do samochodu na tylne siedzenie i przykrylam ściereczką. Gdy otworzylam drzwi przednie, to odpadło mi lusterko. Wkurzylam się, bo to lusterko było przyklejane w warsztacie samochodowym, bo na jesieni też mialo odpaść, ale je przyklejalam taśmią. Lusterko spadło, nie pękło, ale w jednym rogu ma odprysk. Zawołałam Ronnego i gdy on stał i przyklejał je taśmą, ja stałam obok i złożeczylam warsztatowi. Podjechalam pod dom Pauliny, ktora czekala z zapakowanym w foteliku dzieckiem, ktore usadowila obok ciasta po prawej stronie na tylnym siedzeniu.  Powiedzialam jednak, że najpierw musimy zatankować. Zajechalyśmy na pobliską stację, ja zaczęlam tankować, a Paulina wysiadła z samochodu, otworzyła tylne lewe drzwi, weszła kolanami na siedzenie, by coś tam poprawić przy Holgerze. Gdy siadla za kierownicą, a ja skończyłam tankowac, to spytałam ją, czy uważala na ciasto. Ona zrobiła wielkie oczy i - jakie ciasto? - zapytała - to tam stoi jakieś ciasto? - No, myslalam, że szlag i pioruny trafią mnie na miejscu! Z mojej strony padło nawet słowo na k... i zapytalam ją czy ona uważa, że ja sobie ścierkę kuchenną rozkladam na tylnym siedzeniu w samochodzie do ozdoby? Paulina chwycila za ścierkę i zdjęła ją z blachy z ciastem. Ciasto wyglądało makabrycznie. Jedynie jego środek ocalał, a po dwoch stronach środka odbiły się w cieście dwa kolana! Przez pół godziny jechałyśmy w gęstej ciszy. Nawet radia nie włączyłyśmy. Potem atmosfera się przerzedziła i z uśmiechami na twarzach weszłyśmy do świata importowanego prosto z Dzieci z Bullerbyn.















znajdujący się w sąsiedztwie garaż z trofeami myśliwskimi 


sklepik ze wszystkim, co smaczne i starodawną kasą




żurek

filiżanki z Chodzieży





moje rozdeptane ciasto

    

4 komentarze:

  1. Hej Joasiu, zakochana w malutkim Mama nawet nie poczuła kantów blaszki pod kolanami :)), fajne, uśmiałam się.
    Spędziłabym w tym sklepiku cały dzień kosztując i smakując, ale nie wiem co tam było, oprócz żurku i sałatki i ciasta, przetłumacz te tablice proszę, dla łakomczucha. Bywasz tam co jakiś czas po polskie zakupy? Twoje czekoladowe ciasto z kokosem, jak widzę pozostało w sporej części do zjedzenia, nie było tak żle :))
    Ja mam dwie dziurawe ręce, od dawna nazywana jestem "tłukliwa", nie zliczę wszystkich strat w elementach serwisu, zwykłych kubkach, doniczkach a nawet butelkach z octem, olejem o perfumach nie wspomnę :((, ale rekordy to mam w kipiącym i zalewającym kuchenkę mleku. Różne hece u mnie w kuchni już się działy.
    Pogody ducha i wiosennej pogody za oknem, ściskam Ewelina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haloj Ewelino, no, najwyraźniej nie poczuła. W tej restauracji ze sklepikiem była pierwszy raz. Nie znajduje się ona w mieście, tylko na głębokiej wsi i to odleglej od mojej wsi ok. 60 km. W sklepiku można kupić słodycze domowej roboty, dżemy, miody, no i mięso lub wyroby wędliniarskie. A na tablicy meny przedstawia się następująco: limousine (to gatunek krów, ktore wlaścicielka hoduje) hamburgery, limousine grillowana kielbasa z chlebem na zakwasie, kapustą kiszoną, cebulą i musztardą, ciabatta (bialy włoski chleb) suszonym mięsem limousin, salatką, oliwą z brzozy i serem, Västerbotten kanapka z wędzonym limousine mięsem, serem, salatą i pomidorem, Åbrånets kanapka serwowana na ciepło z wędzonym mięsem, serem, cytrynowym sosem aioli i ostatnia pozycja Åbrånki - malutkie kielbaski, frytki , keczup i kukurydza. na wiosne czekam cierpliwie, chociaż wystawia ona moją cierpliwość na ciężką probę ;) Do Ciebie przyjdzie szybciej niż do mnie i tego Ci zazdroszczę :) Pozdrawiam i ściskam :)))

      Usuń
  2. Sklep pelen uroku i az slinka cieknie!
    ...ciasto coz bylo powiedziec, ze to taka wersja"kopca kreta",
    pozdrawiam Anna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anno, przepraszam że nie odzywałam się. Cieszę się, że zawitałaś tu u mnie i cieszę się, że napisałaś do mnie :) Kilka dni później upieklam to samo ciasto, ktore szczęśliwie nie zostało przez nikogo zdeformowane. Serdecznie pozdrawiam :)

      Usuń