Pierwszy tydzień w pracy po urlopie minął mi równie szybko jak sam urlop. Urlop zakończył się urodzinami Holgusia, który skończył swój pierwszy roczek. Na urodzinową imprezę wybraliśmy się do Pauliny. Było smacznie i bardzo towarzysko. Paulina upiekła przepyszne bułki drożowe z białą czekoladą i marcepanem. No i oczywiście był tort z jedną świeczką. Przyjemnie pogadało mi się z teściową Pauliny, bo z panami gadka troche nie wychodziła z powodu transmisji biegów narciarskich.
 |
Holguś |
 |
bułki zabójczo smaczne |
 |
mała Thea z tatusiem a nad nimi wisi lampa - design i produkcja mojego zięcia Mikaela |
 |
no i tort ze świeczką |
Tak oto zakończyło się moje wolne. Następnego dnia rano pojechałam do pracy. Pogoda zerowa, nawet przyjemnie, za to od wtorku...Krotko mowiąc reszta tygodnia pracy odbyła się pod znakiem sztormu, zamieci śnieżnych, trudnych warunkach na drogach i mega ilościami śniegu. Dotrwałam jakoś do piątku. Zresztą w piątek pogoda zaczęła się uspokajać. Po powrocie z roboty i zrobieniu zakupów weszłam do domu, w ktorym trwały wielkie przygotowania do chrzcin malej Thei. Nic, tylko trzeba było zakasać rękawy i pomóc dziewczynom, co nie należało do najlatwiejszych zadań, gdy Holguś raczkował po całym domu i nie mozna bylo spuścić go z oczu. O 21 - szej Paulina skapitulowała, zapakowala malego do samochodu i zmęczona pojechała do domu. Renee i ja uporałysmy się z przygotowaniami tak przed 23 - cią. tez padalysmy ze zmęczenia na nos. Ale efekt pracy zadowolił nas w stopniu celującym. Oto rezultat:
 |
7 tortów chlebowych! |
Tak jest! Zrobiłyśmy 7 tortów. Renee pognała do domu, a ja po odsapnięciu i posprzątaniu kuchni zabralam się za siebie. Tuz po pólnocy pofarbowałam sobie włosy. Do łóżka trafilam około 3- ciej nad ranem, bo po ułóżeniu fryzury postanowiłam jeszcze poczytać, a poza tym przypomniałam sobie, że po powrocie do domu nie zjadłam nawet obiadu. Zatem zrobilam sobie kolację, gdyż bylam po prostu głodna. Z przerażeniem popatrzylam na zegar ktory wskazywal 3 rano i stwierdzilam, że na nic te moje farbowania wlosów, skoro za dziesięć godzin odbędą się chrzciny, a ja będę straszyć podkrążonym oczami i ziewaniem. Pospałam do dziewiątej rano. Renee obudziła mnie, bo przyjechała po torty, ktore chciała zawieźć do wynajętego lokalu, w ktorym odbędzie się przyjęcie chrzestne. Za godzinę zadzwonila do mnie zdenerwowana, że nie zdąży przygotować sali, więc pojechalam do niej, by jej pomóc w nakrywaniu stołów. Efekt:
 |
ładnie, prawda? |
Pognałyśmy do domu o 11.30! Pół godziny spędziłam na dobudzaniu męża, ktory o siodmej rano wrócil z pracy i spał jak kamień. Między wybudzaniem męża malowałam rzęsy, prasowalam Ronnego koszulę, dwie moje bluzki, bo ciągle nie wiedziałam, w której z nich chcę wystąpić, bo trzeciej, w którą naprawdę chciałam się ubrać nie mogłam po prostu znaleźć. Za kwadrans pierwsza rzucilismy się z Ronnym do samochodu i pojechaliśmy do kościoła. Próg przekroczyliśmy minutę przed trzynastą.
Uroczystość była po prostu śliczna. Mała Thea zadowolona ciekawie rozglądała sie po nas i po kościele. Chyba podobał się jej własny chrzest. Pani pastor ciekawie opowiadała, wymieniła imiona dzieci obecnych w naszej rodzinie, wyjasniła znaczenie imion Thei - Théa Joanna Sara.
 |
matka chrzestna - Paulina i pani pastor |
 |
Thea z mokrą czupryną i panią pastor |
 |
Renee, Jens i Thea |
Chrzest odbył się w kościele protestanckim, bo my jesteśmy rodziną ekumeniczną - część z nas jest katolikami, a część protestantami.
 |
a tu nasz kochany Holguś kieruje się do wyjścia. |
Wyszlismy z kościoła i skierowaliśmy się do budynku obok, w którym mieści się lokal. Mróz był siarczysty (minus 18), ale zima pokazała się w całej swojej pięknej odmianie - drzewa, domy, całe otoczenie polukrowane wygladało jak kraina z baśni - biało, cicho, spokojnie, tylko śnieg chrzęścił pod nogami.
W sali czekał już tort, ktory był dziełem przyjaciółki Renee:
 |
Thea z apetytem zjadła swoje jedzonko, nie był to ani tort słodki, ani chlebowy tylko jakaś papka warzywno - mięsna |
 |
elegancki Holguś już na samym początku zaczął obszarpywać obrus, ktorego kawałek udało mu się od razu oderwać
|
Przed osiemnastą wróciliśmy do domu
 |
tak wygląda kraina królowej śniegu |
Przed chwilą dowiedziałam się, żę WOŚP już uzbierała 62 miliony złotych! Brawo! Wspaniale!
Gratuluję sielskiej rodzinnej atmosfery :) Torty mega. Sama raz zrobiłam taki tort z Twojego przepisu i był bardzo smaczny, zdecydowanie innowacja w naszych polskich realiach kulinarnych :) A propo nawyków i zwyczajów to u Was w Szwecji na uroczystościach typu chrzciny serwowane są torty chlebowe i słodkie, czy jest coś jeszcze? Jestem przeciwniczką polskiego stylu żarcia, żarcia to upadłego i zamawiania tony jedzenia w ilościach hurtowych, ale jak się odejdzie od tej normy to uznają Cię za sknerę i odmieńca :) Przesyłam serdeczne pozdrowienia z Poznania. Bieżąco czytam choć nie komentuje :) Dorota
OdpowiedzUsuńCześć Doroto, jest mi miło, że wpadasz tu do mnie. Jesli sama zrobiłaś tego torta chlebowego, to wiesz, że trochę roboty jest przy ubieraniu go. Zgadza się - torty te są dosyć powszechne i uniwersalne przy obsłudze różnych przyjęć. Są ładne, wydajne i luksusowe, bo w końcu same dobre jakościowo produkty są na takim torcie. Ale pytasz, czy oprócz to tego chlebowego tortu i słodkiego jeszcze jest coś. Tak, zwykłe ciastka czy ciasta. U nas było ciasto czekoladowe posypane wiorkami kokosowymi, pieczone na dużej blasze przez matkę Jensa. Jeżeli ktoś zaprasza na obiad, to podaje się cieple dania, ale raczej na chrzciny serwuje się zimne przekąski. Na naszym przyjęciu było 32 osoby, tortów zrobiłysmy 7 i okazało się, że jeden został w całości, a reszta w kawałkach. Te torty sa po prostu bardzo sycące. Do tego były napoje lub herbata. Po tortach chlebowych podaje się kawę i ciasta, każdy i tak bierze skromnie po jednym z każdego rodzaju (jesli jest kilka rodzajow), no i na koniec słodki tort. I na tym kończy się impreza. Pozdrawiam serdecznie:) Wpadaj do mnie i pytaj, na każde pytanie chętnie odpowiem :)
UsuńZ Twoich relacji wychodzi mi, że Szwecja to prawdziwy Tortoland! Na chlebowo i na słodko - kolorowo albo pastelowo... Aż ślinka leci:))
OdpowiedzUsuńHaloj, a żebyś wiedziała, a my tylko potwierdzamy robiąc te torty, że rzeczywiście tak jest. Ściskam :)
UsuńPieknie, rodzinnie i juz samego opisu bije niesamowite cieplo! Pozazdroscic takiej Rodziny!
OdpowiedzUsuńDobrze jest, ale teraz chyba wejdziemy w fazę jakiegoś postu. Po świętach, sylwestrze, urodzinach i chrzcinach zapragnęłam trochę prostszego jedzenia. Ronny też. ściskam :)))
Usuńaaa lampa cudna!
OdpowiedzUsuńPrzekażę Mikaelowi. Ucieszy się :)
UsuńJoasiu, cudnie to opisałaś. Torty robią wrażenie. Powodzenia.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za ciepłe słowa :) Pozdrawiam serdecznie :) ściskam
UsuńPięknie i rodzinnie, gratuluje jak zwykle udanej Rodziny.
OdpowiedzUsuńŚciskam serdecznie i pozdrawiam. Ewelina
Bardzo ciekawy pomysł na lampę.
OdpowiedzUsuńWitam po wielu wielu latach , nie wiem czy pamiętasz starego czytelnika Konrada Wallenroda . Nie było mnie tu pięć lat, a tu takie szczęście i pozytywne zmiany, super bardzo się cieszę.
OdpowiedzUsuńWitaj, witaj. Oczywiście, że Cie pamiętam. Jakże się cieszę, że się odezwałeś. Bylam jednak przekonana, że wpadasz tu do mnie, ale po prostu się nie odzywasz. A tu już pięć lat minęło. Boże, to ja już tak dlugo piszę na blogu? A rzeczywiście - rodzina w ostatnim roku 2016 rozmnozyla sie nieco. krotko mowiąc - stałam się babcią. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńJoanno najmilsza - budzę Cię w kolorze różowym! Już wiosna a u Ciebie wciąć styczeń. Czekam na wiosenne zdjęcia z Twojej pięknej okolicy. Pozdrawiam serdecznie Dana
OdpowiedzUsuńCześć Dano! Tak, długo mnie tu nie było. Gdy się tylko zmobilizuję, to napiszę. Tu u mnie wiosna jest tylko kalendarzowa. Jest po prostu biało. Śnieg powoli topnieje, ale jest go tak dużo, że na tę prawdziwą wiosnę muszę jeszcze trochę poczekać. Na pewno cały miesiąc. Bardzo cieszę się, że napisałaś do mnie. Pozdrawiam serdecznie i ciepło :)))
UsuńOczywiście - wciąż
OdpowiedzUsuńJoasiu, fajnie było przeczytać tę relację dla równowagi po najnowszych newsach ze Szwecji. Całej Waszej Rodzinie życzę serdecznie tyle samo szczęśliwych powrotów do domu, ile wyjść.
OdpowiedzUsuńTęsknię za nowymi wpisami,czy jest szansa na nowe
OdpowiedzUsuńwierna czytelniczka także Joanna
Mam nadzieje, ze nic zlego sie nie dzieje. Wracaj tutaj do nas:)
OdpowiedzUsuńCo się stało? To koniec bloga, tak bez pożegnania... ?? :((
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, no rzeczywiście, nieelegancko się zachowuję. Nie rozstałam się definitywnie z blogiem, dlatego nie pożegnalam się oficjalnie. Spróbuję coś wystukać w najbliższym czasie. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńJoaśko!!! Ty żyjesz! cudownie cudownie
OdpowiedzUsuńbuziaki
Lola
Kamień z serca.. Już naprawdę się martwiłam ! Pisz proszę, pisz czasem ..
OdpowiedzUsuńKrewetkara
Smutno tak bez Pani. Od 6sciu lat czytam i sie martwie jak nie ma co czytać.��
OdpowiedzUsuńJoanno...co u Ciebie ? Jak wnuki?
OdpowiedzUsuńAriadna
Przepiękna ta restauracja! Mogę zapytać gdzie się dokładnie znajduje? W przyszłym roku chcę zorganizować chrzciny na troszkę większą liczbę osób, a ta sala wydaje się spora :) myślałam o staragarbarnia, ale to miejsce skradło mi serce :)
OdpowiedzUsuńPS. przepiękne torty i bardzo fantazyjne potrawy, musiały być pyszne!
Ładnie to wszystko wygląda.
OdpowiedzUsuńSuper tort!
OdpowiedzUsuńMimo, że maluszek nie będzie ich pamiętał, chrzciny to bardzo ważny moment w jego życiu.
OdpowiedzUsuń