sobota, 15 grudnia 2012

Świąteczne, hmmm, przygotowania

W końcu sobota! Teraz przed świętami jestem urobiona po sam czubek włosów. Najgorsze jest to, że moje zabieganie wcale ze świętami nie jest związane. To praca absorbuje mnie bez reszty. Tysiąc spraw do zrobienia, napisania, wypełnienia. Do domu wracalam późnymi wieczorami i w zasadzie zasiadalam do laptopa  i kontynuowalam robotę. Efekt jest taki, że nie kupilam jeszcze ani jednego prezentu. Nie zaczęłam pichcić, nie zrobiłam światecznych zakupów. A święta już za kilka dni. Pensja wpłynie na konto, uwaga! 21 grudnia! Nawet nie wiem, czy z niej korzystam, skoro akurat w ten dzień ma nastąpić koniec świata. Świetnie to wymyślili. No, a znowu skoro ma być ten koniec świata, to może to i lepiej, że nie kupiłam jeszcze tych prezentów. Marzyło mi się być podśpiewującą sobie pod nosem gospodynią, z radością przygotowującą świąteczną ucztę, a tu okazuje się, że cały czas i siły wkładam w życie zawodowe niczym bizneswomen. W tygodniu, w czwartek 13 grudnia w Polsce odbywały się obchody rocznicy wprowadzenia stanu wojennego, a w Szwecji swój dzień miala św. Łucja, czyli jak to po szwedzku się nazywa Sankta Lucia. Tego dnia Ronny wrócił rano z pracy i obudzil mnie wkraczając do sypialni ze spiewem Sankta Lucia i tacą, na ktorej niosł kawę i bułki szafranowe, ktore kupił w Statoil wracając z pracy. A wieczorem, po pracy koło godziny 19.00 stalam w swojej kuchni i piekłam lussekatter, czyli bułki drożdżowe z szafranem, by utrwalić tradycję, o którą teraz zaczyna toczyć się bój ze względu na wielokulturowość Szwecji. Te szafranowe bułeczki jada się w dniu św. Łucji, jak słodkie rogale w dniu św. Marcina w Polsce. Poza tym przez kraj, jak dlugi i szeroki przechodzą orszaki św.Łucji. We wszystkich szkołach celebrują to święto, a orszaki św.Łucji składające się z uczniów odwiedzają zakłady pracy. O tym dniu napisałam na moim pierwszym blogu wystarczy kliknąć na ten link Dzień św. Łucji . Teraz też zamiast zakasać rękawy, splunąć w garści i zabrać się za świateczną robotę, to siedzę przed tym laptopem i piszę. Powiedzmy, że kumuluję siły. Pojechałabym do miasta, ale przeraża mnie wizja oblężonych sklepów i stania godzinami w kolejkach, na ktore mam alergie. To pozostałość z czasów szaroburej Polski z pustymi półkami sklepowymi. Do tej wizji dochodzi następna - brak miejsc parkingowych i ja wściekła krążąca samochodem po ulicach. Poza tym znowu sypie śnieg. Sypie tak z małymi przerwami od tygodnia. Jesteśmy tak przykryci śniegiem, że dalsze opady już wcale nie są urocze i fajne tylko zaczynają dzialać na nerwy. Na dachu leży prawie metrowa warstwa śniegu. Wczoraj do roboty jechałam w taką zamieć, że nie widać było świateł samochodu, który pędził przede mną. Ale krajobrazy są rzeczywiście piękne i takie uspokajające. Wieczorem wyszłam przed dom pogapić się na czarno - granatowe niebo, na ciszę i ten biały, prawie surrealistyczny las rozświetlony punktowo latarniami i lampkami. Było spokojnie, bezwietrznie i na chwilę przestało sypać śniegiem. Było jakoś tak bezpiecznie, przytulnie, niesamowicie cicho, spokojnie i po prostu przepięknie.
na dalszym planie lussekatter czekające na upieczenie, a na pierwszym już upieczone
No, teraz Renee krząta się po kuchni i zaczyna sprzątać. W tej chwili szoruje szafki i blaty. Dobra dziewczyna. Ronny śpi, po swojej całonocnej pracy, ale za to przyniósł do domu paczkę świąteczną, ktorą dostał od firmy. Co roku dostają w pracy, a Ronny twierdzi, że z każdym rokiem paczka jest coraz chudsza. Zgadza się, bo w poprzednich latach znajdowaly sie w niej wyrafinowane herbaty i kawy oraz czekolada, a w tym roku już tego nie ma. Zawartość jednak w dalszym ciągu składa się z samych delikatesów. Także już coś mam na świąteczny stół:
są sery, kielbasa, śledzie, łosoś na dwa sposoby, delikatesowa marmolada

...raki, sosy do łososia, twardy chleb

           

2 komentarze:

  1. Niezla paczka, nasz pracodawca zafundowal nam 300 kr do Skalateater zamiast julbord.

    OdpowiedzUsuń
  2. A my mamy w srodę wieczorem julbord, ale w miejscu pracy. Czyli w naszej stołówce. Nie ma nawet potrzeby, by elegancko wyglądać. Zresztą kończę wtedy pracę o 17.10, a impreza zaczyna się o 17.30. Nawet do domu nie zajadę, by doprpwadzić się do porządku po całym dniu pracy. Też pracuję w komunalnym resorcie. No, ale nie będę zawracać sobie głowy obiadem w domu. Zawsze coś:)

    OdpowiedzUsuń