Po rozpakowaniu prezentow (wino, czekoladki, bilety do opery na Wesele Figara) , wypiciu kawy i zjedzeniu torta połozyłam się na chwilę w celu odnowy biologicznej. W tym czasie Paulina stała przy garach i tworzyla obiad, ktory, jak się potem okazało, bardzo włoski i bardzo smaczny z makaronem też przez nią wyprodukowanym.
Włoski obiad, niemieckie wino Moselland Organic i belgijskie czekoladki. A jutro austriacko- (Mozart) francuska (Pierre Beaumarchais -sztuka) opera. I tak właśnie wygladają światowe urodziny. jestem kosmopolitką.
Dzisiaj odwiedziła mnie z życzeniami stu lat życia i nieustającego zdrowia moja przyjaciółka, też Joanna. Jak stwierdzila, zdrowie to to w naszym wieku priorytet. Nie widziałyśmy się od dawna. Tym razem ja zrobiłam obiadek. Łosoś z pieca z moimi ziemniakami i sałatką. Byłyśmy tylko my dwie. Stara przyjaźń jednak nie rdzewieje. Bardzo sie za nią stęskniłam i jej wizyta wielce mnie uradowała. Ostatnio i ona i ja czujemy się psychicznie zdechłe. Nie ma lepszej terapii jak wspólny posiłek suto okraszony narzekaniem na cały świat. Naprawdę! Napisałam to bez cienia i nuty ironii. Nie ma to jak usiąść i wynarzekać się do dna. Nagromadzone wielarstwowe pokłady gorzkich żalów ruszyły wartkim strumieniem, a dotyczyły wszystkich aspektów życia od chorej światowej polityki, po lokanych dygnitarzy, ogłupianie społeczeństwa, o quasi wolności, o poprawności politycznej, która jest już normą w życiu społecznym i zawodowym, a jednocześnie niejakim glejtem czy cyrografem do spokojnej egzystencji. Nie pocieszalysmy się, tylko wyliczałyśmy wszystkie nasze bolączki przy jednoczesnym przytakiwaniu sobie nawzajem, że tak - mamy rację, że narzekamy, że mamy rzeczywiste powody, że czujemy się zawiedzione, że mamy całkowite prawo, by być zgorzkniałymi, rozgoryczonymi, nieukontentowanymi. Wzajemne zrozumienie i potwierdzenie okazały się jak ciepły przyjemny prysznic, który obmył nasze dusze i zaprowadził w nich ład uspokajając przy tym wewnetrzne rozdygotanie. To spotkanie okazalo się wspaniałą kuracją. Nie dawalysmy sobie kabotyńskich porad w stylu "patrz pozytywnie", bo byłoby to tylko kolejną hipokryzja i obłuda. Spotkałyśmy się również na skajpie późnym wieczorem. Joanna podziękowała mi, a ja jej za ten dzisiejszy katharsis i stwierdziłyśmy, że obydwie tego bardzo potrzebowałyśmy. Tak, prawdziwa przyjaźń ma to do siebie, że niczego nie trzeba udawać i jest gratisowa, w przeciwieństwie do wizyty u psychoterapeuty.