wtorek, 27 sierpnia 2013

Impresjonistyczne wykopki

W week-end przeobraziłam sie w wieśniaczkę czy chłopkę. Mieliśmy po prostu wykopki! Ze znanych powodów nikt nie zajął się polem kartoflanym podczas wakacji. W miejscu, gdzie rosły ziemniaki pojawiły się chwasty. Dżungla chwastów! Nie można było przez tę gęstwinę dojrzeć żadnego ziemniaczanego krzaka. Pole jednak trzeba było uprzątnąć. Ziemniaki w tym roku zasadziła Paulina z Ronnym. No i tak sobie samotnie rosły, chociaz, tu muszę przyznać, że raz Paulina oczyściła je z chwastów, ktorych wtedy jeszcze tak dużo i tak dużych nie było. Uzbrojeni w motyki, chociaż tu były raczej potrzebne maczety, wyruszyliśmy na pole. Babie lato muskało ciało, czepiało się włosów, słonce grzało, jakieś trzmiele czy inne owady brzęczały przerywając leśną ciszę. Było bosko! Tak...romantycznie. Tym razem stanowiliśmy malowniczą grupę oświeloną popołudniowym słońcem wyjętą prosto z obrazów Moneta. Co prawda on malował stogi siana na polach, ale gdyby nas zobaczył, to jestem przekonana, że namalowalby również nas na polu kartoflanym. Słońce w każdym razie było jak najbardziej impresjonistyczne, a my w jego promieniach tworzyliśmy piekną scenkę rodzajową. A zapewniam Was, że nikt inny tak jak impresjoniści nie potrafił uchwycić i uwiecznić barwnych chwil. W wykopkach brali udział młodzi małżonkowie, Jens, Renee i ja. Ubrana byłam w zwiewną, trochę prześwitującą czarną spódnicę i czarny top z drobnymi falbankami wokół dekoltu. Towarzystwo popatrzyło na mnie i zapytalo, czy ja taka "wystrojona" rzeczywiście idę zbierać ziemniaki czy tylko będę sie im przyglądać jak oni zbierają. Zauważyłam, że elegancja nie zaszkodzi, jutro być może już skończy się lato, a ja chcę wyglądać ladnie i jeszcze nacieszyć się zwiewnymi letnimi szatami. Poza tym, zgadza się ja nie szlam szukać ziemniaków, tylko pozrywać czerwone porzeczki. A do czarnego koloru czerwony pasuje wyśmienicie. Na stopach miałam klapki, a oni kalosze. No, gdzie do mojej spódnicy kalosze! Nie przystoi! Zrzucilam klapki i chodzilam po trawie boso, jak Cejrowski. Zanim zaczęłam skubać krzak z porzeczek, to trochę popatrzylam jak mlodzi sobie radzą z ziemniakami. Pouczyłam trochę Jensa, by z wiekszą determinacją grzebał w ziemi, bo on po odszukaniu wśrod chwastów wyschniętego krzaczka ziemniaczanego chwytal za niego, wyrywał, otrząsał, z korzeni odrywalo się kilka ziemniaków wielkości winogron czy sliwek węgierek i szedł dalej. Poradzilam, żeby może użyl motyki i wykopal dołek, w miejscu, w którym rósł ten ziemniak, wtedy dokopie się normalnych okazów. Potraktował moje rady chyba jako krytykę, bo wręczył mi motykę. Weszłam boso na pole i pokazałam jak to się robi. I o dziwo! Dokopałam się do pieknych okazów ziemniaków! Dużych i tryskających zdrowiem! A ziemniaki te są super ekologiczne, żadnych sztucznych nawozów! Nawet chwasty nie dały im rady. Młodzież na początku grzebała w ziemi w milczeniu. Nagle zaczęli spiewać piosenki z różnych filmów. Ale jakich filmów! Filmów o niewolnikach z Afryki, którzy ciężko pracowali w pocie czoła na polach bawełny. Czyżby nagle poczuli jakąś solidarność z niewolnikami, a może zaczęli się z nimi utożsamiać? Wtedy porzucilam tych "niewolników" i poszłam zrywać porzeczki. Teraz stoi tu w kuchni przede mną miska z porzeczkami i zastanawiam się, co mam z nich zrobić. Jedni chcą sok, a drudzy chcą galaretkę, bo za tydzień zaczyna sie polowanie i już widzą na talerzu stek z łosia, do ktorego galaretka z porzeczek jest wyśmienitym dodatkiem. Teraz i tak nie mam czasu, by zajmować się sokami czy galaretkami. Musze jeszcze nazbierać borówek  i czarnych jagód na zimę. I muszę powoli się z tym spieszy, bo jagody zaczynaja być w lesie deficytowym towarem. Chyba poproszę Renee, by za drobną opłatą nazbierała wiadro jagód. Zaokrąglając temat prac polowych i ogrodniczych stwierdzam, że jest to przyjemne zajęcie, bardzo uspokajające i dające radość i poczucie szczęścia. Chcę być wieśniaczką! Po wykopkach pojechalismy wszyscy do miasta na obiad do "Taorminy" - pizzeria i pastodajnia. Wybralam sobie pastę Russia z krewetkami i czarnym kawiorem. Ronny płacił!
każdy widzi, że to porzeczki


Taormina
moje danie
A po obiedzie Ronny już sam wrocil do domu, a ja poszłam razem z Pauliną do kina na film Woody Allena "Blue Jasmine", dobry, taki właśnie w stylu Woody Allena - dialogi, rozterki i sprawy damsko - męskie. Nie warto być bogatą, bo gdy się straci wszystko, to ciężko jest odnaleźć się w zwyczajnym życiu typu - byle do wypłaty.

6 komentarzy:

  1. Tez jestem ciekawa nowego Allena, zwlaszcza ze jest z Blanchett w roli glownej.
    A z tymi ziemniakami to mieliscie superpomysl:-) wykopki pewnie lekkie nie byly ale jaka satysfakcja z wlasnych ziemniakow;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blanko, odpowiedź do Ciebie trafiła na sam dół:) Nie wiem dlaczego:)

      Usuń
  2. Bardzo mi się podoba wyznanio-deklaracja, że chcesz być wieśniaczką ha ha ;).

    Napisałaś to wszystko jak zwykle obrazowo i z humorem - co uwielbiam :). Kocham te notki z Twej codzienności.

    Ale - steku z łosia bym nie tknęła. Ortodoks mięsny jestem - tylko tradycyjne (no wiesz - drób, wieprz i czasem wół). Szczytem ekstrawagancji i odwagi był zając dodany do pasztetu, na jaki to pasztet się skusiłam. Chociaż nie... NAJ to były żabie udka na moim pierwszym spotkaniu z mężem w Paryżu. Zjadłam sztuk 3 a resztę oddałam jemu. Jakoś nie mogłam... choć były nawet dobre - mówiąc obiektywnie. Pięknie podane, w jakimś dobrym sosie etc... Fajnie, ale jednak zdecydowanie wolę słoninę z cebulą podaną na nieoheblowanej desce LOL ;).

    Jak robisz galaretkę z porzeczek? Bo u nas to sztandarowy przetwór na zimę z tych owoców. Kieeeeedyś mieliśmy małą plantację i sprzedawaliśmy je na skupie. Teraz zostało kilkanaście krzaków i zrywamy tylko na bieżące potrzeby a resztę zabiera natura...

    Pozdrawiam miło!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A żebyś wiedziała. Co prawda o rolnictwie mam wiedzę taka bardziej teoretyczną niż praktyczną, o ogrodnictwie zresztą też, ale wszystkiego można się chyba nauczyć. Kryzys jest, w sklepach zatrute, nieprawdziwe produkty żywieniowe są, więc najwyższy czas, by przestawić się na zdrową, prawdziwą żywność. A co do łosia, to nie ma zdrowszego mięsa. Łoś jest ekologiczny, żadnej chemii. Za to kurczaki nafaszerowane hormonami wzrostu, wieprz i wół - antybiotykami, hormonami, pasza to istna tablica Mendelejewa. Do tego dodaj potworne sposoby transportu zwierząt plus okrucieństwo w rzeźniach. Jeść się odechciewa. Na rynku księgarskim w Polsce wlasnie pojawiła się bestsellerowa książka (to nie powieść), ktorą Ci gorąco polecam. Autor nazywa się Jonathan Safran Foer, tytuł książki "Jedzenie zwierząt". Na googlach znajdziesz juz pewnie recenzje tej książki. Ja osobiście uważam, że ta książka powinna być lekturą obowiązkową w szkołach. Amisho, przepis na porzeczkową galaretkę napiszę w poście:)))
      Ściskam

      Usuń
    2. Wszystko co napisałaś jest prawdą, niestety... Nie od dziś wiadomo jak się hoduje kurczaka czy świniaka w wielkich hodowlach. My na szczęście mamy w w P. swojskie produkty - warzywa i owoce bez grama chemii, kury jedzą bez grama chemii i łażą po obejściu wolne jak... ptaki ;) co przekłada się też na jajka i rosół (ale ja np kury czy koguta nie ubiję...), to samo wieprzki - jedzą swojskie zboże, zielsko i nadwyżki owoców - wiadrami dostają jabłka i gruszki całe lato ;). Ale często jednak pewne produkty muszę kupić... I naprawdę wolę dać za jako parę groszy więcej a wiedzieć, że jest ze sprawdzonego źródła niż kupić tanie w markecie. Co nie znaczy, że czasem nie kupię...

      O katordze zwierząt do uboju i tych rzeźniach nawet nie mogę mówić... Wiem, jak jest. Z tej racji, że mój mąż nie je mięsa w ogóle (ryb i jajek też nie - chyba że nie ma wyjścia albo np. jajko przemycę w jarskim pasztecie) to wtedy gdy on jest w domu a nie na wyjazdach to w ogóle gotuję prawie tylko veg. Ale niestety, jestem mięsożerna i po kilku próbach porzucenia mięsa wiem, że nie dam rady i już się nie łudzę. Jednak cieszę się, że tak często jadam jarsko, co zresztą uwielbiam.

      Ja rozumiem, że z łosia to zdrowe mięso (w ogóle z dziczyzny), ale jak się go nigdy nie jadło i nie jada to są uprzedzenia. Pewnie jednak u Ciebie bym się skusiła ;).

      Książka mnie zaciekawiła, poszukam!

      Usuń
  3. Blanchett jest wspaniała w swojej roli! Poza tym przyjemnie popatrzeć jak te gwiazdy się starzeją. "Niewolnicy" dodawali sobie animuszu i werwy podczas śpiewania, więc pole jest juz obrobione, ziemniaki odłozone i gotowe (po ugotowaniu lub pieczeniu) gotowe do spożycia:)
    Pozdrawiam!:))))

    OdpowiedzUsuń