sobota, 13 czerwca 2015

Kurzy targ

Tuż po 10-tej rano pojechałysmy z Pauliną do Vindeln na kurzy targ odległy od mojego domu ponad 80 kilometrów. W gazecie wyczytałyśmy o tym wydarzeniu  i postanowiłyśmy skorzystać z okazji i kupić dwie kury, na miejsce tych, ktore nam zmarły. W drodze na targ romarzylam się i zaczęłam wspominać targowisko w Białymstoku, na które czasami chodzilam z moją ukochaną babcią. Stały tam chłopskie wozy, konie miały przytroczone worki z obrokiem, pachniało sianem, końską sierścią, miodem, twarogiem. Z wozów gęgało, gdakało, kwaczało. Było gorąco, ludzi pelno i momentami trzeba było przeciskać się w tłumie. Oprocz zywego inwentarza na targu można było kupić świeżą smietanę, masło, jajka, miód, kiełbasy, wszelkie owoce i warzywa, ktore oferowała podlaska wieś. Na tym targu znajdowaly się również kramy kaletników, stolarzy i garncarzy. Kochałam atmosferę tego miejsca, wszystko budzilo moją ciekawość, podchodzilam do kojców z practwem domowym, słuchałam spiewnej mowy kupców zachwalających swój towar i gromko zachecających do ich kupna. Pamiętam kobietę, ktora sprzedawala złote rosyjskie pierścionki. Na każdym palcu miala ich po dwa i dodatkowo na szyi na rzemyku. Wyglądało jakby miała kolorowe korale z pierścionków ozdobionych różnymi kamieniami - szafirami, rubinami, ametystami, szmaragdami, które ponętnie migotały w słońcu. Raczylam Paulinę opowieściami z mojego wspanialego dzieciństwa i już wyobrażalam sobie targ, na ktory właśnie zmierzalyśmy. Gdy GPS oznajmił "jestesmy na miejscu", zostawiłysmy samochod na polu, które zamieniono na parking. Przeszlysmy przez las i oto nagle na łące objawił się targ.


My skierowałyśmy się w stronę parasoli, by szukać kur wystawionych na sprzedaż. No i znalazlyśmy kilka, dosłownie kilka stoisk, przy ktorych w klatkach czy pudlach siedziały...pisklaki. Niektore zupelnie małe, niektore mialy już kilkanaście tygodni, więc były większe. 
na przyklad takie

Byłysmy gotowe, by kupić, ale na nasze pytanie o płeć kurczaków, żaden sprzedawca - hodowca nie miał pojęcia czy to koguty, czy kury. Koguty nie są mi potrzebne. Mamy naszego Picasso i wystarczy, nam potrzebne są kury, ktore dadza nam jajka. Poczułyśmy się zawiedzione amatorszczyzną tych "hodowców". Poza tym mimo tego slońca, bylo chłodno, ja odziana w sweter po prostu marzłam. Obeszłyśmy ten jarmark, ktory mimo nazwy hönsmarknad - kurzy targ, tych kur mial najmniej wśród innych cudów sprzedawanych na tym targu cudów - króliki, używane i znoszone buty, stare ksiązki, pelno rupieci, ktore normalnie wyrzuca się, szmaciane dywaniki i taką oto sztukę szczęścia


  Zawiedzione postanowilyśmy pocieszyć się kubkiem kawy i ciastkiem. Nie my jedne, bo do bufetu ciągnęła się długa kolejka, taka na ponad dwadzieścia metrów. Wrócilyśmy do samochodu. Targowisko z mojego dzieciństwa w niczym nie przypominało tego w Vindeln. Także ja zwiedziona bylam podwójnie. Postanowilyśmy skręcić z głównej drogi, by popatrzeć na Vindel - bystrza. Przez Vindel płynie rzeka - dzika, spieniona,  i hucząca szalenie szybko przewala się i kotłuje kaskadami.

Paulina na tle bystrzy


W tym miejscu trzeba do siebie krzyczeć, by nawzajem siebie uslyszeć.
Niedaleko tego miejsca znajduje się kawiarnia. Wstąpiłyśmy i kupiłyśmy sobie po ciastku marchewkowym i kawę,

ktore skonsumowalyśmy w samochodzie, bo już zachciało nam się nagle jak najszybciej dojechać do domu. Mikael, w końcu ma dzisiaj urodziny, więc trzeba przygotować obiad i zjeść torta. Ciastko dobre, ale po dwu kęsach smakowalo jak kilo cukru.
A w domu! Robota trwała i to jaka:



w tym domu mieszka obecnie Renee i Jens

to jest kabel internetowy

No i w tym domu nie ma internetu. Młodzi, szczególnie Jens, nie mogą bez Internetu funkcjonować. W ramach obniżenia kosztów podłączenia Jens sam położył kabel! My też podłączymy się do kabla, bo ja dysponuję tylko routerem w domu i mam go powoli dosyć. Ronny może żyć bez internetu, więc tak średno rozumie mlodzież. Wytłumaczylam mu w końcu, że dla nich internet, to tak samo jak dla niego w jego młodości telewizor lub zmywarka. Nie można się bez tego obejść. Obiad tym razem zjedliśmy w kuchni Renee

Jens i strasznie przeziębiona Renee

Mikael, Paulina i Jens
Po tym obiadku połozylam się (w moim łóżku) i zasnęłam. Zupełnie zapomnialam, że przesliczny książę Carl Philip bierze akurat ślub z dziewczyną z ludu Sofią. Obudziłam się już po ich zaślubinach.

2 komentarze:

  1. Ależ swojsko się poczułam czytając o Białymstoku, co prawda mieszkam coś ok. 70 km od tego miasta , ale bywam dosyć często. Ale niestety takich targów już tam niema. Nasze kury kupujemy w pobliskim miasteczku (Dąbrowie Białostockiej, może też znasz?) Wiosną przywożą hodowcy wielkimi samochodami, ptactwo stłoczone w metalowych klatkach, a jak ktoś nie ma w co zabrać kupionych kur to pakują je do worka ! po kilka do jednego ! Żadnej magii, ani atmosfery na takim rynku (bo tak się u nas to nazywa) nie ma. Lubię tam kupować tylko kwiatki. Piękna ta rzeka, Paulinka również :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moi dziadkowie mieszkali w Bialymstoku. Spędzałam tam w dzieciństwie moje najpiękniejsze wakacje. Uwielbiałam tam jeździć. Moja babcia miał wspanialy ogród, nazywając go rajskim, nie pomylę się, bo roslo tam wszystko piękne, bujne i dorodne - czereśnie, wiśnie, jablka, gruszki, śliwki, orzechy wloskie, kalarepy, marchewki, buraki, pietruszka, groszek, pory i selery, szczypiorek, maliny porzeczki wszystkich odmian, agrest, maliny, sloneczniki, róże astry, nagietki, piwonie, kosmos podwójnie pierzasty. Mialam tam swoj hamak i leżak. Poza tym Bialystok dla mnie to bialy kościół św. Rocha na wzgorzu, księgarnia na Lipowej i kawiarnia KEMPiK. Kochałam w niej przesiadywać, gdy już chodziłam do ogólniaka, czytać i pić kawę lub wcinać ciastka tortowe. Z dziadkami objeździlam caly region - piękne lasy, Augustów, Supraśl. Wszędzie mi się podobało! I teraz, w te wakacje jade w te okolice odświeżyć swoje wspomnienia i spotkać się z rodziną:) Pozdrawiam

      Usuń