środa, 18 lipca 2012

Jedz, czytaj i bumeluj

Jedz, czytaj i bumeluj - to słowa klucze mojego urlopowania. Serniczki (przeróżnych rodzajów i gatunków), kanapeczki z małosolnym ogóreczkiem i kiełbaską polską pieczoną, kapusta z białą kiełbasą, kotleciki schabowe, kurczaczki z piekarnika, twarożki, herbata z rumem, kawa z mlekiem, pączki, wina białe i czerwone, gwałtowne ulewy, chwilami porywiste wiatry, a nawet chwilami prażące słońce to są ingrediencje wchodzące w skład dalszego ciągu mojego urlopu, który obecnie spędzam w Polsce. Wakacje upływają mi pod znakiem megalenistwa i w bardzo zwolnionym tempie. Przesiedziałam w sumie kilka godzin w Empiku, zaopatrzyłam się w książki i różnej maści prasę - od mody i urody po politykę. Czytam jednak książki, które moja mama wypożyczyła w bibliotece. W ramach urody kupiłam różne balsamy, maseczki i inne cudactwa, którymi bawię się w domowe SPA. W ostatniej "Claudii" na okładce wielkimi literami widnieje napis - "Będzie się działo! NIEZAPOMNIANE LATO W POLSCE". No i dzieje się - ulewy takie gęste, piękne i pionowe, burze i od czasu do czasu jakieś trąby przelecą, które jak na razie omijają Trójmiasto, ale kto to wie, gdzie zatrąbi następnym razem. Po opuszczeniu wyspy rozdzieliłam się z rodziną, oni pojechali na północ, a ja z rodzicami na południe. Zatrzymaliśmy się na wcześniej internetowo zarezerwowanym campingu w  Nynäshamn. Jest to camping leżący nad morzem. Znajdują się na nim dosyć duże domki (wielopokojowe i z kuchnią), miejsce na przyczepy campingowe i campery, hostel oraz małe budy, bo inaczej tego nazwać nie mogę. Budy ustawione były pod starymi dębami. Może romantycznie to brzmi, ale z romantyką nie miało to jednak nic wspólnego. W budzie znajdowały się cztery prycze, jedno okno, kuchenka elektryczna z jednym palnikiem, malutka lodóweczka, w której się chyba tylko jajka mogły zmieścić. Pod tymi dębami, było mroczno i wilgotno, zatem ta drewniana buda śmierdziała stęchlizną, czy jakimś piwnicznym odorem. Na wyposażeniu oprócz wyżej wymienionych rekwizytów  nie było nic, ani garnka, ani czajnika, ani nawet złamanego widelca. Budy były okropne i pewnie dlatego zostały umiejscowione jakby na zewnątrz tego właściwego campingu, który na dodatek został otoczony metalowym płotem. Czyli my zostawaliśmy przed płotem. Do łaźni, czy kuchni campingowej musieliśmy latać naokoło ogrodzenia (tata wyliczył, że do kibla było 350 kroków!) albo przełazić przez płot, na którym zresztą wisiała tabliczka pozwalająca tylko gościom campingu to robić.Budy te żyły chyba w symbiozie z naturą, bo ich dachy porośnięte były mchem i paprocią. W nocy, czy nad ranem (sama widziałam) chłopy zamieszkujące sąsiadujące budy z naszą sikali za budami, bo który by tam leciał do odległego kibelka. Ja mialam ochotę nie tylko nasikać, ale nawet zrobić coś więcej przed wejściem do recepcji, która znajdowała się bliżej nas niż te kibelki. W recepcji zostaliśmy zaopatrzeni w kod do drzwi łaźni i toalet. Musiałam go sobie wklepać w komórkę, bo gdy pierwszy raz doszłam do upragnionego kibla, to zapomniałam kod. No i wtedy zrodziła się we mnie chęć zemsty, by narobić im demonstracyjnie przed recepcją. Nikomu nie polecam tych bud. To oni powinni płacić turystom za to, że chcą w nich mieszkać, a nie jeszcze zarabiać pieniądze na czymś, co nadaje się do rozbiórki. Nie jestem pewna, czy te dachy nie były kryte eternitem. No nic, po powrocie do domu zabiorę się za to i zrobię im "reklamę" na facebooku i gdzie się tylko da o warunkach panujących na tym campingu. W PRLu domki były schludniejsze. Nie mogłam w tej budzie zasnąć. Siedziałam z laptopem na pryczy i oglądałam filmy na SVTplay. Może te warunki wydawały mi się takie okropne, bo wyjechałam właśnie ze starej przestronnej willi, z nowoczesnym, funkcjonalnym, estetycznym wyposażeniem, no i zderzyłam się z takim kontrastem egzystencjalnym. Już nie dziwię się bogaczom, którzy po utraceniu fortuny popełniali samobójstwa. Niczym pariasi sterczeliśmy zza płotem patrząc na bogatych Norwegów, którzy przywlekli się do Szwecji na urlop chyba z całym swoim dobytkiem. Ich przyczepy otoczone były malutkimi płotkami, takimi kilka centymetrów nad ziemią, wejścia i okna przyozdobione kwiatami doniczkowymi, a do każdej przyczepy czy campera przymocowane sterczały anteny satelitarne. Z ulgą opuściliśmy Nynäshamn. Stamtąd odpływa codziennie prom do Gdańska. Wjechaliśmy na "Scandinavię", a kabina z własną łazienką wydała się ekskluzywnym pomieszczeniem. Za chwilę zaczyna się film, ktory mam zamiar obejrzeć. Zatem "na zdrowie" - tu wzoszę mój kieliszek napełniony Duszą Mnicha i dobranoc.         







  

2 komentarze:

  1. Pięknie wyglądasz w tym oknie!
    Intuicja mnie nie myliła:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję bardzo za miłe słowo:) podziwiam piękny widok z okna. A rzeczywiście było co podziwiać:)

    OdpowiedzUsuń