środa, 14 listopada 2012

Wiem, czego chcę!


 Proszę, oto taki obrazek dostałam na fejsie. Ciekawa jestem kto jest jego autorem? Przypuszczam, że jakiś mężczyzna. Ja na ten przyklad wiem, czego chcę. Chcę mieć wakacje! Wakacje = lato = Gdańsk = plaża. A kiedy chcę, oczywiście natychmiast! No i co? W zamian za to mam o godzinie 16-stej ciemności egipskie, jak na razie tylko kilka stopni poniżej zera i znienawidzone przeze mnie oślepiające słońce w ciągu dnia. Kocham słońce świecące wysoko nad głową, a nie takie, które ma kilkustopniowy kąt nachylenia i wisi nad maską samochodu. Wyżej już to słońce jakoś nie ma siły się wspiąć na nieboskłon. W dodatku mam szybę przednią w kropki, a to juz od soli którą sypią drogi, a wycieraczki sa zupełnie do chrzanu, bo wycierają szybę w paski i zakola. Poza tym dzisiaj odkryłam, że połowa kolców z opon jest totalnie spiłowana. Ma prawo, bo już dwie zimy przejeździłam na nich. Zatem szykuje się dodatkowy wydatek i to nie byle jaki. No i jak ja mam zaoszczędzić te pieniądze? Nie wiem! Co trochę zaoszczędzę, to od razu muszę wydać na tak zwane nieprzewidziane przypadki. A tu jeszcze święta za pasem. I wiecie co po prostu cieszę się na nie i to bardzo! Chciałabym już ustawić choinkę w domu, ułożyć się na sofie i mieć przytulnie w świetle mrugających kolorowych lampek choinkowych. Obecnie znajduję sie w stanie hibernacji. Chodzę w półśnie i i cieszę sie, że czas tak szybko leci. Zajęta jestem od rana do wieczora i to jest dobre, by ten czas popchnąć szybciej do przodu. Nie szkodzi, że do domu wracam wyczerpana, padam na łóżko i spię tak do 21-szej, a potem wstaję i półprzytomna robię obiad na jutro . Zauważcie, że wszystko jest u mnie takie pół - półsen, półprztomność. Niestety, obecnie mam wrażenie, że ja tak tylko półżyję. Nawet kawały przestały mnie rozśmieszać. Marzy mi się Barcelona albo Malta.
A na dobranoc załączam zdjęcie mojej Natty. Ujęła mnie swoim romantycznym wyglądem, takim niewinnym i marząco - tęsknym i pomysleć, że jest nasza domową mistrzynią w otrzymywaniu mandatów za złe parkowanie.
     

9 komentarzy:

  1. Śliczna dziewczyna!
    Joasiu, pocieszę Cię,że w Gdańsku również około 16 zapadają ciemności egipskie. Jest zimno i w ogóle zbliża się zima wielkimi krokami!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, przekażę córce, na pewno się ucieszy:)
      A za pocieszenie, to ja dziekuję. Tylko wygląda na to, że tam wcale nie jest lepiej.

      Usuń
  2. Czy jest szwedzki odpowiednik przysłowia o jabłku i jabłoni? :) Joasiu, to zdjęcie pokazuje, że ze wszystkich Córek chyba Natta właśnie jest najbardziej do Ciebie podobna. Popraw mnie, jeśli się mylę, lecz daję słowo, taka była moja pierwsza myśl, gdy rano w przelocie wpadłam zobaczyć, co nowego na Twoim blogu.

    A wiesz, że tu chyba w ogóle nie używają soli zimą? Śnieg w naszej części Japonii pada rzadko i na krótko, ale co się wtedy dzieje na drogach, to strach patrzeć. Raz mało zawału nie dostałam na widok slalomu od krawężnika do krawężnika, zakończonego pełnym obrotem - po czym kierowca jakby nigdy nic pojechał dalej, nie pauzując ani na chwilę. Przydałby im się taki trening na torze lodowym, o jakim piszesz w jednym z archiwalnych postów. (Ja w Polsce miałam na zamarzniętym lotnisku wojskowym.)

    Szukałam Cię na Fb, aby poznać link do strony z takimi obrazkami, ale Twój "słodki" adres mailowy tylko puścił do mnie oko :) Mnie się ten obrazek podoba, od czasu do czasu pasuje do mnie w sam raz, haha, na jego widok śmialiśmy się z T. w głos - masz więcej? Mogę się zrewanżować, proszę: http://www.pani-halinka.pl/ - z pozdrowieniami ;)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Tez wszystko robię półsennie. Nie lubię gdy jesień zbliża się do końca ale zimy jeszcze nie widać, preferuje konkrety albo jesień albo zima;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Wybieram jesień. Zima trwa tu u mnie pół roku.

      Usuń
  4. Hej N:) jest szwedzki odpowiednik jabłka i jabloni, ale Natta twierdzi, że ona jako jabłko padla bardzo daleko od jabloni, czyli ode mnie. Renee jednak na widok tego zdjęcia wykrzyknęła: "ależ Natta jest podobna do ciebie mamo!". No i w końcu nie wiem. Według mnie Natta to piękniejszy wariant Ronnego. Kiedyś Ronny tez byl jak na chłopa przystało urodziwy. Ja nie jestem za bardzo aktywna na FB. Założylam konto, gdy Paulina była na Borneo, bo w dżungli miala ograniczony dostęp do internetu, a gdy go w końcu miala to pisała za jednym zamachem do wszystkich. Potem wykorzystałam konto w celach słuzbowych zakladają "osobny pokój", do ktorego wstęp mają osoby związane tylko słuzbowymi interesami. Szef nie ma do niego dostępu, ha! Kilka znajmoych osób zapytalo mnie czy chę sie z nimi przyjaźnić, potwierdziłam, no i parę osob sie nazbierało. Ale to chyba one bardziej między sobą gadają u mnie, bo ja raczej rzadko odzywam się. Jakos nie mam czasu i zainteresowań, by ciagle powiadamiac świat, że oto na przykład jem hot-doga i publikować jego zdjęcie. Ale gdy wpadnie do mnie jakas śmiesznostka, to mogę opublikować tu u mnie na blogu:))))
    PS. U nas tu na szczęście od razu solą i sypią piaskiem, gdy jest mroźno. Służby dzialaja prawie natychmiastowo. I chwala im za to, bo inaczej z domu bym się nie ruszała. Pozdrawiam gorąco!:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na Fb jestem "od Japonii", bo nawet widok polskiego hot-doga działa na mnie antydepresyjnie, haha. Ale podobnie, jak Ty, Joasiu, nie udzielam się za bardzo, na liście znajomych mam oszałamiającą liczbę 43 szczerze lubianych i zaufanych osób - i święty spokój dzięki temu :)

      O śmieszne obrazki bardzo proszę, będę tu wypatrywać :) A cóż Paulinka w dżungli porabiała, jeśli można pociągnąć wątek?... W porównaniu z zimną Szwecją takie miejsce to dopiero egzotyka! Pozdrawiam wzajemnie :)))

      Usuń
    2. Hej N. Na starym blogu napisalam o Pauliny wyprawie na Borneo. Była to ekspedycja naukowa z uniwersytetu. Paulina znalazla sie w grupie kilku szwedzkich naukowców, ktorzy chyba co dwa lata jeżdżą tam do dżunglii i w niej też mieszkają, czyli mniej więcej sa odcięci od świata. Paulina zajmowała się tam paprociami. Była jedyną dziewczyną i mieszkala w obozowisku z 30-oma lub 40- stoma facetami. Chłopy myli sie w rzece, a dla niej skonstruowali wydzielony kątek, cos na kształt kabiny prysznicowej. Ich ze szwecji było tylko kilkoro, a reszta to tubylcy, ktorzy sa wyszkolonymi przewodnikami i straznikami ochrony natury, poza tym wiedż jak przezyć e dżunglii. Paulina wróciła z tej ekspedycji z dwoma pasożytami, ktore zamieszkały w jej nodze tuż nad kostką. Wywolala tym w szpitalu w Umea sensację i trzeba było sprowadzać jakieś specjalne leki, ktorych normalnie w aptece nie ma. Na Boreneo Paulina była dwa razy - raz jako studentka (biolog - ekolog), a drugi raz jako naukowiec. Pozdrawiam serdecznie:))))

      Usuń
  5. Oj... Albo czytam nieuważnie, albo jeszcze nie dotarłam do tej relacji - lekturę Twojego bloga na Onecie dawkuję sobie na bardzo spokojnie, aby było na dłużej :) Bardzo lubię! Historia w każdym razie warta powtórzenia, naprawdę niecodzienna. Odważną masz Córkę, Joasiu. I też się wdała w Mamę - pamiętam Twoją informację o klasie biol-chem, gratuluję. Jak najmniej, a najlepiej wcale, takich egzotycznych pamiątek życzę, brr. Pozdrawiam potrójnie, dobrego tygodnia!

    OdpowiedzUsuń