niedziela, 6 kwietnia 2014
Weekend z Legionem
Obejrzałam kolejny odcinek narodowego serialu Ranczo i kichnęłam trzy razy, na znak, że jutro już będe zupełnie zdrowa. Zafundowałam sobie weekend w domu. Nawet nosa poza drzwi nie wychyliłam. Powiem więcej CAŁĄ SOBOTĘ przeleżałam w łóżku, oczywiście nie sama, tylko z Legionem. Konkretnie z powieścią Cherezińskiej Legion. Na szafce przy łóżku piętrzyły się talerze, talerzyki i filiżanki z herbatą z cytryną, imbirem i miodem, które jak wiadomo nie są, skuteczym medykamentem o czym dowiedziałam się z internetu (patrz poprzedni wpis). Paulina wzruszyła tylko ramionami, gdy zburzyłam mit o zdrowotnych właściwościach tej herbacianej mikstury i podając mi goracy kubek powiedziała: "Pij i potraktuj to w takim razie jako placebo". W mojej sypialni, w moim łóżku znajdowalam się poza orbitą wszelkich domowych wydarzeń. I wiecie co, było super! A powieść jest po prostu NIESAMOWITA. Cherezińska napisała arcydzieło. Księga ta liczy ponad 700 stron i wczoraj udało mi się pokonać ponad 300. Akcja powieści rozgrywająca się podczas kampanii wrześniowej i okupacji toczy się błyskawicznie. Ona nie wciąga, ona wsysa. Konstrukcja powieści jest podobna do konstrukcji filmu Tarantino Bękarty wojny. Zresztą ta powieść jest, jak to sama autorka napisała o bękartach wojny czyli Brygadzie Świętokrzyskiej walczącej ze Szwabami i Sowietami. Ich odwaga była imponująca. Uważam, że ta powieść powinna zastąpić podręcznik do historii, bo podaje fakty, nazwiska, alianse, pakty, krok po kroku tworzenie się polskiego podziemia w sposób filmowy i jasny i bez zadnej potrzeby wklepywania na pamięć, bo sama wchodzi do głowy jak szampan. Czy wiecie, że liczba różnych organizacji w okupowanej Polsce wahała się do roku 1942 od 50 do 100? Ta, ktora bezpośrednio podlegała rządowi polskiemu w Londynie nazywała się Związek Walki Zbrojnej. Rząd w Londynie dążył do scalenia wszystkich tych organizacji w jedną pod nazwą Armii Krajowej. Dzięki tej powieści pogłębiłam również moją wiedzę o AK i to niekoniecznie tą pozytywną. Imponująca jest dla mnie liczba tych organizacji. Świetnie i zarazem komicznie opisane jest tchórzostwo Francuzów, chaos i ślamazarność w podejmowaniu decyzji przez Anglików. No, aliantów mieliśmy pożal się Boże, którzy, po napaści Niemcow na Sowiety od razu pokochali Stalina i podczas ustalania granic okazali się zwykłymi zdrajcami. Ale o tym to wszyscy wiedzą. Najciekawsze jest to, że gdy się czyta tę powieść to trudno uniknąć porównań z czasem teraźniejszym. mam na mysli naszych aliantów z NATO, ktorzy tak rwą się do obrony Polski. Gdy Amerykańcy będą w razie inwazji Rosji na Polskę bronić nas, to będzie ta obrona podobna do tej sowieckiej z 1945 roku. Gdy Sowieci wyzwalali, to zostawały po nich tylko zgliszcza. Amerykanie często trafiają w ludność cywilną, a ich bomby często obierają sobie za cel szpitale, osiedla mieszkaniowe lub kolumny autobusów z namalowanym czerwonym krzyżem. Takim wyzwoleńczymi akcjami popisali się w byłej Jugosławii, Iraku, Afganistanie. Dla Amerykanow bitwa na czyimś terenie (byle nie na swoim własnym) to będzie tylko okazja do trenowania w strzelaniu do celu i polatania sobie. Zresztą mój dziadek, ktory przeżył piekło wojny - był więźniem obozu koncentracyjnego, no i miał rownież bardzo przykre doświadczenia z czerwonymi, powiedział mi jasno, że te wszystkie alianse są kompletnie nic nie warte. Na nikogo nie można liczyć, a przede wszystkim nikomu wierzyć. Mial na mysli aliantow, bo Niemcow i Rosjan, to w ogóle nie brał pod uwagę jako przyjaciół, tylko wrogów. Mam jedynie nadzieję, że nigdy nie będziemy musieli przekonywać się o lojalności dzisiejszych naszych aliantów z NATO. A teraz spieszę się do Legionu, bo to jest w tej chwili moje najlepsze towarzystwo.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz