niedziela, 31 marca 2013

Radosnych świąt!

Czas tak szybko leci, że ja nie nie nadążam z pisaniem bloga. Poza tym piszę tego bloga charytatywnie, nie czerpię z niego żadnych korzyści finansowych i na szczęście nie czuję jakiś naciskow z jego strony. Ale w pierwszych słowach mego bloga chciałabym Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia - radosci, słonca w duszy i wytęsknionej wiosny, mimo że pierwszy świąteczny dzień chyli się ku swojemu końcowi. Przed nami jest jeszcze Poniedziałek Wielkanocny. Do ciekawszych wydarzeń ostatnich dni należał wieczor w operze. Tym razem oglądałysmy z Pauliną "Cyganerię" Pucciniego. Wykonanie było bardzo dobre, scenografia fascynująca, ale teksty arii chwilami tak głupie, że aż komiczne. Wyspiewują do siebie bohaterowie o nieszczęśliwej miłości tak dramatycznie, że w zasadzie powinno sie płakać, a my z Pauliną zaczęłyśmy chichotać. Robiłysmy to bardzo dyskretnie, w przerwie stwierdzilysmy, że wlasciwe szkoda, ze w tej chwili można czytać tlumaczenie tekstów wyświetlane na ekranie, bo okazuje się, że ci ludzie na scenie wyspiewują same glupoty. Aż szkoda takiej wysokiej muzyki do niskich tekstów,  już lepiej byłoby nic nie rozumieć. Poza tym te spiewane dialogi przypominały nam do złudznia sprzeczki naszych dziewczyn z ich chłopakami. A teraz oczy zaczynaja mnie przeaźliwie szczypać - od mrozu i szalonych predkości na skuterze. Jutro dopiszę resztę. Dobranoc:)    

środa, 20 marca 2013

Czołem!

Czołem!
Moja nieobecność na blogu jest efektem trwających mrozów, które powodują uszczerbek na moim systemie nerwowym. Mam nadzieję, że uszczerbek nie będzie trwały. W tej chwili u mnie za oknem jest minus 18 stopni. W ciągu dnia różnie, ale zawsze minus. Poza tym moją głowę zaprzątały inne troski - choroba w rodzinie, ale dzisiaj w końcu mogłam odetchnąć z ulgą po usłyszeniu optymistycznych wieści. Wolno, ale w końcu idzie ku lepszemu.
Od czwartku do soboty odbywał się w Umeå Festiwal Literatury. Przez trzy dni można było siedzieć na różnych seminariach. Największą popularnością cieszyło się seminarium pisarki, dziennikarki i feministki Marii Sveland. Na swoim seminarium rozwodziła się o nienawiści do kobiet. W Szwecji zdaje się mężczyźni nienawidzą płci pięknej. Nie byłam na tym seminarium, ale z prasy wiem, że Sveland przyciągnęła takie tłumy, że nie wszyscy mogli wejść do sali. My z Pauliną poszłyśmy na dwa seminaria traktujące o polskiej literaturze przetłumaczonej na szwedzki. Pierwszy wykład dotyczył aforyzmów Jerzego Leca. Było ciekawie, humorystycznie i nawet przy pełnej sali. Następne seminarium to prezentacja polskiej poezji - Różewicza, Szymborskiej i Marty Podgórnik, która zresztą była gościem. Frekwencja była żenująco niska. A Podgórnik, której twórczości wcześniej nie znałam, zaskoczyła mnie mocnymi środkami wyrazu. Odważna i bardzo wprost jest jej poezja. Na internecie można znaleźć jej teksty. Nie jestem pewna, ale szwedzkim feministkom pokroju Sveland zapewne nie przypadłyby one do gustu. Może dlatego było tak mało zainteresowanych seminarium?

wśród książek


między seminariami nad literacką kawą i literackim ciastkiem


przed wejściem na Festiwal Literatury


z prawej Marta Podgórnik, a ci pozostali to tłumacze jej poezji


zainteresowanie polską poezją wręcz powalające


tłumy, tłumy, tłumy...


włoski obiadek u Pauliny z winem z...



Argentyny na cześć nowego Papieża Franciszka, ktory nam się bardzo podoba!

wtorek, 12 marca 2013

Co myślę o zimie

W czasie kiedy świat polityczny zajmuje się kryzysem, bezrobociem, wyborem papieża albo szansami koreańskiej, syryjskiej czy irańskiej wojny, ja siedzę w kuchni i balansuję na krawędzi załamania nerwowego, histerii i anarchistycznego buntu. Powód - ta cholerna, okropna, obrzydliwa zima!!! Tu u mnie temperatura w nocy, już tak od soboty, wynosi minus 27 stopni ( to rekord ostatnich nocy), w tej chwili jest minus 20! A w dzień wiał żyletkowy wiatr z północy i było tylko minus 10! Ja za chwilę postradam zmysły. Pytam, jak długo to jeszcze potrwa? Zresztą u wszystkich ludzi, na których się natykam w pracy, obserwuję spadek nastroju. A w radiu usłyszałam, że liczba samobójstw drastycznie wzrosła. Nie dziwię się! Napisałam i od razu mi lepiej. A teraz szybko, szybko do łóżka. Pa!

niedziela, 10 marca 2013

Dzień Mężczyzn???

Na Onecie, na samym dole strony reklamują się różne sklepy. Między innymi sklep z bronią palną. Na zdjęciu obok znajdował się pistolet i napis, że to jest dobry prezent na Dzień Mężczyzn. Prezent oczywiście dla mężczyzny. A po co facetowi pistolet? Czy po to, żeby zastrzelić swoją żonę, bo zupę przesoliła czy może dlatego, że kobieta stoi mu na drodze do szczęścia? Normalnie nie rozumiem, dlaczego facetom potrzebna jest broń? Ten pistolet powinien mieć podpis, że jest to dobry prezent na Dzień Kobiet, bo już komu jak komu, ale to właśnie kobietom potrzebna jest broń. Mało to gwałcicieli czy bestialskich mężów? Biedna żona nie musiałaby takiego od razu zabijać. Mogłaby jedynie coś mu odstrzelić. Pistolet jako prezent dla mężczyzny to jedno zagadnienie, które mnie zastanowiło, a Dzień Mężczyzn to zagadnienie, które mnie zadziwiło! Co to za święto? I jak to obchodzić? No, bo chyba nie ugotowaniem i podaniem obiadu? Jeśli to wystarczy, to w takim razie Dzień Mężczyzny trwa przez prawie cały rok w większości domów. Doświadczenie przeze mnie przemawia, więc wiem, co piszę. I co, kiedy jest ten Dzień Mężczyzn? Sprezentuję wtedy mojemu mężowi kurs kulinarny. Są takie w mieście. Zapiszę go, opłacę i niech sobie pochodzi i nabierze umiejętności i zamiłowania do stania przy garach. A teraz to moja Paulina robi licencję na posiadanie broni i właśnie uczy się strzelać ... do celu.


sobota, 9 marca 2013

Uzupełnienie do Dnia Kobiet

Właśnie oglądam program na TVP Kulturze "Wieczór kawalerski z piosenkami Antoniego Kopffa" z roku 1987. A wykonawcami sa tam Wodecki, Korda, Mec, Zaucha i chyba jeszcze kilku innych satyrów. Patrzę i nadziwić sie nie mogę, że w tych późnych latach 80 - siątych robiono takie beznadziejne programy. Ci obleśni panowie są  otoczeni oczywiście durnymi i uśmiechniętymi laskami, bardzo młodymi. Moda idiotyczna i pomyśleć, że ja sama przeżywałam moją młodość w tych tureckich fashion czasach. Zaucha szwenda się po lesie uzbrojony w karabin i poluje na dziewczyny, a udaje, że zbiera grzyby. Nagle pojawia się grupa facetów - myśliwych, ktorzy wyglądają jak gwalciciele i strzelają tam do biegającej po lesie oblecznej w dlugą białą suknię dziewczyny. Oczywiście trafiają, ona pada, myśliwi podchodzą bliżej i wyciągają z ciała ubitej "zwierzyny" strzykawkę. Tacy oni jedni! Oni tylko ją potraktowali albo środkiem nasennym, albo naćpali ją jakimś narkotykiem, a Zaucha w tym czasie śpiewa "Bądź moim natchnieniem". Kobiety są traktowane w tym programie jako kwiatek do klapy męskiej marynarki i jeszcze się z tego cieszą! Gdzie wtedy były polskie feministki? Stały zapewne w kolejkach po sznur...papieru toaletowego. Pamiętacie te rolki nawleczone na sznurki? Co tam sznur pereł, sznur papieru to dopiero był dar. Do dzisiaj mam przed oczami polskie heroiny pędzące przez miasto z siatami w obu rękach i dyndającym na szyi sznurem papieru toaletowego sięgającym kolan. A Zaucha śpiewał w tym czasie bądź moim natchnieniem, muzą! Wczoraj był Dzień Kobiet. W Szwecji jest to dzień przeznaczony na manify kobiet walczących. Jest to dzień, w którym kobiety krzyczą o nierównych pensjach, przemocy wobec kobiet i innych niesprawiedliwościach społecznych. Na fejsie czy twitterze można było odczytać, że w tym dniu kobiety na pewno nie chcą slyszeć slowa "grattis" - jest to skrot od słowa gratulerar czyli gratuluję. Musicie wiedzieć, że tu życzenia urodzinowe, imieninowe, czy inne np. ukończenia szkoły, zdania na prawo jazdy itd. skladają się z tego jednego słowa - grattis. Szwedzi "gratulują" sobie ukończenia 34, 50 czy 100 lat. Dziwnie to trochę brzmi, ale co kraj to obyczaj. Zatem życzenia typu grattis w Dniu Kobiet były zabronione przez same kobiety i to z uzasadnieniem, oto przyklady z facebooka czy twittera:
"Att säga grattis till alla kvinnor på internationella kvinnodagen är som att säga grattis till alla hiv-smittade på världsaidsdagen"  - "składać gratulacje wszystkim kobietom z okazji międzynarodowego dnia kobiet, to tak jak skladać gratulacje wszystkim hiv - zarażonym z okazji światowego dnia aids".
Czy takie: " nie skladaj gratulacji, bo nie są to żadne urodziny, tylko walka kobiet!" Były to rakcje ze strony kobiet na skladne przez mężczyzn życzenia typu - "Gratulacje wszystkim kobietom! Czym świat byłby bez was?!". Mnie najbardziej podobały się życzenia sformułowane przez jakiegoś mężczyznę ( nie mojego)  - "Dzisiaj nie składamy kobietom życzeń, tylko prosimy o wybaczenie!" No, proszę, że też w końcu taki mężczyzna się narodził! I to Szwed!

Gratulacje dla wszystkich kobiet na Międzynarodowy Dzień Kobiet.
(Czy zatem  TERAZ możemy mieć sex?)
pytanie złagodziłam trochę, bo słowo knulla, to też "seks", ale w wulgarnej formie...  


 

czwartek, 7 marca 2013

Rewitalizacja

Zima panoszy się w najlepsze, a ja urlopuję w domu. Można powiedzieć, że się w nim zamknęłam. Udaję, że wyjechałam. Odpowiadam tylko na telefony od rodziny, innych po prostu nie słyszę, gdy dzwonią. Nie rozumiem, dlaczego tak jest, ale w domu czuję się wyśmienicie! Nie mam najmniejszej ochoty na przejażdżki do miasta, nie tęsknię też za żadnym życiem towarzyskim. Moszczę się na sofie owinięta w dziergane chusty i ubrana w miękkie spodnie dresowe. Czytam, czytam i czytam. Kot leży po mojej prawicy, a pies po lewicy. Moją działalność w kuchni ograniczyłam do minimum. Widać to zresztą na zdjęciu - kuchnia jest czynna tylko chwilami. Gosposia ma też urlop, więc to jednak ja muszę skomponować jakieś obiady. Mają być jednak proste i szybkie w wykonaniu. Przykład takiego szybkiego i prostego obiadu widać na zdjęciach poniżej- łosoś spryskany cytryną, lekko posolony i zalany gotowym sosem koperkowo-rakowym. Tak przyprawiony posiedział w piekarniku 30 minut w 175 stopniach. Renee w zastępstwie gosposi obrała ziemniaki, ja wykonałam sałatkę i tak jedliśmy ten obiad dwa dni. Oprócz czytania, biegam na bieżni i wychodzę z pieskiem na spacer po bliższej okolicy. Z przerażeniem stwierdzam, że mimo zwolnionego (poza bieżnią) tempa, czas wściekle pędzi i za chwilę mój urlop się skończy. Mało patrzę w lustro, bo przestałam się malować, więc nie ma na co się gapić. Pomiędzy przeczytanymi książkami podjadam czekoladki. Czekoladą zakładam również strony w książce, gdy robię przerwę w czytaniu. Właściwie ten przemiły czas spędzam z Agathą Raisin i moimi zwierzętami. Z Agathą również Jadam śniadania. Właśnie dowiedziałam się, że czterdziestoparolatkowie mogą mieć talent do telekinezy, czyli potrafią siłą umysłu przesuwać przedmioty. Zatem zdarza mi się dłużej zagapić w stojącą na stole szklankę z wodą. Kto wie, może do końca urlopu uda mi się przesunąć ją wzrokiem. Gdybym odkryła w sobie taki talent, to używałabym go podczas sprzątania. Gapiłabym się na odkurzacz i kazałabym mu odkurzać, a brudnym naczyniom wskakiwać do zmywarki. Pranie również samo by się wstawiało. Muszę popracować nad tą telekinezą. Rano zazwyczaj oglądam Pytanie na śniadanie. Jestem zawiedziona tym programem. Ględzą w nim głównie czy karmić lewą czy prawą, a może cudzą piersią. Biorą do studia jakieś badylaste dziewczyny, które ubierają w dziwaczne ciuchy i wmawiają nam, że to modne. W tle jakiś kucharz nabija na wykałaczki robale i twierdzi, że to modny obiad. A mi na sam widok tego skrzydlatego świństwa gotowego do spożycia zachciało się rzygać. Dla kobiet 40+ ~ 90+ w tym programie niewiele mają do zaoferowania. Jest to normalnie dyskryminacja!!! Za to mogą dyskutować z ekspertami o wyglądzie i zapachu niemowlęcych odchodów. Niemowlaki są słodkie, ale ich kupy już niekoniecznie. Kończę, bo Agatha już się niecierpliwi. Pa! U mnie w tej chwili jest na zewnątrz minus 15 stopni. Jak to dobrze, że mam pełno książek, bo chyba już bym zwariowała.

obraz mojej duszy (znalezione w internecie)


poranne spacery


mój świerk


mój dom


kuchnia nieczynna


fast food czyli szybki obiad (łosoś)


łosoś gotowy do spożycia


deser - Agatha i miodowy melon,
a z ksiązki wystaje czekolada w opakowaniu ma się rozumieć


moje typowe urlopowe śniadanie


śniadanie, ktore nazwę pokusa, już bez przymiotnika "śmiertelna"


pomiędzy kotem, a psem ja mam swoje miejsce - zwierzęta śpią, a ja zwykle czytam



moja przyszłość...


a tu dwaj agenci - żebyście nie myśleli, że w mojej twierdzy straciłam humor

piątek, 1 marca 2013

Urlop!

Rozpoczęłam urlop! Do pracy wracam 11 marca. W pierwszym odruchu wolności postanowiłam, że cały tydzień poświęcę ma spanie, ale zmieniłem zdanie, bo już sama myśl o urlopie wymiotła zmęczenie z mojego ciała i umysłu. Ale każdego wolnego dnia rano na pewno nie będę się zrywać! Przysięgam! Czterodniowa "wiosna" z dodatnimi stopniami i nawet słońcem niekiedy w tle spowodowała ożywienie martwoty. Na wiejskich drogach asfalt zaczął wypełzać spod lodu, który zamienił się w fantastyczną bryję, która strzelała gejzerami pod kołami pędzących samochodów. Samochód mój wygląda w tej chwili jak piękna, szczęśliwa utytłana błotem świnka. W środę jednak było nam smutno. Nasz maleńki kotek umarł. Tak po prostu. Kocica często wychodziła z szafy, czasami zapędzaliśmy ją z powrotem, by zajęła się swoim dzieckiem. W środę rano, przed wyjściem do pracy zajrzałam do maluszka i ku mojemu przerażeniu odkryłam, że leży ono tak jakoś bez życia. Ruszył łapką i jakby ocknął się. Kocica była w tym czasie poza domem. Zadzwoniłam do Pauliny i powiedziałam, że kotek jest umierający a ja muszę jechać do pracy. Przecież nikt nie da mi wolnego z powodu kota. Paulina natychmiast wsiadła w samochód i najpierw pojechała do apteki, by kupić mleko w proszku dla kociąt i buteleczkę ze smoczkiem. Utrzymała go przy życiu cały dzień, wieczorem jednak maluszek zmarł. Kocica całą noc chodziła po domu i szukała swojego dziecka. Musimy znowu zacząć podawać jej tabletki antykoncepcyjne, bo za stara już jest na dzieci. Ten mały kociak miał pewnie jakąś wadę. Szkoda, wielka szkoda!
Dzisiejszy wieczór spędziłam z moją koleżanką, która zaprosiła mnie do restauracji na obiad. Był to obiad na cześć moich poniedziałkowych urodzin. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle się nażarłam. Na talerz można było dokładać sobie, ile wlezie, bo to był bufet, w Polsce znany jako szwedzki stół. Wnętrze knajpy wyglądało jak sklep typu Mediamarkt, wszędzie wisiały telewizory. I to włączone! Na ekranach leciały tylko sportowe wyczyny, te aktualne. Zatem były narty i jakieś lekkoatletyczne zawody. To taka knajpa o niby sportowym profilu, która ma chyba wpędzić w kompleksy obżerających się klientów. Trenować! A nie wcinać! Ja jednak nie miałam wyrzutów sumienia dokładając sobie na talerz, bo dzisiaj przebiegłam na bieżni pół godziny i spaliłam trochę kalorii. Prędkość nastawiłam na 4,8 i po pól godzinie wyglądałam tak, jakbym wyszła spod prysznica. Myślałam, że ducha wyzionę! Z bieżni zeszłam na wacianych nogach, świat mi zawirował, siadłam na podłodze, żeby dojść do siebie. Pomyślałam o Kowalczyk. Ile wysiłku musiałam włożyć w ten speed 4.8, to tylko ja wiem. Straszne! Żeby te pól godziny jakoś szybciej mi nęło, to czytałam wiadomości na Onecie z mojego iPhona. Telefon jednak mi się spocił po kilkunastu minutach i musiałam włożyć go do kieszeni. Paulina biega na 16- tce, to strach już myśleć, na jakiej szybkości trenuje Kowalczyk. Przecież ta kobieta musi mieć siłę tura! A ile to się trzeba namordować! No, ja już wiem ile. Jutro też będę biegać, ale razem z Justyną Kowalczyk. Tylko, że ona pokona 30 km, a ja jakieś dwa. Ja jednak mam swoje hmm, lata.

tak nazywa się restauracja


czy te oczy mogą kłamać? obiadek w Allstars


a tak wygląda wnętrze Allstars - wszędzie telewizory, na prawo ode mnie


za mną


z lewej strony


a ja siedziałam naprzeciwko tego faceta



w drodze do domu zahaczylam o sklep i oniemiałam! Zima wróciła! A juz tak pięknie było!