sobota, 31 maja 2014

Myśleć czy nie myśleć? - oto jest pytanie.

Renée zdała dzisiaj (piątek) egzamin z jazdy! Tym samym stała się szczęśliwą posiadaczką prawa jazdy kategorii B. Po egzaminie pożyczyła samochód od Jensa i sama przyjechała nim do domu. A w domu czekał tort, by uroczyście uczcić takie wielkie wydarzenie. Teraz na Ronnym spoczywa zakup jakiegoś samochodu dla niej. Na nim, bo on jako mężczyzna zarabia przecież więcej ode mnie. Mieszkam w takim równouprawnionym kraju, a pensję będe miała zrównaną wtedy, gdy albo zmienię płeć, albo zacznę pracować w tej samej branży, co mój mąż, czyli w transporcie. Żadna z tych opcji nie kusi mnie jednak do wprowadzenia takich zmian w moim życiu. Ale w ramach gender będę głośno protestować i pisać na moim blogu o niesprawiedliwościach między płciami. Najwyżej będe zmieniać płeć w zalezności od humoru i nastroju. Raz będe mężczyzna, raz kobietą, raz jakąś trzecią płcią, np. hetero - homo transseksualistką. Aż ciekawa jestem, co mój mąż by na to powiedział, a moje córki? A jak w pracy by zareagowali na takie zmiany? O reakcję w pracy nie muszę się chyba martwic, bo ta głosi wszem i wobec i na każdym zebraniu o demokratycznych wartościach, o które trzeba bardzo dbać, ale też ciagle trzeba je podważać. Wiem, że to brzmi padadoksalnie, ale naprawde tak nas uczą. Trzeba myslec krytycznie! Cały czas! Ciągle trzeba zadawać pytania i nie przyjmować niczego na ślepo. Jednocześnie zastanawiam się, czy "myśleć krytycznie" jest równoznaczne z werbalną krytyką. Bo oskarżano mnie wiele razy, gdy krytykowalam coś na głos, że mnie to sie nic nie podoba i wiecznie mam jakieś zastrzeżenia. I nic tu nie pomogały tłumaczenia, że ja tylko krytycznie myslę na głos. W każdym razie, gdy będę zaproszona przez szefostwo na rozmowę dotyczaca podwyżki, to na wstepie zaznaczę, że teraz wystepuję jako mężczyzna, bo oni więcej zarabiają. Palikot zachodzi w głowę, dlaczego jego ruch poniósł sromotną klęskę w eurowyborach. Uważam, że jego bardzo liberalne poglądy na życie sprawdzają się w  takich krajach jak na przyklad Szwecja, to znaczy w krajach bardzo bogatych, nażartych, ktorych jedynym zmartwieniem jest zmiana firanek w oknach i wymyslenie jakiegoś oryginalnego obiadu, z ekologicznego tofu, ktore może udawać na talerzu każdy rodzaj mięsa. A niektorzy to nawet bawią sie w biednych - kupują ciuchy w secondhandach, bo dbaja o srodowisko, jeżdżą na zardzewialych rowerach i chodzą w dziurawych trampkach. Nie szkodzi, ze potem taki osobnik wsiada do samolotu i leci do Tajlandii, w Szwecji jest ekologicznie przeszkolony, ale już poza nią niekoniecznie.  Jedyną wadą zamożności jest nuda, a zaletą - szukanie sposobów na zabicie jej czymś nowym, innym, kontrowersyjnym. A że Polska nie jest bogatym krajem i przez to nie jest nudno, więc Palikot trafil w próżnię z tą swoją genderowską ideą nawracania narodu polskiego. Nawet marihuana nie okazała sie lekiem na wszystko. No sami widzicie do czego doprowadza dobrobyt. Nawet ja z nudow pisze o jakichs pierdołach, a nie o moim życiu tutaj w tym bogatym aczkolwiek zimnym i deszczowym kraju.  No, tak! Jeden dzień słoneczny, pięć dni deszczowych. Mialam grabić, sadzic, odkrywac w sobie zamilowanie do ogrodnictwa, ale spleen - owa pogoda sama wprowadza mnie w nastrój apatii i zniechęcenia. Łapię się na tym, że mam pustkę w głowie i żadnych na dzień dziesiejszy pomysłów na życie.  Doszłam do punktu, w którym odkryłam, że  wiem, że nic nie wiem. A mysleć, to mi się w ogóle już nie chce.

         

niedziela, 25 maja 2014

Dzień matki i wybory

To był dzień! Zacznę od pogody. Po gorącym tygodniu dzisiaj zrobiło się zimno, i to jak! Tylko plus 9 stopni. Ale co tam pogoda! Dzień matki w Szwecji - tort na sniadanie, pelna obsluga, przesmaczny obiadek, kwiaty, czekoladki, winko prosto z Alzacji, a potem spacer z psami poprzez łąki i lasy. Uwielbiam spacery!  Moglabym ten dzień świętować każdego dnia. nawet w scrabble wygralam. Wczesnym popołudniem pojechaliśmy zaglosować, a przy okazji przejść sie po naszym jarmarku. Większośc w mojej rodzinie zagłosowala na Partię Środowiska i okazao się, że dostali aż 17,1% glosów. Najwięcej Socjal Demokraci, Moderaci (obecni rządzący) niżej niż Miljöparti, no i niestety ale nacjonalisto - faszyści (Sverigedemokraterna) urośli w siłę, bo zdobyli aż 9.8% poparcia i wejdą do europarlamentu. W szwedzkim parlamencie juz mają swoje miejsca. Na szczęście, albo i nie Szwecja ma tylko 20 mandatów do europarlamentu. W glosowaniu wzięło udział całe 48,9%
A teraz kilka fotek, bo nie chce mi się pisać.
te czekoladki uwielbiam!

super obiad! Ta ryba to röding (golec) prosto z jedynego czystego Morza Północnego i hollywoodzka sałatka na zachowanie młodości


wino z Alzacji, pyszne! Pierwszy raz je pilam, gdy wyjechalam do Francji, (do Alzacji) w wieku 15 lat!

tort wlasnorecznie zrobiony przez moje córeczki pod redakcja mojej najstarszej - Pauliny

bylam w takim dobrym humorze, że az zrobilam sobie słitfocię

zimny i ponury jarmark
I czego mi do szczęscia więcej potrzeba? Niczego, wszystko mam, a to co mam jest najlepsze na świecie!

piątek, 23 maja 2014

La Belle Epoque




Jestem ręką, która trzyma flagę
Jestem kieszonkowcem na Centralnym
Jestem bombą na terminalach
w pozostawionej torbie
Jestem pierwszym zimnym deszczem
Jestem mrozem tam, gdzie nic nie rośnie
Jestem półroczną ciemnością
w kraju, o ktorym zapomniał Bóg
Jestem gazem łzawiącym w torebce
Jestem w majaczącej komisji
partii wrogiej dla obcych
Jestem statystyką samobójstw
Jestem pustkowiem, Rohypnolem
Jestem zazdrością, alkoholem
Jestem szybką sms - pożyczką
Jestem podżegaczem (wichrzycielem) na  placu szkolnym

Wszyscy za wszystkich,
jeden za jednego
I zaczynamy od nowa

Jestem mgłą w miejscach pamięci,
wiatrem na moście nad zatoką
Jestem podejrzliwym sąsiadem
Pierdoleni Finowie, Norwegowie, Duńczycy
Jestem nożem w wewnętrznej kieszeni
Jestem każdą bronią, ktorą eksportowaliśmy
Jestem żołnierzami blisko wsi
Jestem minami
Nie głosuję już więcej w wyborach
Jestem festiwalem piosenki
Jestem tymi, ktorzy się wypalają
Jestem tymi, ktorzy przechodzą przez pole
Mieszkam w najwiekszym mieście
Daję pieniądze na Ratuj Dzieci
I mój komputer jest pełen zdjęć,
których nigdy nie powinno się zrobić

Wszyscy za wszystkich
i jeden za jednego
I zaczynamy od nowa

Jestem ręką, ktora kołysze kołyskę
Jestem państwem i kapitałem
Jestem instrukcją bezpieczeństwa,
anonimowymi komentarzami
Jestem mobbingem w sieci
Jestem Big Macem, który jesz
Jestem meczetami i katedrami
Jestem Biblią i Koranem


Jest to nowa piosenka Kenta, którego tworczość muzyczną i liryczną bardzo sobie cenię. Posluchajcie i sami przyznajcie, że jest to dobra muzyka. A tekst? Sama go przetłumaczyłam, by się nim z Wami podzielić. I zastanawiam się czy jest to rachunek sumienia Szweda czy człowieka, ktory może nawet być Polakiem.  Na Szweda wskazywałoby kilka wersów - pół roku panująca ciemnica, mróz, organizacja Rädda Barnen, która prosi o pieniądze na ratowanie, ocalenie dzieci, no i ten podejrzliwy sąsiad, ktory wlasnie za sąsiadow ma Finów, Norwegów i Duńczyków. Bez rohypnolu, ani rusz. A rohypnol jest silnym środkiem uspokajającym (10 razy silnejszym od valium). A może to nie jest rachunek sumienia, tylko po prostu personifikacja Szwecji, poprzez użycie anafory - jestem, Szwecja ustami Kenta śpiewa sama o sobie. Kent jest Szwedem i to bardzo wrazliwym i sami zobaczcie jak on odbiera i widzi swój własny kraj.  Raczej ponury krajobraz. Teraz w radiu jest jakby mniej tej piosenki, może dlatego, że "Szwecja" mowi, że już więcej nie głosuje w wyborach. Piosenka jest generalnie przebojem, ale teraz tuż przed wyborami to w radiu raczej wszyscy namawiają, aby iść na głosowanie. Ja pójdę i zagłosuję jednak na taka jedna babkę, ktora jest z partii środowiska, zielonych. Co prawda oni lewicują, ale ona akurat zajmuje się rybołostwem, więc te lewicowe pomysły chyba nie przełożą się na ryby i ich połowy. To będzie ważne głosowanie, bo już chyba lepiej zagłosować na cokolwiek, byleby nie dopuścić do głosu radykalnej prawicy, tych wszystkich neofaszystow, neonazistow, nacjonalistów i choroba wie tam kogo. Najsmieszniejsze jest to, że oni, dla przykladu ta nasza partia Sveriges Demokraterna wcale nie jest lewicowa, tak jak NSDAP, a prawicowa. Te inne faszyzujące i nacjonalistyczne partie w Europie też raczej stoją po prawej stronie. No i to jest ta różnica między nimi a NSDAP w Rzeszy. W poniedzialek do Umeå przyjechał sam szef partii Sveriges Demokraterna - Jimmy Åkesson. Przyjechał, by zachęcać ludzi do głosowania na jego partię oczywiście. Na rynku w mieście stoi mównica na podwyższeniu, by takiego polityka było dobrze słychac i widać, a mieszkańcy stali do niego odwroceni tylem i zatykali uszy w trakcie jego przemówienia. Tak zaprotestowali przeciwko faszysto-nacjonalistom.Z tą radykalną prawicą chyba jednak jest coś na rzeczy, bo nawet sam wnuk komendanta obozu Auschwitz występuje w spocie wyborczym przestrzegając nas przed głosowaniem na te partie. "Co to będzie, co to będzie?" Byśmy po wyborach nie wzdychali, że przed wyborami zyliśmy jednak w La Belle Epoque. Dobranoc :)


PS. Mój mąż po dokladnym wysłuchaniu stwierdził, że tekst mówi o każdym z nas żyjącym w Szwecji. Każdy obywatel może utożsamić się z tą wyliczanką -  ewentualnie uzupełnić ją i "zacząć od nowa". Szwed odpowiada po prostu na pytanie kim jestem.

niedziela, 18 maja 2014

"...wielkie słońce światem biegnie sypiąc złote skry"

Cóż to byla dzisiaj za niedziela! Nareszcie upał!  Żyć się zachciało! Poczulam w sobie jakieś odradzające się siły. Powiem więcej - poczułam się jak ten Feniks odradzający się z popiołu. Widać to o mnie śpiewała Conchita. Taras, kawa, trawa, spotkanie z rodaczkami w ogrodzie jednej z nich. Grill i sałatki. Aż krzyknąć się chce „Jeśli przed jaką złudą myśli moje klękną i powiedzą  trwaj niedzielo, niedzielo jesteś piękną!” No, moglabym tak wyspiewywac peany na cześć słonecznej i gorącej niedzieli bez końca. Najblepiej pasowałaby tu „Oda do radości”, nareszcie znalazlam wlasciwy kontekst dla tej ody. A skoro juz jestem w temacie Europy, to musze Wam powiedziec, ze wszyscy w rodzinie zrobilismy test sprawdzajacy nasza polityczna świadomośc i przynależność partyjną. Wybory się zbliżają, a moje corki - Renee i Natta nie maja pojęcia na kogo glosować. Media przyszły z pomocą publikując w Internecie tak zwany kompas wyborczy. Jest to zestaw 30 pytań typu czy uważasz, że islam jest zagrożeniem dla wartości europejskich, czy wprowadzenie Euro waluty jest dobre dla kraju itp. W odpowiedzi trzeba było klikać albo w „zgadzam się” lub „prawie sie zgadzam” czy „nie zgadzam się”, czy „definitywnie nie zgadzam się” lub w opcję „nie wiem”. Po zrobieniu testu wyskakiwały nazwy partii, ktore pogladowo odpowiadają moim odpowiedziom i profile kandydatow do europarlamentu, ktorych  odpowiedzi pokrywają sie z moimi. Okazało się, że w naszej rodzinie panuje istny melanż. Paulina glosuje na zielonych, Renee też lub na partię FI czyli Feministycznyą Inicjatywę, a ja na prawicę – Chrześcijańskich Demokratów (nawet by mi do glowy to nie przyszło). Generalnie jestesmy rozpięci od prawicy (nawet tej skrajnej) do lewicy i od euroentuzjastow do eurosceptykow. Największym eurosceptykiem jest Ronny. Wywiązala się dyskusja graniczaca z klotnią. Jednak polityka to śliski temat. Ja jednak podeszlam do sprawy powazniej, bo zaczęłam klikac w profile tych „moich” kandydatow. Odrzucilam wszystkich, ktorzy zarobili ponad milion w roku 2013, następnie odrzuciłam dziadów po 60 – tce z dużymi dochodami, odrzuciłam również wszystkich tych, którzy mówią „tak” eutanazji, no i w dalszym ciągu nie wiem na kogo głosować. Z całą pewnością ja, ktora jestem za Unią, nie bedę oddawac glosu na kogoś, kto chce tę Unię rozsadzić. A teraz z innej beczki.  W naszej regionalnej gazecie Västerbottens – Kuriren znalazlam mapkę z zaznaczonymi dziewięcioma najlepszymi miejscami na picknick w city . Tym „city” to ma być Umeå. Aż parsknęłam śmiechem na widok tego słowa, bo bardziej pasowałoby „town” z akcentem na przymiotnik „small”. Już sama ilość tych uroczych miejsc na idylliczny picknick sugeruje, że „city” to na pewno nie jest. Już u mnie na wsi więcej mozna znaleźć tych miejsc na uroczy picknick. Natta z kolei opowiedziala nam swoje wrażenia z wycieczki z kolezankami. Dzisiaj nad ranem wrocila ze Sztokholmu, z ktorego trzy dni temu wyplynęła w rejs do Rygi. Słow brakuje, żeby opisać co na tym promie się działo, czy dzieje. Alkohol, seks i totalne rzyganie. Nie wiem, kto z tego typu rozrywek korzysta, ale prom można spokojnie nazywać Sodoma i Gomora. Natta opowiadala, ze jakis chlopak dostal bardzo atrakcyjne wyzwanie   – gdy obliże kibel, to dostanie dwa kieliszki wódki za darmo. Widac na tym statku takie zabawy zorganizowano dla moczymord. Na tym promie nie pije się, tylko chleje. Zwlaszcza, ze rejs jest tani, a ceny niskie w porownianiu ze szwedzkimi. Jest to taka pływająca Ibizza. Niewiele osób schodzi na ląd w Rydze, z tej prostej przyczyny, że po prostu nie może utrzymac sie na własnych nogach. Zreszta po co w ogóle schodzic? Skoro na pokladzie znajduje się basen z pianą w ktorym można baraszkować, a poza tym nie wszyscy w ogole wiedza, do jakiego kraju płynęli. I pomyślec, że są to przedstawiciele nacji, która brzydzi sie seksizmem. W tym momencie aforyzm Leca az prosi się o zacytowanie, w troche zmienionej wersji: "Wróciłem z podróży po prowincji i stwierdziłem, że cała Szwecja jest krajem nadmorskim. Leży nad morzem wódki". Stanisław Jerzy Lec    


niedziela, 11 maja 2014

Kiełbasa i masło czyli refleksje po kolacji zwanej Eurowizja.

Wczorajszego wieczoru byliśmy świadkami wielkiego zwycięstwa kiełbasy nad masłem, pewnie dlatego, że odchudzająca się  Europa nie wcina masła bogatego w tłuszcz i cholesterol tylko chudą margarynę lub jak kto woli jest to zwycięstwo gender nad zacofaniem. Bo musicie wiedziec, że w szwedzkiej prasie dziwiono się nad tym czy w Polsce nie ma pralek, to raz, a po drugie- ironicznie ubolewano nad losem biednych Polek zepchniętych do roli gospodyń domowych, które takie oto czynności jak pranie na tarze i ubijanie masła wykonują na co dzień. Jednym zdaniem tak właśnie wygląda powszedni dzień przeciętenj Polki. Najmocniejsze jednak oskarżenie pod adresem polskiej druzyny na scenie to SEXSIZM. To zbrodnia numer jeden w nowoczesnej Szwecji. Im sexsizm najwyraźniej się już znudził, w końcu królował kilka dekad i nazywał się wyzwoleniem, szczególnie wyzwoleniem kobiet. Rozpetala się debata w prasie i na internecie na temat biednych, zniewolonych, upodlonych polskich kobiet. Jakie one sygnaly wysylają?! Dzieci tego nie mogą ogladać! Jedna zgorszona napisala, że jej mąż zmienił kanał podczas występu polskich dziewczyn, żeby ich mała córka nie miała złych wzorcow do nasladowania i nie zostala zdeprawowana. Aż chciałam ją zapytać, czy jej mąż również zmienił kanał, gdy śpiewała brodata kiełbasa. Wnioskow z tych debat wyciągnęłam kilka:
  • ·         Polskie kobiety są niedouczone i nienowoczesne, tkwią dalej w latach 1950
  • ·         Na scenie występowały dziwki
  • ·         To prymitywne eksponować biust, a już taki obfity, to zbrodnia przeciwko ludzkości
  • ·         Polki są zniewolone – robią to, co im mężczyźni każą
  • ·         Polki są prymitywne

Także moje Polki jak widzicie nastroje szybowały od współczucia aż do głębokiej pogardy. No i co z tym nieuświadomieniem zrobić? W Szwecji niektóre feministki z odłamu tych ultrafeminstek są obsesyjnie wręcz nastawione do wszystkiego co kobiece i z każdej kobiety zrobią ofiarę. Odznaczają się przepranym mózgiem, cytują jakieś lewackie naukowe pierdoły i walczą. Nie wiem czy o tym pisalam, ale takie modelki wpadły raz do kościoła katolickiego w Sztokholmie podczas mszy i nagle zrzuciły z siebie łachy, by zaprezentować swoje bojowe hasła wypisane czerwoną farbą na swoich biustach.


Nie mylcie tego z sexizmem. Szwedkom widać piersi służą jako tablica ogłoszeniowa do demonstracji swoich poglądów. Potem się skarżyły w gazecie, że wywalono je z kościoła.  Najgorsze jest to, że tego typu baby - femiterrorystki nie mają kompletnie dystansu do tego co widzą czy nawet same robią, bo po basenie chcą łazić topless. Wszystko problematyzują, analizują i są przy tytm śmiertelnie poważne. Jedyna droga do zbawienia to gender no i walka z męskim szowinizmem. Gdy tak wczytać się w ich hasła i programy, to odnosi się wrażenie, że Szwedki są najbardziej ucieśnionymi przez facetów kobietami na świecie. I teraz to już nie wiem komu bardziej współczuć – Polkom czy Szwedkom? A Umeå obfituje w takie egzemplarze "kobiecości". Mam nadzieję, że w przyszłości nie będę musiała przemykać po ulicach w jakiejś burce na głowie, by nie zostać posądzoną o sexizm. Wczoraj w nocy bylismy świadkami narodzin nowego ideału kobiety wylansowanego przez Conchitę Wurst. 
Zapewniam jednak, że lojalnie i patriotycznie podczas głosowania wysłaliśmy wiele sms-ów na polską piosenkę ze wszystkich mozliwych telefonów, ktore krążą po domu. Trochę zdziwieni byliśmy, że Anglia i Irlandia obdarzyła polski hicior zerem punktow. Weszłam zatem na tabelę obrazującą rezultat głosowania poszczególnych krajów i wszystko stało się jasne – jury w Anglii i Irlandii sytuowało Polskę na ostatnich miejscach, a publika wcale nie zawiodła, ich telefony były czerwone od dzwonienia, na pierwszym miejscu. Głosy liczyły się 50/50 zatem rachunek jest prosty jeśli 5 jurorow z Anglii ustawia Polskę na 25 miejscu, a publika na 1, to 12,5 plus 0,5 daje nam 13 miejsce i sprawa jest jasna - 0 punktów. Dobra, było, minęło i nie ma co się roztkliwiać nad tym. Teraz trawi mnie inny problem, z ktorym sobie nie poradzę. Jest to problem dotyczacy wiosny. Jest po prostu zimno, a do tego zimna dołączyl także deszcz, ktory pada tak od piątku. Biedne pączki na drzewach nie mają nawet szansy, by zamienić się w liście, a ja z kolei chcialabym w końcu ubrać lekkie pantofle albo baleriny, jakąś sukienkę czy spodnicę i lekki płaszczyk. A tu nic z tego! Ciągle jest tylko 5 stopni, rękawiczki na rękach, puchowa kurteczka na grzbiecie i dżinsy. No ile tak można? Chcę razem z ciepłą wiosna obudzić w sobie sexy kobietę – fryzurka, paznokcie, długie rzęsy. Jutro chyba jednak nic z tego, bo ma być co prawda aż cale 9 stopni, ale skąpane w deszczu. Samochód mi się przynajmniej umyje. A drugi problem to wąsy. W trakcie głosowania na piosenki powiedziałam rodzinie, że gdy Conchita wygra, to ja w poniedziałek przykleję sobie wąsy i tak pojade do pracy. Conchita wygrała, a ja nie mam wąsów!   

A tu ciekawa interpretacja zabawy w zmianę płci:
      J.A.D Ingres Odaliska i......................................Odalisek?

poniedziałek, 5 maja 2014

U mnie w Buller - byn

Dla Loli.
Trzy tygodnie od mojego ostatniego wpisu przegalopowały w okamgnieniu. Nie wiem, co się z tym czasem dzieje, ale jego upływ moge już tylko porównać do jakiegoś huraganu, który wieje 1000 km na godzinę. Szast prast i jutro już jest dzisiaj. Właśnie rozstałam się z moimi wspaniałymi gośćmi, czyli moimi rodzicami. Ich przyjazd zainaugurował Wielki Tydzień, podczas którego pogoda sprawiła raczej przykrą niespodziankę, bo po prostu było zimno jak cholera. Miałam wtedy urlop i usiłowaliśmy nawet kulturalnie zwiedzać zimne, szaro-bure i rozkopane miasto. Zawiozłam rodziców do Västerbottensmuseum położonym w skansenie Gamlia, obejrzeliśmy wystawę rzemiosła Samów oraz stałą wystawę dotyczącą Umeå. Na wierzchu leżały stare gazety Västerbottens- Kuriren  spięte rocznikami w potężne wolumeny. Przekartkowałam rocznik 1945, a konkretnie styczeń. Chciałam po prostu przeczytać, co takiego szwedzka prasa pisała o wyzwoleniu Warszawy. Zreszta każdy numer gazety donosił o jakichs wydarzeniach na frontach II wojny światowej.    Chcieliśmy rownież zajrzeć do chałup, które znajdują się na terenie skansenu, a które przenoszą nas w siermiężno - wiejskie czasy Szwecji. Chociaż to było gospodarstwo zamożnego chłopa. Drzwi do chałup okazały się na głucho zamknięte. Wkurzyło mnie to. Miasto jest niby stolicą kultury, a tych kilka pożal się Boże przybytkow kultury, ktorymi dysponuje okazuje się nieczynne! Na moim blogu chcialam bardzo zachęcać do odwiedzenia miasta w celach kulturowych, ale już mi to minęło (zachęcam za to do odwiedzenia Rzymu i Gdańska). Chyba, że ktoś ma ochotę popatrzeć na roboty budowalne w centrum miasta i obejrzeć, jesli akurat będą czynne, kilka wystaw. Na objazd samego miasta wystarczą trzy - cztery godziny. Zatem zastanówcie się, czy chcecie umoczyć mnóstwo kasy na dojazd tutaj plus wikt i opierunek. To jest jakaś parodia stolicy kultury, bo nawet samo miasto nie powala swoją urodą. Jedyne happeningi czy performance organizowane w weekendy, to wszelakiej maści demonstracje. Dwa tygodnie temu maszerowały kobiety pchając przed sobą wózki dziecięce, demonstrowały za, a nawet przeciw - przeciwko śmierci matek w połogu i za bezpieczną aborcją, oczywiście dotyczy to kobiet z krajów rozwijających się - Afryka, Azja. Wszystko w jednym. W zeszłym tygodniu odbyły się aż dwie demonstracje! Jedna, wiadomo ta pierwoszomajowa i druga wczoraj - marsz pobitych i maltretowanych (przez mężczyzn) kobiet. Wszystkie były pomalowane w sianiaki i wszelkie rany. Myliłby się kto, sadząc że to przemarsz jakichś zombie. Jak się okazuje nawet ofiara przemocy, tej męskiej oczywiście, może wystąpić jako dzieło sztuki, gdyż ten korowód pobitych został ochrzczony mianem art-performance. Wygląda na to, że Umeå stawia najwyraźniej na sztukę z gatunku tych makabrycznych, takie współczesne danse macabre. A w radiu usłyszałam, że miasto w związku ze swoim statusem miasta kultury podejmie temat praw człowieka. Ale w jakiej formie się to odbędzie, to jeszcze nie wiem. Kolejną innowacją zaprowadzoną w mieście jest przyzwolenie na topless na miejskim basanie. W ramach równości płci. Jeszcze przed przyjazdem moich rodziców rozpętała się debata na ten temat, a to dlatego, że jakieś dwie dziewczyny pływały topless i zostały przez to wyproszone z basenu. Podniosły raban - włączyły w to media, bo czuły się dyskryminowane i jakaś rada, nie wiem czy miejska czy basenowa, wyrazila w zeszłym tygodniu zgodę na obnażanie się. Ronny zatarl rece z uciechy i powiedzial, ze bardzo fajna jest ta równość i on osobiście uważa, że kobiety są bezwzględnie dyskryminowane przez obowiązek noszenia bikini. Od razu zapytał Mikaela i Jensa czy  nie poszliby przypadkiem na basen popływać trochę. Nie wiedziałam, ze mój mąż jest aż takim feministą. Wielki Tydzień mijał nam bardzo sielankowo i spokojnie. Bez żadnego przedświątecznego stresu. Nasze pisanki, ubrane w koszulki z polskimi wzorami folklorystycznymi na tle kultury Umeå prezentowaly się najpiękniej. Święta obdarowaly nas również bardzo ciepłą, a momentami gorącą pogodą. Rodzice siedzieli na tarasie i opalali się, a resztki śniegu na trawniku topnialy w oczach. Ptaki oszalały z radości i wyśpiewywały ją na wszystkie możliwe strony świata. W takie ciepłe dni siedzieliśmy na tarasie, dyskutowaliśmy, na temat Ukrainy też, wystawialiśmy się do słońca. Mikael w lesie obok nas piłował drzewa i stwierdzilam, że u nas normalnie panuje atmosfera rodem z "Wiśniowego sadu". Jedynie tytuł  zamienilabym na "Sosnowy las". Wieczorami grywaliśmy w scrabble lub Paulina rżnęła z moimi rodzicami w karty, a ja w tym czasie czytałam im na głos "Kartki z kalendarza" Kornela Makuszyńskiego, chociaż prosili mnie bym przestala, bo to nie pozwalało im się skupić nad grą. Ja wybrałam z kartek rozdział "Brydżowe brednie", bo chciałam im podpowiedzieć parę fajnych odzywek karcianych, na przyklad "piki - optyki" lub "piki - patyki". Zamiast trefle mozna przecież powiedzieć "trefelki - kolorek niewielki albo: trefeliansy, albo kolor trefloidalny, albo fretle".
W zeszłym tygodniu, gdy ja zajęłam się prozą życia, Paulina z moimi rodzicami zaatakowaly Bild muzeum (Bildmuseet), proszę kliknąć w ten fioletowy link. I co sie okazało? Ano to, że tylko dwa piętra były czynne! Reszta zamknięta, bo przygotowywano wystawę, której vernissage odbył się przedwczoraj. Dla moich rodziców było to już za późno. Uważam, że montowanie kolejnych wystaw trwa zbyt dlugo. Nie ma żadnego tempa. By skorzystać z tej kultury, to trzeba tu chyba zamieszkać najlepiej przez cały rok, wtedy może czlowiek załapie się na te nowości.
Ktoregoś dnia pojechalismy do kościoła, w ktorym Paulina brała ślub. Oczywiście kościół był zamknięty, wobec tego obeszlismy przykościelny cmentarz. Odczytywaliśmy stare nagrobki, na ktorych oprocz nazwiska i imienia byl rownież wykuty zawód, także obok szewca leżał w sąsiednym grobie lekarz. Po obchodzie zauważyliśmy, że ktoś jednak otworzył kościół, zatem powspominaliśmy nasze wielkie wydarzenie rodzinne. Kościól otworzono, bo okazało się, że w kościelnej sali gościnnej miala odbyć się impreza urodzinowa dla tegorocznych 60 -latków. Przyszło całe 6 sztuk. Jeden z nich to nawet przyjechał na motocyklu. Dziarski 60 - latek wkroczył  odziany w skórzane spodnie i kurtkę, a zobaczywszy nas zapytał czy my tez idziemy na imprezę. "My, to znaczy kto?" - zapytala Paulina - bo mi jednak brakuje jeszcze trochę do 60 - siątki. "No, ja też jeszcze jestem za młoda na tę imprezę" - dorzuciłam. "Możemy jednak wejść, jeśli zaproszenie jest otwarte" - dodała Paulina. Organizator popatrzyl na nas i nic nie odrzekł. Rodzicom przetłumaczyłam całą gadkę prowadzoną po szwedzku i oni powiedzieli, że sumując nasze lata i wyliczając średnią, to tez nam brakuje kilku lat do sześćdziesiątki, ale na imprę możemy iść, jesli nas zaprosza. Kościelny jednak nie wykonał żadnego gestu w tym kierunku.
Wracając z cmentarza zajechaliśmy do szkoły Renee. Okazało się, że szkoła miała tak zwany dzień otwarty. Na ławkach ogrodowych umieszczonych przy szklarniach siedziało kilkanaście osob, grillowało, piło kawę, sączyło soczki z kartonikow ze słomką i wcinało ciastka. Cholera wie, co to był za dzień otwarty, skoro nawet nie zaproszono nas do wspólnego stolu. Byłam tym bardziej zdziwiona, bo po wyjściu z samochodu na pierwszą osobę, na którą się natknęłam była wychowawczyni Renee. Rektorka szkoły powitala moich rodzicow, potrząsnęła ich rękami w geście powitania i przedstawiła się jako Eva. Bo wiecie - w Szwecji jest równość, nie ma żadnych pań i panów i wszyscy mówią do siebie po imieniu. Głodni i trochę zmarznięci pojechaliśmy do domu. Jakoś nigdzie nie mieliśmy szczęścia, nikt nas nawet nie zaprosił na kawę czy ciastko.W domu za to dogadzaliśmy sobie kulinarnie. Jedliśmy smacznie i same delikatesy - polską szynkę, polską polędwicę, moj sernik, łososie, röding (też ryba, z łososiowatych, strasznie dobra i strasznie droga, ale warto). W gościach u Mikaela rodzicow dostaliśmy obiad iście krolewski - polędwica renifera. Palce lizać. Niestety, porażka też się trafiła. Grill. Ronny przypalił na czarno karkówkę! Ucztowaliśmy na werandzie, zapach grillowanego mięcha dochodzil do nozdrzy i pobudzał soki żołądkowe,a tu zamiast soczystego mięsa Ronny zaserwowal nam jakieś węgle na talerzu. Wkurzyłam się strasznie. Wywiązała się między nami pyskówka. Mama usilowała jakoś mnie uspokoić pocieszając, że to się da jeść i nie jest takie złe. A Ronny siadł przy stole, wzniósł kieliszek z wódką i gromkim głosem zawołał: "Witajcie w Szwecji"! Wszyscy gruchęli śmiechem. No, chociaż raz udało mu się rozładować napięcie, ktore zwykle sam napina. W nocy z ostatniego kwietnia na pierwszego maja urządziliśmy ognisko w lesie - Valborg, czyli noc Walpurgii. Ogniem, piwem i jedzeniem usilowaliśmy wyrzucić zimę, a przyjąć wiosnę. Zrobiliśmy to chyba jakoś źle, bo na pierwszego maja spadł śnieg. Okej, prawie natychmiast zniknął, ale było zimno i ogólnie marcowo, a nie majowo. I tak jest w dalszym ciągu.  Tak oto było u mnie w Buller - (słowo to oznacza: hałas) -byn (a to znaczy tyle, co wieś).