wtorek, 1 kwietnia 2014

Prima aprilis - dzień bez żartów!

Niby prima aprilis, a jakoś nikomu nie udało się mnie oszukać czy nabrać. Nawet, gdy dostalam sms od Pauliny następującej treści: "Ja zrobię dzisiaj obiad", to wiedziałam że to nie żart. Ronny też mnie niczym nie zaskoczył, chociaż może tym, że wczoraj czuł się przeziębiony, więc dzisiaj został w domu jako ten biedny chory. Na szczęście kuruje się sam. W naszej lokalnej gazecie zamieszczono takie oto zdjęcie:
ukazujące pensjonariuszy domu starcow wyprowadzonych na spacer na "smyczy" - widzicie chyba tę niebieską linę przywiązaną do wózków. Dzięki tej linie, jak to wyjaśniono są mozliwe wyjścia grupowe. I wiecie co, ja od razu wiedziałam, że to jest tzw. żart prima aprilisowy, bo z tego co wiem, to ci starcy raczej całymi dniami siedzą w tych swoich domach starców, które bardzo rzadko opuszczają. Nic mnie dzisiaj nie rozbawiło. Wiadomo - wtorek, moj najdłuższy w ciagu tygodnia dzień pracy. Wyśmienty obiad zrobiony przez Paulinę zrekompensował mi obecność chorego faceta w domu. Objadałam się zapiekanymi brokułami, kalafiorami, marchewkami i bezmięsnym mięsem (sojowe) i poczułam się w siódmym niebie. Paulina i Mikael przebywają teraz u nas, bo obydwoje dzielnie pracują na tej swojej działce - przygotowują grunt pod budowę domu. Mikael rąbie drwa, a Paulina je ładnie układa. Jeszcze domu nie mają, ale już przygotowują opał na zimę. W poniedziałek Paulina pojedzie do innego miasta - Östersund, na rozmowę kwalifikacyjną. Jest w tej chwili bezrobotna, więc szuka pracy. Podania wysyła, gdzie tylko się da. No i została zaproszona na tę rozmowę. Na 104 przysłanych podań o tę pracę, wybrano tylko 4 osoby na rozmowę. Nie za bardzo uśmiecha się jej praca tak daleko od domu (ponad 400 km), no ale to tylko zastępstwo do końca tego roku kalendarzowego. A że ona należy do szczęśliwej grupy optymistów, to wierzy, że robota prędzej czy później się znajdzie niedaleko domu. Od swojego kolegi, ktory również zakwalifikowal się do rozmowy, ba nawet ma ją już za sobą dowiedziala się troche o tym urzędzie, bo on tam pracuje, ale chcial zmienić stanowisko, zatem wyrazil swoje zainteresowanie tym zastępstwem. Powiedzial jej, że pytania komisji były delikatnie mowiąc dziwne. No, bo jak odpowedzieć na pytanie: "w czym jesteś lepszy/a od innych?" Powiedziałam córce, że zadalabym rownież pytanie: "Od innych? To znaczy od kogo? Na przykład od was? (i tu zwróciłabym się wprost do komisji), a potem dokończyła "jesli od was, to nie wiem czym, bo was nie znam, ale jestem lepsza od mojej mamy w przyrządzaniu wegetariańskich potraw". Poradziłam jej, żeby na tym wywiadzie sprawiała wrażenie, że tak specjalnie to jej nie zależy na tej robocie. A głupie pytanie niech kontruje też pytaniami. No i jeszcze jedna wiadomość i to bardzo prawdziwa. Muszę wymienić łożysko w moim samochodzie. Część ta kosztuje prawie 2 tysiące koron, a ile robocizna, to jeszcze nie wiem. I to cholera jest najprawdziwsza i bardzo bolesna prawda, a nie jakiś żart. Do tego jeszcze ta pogoda. W nocy mroz, a w dzień zaledwie pięć stopni. No ile tak można!?  Mój stan może tylko zobrazować to świetne zdjęcie z facebooka:
            

6 komentarzy:

  1. Nawet nie zauważyłam,że był prima aprilis. Seredcznosci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć DD :) i przypuszczam, że nic przez to nie straciłaś :) Ściskam

      Usuń
  2. czesc Joanno, musze Cie pochwalic za rady apropos rozmowy kwalifikacyjnej, ktore udzielilas Paulinie, ostatnio slyszalam, ze najlepiej nasladowac facetow, czyli zbytnio sie nie tlumaczyc, odpowiadac prosto (kobiety sa zbyt emocjonalne i sklonne do ustepstw) jak sie da, to nie okazac, ze zalezy nam na pracy.. a i zarobki tez musza byc wysokie!- dlaczego? bo tak ;) wiem wiem ze latwo sie pisze, ale mam nadzieje, ze Paulina znajdzie fajna prace, u mnie na wsi wesolo, pojechalam w srode do Wydmin po ziemniaki i wrocilam z kaczorem, (kaczka byla w potrzebie, a dojrzalam zza plotu, ze chodza dwa kaczory- francuskie, no i wlascicielka zgodzila sie sprzedac za rozsadna cene), zamowilam inkubator, ale zanim przyszedl padl mi kogut i najblizej do kupienia byl w Spychowie (85km) sprzedawal go lesniczy, bo nie dogadywal sie z drugim kogutem, no i przywiozlam moim zielononozkom Juranda ze Spychowa;) az boje sie dzisiaj ruszac z domu, bo znowu cos przytargam, pozdrawiam serdecznie
    Lola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Lola, przede wszystkim dzieki za linki do ślicznych miejsc na Mazurach. Kliknęłam, zobaczyłam i zoabczymy jak te moje wakacje będą wyglądać w tym roku. Na razie nic się nie uklada. Nie wiem nawet z kim pojadę do tej Polski. Gdy Paulina dostanie pracę, to pewnie musi w niej siedzieć całe wakacje, Renee dostala angaż do opery, pisalam o tym i pierwsza probę będą mieli na poczatku lipca, a nastepne na koniec lipca. Wszystko mi się komplikuje. A opis Twojego życia na wsi jest rzeczywiście wesoły. Nie nudzisz się w każdym razie. Jurand ze Spychowa zapewni Ci robotę, bo chyba wkrotce dzięki niemu i kaczorowi dorobisz się przychówku. Fajnie. A ja czekam, kiedy Paulina założy sobie jakiś kurnik, bo chcialbym mieć wlasne ekologiczne jajka. Czekam na kolejne wieści ze wsi od Ciebie. O ktorej rano trzeba zrywać się do karmienia tego domowego ptactwa? Pozdrawiam ciepło, chcoiaż wcale ciepło nie jest:(

      Usuń
  3. A ja wczoraj ugotowałam tę zupę łososiową, o której pisałaś dawno, dawno temu na poprzednim blogu. Super prosta, a tak pyszna, że aż sama się zaskoczyłam. Dlaczego nigdy nie robiłam zupy z rybą...Nie wiem. ;) Dzięki za inspirację!! ;)
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Dorotko, ja też nie za bardzo przepadam za zupami rybnymi, to znaczy poza tą jedną zupą łososiową żadnych innych rybnych zup nie gotowałam. Ale ta rzeczywiście jest i szybka w zrobieniu i do tego bardzo syta. Sama zrobilam ją całkiem niedawno ku uciesze rodziny, bo ja o tej zupie zupelnie zapomnialam. Stalam w sklepie i grzebalam w moim telefonie, by przypomnieć sobie skladniki na tę zupę, bo kupilam tylko łososia, a o reszcie nie pamiętalam. W sklepie spędzilam strasznie dużo czasu, bo wiedzialam, ze ten przepis mam na starym blogu, ale nie pamiętalam, ktorego roku go tam wpisalam.Zajeło mi trochę czasu odszukanie go. Gdy w końcu znalazlam, to radość byla ogromna. Teraz znowu zrobię ją na święta. Polecam rownież karkowkę, jesli jadasz mięso, po hawajsku. Gdzies tu na tym już blogu jest przepis.Jest naprawdę dobra i zupelnie inna.
      Życzę smacznego i pozdrawiam :)

      Usuń