niedziela, 18 sierpnia 2013

Przeplataniec smutno - radosny

Koniec wakacji. Jest to mój pierwszy zwyczajny, po staremu spędzany week-end od ponad miesiąca. Najpierw byłam od 11 lipca w Gdańsku, a potem wraz z rodziną z Polski wracałam do mojego domu. Przedwczoraj rano wyjechał ode mnie mój brat, bratowa i ich wspaniałe dzieci. Zwykle o tej porze siedzielismy w pokoju i piliśmy kawę lub wino, jedliśmy pyszne ciasta z czarnymi jagodami upieczone przez Izę i graliśmy w gry planszowe. Tydzień temu dochodziliśmy do siebie po weselu Pauliny i Mikaela, a dwa tygodnie temu przeżywaliśmy pogrzeb mojej teściowej. Te wakacje to była dla mnie istna mieszanka emocjonalna. Chodziłam zdenewowana, smutna, niespokojna i trudno było mi tak naprawdę zrelaksować się.  Wiadomość o śmierci matki Ronnego dopadła mnie, gdy siedziałam na zamku w Malborku.  Wyjazd z Polski w trybie natychmiastowym, biorąc pod uwagę prom i własny samochód,  jest po prostu niemożliwy w środku sezonu letniego Trzy dni później Ronny zadzwonił i zbombardował mnie następną wiadomością o naglej śmierci jego przyjaciela. Te wakacje zaczęły zamieniać się w koszmar.
Do Polski zabrałam Renee i jej chłopaka Jensa. Gdy oni chodzili na plażę opalać się, to ja leżałam na tapczanie i gapiłam się w sufit. Może robiłam również coś innego, ale normalnie nie pamiętam co. Jens był ciekawy Gdańska i okolic. Włóczyliśmy się popołudniami po Starówce, po Sopocie, moimi starymi utartymi szlakami. Gdańska nigdy nie mam dość. Jens chcial rownież zwiedzić obóz koncentracyjny, zatem pojechaliśmy do Stutthofu, a gdy już tak byliśmy w temacie drugiej wojny, to odwiedziliśmy również Westerplatte. W trakcie tych "wojennych" wycieczek rozmawialiśmy o tym niemieckim serialu "Nasze matki, nasi ojcowie", ktory w Szwecji miał idiotyczny tytuł "Młode serca wojny" jakby to było jakiś łzawy romans osadzony w czasach wojny. W naszych rozmowach doszlismy do tego, że Niemcy tak w tym filmie od razu wskoczyli w rok 1941 jakby w latach 1939-41 nic wielkiego nie wydarzyło się. Dla nich II wojna, tak jak dla Rosjan rozpoczęła się w 1941 roku. Chodząc po obozie, ktory zresztą był pierwszym obozem, załozonym przez Niemców poza granicami ich kraju, a ktory swoją działalność rozpoczął już 2 września 1939, stwiedziliśmy, że ich ojcowie i ich matki, to mordercy, złodzieje, zbrodniarze, oprawcy, sadyści i skurw...ny najwyższej jakości. Naprawdę Niemcy z tymi ich matkami i ojcami nie mają czym się pochwalić. Na parkingu przed obozem staly dwa niemieckie autokary, mam nadzieję, że ci Niemcy, ktorzy chcieli zobaczyć, co ich matki i ich ojcowie robili, nazwali ich tak samo jak my. Oprócz Niemców, obóz zwiedzali również Hiszpanie, którzy przyjechali trzema minibusami. Wobraźcie sobie, że ich kilku rodaków również trafiło do tego obozu w czasie wojny.
W Polsce podczas mojego pobytu trwała debata w prasie i w tv na temat innych oprawców - Ukraińców, ktorzy popełnili zbrodnie na Wołyniu. Wracając do Szwecji przyglądałam się ich crókom i synom, którzy stanowili chyba połowę populacji na promie. Siedzieli na pokładach przy stołach suto zastawionych własnymi wędlinami, kiełbasami, kiszonymi ogorkami, chlebem i wódką, którą pili z eleganckich takich typu caryca Katarzyna kieliszków ze złotym szlaczkiem. Patrzyłam na ich twarze i zastanawialam się, czy byliby zdolni do tych samych zbrodni, co ich ojcowie i ich matki. Ciekawe do czego wykorzystują ich Szwedzi, skoro oni takimi wielkimi ilościami jadą do tego kraju. Do domu wracałam z mieszanymi uczuciami., bo wracałam właściwie do domu żałobnego. Od dnia, w ktorym umarła matka Ronnego przygotowania do slubu jakby utknęły w miejscu. Nikt o ślubie nie myślał, Paulina zamieniła się w kłębek nerwów i stanęło na tym, że wesele odbedzie się nie u nas, tylko u rodziców pana młodego. Wszystko nagle stanęło do gory nogami i nic nie szło zgodnie z planem. W Szwecji, czego kompletnie nie pojmuję, pogrzeb odbywa się tak dwa, trzy tygodnie po śmierci. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego tak jest i nikt z zapytanych Szwedów nie umie mi dać wyjasniającej odpowiedzi. Po prostu tu tak jest! 
Kilka dni po naszym powrocie odbył się pogrzeb mojej teściowej. A tydzień później ślub i wesele Pauliny. Paulina zapytała księdza, co mają zrobić - czy przełożyć ślub, czy nie. Ksiądz powiedział, że nie. Pocieszył Paulinę i powiedział, że nasze życie składa się z większości z problemów, trosk i żałoby, więc trzeba chwytać momenty szczęścia, a nie odkładać je na poźniej. Z Polski przyjechał razem ze mną brat ze swoją rodziną i w drodze do Szwecji byli rownież inni goście (też rodzina) z Polski. Moj samochód załadowany był  "Sobieskim" i kilkoma paletami piwa. Dzięki Unii można dzisiaj wwozić całe rzeki alkoholu. 
Slub byl przepiękny, w dwu jezykach po szwedzku i po polsku (nasz ksiądz jest Polakiem). Para młoda wręcz filmowo olśniewająca. Obiad weselny jechał już w kantynach prosto z restauracji męża mojej przyjaciółki. Niemca zresztą, ktory jest wybitnym kucharzem i cztery razy w latach 70 - siątych przygotowywał obiad noblowski. Takie CV chyba samo za siebie mówi. Menu ukladali państwo młodzi i teraz uwaga - mialo być zdrowe, ekologiczne, swojskie, a nie z drugiego końca świata. Na pierwsze była zupa - krem wegetariańska i niebiańsko pyszna. Danie główne za to, to pieczona polędwica z...renifera, dwa sosy - z czerwonego wina i drugi grzybowy, zapiekanka ziemniaczano-warzywna. Iza i ja napiekłyśmy ciast z czarnymi jagodami, Pauliny teściowa zajęła się tortami. Na powitanie gości wyprodukowałyśmy z Izą koreczki z polską wędliną, a Paulina zrobiła koreczki wegetariańskie i wegańskie dla gości wegetariańskich i alergików. Dla wegetarian był również pieczony łosoś i tarta z brokuł, ktorą zajadali się rownież wszystkożerni.  Domem weselnym był wypożyczony, wielki party - namiot rozstawiony w przepięknym ogrodzie matki Mikaela tuż nad Zatoką Botnicką. Pogoda wymarzona! Po obiedzie wszyscy goście zaopatrzeni w kartki i dlugopisy poszli na przechadzkę wytyczonym szlakiem przez las. Na drzewach wisiały pytania dotyczące Pauliny i Mikaela. Kazde pytanie zawierało trzy odpowiedzi i trzeba było wybrać własciwą. Najlepsze pytanie było dlaczego Mikael wybrał Paulinę, jedna z trzech opcji brzmiała: "bo chciał bliżej poznać Ronnego" i tę przekornie zakreśliłam. Wesele było wspaniałe! Tylko kilku panów było więcej niż podpitych, ale ciągle kontaktowali, gdzie się znajdują. Część towarzystwa poszła wykąpać się w morzu. Były tańce i były zabawy, i były przemówienia. Ja rownież przygotowałam i wydrukowałam szwedzkie przyśpiewki. Polacy również odspiewali swoje bez wydrukowanych tekstów. Śpiewali z pamięci. We wsi wszyscy mieszkancy byli przez gospodarzy uprzedzeni o weselu, także nie mieli nic przeciwko, że muzyka z prawdziwego, profesjonalnego sprzętu (czyli przeraźliwie głośnego), który nadjechał po obiedzie dochodziła do każdego domostwa. Sprawiłam państwu mlodym ślubną książkę, do ktorej wpisywali się wszyscy goście. Wybralam taką, w ktorej znajdowaly się pytania, na ktore jest latwiej odpowiedzieć, niż wysilać się nad białą kartką papieru i w rezultacie pisac takie same życzenia: "wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia itd."
Po ślubie dowiedzialam się, że cała wieś żyła weselem, że wszyscy goście nie mogli wyjść z podziwu jak te polskie dzieci i mlodzież jest świetnie wychowana i jak Polacy doskonale się bawią. Przyjemnie coś takiego usłyszeć, nieprawdaż?
para młoda przyjechała do domu weselnego tym oto czarnym mustangiem 
panna młoda spacerująca po Zatoce Botnickiej
"dom" weselny
w oczekiwaniu na parę młodą
lewe skrzydło
ślubna księga
jeden z wpisów, trzeba było również narysować autoportret
nawet mała Paulinka (dziecko jeszcze nie chodzi do szkoły) wpisała się zupelnie samodzielnie.
Wypełniła jednak rubrykę pytającą o zabawne zdarzenie podczas wesela.

zaślubieni






15 komentarzy:

  1. No i się popłakałam, pierwsza część powaliła mnie na łopatki i tak bardzo współczuję Ci tych emocji, ciężkich przeżyć, niemożności bycia przy mężu kiedy to wszystko się stało... Współczuję Paulinie takich rozterek między żałobą, a ślubem - moja babcia zmarła 3 miesiące przed siostry weselem i też wahaliśmy się czy nie przełożyć i tak samo ksiądz przekonał, żeby ślub się odbył, a pamięć i żałobę po babci trzymać w sercach... Trzymaj się dzielnie Asiu, bądź silna, wspierajcie się wzajemnie z rodziną, ściskam, całuję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej:)Serdecznie dziekuję za wsparcie! Teraz dopiero, gdy moje życie wraca na swoje stare tory zaczynją opuszczać mnie te wszystkie emocje. Czuje jednak, że potrzebuje czasu, by być dawną sobą. Chwilami wymiękam i nagle tak bez kontroli płyną łzy. Właściwie to ja teraz potrzebuję po tym moim urlopie, prawdziwego urlopu. Caly urlop spędzilam mając serce w żoladku, a żaloądek w gardle, mialam jakieś lęki, a po śmierci teściowej mialam caly czas wrażenie, że to tylko początek i czekałam w strachu na dalsze straszne wydarzenia. Bardzo, ale to bardzo cieszyłam się, że do domu wracałam razem z moim bratem i jego rodziną. Pozdrawiam Cię sedecznie:)

      Usuń
  2. Ksiądz miał rację, szczęśliwe chwile trzeba łapać i mocno trzymać. Młodym życzę, żeby złapali ich jak najwięcej!
    Pozdrawiam serdecznie
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu i Wojtku:)dziekuję w imieniu młodych. Patrze na nich i widzę, jacy są szczęśliwi, chociaż są już z sobą 7 lat. A ksiądz rzeczywiście rozwial swoimi slowami rozterki, co do zmiany terminu slubu, ktory w innym czasie odbylby sie bez udzialu polskiej części rodziny, gdyż wiadomo, że nie mieliby kolejnych urlopów i nie ciągnęliby się tu ponownie na koniec świata. Pozdrawiam Was serdecznie

      Usuń
  3. NIestety ludzkie nieszczęścia nie przejmują naszymi urlopami, wyjazdami i dotykają nas w najmniej spodziewanych momentach

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć Basiu, masz absolutną rację. Chociaż w przypadku teściowej ta śmierc była spodziewana, z powodu trwającej u niej ponad rok choroby. Człowiek jednak ciągle zywi nadzieję, że jeszcze da się coś zrobić i wiadomość o smierci jest ciosem. Potężnym ciosem. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Joasia!
    Wycałuję Cię za ten post.
    Przyznaję się,że przeczytałam kilka razy. Wzruszyłam się i w ogóle!
    Wycałuj Paulinkę i jej męża. Niechaj im się wiedzie jak najlepiej.
    A słowa owego mądrego księdza nawet sobie zapisałam. Tak, trzeba chwytać momenty szczęścia, a nie odkładać na później!
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana DD, oczywiście wycałuję ich. A ja dopiero teraz powoli, ale to bardzo powoli zaczynam zrzucać z siebie tę niewidzialną zmorę, ktora dusila mnie od miesiąca, ściskala swoja garścią moją szyję. Głęboka zmarszczka między brwiami juz na stale zagościła na mojej twarzy, i ubyło mi 5 kilo. Szkoda gadać w jakim ja i moi bliscy, łącznie z Pauliną żyliśmy napięciu! ściskam Cię! Ksiądz naprawdę uczynil dużo swoimi słowami. Paulina spotkala go i rozmawiala z nim na drugi dzień po śmierci teściowej. Tydzień między pogrzebem, a weselem, to dosyć krotki przedział czasowy. Jednak ksiądz zdecydowanie powiedzial, że ślub ma być, a babcia nigdy nie życzylaby sobie, że zmieniać z jej powodu datę, zwlaszcza, że sama wybierala się na ten ślub. Smutek, pamięc i zalobę nosi sie w sercu. No i te jego slowa o szczęściu, a wlaściwie tylko jego momentach, ktorych nie można odkladać na później, wzmocniły nas bardzo mocno. Ściskam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Polskie „księże dobrodzieju!” w piękny sposób nabrało realnego znaczenia za szwedzką granicą. Jak to dobrze, że w tamtym trudnym czasie mieliście wsparcie ze strony tak mądrego duszpasterza. Serdeczności, Joasiu:*

    Dużo można skomentować w odniesieniu do Twojego treściwego wpisu, czytałam z dużym zainteresowaniem. Z nie mniejszym obejrzałam nowe zdjęcia. Fryzury Twojego Zięcia i młodego człowieka w tle powalają :)) Pozwalam sobie na to swobodne określenie - zaznaczając, że w pozytywnym znaczeniu! - ponieważ mój Szwagier przez dość długi czas nosił dredy, czym bardzo wyróżniał się w otoczeniu, a tu proszę, aż 2 młodych ludzi z fantazją na 1 zdjęciu :) A właśnie! Czy można spytać, jak zgromadzeni goście komunikowali się między sobą w tym międzynarodowym gronie?

    OdpowiedzUsuń
  8. Haloj N. Na weselu były włącznie z moim zięciem 4 osoby. Kiedyś Paulina miała też dredy. Zamieszczę ich zdjęcie razem, jesli chcesz, gdy Mikael i Paulina obydwoje nosili dredy.Kto wie, może to dredy ich połączyły;)znaleźli siebie w tłumie ludzi dzięki włosom i poczuli, że należą do siebie. A nasz ksiądz jest bardzo dobry i mądry. Zresztą udzielal nie tylko ślubu, był również obecny na weselu:)
    Ściskam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, zapomniałam o jeszcze jednym - goście polscy i szwedzcy rozmawiali ze sobą po angielsku. Niestety przemowienia byly po szwedzku, ale tu moje kolezanki Polki pomogly w tłumaczeniu, bo akurat zostaly usadzone koło mojej polskiej rodziny, a i ksiądz też trochę im potlumaczył:)

      Usuń
    2. Ależ życzliwie, super. Dziękuję za odpowiedzi - i teraz proszę o te dredy, bardzo jestem ciekawa :) W świetle opisanej historii poznania się Paulinki i Mikaela - tym bardziej :) Będę wypatrywać, a tymczasem buziaki, Joasiu.

      Usuń
    3. Errata. Na weselu było 60 osób, w tym 4 w dredach:)

      Usuń
  9. Przeczytałam jednym tchem Asiu. Gratuluję "wydania" córki i fajnego wesela. Dla mnie ten rok też do bani - najpierw choroba mamy a w końcu jej śmierć w piękny czerwcowy dzień. Jednak życie trwa nadal. Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amisha, bardzo mocno Ci współczuję. Brakuje mi słów na pocieszenie. Czuję głęboki smutek, ze Twoja mama odeszła. Ściskam Cię mocno.

      Usuń