Przedwczoraj
Szwecja bawiła się. Midsommar jest chyba większym wydarzeniem niż Sylwester.
Może dlatego, że tańce i zabawy odbywają sie na łonie natury, na grillu smażą
się szaszłyki, polędwica, łososie czy co tam fantazja podpowie, a wszystko
zakropione obficie alkoholem wszelkiego rodzaju. My bawiliśmy się za płotem czyli u siostry i
szwagra Ronnego w ich wiekim garażu. Jak tak pomyślę, to sporo imprez
rodzinnych odbyło sie już w tym garażu. W tym roku na Midsommar było nas dużo,
bo aż 18 dorosłych i kilkoro dzieci. Pogoda była wyśmienita, słońce szalało
razem z nami z radości, w związku z tym nie było komarów, bo one akurat nie
lubią upału. Dopiero po godzinie 21 – wszej upał zelżał pojawiło się to latające
robactwo, które też zaczęło świętować Midsommar bardzo agresywnie. Zabawa szła
na całego. Mieliśmy nawet zawody i zgaduj - zagudlę porozwieszaną na drzewach.
Podsumowując zabawy, hulanki, swawole sparafrazuję porzekadło - człowiek pije,
koń żłopie; w Norrlandii jest odwrotnie. Owo porzekadło wywodzi się z Mazur i
ich dotyczy, ale całkowicie pasuje do Norrlandii. I tyle w temacie.
Ronny w każdym razie podczas imprezy snuł plany wyjazdu do USA, do swojego
brata, który świętował razem z nami, a dzisiaj odleciał do siebie do domu.
Zapytałam Ronnego, czy nie leci razem z bratem, a Ronny zdziwony zapytal mnie
po co ma tam lecieć i dlaczego ja o to pytam. Gdy przypomniałam mu o jego planach, to zupełnie zbaranial i
oznajmił, że nie pamięta, by coś o jakimś wyjeździe do San Francisco mówił. Na
razie jest to nieaktualne. Wczoraj natomiast pogoda zmieniła się dramatycznie,
burza szalała, grzmoty waliły nad naszym lasem i deszcz lał się strumieniami.
Panowie spali do południa, potem leczyli się. Powiadomiłam wszem i wobec, żeby
nie oczekiwali żadnego serwisu z mojej czy Pauliny strony. Poprosili zatem
Nattę, by pojechała po pizzę dla wszystkich. Wydaje mi się, że wczoraj cała Szwecja
dochodziła do siebie po hucznym świętowaniu, a w naszej pizzeri ciągnęły się
straszliwie długie kolejki. Na szczęście
Midsommar jest raz w roku jak to zgodnym chórem orzekli panowie w mojej
rodzinie. Paulina natomiast zaczęła się poważnie zastanawiać nad tym, ile
alkoholu wystawić na stoły weselne, by wesele nie zamieniło się w Midsommar II.
Ale fajnie!!!!!
OdpowiedzUsuńMięso z renifera - prawdziwa egzotyka. Czytałam kiedyś, że norwescy Saamowie, których kultura jest uzależniona od tych zwierząt, żywią wobec nich duży szacunek, co przekłada się także na dbałość o minimalizację ich cierpień w trakcie uboju. Przypuszczam, że Saamowie z północnych krańców Szwecji postępują podobnie.
OdpowiedzUsuńTwój przyszły zięć, Joasiu, wygląda tu trochę jak wiking. Jeżeli prawdą jest to, że w ich (wikingów) zakrapianych rozrywkach mogły uczestniczyć także dorosłe kobiety, podczas gdy w przypadku innych były zazwyczaj jedynie widzami, to teraz już pełne równouprawnienie :) Czy jest jakaś szczególna zabawa, bez której Midsommar nie byłby "zaliczony"?
Super impreza! U mnie w Gajowce tez się bawili, po słowiansku i z terapeutycznym buddyzmem, jogą. Tacy ciekawi ludzie.
OdpowiedzUsuńDzięki za uznanie a propos domu. Tak, mnie sie wszystko nudzi i poszukuje zmian, jakichs wyzwań.
Teraz głównie czytuję blogi ludzi remontujących podobne rudery, jak nasza. To niezwykła inspiracja i potwierdzenie słuszności wyborow. Postawić nowy dom kazdy może, ale wyremontowac z klimatem dom ok.150-letni to jest sztuka i ogromna satysfakcja. A Kim ma wspaniale pomysly, tak po szkocku coś tam chce urzadzic. A nigdzie nam sie nie spieszy...
Pozdrawiam.